Kto nie zna biustonosza Doreen marki Triumph? Ten klasyczny model biustonosza bez fiszbin, który dopiero co obchodził pięćdziesiąte urodziny (wow, stanik starszy ode mnie o 6 lat – „urodził” się w 1966 roku!) jest czymś w rodzaju legendy współczesnego gorseciarstwa i najlepiej sprzedającym się modelem w historii swojego producenta (do 2017 roku sprzedano go 65 milionów sztuk). Wysoko zabudowany, o szerokich ramiączkach, solidnej konstrukcji i całkiem szerokim zakresie rozmiarów, podobno najwięcej użytkowniczek ma w pokoleniu powojennym, czyli u kobiet obecnie około siedemdziesięcioletnich. Czemu są mu wierne i wciąż kupują około 4500 sztuk dziennie? Siła przyzwyczajenia – a może coś więcej? Czy staroświecka Doreen, której design jest wszystkim, co kojarzy nam się ze słowem „babciny”, może coś zaoferować młodszym osobom z piersiami?
Wyznam Wam, że prawie od początku Stanikomanii chciałam Doreen wypróbować, mimo że nie raz wypowiadałam niewybredne słowa na jej temat 😉 Nie ja jedna byłam anty – w sumie, cały współczesny brafitting jest czymś w rodzaju buntu przeciwko Doreen i podobnym modelom. Warto jednak przypomnieć sobie, w jakich warunkach ów bunt się narodził. Dziś mamy bez porównania większy wybór niż przed kilkunastoma laty i nikt już nie jest skazany ani na Doreen, ani na bieliznę Triumph, a kobiety z większym biustem mają do wyboru setki modeli dostosowanych do współczesnej mody, nadających się do noszenia z dekoltami, itd. Ten wybór jednak zaczął sprawiać, że stajemy się bardziej otwarte na różne estetyki i sposoby noszenia biustu, czego wyrazem jest np. moda na bezfiszbinowce i braletki. A ja już od dawna pielęgnuję w sobie przekornego ducha, ciałopozytywne podejście do bielizny i, rzecz jasna, pasję do eksperymentowania. Postanowiłam więc pójść pod prąd i w końcu spróbować osławionej Doreen.
Czy nadszedł czas, by wróciła do łask? Uważam, że jak najbardziej. Zobaczcie, dlaczego.
[Rozmiary: miseczki B-J, obwody 75-110, cena: 149,90; biustonosz kupiłam za własne nieprzymuszone złotówki w sklepie internetowym Triumph ;-)]
Nigdy nie byłam wielką miłośniczką retro, choć doceniam urok niektórych staroci, jak biżuteria art deco, albo moda lat 60. Nie marzyłam jednak nigdy o bullet bra, ani tym bardziej o bezfiszbinowcach w stylu tych z szafy mojej mamy czy babci. Doreen tak mocno odbiega od tego, co noszę na co dzień, że z początku trochę nie wiedziałam, jak na nią spojrzeć, ale w końcu ją oswoiłam i nawet polubiłam 😉
Sam w sobie stanik ten wygląda przede wszystkim jak produkt zaawansowanej myśli inżynierskiej oraz żmudnej pracy szwaczek. Podobno składa się z 46 części, co jest raczej sporą liczbą. I to widać. Doreen sprawia bardzo misterne wrażenie i to akurat coś, co zawsze ceniłam w bieliźnie. Dlatego nigdy nie zostałam fanką miseczek na kopie ani majtek one size, bo szanuję sztukę konstrukcji rzeczy zrobionych z wielu zszytych ze sobą kawałków materiału.
Pierwsze spojrzenie na Doreen nie pozostawia wątpliwości – to jest stanik, który ma przede wszystkim podtrzymać i ustabilizować większy biust bez użycia fiszbin i przy tym zapewnić maksimum wygody. Stąd zabudowanie, szeroki tył i ramiączka, bez których stanik ten prawdopodobnie nie działałby tak dobrze i nie byłby tak wygodny. Funkcjonalność w tym przypadku wyraźnie podyktowała taki a nie inny design, przy czym w ramach dostępnych możliwości postarano się go uatrakcyjnić. Podoba mi się na przykład, że miseczki są z bardzo mocnego i sztywnego laminowanego materiału, ale górna część jest półprzezroczysta, a na całych miseczkach wierzchnią warstwę stanowi koronka (zgrzana z tym, co pod spodem). Jestem też fanką tego ażuru, który znajduje się na dolnym pionowym szwie miseczki.
Podoba mi się też kolor – co prawda nie jest to ten nasycony ciemny szafir, jak na zdjęciu w sklepie internetowym, a całkiem klasyczny granat – ale ja lubię granat. Aktualnie jest też do kupienia wersja morska oraz oczywiście kolory bazowe: biały, czarny i cielisty. Warto też wiedzieć, że Doreen występuje w kilku wersjach – oprócz tej klasycznej mamy bardziej koronkową odmianę Delicate i bardziej minimalistyczną Cotton, niestety tylko w kolorach bazowych (a ta druga nie oferuje też mojego rozmiaru).
Czego nie lubię? No cóż, ramiączka o takiej szerokości nie wyglądają uroczo, nie poprawiają im też urody regulatory znajdujące się z przodu – ale za to jakie to wygodne! 🙂 Do estetycznych zalet nie należy bardzo wysokie zabudowanie (żadnych dekoltów…) ani ogólna solidność i pewna twardość. Tu wyraźnie priorytetem jest funkcja.
Jakość oceniam jako dobrą. Co prawda słyszałam głosy, że dzisiejsza Doreen to już nie to, co kiedyś, ale na razie po trzech miesiącach mało intensywnego noszenia (niestety albo stety, testuję równolegle wiele modeli…) nie widać po niej zmęczenia. Zapięcie jest bardzo solidne i dobrej jakości (wyściełane od spodu bardzo miłym w dotyku materiałem), boki także. Ten gruby powermesh budzi szacunek. Ogólnie – oceniłabym Doreen na bardzo dobrą średniopółkową jakość (choć w Niemczech zapewne okupuje niższe półki, niż w Polsce…).
Przewidywalność rozmiaru oceniam dobrze, ponieważ trafiłam 🙂 Ale nie było to precyzyjne trafienie, bo zamówiłam dwa rozmiary – 80H i 80I i przez pewien czas wahałam się między nimi. Ostatecznie wybrałam I, ale H postanowiłam zachować, na wypadek, gdyby I jednak zirytowało mnie swoim naprawdę wysokim zabudowaniem.
Zacznijmy od początku. Obwód jest raczej hojny – noszę zależnie od marki i modelu 80 lub 85 i Doreen należy do tych, w których potrzebuję tego ciaśniejszego obwodu. Na razie jednak ciągle zapinam się na najluźniejsze haftki.
Miseczki nie mają fiszbin, zatem mamy tu trochę większą swobodę w dopasowaniu, bo nie ogranicza nas tak bardzo łuk druta. Jestem w stanie wygodnie nosić oba rozmiary, 80H i 80I, jednak w tym większym piersi są lepiej podniesione i „ogarnięte” miską. Większy rozmiar ma też szersze ramiączka, co z jednej strony trochę mnie denerwuje, z drugiej – obiecuje większy komfort. Jest też mocniej zabudowany, co też ma wady (wygląd i uczucie „zapakowania” w stanik, potencjalne uwieranie pod pachą – na szczęście nie odczuwam) i zalety (moim zdaniem po prostu lepiej trzyma).
Rozwodzę się nad tym wszystkim, ponieważ chcę podkreślić, że w przypadku Doreen dopasowanie ma tak samo istotne znaczenie, jak w modelach na fiszbinach. To, że możemy bez trudu nosić za małego bezfiszbinowca (drut nie dźga, więc osoba bez wiedzy o brafittingu jest w stanie włożyć na siebie niemal cokolwiek, w czym się dopnie) sprawia, że często nosimy je za małe. Akurat Doreen ma za sobą w Polsce długą karierę polegającą na byciu wciskaną każdej właścicielce dużego biustu w za dużym rozmiarze obwodu i w za małym rozmiarze miseczki. Stąd, jak sądzę, bierze się tak naprawdę większość uprzedzeń do tego modelu. Kobieta w Doreen przychodząca na brafitting w większości przypadków miała go na sobie w bardzo złym rozmiarze.
Tymczasem Doreen jest produkowana nie „do D” ani nawet nie do F, a do europejskiego… K, którego jednak nie znalazłam w polskim sklepie online (największa miseczka, jaką tam widziałam, to J). Jak jest z dostępnością rozmiarów stacjonarnie – przyznam, że nie wiem. Miseczki K można znaleźć w brytyjskim sklepie Figleaves. Nie pożywią się za to nosicielki obwodów poniżej 75 – jest to najmniejszy rozmiar pod biustem.
Na Doreen warto zdecydowanie popatrzeć w ubraniu, bo bez niego można jej nie docenić 😉 Zwłaszcza te potężne ramiączka przywodzą na myśl uprzęże zgoła nie seksowne. Kształt piersi jest oczywiście bardziej stożkowaty niż we współcześnie projektowanych stanikach i piersi wyglądają na rozstawione, jednak w ubraniu, zwłaszcza niezbyt obcisłym, magicznie okazuje się, że wyglądają całkiem normalnie – ja osobiście nie mam żadnego problemu z wyjściem z domu w Doreen.
Doreen łamie też stereotyp, że bezfiszbinowe staniki nie nadają się do eksponowania biustu. O dekoltach mogę co prawda zapomnieć (i to zarówno głębokich, jak i szerokich, bo ramiączka są blisko centrum), ale nigdy nie powiedziałabym, że Doreen nie podkreśla biustu. Jest to wręcz wymarzony stanik pod np. zakrywające sylwetkę sweterki, jeśli chcemy wyglądać biuściasto.
Bluzka obcisła: Francuzka 3/4 marki Urkye.
Bluzka w koteły: prezent.
Podtrzymanie biustu w Doreen jest moim zdaniem bez zarzutu. Każda z piersi jest podniesiona i przytrzymana, całkiem jak w staniku na drucie.
Warto przyjrzeć się konstrukcji i materiałom. Miseczki są ze stabilnego, laminowanego materiału, a dookoła – z boków, od góry, na mostku – są one objęte elastycznym powermesh’em, z wyjątkiem dołu, który jest stabilny.
Cechę tę podkreślają już stare reklamy tego modelu – z czasów, gdy włókno lycra było jeszcze dość świeżym wynalazkiem i dopiero zaczynano stosować elastyczne włókna w produkcji bielizny. Jeśli dobrze odczytuję to, co napisano w historii firmy, linia Doreen była jednym z pierwszych produktów marki Triumph, w których zastosowano elastan.
Elastisch!
Jestem pod wrażeniem konstrukcji tego stanika przede wszystkim dlatego, że w przeciwieństwie do znanych mi do tej pory bezfiszbinowców, skutecznie ROZDZIELA piersi – powoduje, że się nie stykają. To dla mnie bardzo ważna cecha, decydująca o komforcie. Oddzielenie opadających piersi od ciała pod spodem oraz od siebie nawzajem to podstawowe funkcje stanika, bez których trudno mi się obejść – pomijając oczywiście kwestie estetyczne, typu nadawanie kształtu, modelowanie dekoltu, itp. Stykające się piersi to nie jest coś, co lubię, bo pocą się i powodują, że jest mi gorąco. Dlatego bezfiszbinowce czy braletki to były dla mnie jak dotąd propozycje na chłodną aurę – a Doreen będę mogła zapewne nosić także w lecie.
Mam wrażenie, że projektanci nowoczesnych bezdrutowców jakby nie biorą pod uwagę tej zasadniczej różnicy między piersiami małymi a dużymi – małe pozostaną rozdzielone niezależnie od konstrukcji, duże piersi natomiast, jeśli je po prostu podnieść i zbliżyć do siebie, zetkną się ze sobą, co niekoniecznie jest komfortowe dla ich właścicielki.
Nie obraziłabym się, gdyby polskie firmy idące za trendem na bezfiszbinowce zaczęły bardziej naśladować tę konstrukcję. Może z delikatnymi modyfikacjami dałoby się uwspółcześnić trochę kształt biustu w tym modelu i unowocześnić wygląd, zachowując jego zalety?
Główną rolą, do której zaangażowałam Doreen, jest bycie wygodną. I powiem Wam, że brak drutu to jednak wyjątkowo przyjemna rzecz. Żadnego gniecenia na mostku, napierania pod piersiami. Naprawdę fajne uczucie – mieć podniesione i rozdzielone piersi i jednocześnie pełen relaks! Jestem zachwycona. Skłamałabym jednak mówiąc, że to skończony ideał, bo po dłuższym czasie noszenia Doreen zauważam dwie wady.
Po pierwsze, po dłuższym czasie gniotą mnie usztywnienia boczne – tak, one tam są, choć są dużo bardziej giętkie niż klasyczne „patyki”. Blisko dołu stanika usztywnienia te wyginają się i po jakimś czasie zaczynają uwierać. Nie próbowałam jeszcze, jak będzie po ich usunięciu.
Po drugie (to raczej ogólne spostrzeżenie, niż narzekanie), stanik bez fiszbin, który mocno podnosi biust, w większym stopniu napiera na barki i naciska na ramiona ramiączkami, niż stanik na drucie. To dlatego namawiam osoby noszące bezfiszbinowce i jednocześnie narzekające na bolące od ramiączek ramiona, by po pierwsze skorygowały rozmiar, po drugie jednak rozważyły przesiadkę „w druty”. I dlatego jednak cieszę się w Doreen z ramiączek o szerokości męskich szelek!
To wszystko jednak dzieje się dopiero po wielu godzinach. Do tego po dłuższym czasie biust w Doreen trochę opada, jakby noszenie moich piersi było jednak wyzwaniem dla tego modelu.
Ponieważ Doreen spełniła moje oczekiwania, nie mam do niej pretensji o cenę. Okolice 150 zł to suma, którą płacę za stanik bez wrażenia, że się nadmiernie wykosztowałam. Produkt jest dobry i robi to, co obiecuje 🙂
Trudno w to uwierzyć, ale Triumph nie oferuję majtek w komplecie do Doreen. Żadnych cudownych retro wysokich fig z koronkowymi panelami! A tak bardzo pasowałyby tu #majtkizgolfem… Nie, to nie – trzeba było poszukać czegoś innego. Tak, wiem, Triumph oferuje różne majtki, nawet granatowe, ale ponieważ dawno już chciałam wypróbować figi polskiej firmy Julimex, stwierdziłam, że to dobra okazja. Firma Julimex uprzejmie sprezentowała mi bawełniane figi midi w kolorze granatowym, które całkiem pasują kolorystycznie i mają moją ulubioną wysokość. Kto wie, może zastąpią mi choć częściowo nieodżałowane majtki od Marksa&Spencera, już nie do kupienia w Polsce? Zobaczymy. Na razie są wygodne, nie drapią żadnymi ozdobnymi gumkami, bo są wykończone bez szwów. Jeszcze nie wiem, jak zniosą liczne prania, bo było ich dopiero kilka. Są przyjemne w użytkowaniu (ćwiczyłam w nich jogę 😉 i z Doreen tworzą całkiem miły quasi-komplecik.
Szkoda tylko, że największy rozmiar tych majtek to XXL i ten właśnie rozmiar noszę (i nie mam pojęcia, czemu nie jest bardziej obficie dostępny w sklepie online! Byłyby to moim zdaniem bardzo dobre majtki plus size).
A oto rzeczony quasi-komplecik w wersji lekko wystylizowanej:
Na prośbę fanów – wersja retro! 🙂
Doreen nie ma może zbyt wiele do zaoferowania jeśli chodzi o subtelności wyglądu, ale warto się dobrze przyjrzeć, jak misternie jest zrobiona 🙂
Podsumowując 😉 – uważam, że również młodsze pokolenia mogą docenić Doreen jako świetną konstrukcję dla dużego biustu bez fiszbin! Moim zdaniem Doreen jest najbardziej niesłusznie niedocenianym modelem wśród entuzjastek nowoczesnego brafittingu. Dałam nawet wyraz temu przekonaniu, gdy „Modna Bielizna” poprosiła mnie niedawno o wytypowanie takiego właśnie, niezasłużenie niedocenianego modelu.
O co jednak mam pretensję do Doreen – to estetyczna stagnacja. Klasyczna wersja może jest dobra dla najstarszych i najwierniejszych pokoleń klientek, ale dla tych młodszych bardzo by się przydało Doreen unowocześnić. No powiedzcie same – czy nie poszłybyście w takie staroświeckości, gdyby zaproponowano je Wam w wydaniu np. słodko różowym z falbankami, albo wręcz przeciwnie – w czarnej satynie, zestawionej z czymś metalowym? Ten stanik można by „ostylować” na najróżniejsze sposoby i wciąż pielęgnować jego legendę.
Tymczasem firma Triumph ten model wyraźnie zaniedbała. Na stronie firmowej nie ma właściwie nic o historii Doreen, oprócz daty powstania. Dopiero w odpowiedzi na moją prośbę o materiały dostałam od firmy trochę danych. Nieocenionej pomocy udzieliła mi Justyna Zawiejska, autorka przecudnego bloga Marchewkowa o modzie retro i szyciu, która podesłała mi linki i piękne stare reklamy, których przykłady widziałyście powyżej.
Wracając zaś do stanika – polecam. Jeśli mieścicie się w rozmiarówkę, a jeszcze nie próbowałyście Doreen – przymierzcie tę weterankę bez uprzedzeń. Kto wie, a nuż stanie się Waszym ulubionym bezfiszbinowcem? Pamiętajcie tylko o tym, by dobrze wybrać rozmiar.
I na koniec pytanie: co Wy na to? Szok, niedowierzanie, niechęć, czy zaciekawienie? A może już kiedyś miałyście Doreen, tylko nie w swoim rozmiarze? Dacie jej jeszcze szansę? 🙂
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…
Komentarze
Bardzo pomocna recenzja, szczegółowa i jakże dowcipna :) Gratulacje. Posiadaczka dużego biustu przesyła ukłony.