Stanik półusztywniany. Co to takiego? Dla niektórych oczywistość, dla innych – rzecz nieznana. Za co kochamy, a za co nie znosimy semi-softów? W tym wpisie spróbuję zgłębić zagadkę popularności biustonoszy półusztywnianych w ofercie polskich producentów bielizny i pokazać, co mi się w tym podoba, a co – nie.
Czy ktosia jeszcze nie wie, co to jest „semisoft” czy też „semi soft”? 🙂 Biustonosz półusztywniany to taki, który jest w połowie usztywniany, a w połowie miękki, czyli – u góry miseczki mamy miękki materiał (tiul, haft, koronka, czasem jest on elastyczny), a część dolna jest usztywniona pianką gorseciarską.
Tutaj znajdziecie recenzje staników półusztywnianych.
Te z nas, które w bieliznę zaopatrują się w centrach handlowych, mogły w ogóle nigdy nie spotkać tego wynalazku. Nie trzeba jednak wcale chodzić na targi bieliźniane – wystarczy zerknąć do sklepów online z polską bielizną, na firmowe strony, czy też przejrzeć katalogi polskich producentów biustonoszy, by natychmiast zetknąć się z fenomenem biustonosza półusztywnianego.
Nie znam wprawdzie całej istniejącej oferty, ale śledzę to, co produkuje się na świecie na mój biust (UK 36G, EU 80H) i „semisofty” są poza krajem zjawiskiem bardzo rzadkim. Nie miałam nigdy nie-polskiego biustonosza tego typu. Z jednym wyjątkiem – brytyjska marki Panache specjalizująca się w dużych miseczkach kilkanaście lat temu oferowała półusztywniany model, po czym przestała. Nie pamiętam, jakiego angielskiego terminu użył producent na określenie modelu Heaven, ale z nazwą „semisoft” spotykam się wyłącznie tam, gdzie sprzedaje się biustonosze polskiej produkcji. Sama po angielsku powiedziałabym raczej „half-padded”. Semisofty wydają się polskim wynalazkiem, nie tylko językowym, zwłaszcza w strefie rozmiarów D+. W porównaniu z resztą bieliźnianego świata nasz kraj jest półusztywnianą (czy też: półmiękką) potęgą.
Kto się kocha w półmiękkim?
Część kobiet wielce sobie ceni wygąbkowane dołem modele. Niektóre bez semisoftów nie wyobrażają sobie swojej bieliźniarki i doskonale to rozumiem, bo także mam swój preferowany typ – tyle, że zupełnie inny.
Czym uwodzi nas semisoft?
- Dla niektórych z nas semisofty są wygodniejsze od miękkich, bo pianka skuteczniej podnosi i trzyma biust. Dzięki temu naprężenia w konstrukcji są mniejsze, i co za tym idzie, mniejsze naciski biustonosza na ciało.
- Podtrzymujące walory pianki wpływają na skuteczniejsze zbieranie i modelowanie piersi (wiele osób chwali sobie kształt biustu w półusztywnianych stanikach).
- Usztywniana część lepiej maskuje brodawki sutkowe, na czym zależy wielu osobom. I tu siurpryza: są biusty, których brodawki wypadają wysoko – w części górnej – i te z kolei niekiedy cieszą się, że mogą brodawki odkryć 🙂
Górna, często przejrzysta część miseczki z koronki, haftu lub tiulu daje wrażenie lekkości. „Półsztywniak” jest czymś w rodzaju kompromisu między stanikiem usztywnianym i miękkim: łączy podtrzymujące i modelujące właściwości pianki (co cieszy zwłaszcza biusty „zmęczone”) z kuszącym ażurem górnej części.
Uważam, że to świetnie, że w naszych fabrykach powstają konstrukcje, które wiele kobiet uważa za najlepsze rozwiązanie dla siebie i doskonale, że polskie firmy mają swoją specjalność, którą mogą konkurować na światowym rynku. Do tej beczki miodu dołożę jednak łyżkę dziegciu, i to całkiem sporą.
Skazane na piankowce
Bardzo, ale to bardzo nie lubię być w nieuzasadniony sposób skazana na mniejszy wybór. Kiedyś musiałam zadowalać się czymkolwiek w moim rozmiarze, dziś – ograniczenia mają bardziej charakter stylistyczny, ale także konstrukcyjny. Podczas gdy biusty poniżej miseczki D mogą w ofercie polskich firm przebierać we wszelkich możliwych fasonach miękkich i usztywnianych – właścicielki takich biustów jak mój (a zapewniam, że moje nędzne 80H, czy 85F, zależnie od firmy, to tak naprawdę środek, a nie kraniec pełnej „tabeli rozmiarów” ludzkiej populacji) często na pytanie „jakie modele na mój rozmiar” otrzymują odpowiedź „tylko semisofty”. Tak jest na przykład w markach Dama Kier i Unikat, miękkich modeli prawie nie oferują dla mnie takie marki, jak Alles, Konrad, Mat, Nipplex (od niedawna – jeden model).
Półsztywniaki, bo tak je niezbyt elegancko nazywam, w mojej strefie rozmiarowej nie dominują w ofercie nielicznych marek. Przykładowo, w kolekcji marki GAIA na aktualny sezon zimowy naliczyłam tylko 4 modele miękkie, za to aż 16 semisoftów i 7 modeli w całości usztywnianych, licząc tylko te dostępne w rozmiarze 80H. Lepiej wypada Ava (która akurat bardzo się ostatnio rozwinęła w dziedzinie miękkich modeli, za co bardzo ją cenię) – w kolekcji wiosna-lato 2019 znalazłam 7 modeli miękkich na fiszbinach, przy10 półusztywnianych i 4 usztywnianych – wciąż jednak przewaga piankowców jest widoczna. Przykłady można by mnożyć. Chlubnym wyjątkiem jest za to Nessa, która w ofercie dla mojego rozmiaru ma prawie wyłącznie biustonosze miękkie. W większości miękka jest też oferta Gorsenii. Ewa Bien i Samanta również wypadają nieźle na tle wygąbkowanego krajobrazu. Pierwsza oferuje w moim rozmiarze (80I) większość wzorów w kolekcji, ale tylko w jednej konstrukcji – która sprawdza się u mnie w miarę, ale nie jest idealna. Druga – oferuje dwie konstrukcje miękkie, z których preferuję jedną. Obie te marki, rzecz jasna, oferują w podobnych zakresach także konstrukcje półusztywniane.
Ton mojej wypowiedzi chyba już sugeruje Wam, że semisoft nie jest moim ulubionym typem stanika. Rzeczywiście, nie jest. W ogóle nie lubię gąbek w biustonoszu, chyba że użycie usztywnienia jest naprawdę uzasadnione jego przeznaczeniem, bo miękki materiał nie poradziłby sobie z ciężarem piersi (np. w straplessach czy bardzo niskich plunge’ach na duże rozmiary). Pianka to dla mnie, z grubsza, zło konieczne (im grubsza, tym większe), co nie znaczy, że zupełnie nie doceniam jej zalet. Kluczem jest tu sformułowanie „naprawdę uzasadnione”.
Miękkie „dasię” czy „niedasię”?
Wydaje się, że część twórców bielizny uważa, że od pewnego rozmiaru biustonosza skonstruowanie miseczek całkowicie pozbawionych usztywnienia to zadanie na miarę przekroczenia prędkości światła. Żeby się przekonać, że tak nie jest, wystarczy zerknąć choćby na ofertę marek brytyjskich, w których miękkie modele sięgają brytyjskiego rozmiaru miseczki K przy jednoczesnym rozmiarze 90 pod biustem (Panache) czy nawet L (Bravissimo), co przekłada się na okolice europejskiego O. Można by oczywiście dyskutować, czy miękkie modele brytyjskich specjalistów od D+ w tych największych rozmiarach są dla użytkowniczek równie wygodne, jak byłyby w analogicznym rozmiarze polskie modele półusztywniane. Trudno mi to sprawdzić, bo mało która polska firma w ogóle sięga rozmiarami tak daleko. Ja jednak w dobrze skonstruowanym miękkim biustonoszu czuję się znakomicie i nie odczuwam specjalnie przewagi pianki nad stabilnym materiałem. Mając wybór między „softem” a „semisoftem”, zawsze postawię na ten pierwszy typ.
Nie trzeba zresztą udawać się aż na Wyspy Brytyjskie. Są na polskim rynku firmy, które doskonale radzą sobie z „obszyciem” mojego – i większego – biustu w nieusztywniane miseczki (weźmy choćby Avocado, Ewę Michalak, Gorsenię czy wspomnianą Nessę).
Część pozostałych również to potrafi, tyle że, z nieznanych mi przyczyn, wciąż oferuje zdecydowanie mniej „miękkusów” niż półsztywniaków. Nie jestem specjalistką od konstrukcji biustonoszy, ale mam niezbyt radosne podejrzenie, że dobry miękki biustonosz w dużym rozmiarze jest większym wyzwaniem dla konstruktorki, wymaga też starannego doboru materiału (cienki, lecz stabilny), Zapewniam Was jednak, że NAPRAWDĘ SIĘ DA. Ale przez lata łatwiej było przyzwyczaić klientki do pianki, niż stworzyć dla nich dobrze działające alternatywy. Część kobiet również przez brak fachowego brafittingu uwierzyła, że dużego biustu nie da się podnieść bez udziału gąbkowanych miseczek. Chyba wiecie, że to nieprawda? (jeśli nie, to wystarczy sobie popatrzeć na moje fotki w miękkich stanikach).
Gąbka wybacza – ja nie
Czemu tak narzekam – skąd ta moja piankofobia? Między innymi stąd, że nie spotkałam jeszcze nigdy półusztywnianego stanika, który leżałby na moim biuście w stu procentach zadowalająco. Mam – i wiem, że nie tylko ja – problem z łączeniem między dolną a górną częścią miseczki. Szew często się mocno odznacza, nadając piersiom kształt nienaturalnie szpiczasty. Część górna często okazuje się zbyt luźna, a pierś „wpada” w przepastną część dolną, i nie pomaga zmniejszenie rozmiaru miseczki, bo każe mi wpychać się w za wąskie fiszbiny.
Przede wszystkim jednak – zwyczajnie nie lubię sztywnych stelaży i opancerzeń. W dziedzinie modelowania i podtrzymywania w zupełności wystarczają mi fiszbiny – te w miseczkach, nie te boczne, które prawie zawsze kłują i które muszę wyciągać. Niestety – pianki wyciągnąć się nie da. Kocham się w przezroczystości i przewiewności, nie chcę zamykać mojego ciała w narzuconym kształcie miseczek. Chcę dawać mu więcej wolności i to bynajmniej nie dlatego, że puszczony wolno biust jest ostatnio w trendzie, a usztywniane staniki zrobiły się tak jakby niemodne.
Jest jeszcze jeden aspekt – brafittingowo-handlowy. Półusztywniane i usztywniane miseczki potrafią skutecznie ukrywać niedopasowanie. Jeśli klientka nie miała do czynienia z prawidłowym dobieraniem biustonosza, łatwiej ją przekonać, że skoro podnosi – bo podnosi, a nawet zbiera – to wszystko jest w porządku. A że drut dziabie, że ciało się gdzieś tam z boku wybrzusza – no coż, widocznie ciała jest za dużo, a biustonosz robi, co może. Miękkie miseczki nie wybaczają – od razu widać, że coś nie gra i trudno utrzymywać, że tak ma być… Same klientki też – bo wszak nie tylko sprzedawczynie decydują, jakie rozmiary kupujemy – dają się zwieść niedopasowanym gąbkom, zwłaszcza jeśli w sklepie rozmiarów jest za mało.
Do tego, last but not least, staniki „nieopancerzone” zajmują mniej miejsca w szufladach oraz… znacznie lepiej wychodzą na zdjęciach 😉
A nawet gdybym nie widziała w semisoftach tych wszystkich wad – uważam, ze mam prawo mieć wybór!
Sztywne, bo polskie
Mam też taką fanaberię, że chcę nosić polskie, ale bez uczucia, że poświęcam swoją wygodę i gust. Korzyści z zasilania naszym popytem lokalnych firm nie muszę chyba nikomu tłumaczyć. Jeśli mogę – wolę zapłacić za polski produkt, niż dać zarobić fabrykom wyzyskującym ludzi w Bangladeszu czy w Chinach. Dlatego nie podoba mi się sytuacja, w której większość produkcji skierowana jest do pewnej grupy, z pominięciem całej reszty. Mimo szalonego rozwoju, jaki zaszedł w ostatnich latach, mam wrażenie, że polskie biustonosze w moim rozmiarze są bardzo zunifikowane. Podobne konstrukcje, rozwiązania. Wszędzie ten sam kształt i rozstaw fiszbin (o fiszbinach mogłabym napisać osobny, jeszcze smutniejszy tekst), wszędzie takie same, półusztywniane miseczki. Zaczynam mieć już tego dość.
Chcąc się ubierać w polską bieliznę, wciąż muszę spod grubych warstw gąbki wyszarpywać nieliczne tak zwane softy. Zwiedzając targi, przy każdym stoisku zadaję obowiązkowe pytanie o „coś miękkiego w 80H”. Rzecz jasna, im więcej propozycji otrzymam, tym więcej czasu spędzam na przeglądaniu oferty marki. Ten czas, muszę przyznać, w ostatnich sezonach stopniowo się wydłuża. Wciąż jednak polskie duże biusty, chcąc wspierać lokalną produkcję, są w ogromnej mierze skazane na półpancerzyki. I przeciwko temu protestuję.
A Wy co sądzicie na temat półusztywnianych biustonoszy? Lubicie je i cieszycie się, że jest ich tak dużo – czy też, podobnie jak ja, wolicie miękkie i chciałybyście, by polskie firmy produkowały ich więcej? Czego brakuje Wam najbardziej w polskich stanikach?
1 Komentarz
Gorsenia Alicante, czyli zieleń oczekiwana - Stanikomania
[…] zalety (o tym, za co można lubić, a za co nie lubić staników półusztywnianych, przeczytasz tutaj), co sprawia, że nie rezygnuję z testowania ich. Zrozumiałam też, że beżowy spód pod […]
15 września 2021 at 11:46