Skomplikowane jest życie miłośniczki ciekawej estetycznie bielizny, która ma nieszczęście nie przepadać za kwiatkami i ogólnie wzorami tradycyjnie zdobiącymi damskie desusy. Mnie akurat flora nie wadzi, choć bywam nią znudzona, ale wiem, że są osoby, które zwyczajnie nie lubią wszelkich floresów, do czego mają pełne prawo. Tymczasem nawet jednokolorowe, bazowe modele najczęściej zdobi jakiś kwiatostan: a to na koronce, a to w hafcie, a to w żakardzie. A jak nie kwiatek, to i tak zawsze zaplącze się jakiś „kobiecy” ozdobnik typu kokardka, bez której branża bieliźniarska chyba życia sobie nie wyobraża.
Ciężko o model niczym nie umajony, zwłaszcza jeśli chcemy, by czymś jednak zwracał na siebie uwagę. Część osób z piersiami o minimalistycznych gustach może już nie uważać gładkiego stanika z paskami w dekolcie za odświeżający pomysł. Nienudne projekty bez fru-fru ozdóbek się jednak zdarzają i należy do nich według mnie świeżo opracowany komplet Linda marki Nessa, zwana przeze mnie pieszczotliwie Minimalindą 🙂
[Rozmiary katalogowe biustonosza: 60I-N, 65H-R S*T*, 70G-P R*S*, 75F-O P*R*, 80E-N O*P*, 85D-M N*O* , 90C-L M*N*, 95B-K L*M*, 100B-L*; Rozmiary katalogowe fig: S M L XL XXL XXXL 4XL* 5XL* (rozmiary oznaczone gwiazdkami są na specjalne zamówienie); komplet otrzymałam od producenta]
Lindy nie ma jeszcze w sprzedaży (dlatego nie znam jej ceny) – ma trafić do sklepów w październiku, mimo to zostałam poproszona przez firmę Nessa o opublikowanie recenzji właśnie teraz. Pewnie chodzi o rozbudzenie apetytów 😉
Linda nie jest może modelem wybitnie efektownym, ale ma czym przyciągać wzrok. Po pierwsze – kontrast faktur, czyli satynowy połysk dolnych części miseczek i boków versus półprzejrzysty elastyczny tiul części górnej oraz mostka. Błysk kontra mat, przejrzystość kontra jej brak – ten manewr zawsze działa.
Ten połysk kojarzy się trochę ze skórą. Może się spodobać miłośniczkom skórzanych klimatów (ja wolę wegańskie, czyli najwyżej skóropodobne 😉 ).
Po drugie: metalowe „okucia”, czyli „złote” elementy łączące ramiączka z resztą stanika, zarówno z przodu jak i z tyłu (obecne również na majtkach) i takież regulatory.
Bardzo mi się podoba ta oszczędna elegancja Lindy, choć mojej sroczej naturze brakuje tu jeszcze jakiegoś twista, jakiegoś błysku, żeby było jeszcze ciekawiej – choć powiem szczerze, nie wiem, czego konkretnie i gdzie (dlatego nie jestem projektantką bielizny, tylko jej recenzentką-malkontentką). Moim zdaniem Linda zaczyna naprawdę błyszczeć dopiero w komplecie z figami, o których niżej.
Linda sprawia wrażenie porządnej jakości wyrobu. Materiały są w dotyku solidne i jednocześnie subtelne, ramiączka i reszta detali – w dobrym gatunku. Zapięcie świetne, nieodkształcające się (tylko ta część z haczykami trochę się w noszeniu wygina).
Miałam dylemat, jaki rozmiar wybrać. Miseczki Lindy są wysokie w kierunku ramiączka – idą w kierunku high apex – i mają u góry więcej przestrzeni niż w innych Nessach. Do tego są u góry elastyczne, co pozwala na większą swobodę w dopasowaniu (co na pewno ucieszy wiele biustów, zwłaszcza asymetrycznych). Moje zwykłe nessowe 85H wydawało mi się w tym modelu za duże, co objawiało się pustką i marszczeniem się miseczek w górnej części, więc postanowiłam zaeksperymentować z rozmiarem 85G. G układa się w tej strefie lepiej, natomiast ma dla mnie już trochę za wąskie fiszbiny i nie obejmuje piersi z boków tak dobrze, jak bym chciała. Nosić się jednak da, jest wygodny i nie przeszkadzał mi nawet w kilkugodzinnej podróży. Zachęcona tym testem uznałam, że G tym razem zostaje.
Pod biustem w normie, jak inne Nessy, może nawet trochę luźniej – ale na pewno nie na tyle, by zmniejszać rozmiar (w 80H, które też przymierzałam, było mi za ciasno).
Przez trochę retro styl miseczek i ich wydłużoną ku ramiączkom trójkątność, na pierwszy rzut oka Linda sprawia wrażenie, że może kreować szpiczasty profil – a jednak tak się nie dzieje. Profil piersi jest podniesiony i okrągły, biust nieźle zebrany – nie ma właściwie na co narzekać, chyba że koniecznie chcemy się uczepić marszczenia się misek przy ramiączkach.
Moim zdaniem Linda to model raczej dla amatorek wąskich fiszbin i dla okrągłych biustów, które dobrze wypełnią górną część miseczek. Ucieszy pewnie też te z nas, które nie lubią fiszbin wysokich – te są raczej niskie i zostawiają sporo swobody pod pachą. Nie jest to model skrojony idealnie na mój biust, choć podoba mi się wizualnie oraz nie krzywdzi fizycznie.
Jeśli chodzi o podtrzymanie – jeżeli niepokoi was rozciągliwa góra miseczek, porzućcie obawy. Mało elastyczna guma z boku nie pozwala na kołysanie się piersi na tej części. Sam przejrzysty materiał zresztą jest wbrew pozorom bardzo gęsty i solidny i nie tak łatwo go rozciągnąć. Dół z kolei jest tak stabilny, jak tylko być może (cienki, ale bardzo gęsty i stabilny simplex). Ramiączka również dobrze pracują. Podobnie tył – lekko połyskliwy z zewnątrz powermesh, raczej z tych grubszych. Linda jest przeznaczona – jak większość produkcji Nessy – na biusty duże, i z tymiż, także większymi od mojego biustami, powinien dać sobie radę. Acz chętnie posłucham waszych wrażeń, jak tylko pojawi się na dobre w sklepach.
Pokaźny zakres rozmiarów, a trochę też styl, przywodzą na myśl klasyczne simplexowe modele marki Elomi. Nessa może być niezłą alternatywą dla tych osób z piersiami w rozmiarach plus size, którym nie odpowiadają konstrukcje czy też szeroki łuk fiszbin w stanikach Elomi (który ja osobiście kocham).
A skoro już o fiszbinach mowa, to – o dziwo – te boczne pionowe znowu mnie nie kłują (jak tak dalej pójdzie, to zacznę być zwolenniczką „patyków”), a te miseczkowe co prawda krzywdy nie robią, ale to specyficzne uczucie piersi objętej ciasno drutem ze wszystkich stron (nazywam je „piersi jak w kleszczach” 😉 ) gdzieś tam jednak majaczy. Nie uznaję zatem, mimo chęci, Lindy za wygodniczka.
Zacne #majtkizgolfem to specjalność Nessy – i tym razem nie zawiodły. Majtki Linda są bardzo przemyślnie skrojone, ozdobione (satynowe i tiulowe wstawki, metalowe elementy na wszytych na bokach gumkach – pomysł uroczy w swojej prostocie), a ich wysokość jest dla mnie idealna. Tył z przyjemnie bezszwową krawędzią (złożony na pół elastyczny tiul), któremu wybaczyłam morę. Fajnie się noszą i super wyglądają w komplecie ze stanikiem.
Swój prawdziwy urok jednak ujawniają dopiero po założeniu 😉 Uwadze polecam zwłaszcza profil z esowatą przejrzystą wstawką.
Przy tej okazji rzucę słówko na temat innego produktu majtkowego, co prawda nie produkcji Nessy, ale przez firmę Nessa dystrybuowanego. Jako że ogłosiłam niedawno, że jestem sierotą po Marksie&Spencerze w nieskończonym queście po wygodne, gładkie, codzienne majtki z naturalnego materiału, co jakiś czas przedstawiane mi są różne propozycje z tej dziedziny. Był już polski Julimex, teraz czas na hiszpańską Janirę. Firma ta produkuje różne rodzaje majtek, w tym wyszczuplające, ale też zwykłe, bawełniane figi z domieszką elastanu (seria Esencial). Uwaga: są spore 🙂 Rozmiar XXL w Janirze był na mnie za duży, w pełni zadowoliłam się XLką (zwracam uwagę na fakt, że np. brytyjskie majtki pasują mi w rozmiarze L – i to brzmi znacznie rozsądniej, bo mój zadek mogę ostatecznie uznać za duży, ale ekstra duży czy ekstra ekstra duży – to już naprawdę przesada!).
Majty są superwygodne, miękkie, miłe w dotyku (nie drapią w pachwinach dzięki brakowi gumki w tym miejscu), a w kroku mają mięciutki, chłonny klinek z przypominającego frotkę (ale bardzo delikatną), w 100% bawełnianego materiału, który – uwaga – ma ponoć magiczne własności antybakteryjne, dba o naturalne pH intymnych okolic oraz doskonale zastępuje wkładki higieniczne u tych z nas, które noszą je na co dzień (ja akurat do takich osób nie należę, ale pomysł szanuję). Tak czy inaczej – producent obiecuje, że wasze lady bits będą miały w tym modelu gatek Janiry miękko i przewiewnie, a ja mogę to tylko potwierdzić – fajne majty, kolejny następca M&S do rozważenia. No i z golfem! 🙂
Wracając do Nessy – zapraszam do rzutu okiem na szczegóły Minimalindy.
Linda to niewątpliwie wycieczka Nessy w nieodwiedzane dotąd tereny wzornicze. Marka znana z kwiatowo-liściasto-ornamentalnych kompletów w klasycznie kobiecym stylu, pełnych koronek i deseni (często bardzo kolorowych, jak tęczowa Valeria), poszła tym razem w oszczędny minimalizm, dając możliwość, by doceniły ją także osoby z piersiami nie przepadające za ozdobną stylistyką. Mogę tylko entuzjastycznie poprzeć. No i te majtki! 🙂
Ciekawa jestem, czy są wśród Was zdecydowane zwolenniczki minimalistycznej estetyki, i odwrotnie – stanikomaniaczki, które nie tykają niczego, co gładkie i jednobarwne? Ja nie potrafię wyrzec się ani jednego, ani drugiego i myślę, że nie zdeklaruję się nigdy ani po jednej, ani po drugiej stronie. Czy ktosia też tak ma? 🙂
Linda by Nessa – przypominam – w sprzedaży od października. Majtki Janira natomiast znajdziecie w sklepach już teraz.
Jeśli masz sklep z bielizną, Nessa oferuje ci 5% RABATU na Lindę. O szczegóły pytaj przedstawicieli firmy.
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…