WCiałopozytywność

Obwisły biust jest normalny (#saggyboobsmatter)

Dziś trochę nietypowo, bo mniej o staniku, a bardziej o biuście. Nie martwcie się, dalej kocham bieliznę (czeka recenzja kolejnej śliczności) – ale to, co pod nią, jest dla mnie równie ważne, a właściwie to nawet ważniejsze – i mam nadzieję, że dla Was też 😉

Najpierw powiedzmy sobie szczerze, jak jest. W naszym kręgu kulturowym każda dziewczyna i kobieta wie, że piersi mogą być duże (byle nie „za duże”) albo małe (tylko nie „za małe”), ale przede wszystkim nie mogą być obwisłe. Obowiązkiem biustu, który jest ładny, ponętny, zadbany, młody, czyli wszystko, co dobre – jest sterczeć. Jeśli wisi, to znaczy, że jest: ciężko doświadczony, stary i/albo wykarmił stado potomstwa, zaniedbany. Po prostu brzydki. Tak czy inaczej – godny jedynie szyderstw, litościwych spojrzeń oraz współczucia dla jego właścicielki. Ech… Znacie to, prawda? Każda z nas to zna.

HOW I FOOL YOU, THE GENERAL PUBLIC, AND MYSELF. . . Alt title – How we were raised to believe that we are shit and must alter our physical bodies (and not our minds) to appease no one in particular. . . My breasts sag. It’s a mixture of gravity, age and genetics. My nipples have always been at a lower point than most other women so even when I was younger they had an aged-appearance. . .

„Moje piersi obwisają. To mieszanka grawitacji, wieku i genów. Sutki zawsze były niżej niż u większości kobiet, dlatego nawet gdy byłam młodsza, wyglądały staro. […] Nie jesteś „nie taka, jak trzeba”. Jesteś, do cholery, człowiekiem, i do tego pięknym!” (@thelaundrylady)

 

Te oczekiwania wobec damskich piersi wylewają się ze wszystkich mediów, od mody i reklamy zaczynając, a na pornografii kończąc, a także z tego, co o swoich piersiach mówią kobiety. „Jestem jeszcze młoda, ale mam obwisłe piersi jak staruszka. Co robić? Ratunku!” – pytają miliony nastolatek i młodych kobiet codziennie. Nie tylko pytają, ale i robią – liftingi, implanty, a o najmniej kremy, masaże, prysznice i „ćwiczenia na jędrny biust” (które tak jakby nie działają). Ideałem jest biust zbudowany z dwóch kulek, na które nie działa grawitacja. Za co zresztą częściowo odpowiedzialne jest… noszenie staników. Widzimy wokół siebie same piersi okrągłe i podniesione, a więc uznajemy, że tak powinny wyglądać zawsze i cały czas.

Fajnie sobie podnieść

Osobiście zawsze byłam zdania, że stanik to fajne urządzenie (jakbyście jeszcze nie zauważyły 😉 ). Biust, zwłaszcza większy i nie sterczący naturalnie, prezentuje się zgrabnie i dziarsko, gdy się go odklei od brzucha. Podtrzymane piersi nosi się wygodniej, bo: nie grzeją, nie kołyszą się, nie wchodzą w paradę przy ruchach.

Staniki oddały mi w życiu i oddają codziennie nieocenione usługi i w dającej się przewidzieć przyszłości nie przewiduję spadku entuzjazmu wobec nich. Po prostu dobrze się w nich czuję. Na pewno wiele z Was zna te uczucie, gdy wreszcie porządnie dobrany stanik zaczął robić to, do czego został stworzony, czyli – podnosić i podtrzymywać. Ten miły dreszcz, gdy patrzymy na siebie w lustrze i widzimy zgrabne kulki w pięknych koronkach. 100 do poczucia atrakcyjności. To jest miłe.

Ale, zawsze jest jakieś ale. Źle, gdy nosimy staniki ze społecznego przymusu, nawet gdy jest nam w nich tylko niewygodnie, bo i tak bywa. Ostatnio część kobiet zaczęła nie tylko z biustonoszy rezygnować, ale i odważnie o tym mówić, pisać i pokazywać się w wydaniu braless. Mnóstwo kobiet przechodzi na bezfiszbinowe, miękkie braletki, które mało ingerują w naturalny kształt piersi. I bardzo dobrze. Jeśli w żadnym, nawet najlepiej dobranym druciaku kobieta nie czuje się lepiej niż bez – to jaki sens ma noszenie go? Róbmy ze swoimi biustami to, co dla nas i dla nich dobre i wygodne.

Natura ma w nosie standardy urody

A teraz drugie „ale”. Ciesząc się podniesionymi piersiami, część z nas zapomina o tym, że #biustysąróżne i że duża część z nich jest – uwaga – wisząca z natury. Nie jest to do końca powiązane z rozmiarem – po prostu kształty piersi są różne. Są sterczące małe, sterczące średnie i sterczące nawet całkiem spore (choć rzadziej), oraz: obwisłe, wiszące, dyndające, spływające w dół we wszystkich możliwych rozmiarach, rozstawach, kształtach. Obwis nie ma nic wspólnego z noszeniem lub nienoszeniem staników, stopniem „dbania o piersi”, w sensie tych nieszczęsnych kremów i natrysków, bzdurnych ćwiczeń „na jędrny biust” (w piersiach nie ma mięśni, remember!) itp. Jeśli masz obwisłe piersi, nie daj sobie wmówić, że to dlatego, że o nie nie dbasz, albo że jesteś wybrykiem natury. 

Natura kompletnie nie przejmuje się aktualnie modnym kształtem piersi. I ty też nie musisz.

Niedawno trafiłam na instagramie na taga #saggyboobsmatter (w dosłownym tłumaczeniu: obwisłe piersi mają znaczenie, czyli: mają takie samo prawo do istnienia, jak wszystkie inne) i jego twórczynię @theslumflower – londyńską prezenterkę, blogerkę i aktywistkę. Chidera Eggerue, z pochodzenia Nigeryjka, propaguje wolność nienoszenia biustonosza i ubiera swoje wiszące piersi w wydekoltowane kreacje. Jej odpowiedź na pytanie, jak wystylizować obwisły biust, to: 1) załóż to cholerne ubranie, 2) nie przejmuj się – i tak wszyscy umrzemy. 🙂

Można? Można. Jeśli masz serdecznie dość staników i jest ci wygodniej z wiszącym nieostanikowanym biustem – nie musisz od razu zrzucać „chomąta”, ale przynajmniej o tym pomyśl. Zamiast z góry odrzucać ten pomysł, popatrz, jak robią to inni, jak wyglądają kobiety bez wypchniętych do góry biustów. Daj im chociaż serduszko na instagramie. Od czegoś trzeba zacząć.

Twój biust nie musi być „zasłużony”!

I jeszcze jedna moim zdaniem – szalenie ważna sprawa dla wszystkich właścicielek obwisłych biustów.

Zarówno w głosach poparcia dla wyżej wymienionej akcji hasztagowej, jak i w wielu innych ciałopozytywnych kontekstach regularnie czytam argumenty, że nasze ciała mają prawo być takie, jakie są, „bo coś”. Innymi słowy: twoje ciało ma prawo odbiegać od medialnego ideału, BO przecież tak wiele dokonało: zaszło w ciążę, wykarmiło dzieci, przebiegło maraton, podniosło X kilogramów, schudło, przeżyło X lat, i tak dalej. Swoje cechy wyglądu mamy zatem obnosić niczym wyniesione z licznych pojedynków blizny, ordery w uznaniu zasług. Mam rozstępy, bo urodziłam dzieci, mam obwisły biust, bo karmiłam piersią, mam brzuch, bo byłam w ciąży.

A co, jeśli nie byłaś w ciąży, nie rodziłaś, nie karmiłaś – nie robiłaś żadnej z tych rzeczy, a mimo to masz obwisły biust, co gorsza, jeszcze z rozstępami, a do tego nie-płaski brzuch i cellulit, jak większość kobiet? W takim razie po prostu jesteś brzydka i nie masz nic na swoje usprawiedliwienie.

Wiem, choć nie z autopsji, co z kobiecymi piersiami robi karmienie. Zmienia się ich wielkość, skład, konsystencja. Chyba nie ma na świecie biustu, który z takiej przygody wyszedłby w dokładnie takiej samej formie, w jakiej ją rozpoczął. Nic dziwnego, że te zmiany nas niepokoją, frustrują, wściekają. Nie uprawniają nas jednak do tego, by czuć wyższość nad kobietami, które ich nie doświadczyły. Błagam, nie mówcie naszym córkom: „Co to za głupie kompleksy? Zobaczysz, jak urodzisz i wykarmisz, to inaczej zaśpiewasz.” One nie muszą nikogo rodzić ani niczego doświadczać, by mieć prawo do takiego ciała, jakie mają, czy kiedykolwiek będą miały. Nie dawajcie im powodów do mówienia: jestem młoda, a mam piersi jak matka karmiąca, bo to jest złe na kilku poziomach. 

Może nie każda z nas wie, że obwisła forma piersi wcale nie musi być spowodowana ani karmieniem, ani gwałtownym chudnięciem czy starzeniem się – choć wszystkie te okoliczności temu sprzyjają. Naprawdę. Moje piersi – kobiety bezdzietnej, która nigdy nie karmiła, nigdy gwałtownie nie schudła – nie sterczą, a wiszą. Wiszą teraz, gdy mam lat 45 i wisiały, gdy miałam lat 20. Wtedy wisiały mniej i mniej się zapadały, ale też radośnie dyndały – prawie od początku swojego istnienia. Nie przypominają konsystencją doświadczonego post-karmieniowego biustu, ale gdy się jeszcze zestarzeją, to zapewne zaczną. Nie przypominają też w niczym okrągłych anty-grawitacyjnych baloników.

Pamiętajcie: by mieć obwisłe piersi, wcale nie trzeba nikogo nimi karmić. Tak samo, jak nie trzeba być w ciąży, by mieć duży biust ani w niej nie być, żeby mieć mały. Można się po prostu z takim „urodzić”. Bez żadnej zasługi ani uzasadnienia.

Ciało nie musi sobie niczym zasługiwać na prawo do wyglądania tak, jak wygląda. Ono po prostu to prawo ma. Nie róbmy z siebie męczennic ciąż, bohaterek odchudzań, weteranek starzenia, przestańmy wreszcie tłumaczyć się przed światem z tego, że nie wyglądamy jak Barbie.

Pamiętajcie, nie musicie się nikomu tłumaczyć ani usprawiedliwiać ze swojego ciała. 

Może ci się spodobać

8 komentarzy

  • 40cztery

    Jak ważne jest zdjęcie – według mojej oceny dziewczyna na górnym zdjęciu ma bardziej jędrny biust niż ta na dolnym, tylko pozycja w której została sfotografowana pokazuję ją tak … obwiśle

    15 stycznia 2018 at 16:18 Reply
  • teresa104

    Problem lubienia własnego biustu (całego ciała i w ogóle siebie) wydaje mi się wręcz palący i będzie chyba rósł.

    W czasach, gdy ja byłam dziewczynką i dziewczyną, byliśmy w swoim cywilizacyjnym grajdole naiwnie zakonserwowani, mało kto się zajmował w pacholęcym wieku wyglądem ciała swojego i innych. Nie chodzi o to, że nie zwracaliśmy na ciała uwagi, ale sprawa nie była aż tak zajmująca. Może mniej czasu było, mniej bodźców, mniej sygnałów co się podoba, a co nie podoba, jakie ciało powinno jakoby być.

    Niedawno zaś koleżanka opowiadała mi, że jej dziesięcioletnia córka (wyrosła już zatem z tzw. szczerości przedszkolaka), zobaczywszy matkę w kąpieli, skwitowała “ale masz, mamo, brzydkie piersi”, – Dlaczego brzydkie? – Bo ci tak wiszą w dół. Świetna okazja do wprowadzenia zachowania ciałopozytywnego i zabezpieczenia córki przed rozwinięciem kompleksu, nie? Tylko skąd ad hoc wziąć odpowiednią reakcję do wdrożenia, zwłaszcza że zakłuło?
    I tu jest robota dla nas, dorosłych kobiet, jak się odnosić do dzieci, swoich czy nie, jak to najpierw w sobie przepracować i przećwiczyć, jak się otrząsnąć z tych narosłych wymogów.

    No i nie byłabym sobą, gdybym nie odwołała się do swojego przykładu. I musi być to odwołanie nadmiernie intymne, żeby nie było;) Pamiętam moją matkę, jak bez ceremonii zdejmowała przy nas bluzkę i biusthalter i nie miała problemu, by w takim uwolnionym stanie pohasać sobie nieco po domu. A my z bratem wstydziliśmy się, brat, starszy, krzyczał “schowaj cyce, schowaj cyce!”. Normalnie Bergman, najmniej Czechow. A mama stawała przed lustrem, przyjmowała dumną pozę i kwitowała “czego chcecie, normalne piersi”. Nie był to zabieg pedagogiczny ani wyrafinowany, ani na pewno przemyślany, ale dziś doceniam, nie tylko to zresztą. Bo czego tu chcieć, normalne piersi.

    17 stycznia 2018 at 13:18 Reply
  • binabal

    Ty kobieto jesteś wielka – dosłownie i w przenośni 😉 . Dzieki 🙂 za ten post.

    17 stycznia 2018 at 16:53 Reply
  • kay

    Teresa, przeczytałam “Czechów” – bardzo mi to pasowało, bo oni są dość wyzwoleni. Niesamowita jest pruderia, która się łączy z obecną wszędzie pornografią. Mam wrażenie, że w rodzinach, gdzie panie nie zakrywają się przed domownikami, dzieciom łatwiej zaakceptować, jak wygląda kobiece ciało.

    17 stycznia 2018 at 17:19 Reply
  • kay

    Obie panie mają wyraźnie obwisłe biusty, natomiast nie rozumiem, czemu to miałoby być ważne dla otoczenia. Jeśli im to przeszkadza, bo np. jest niewygodne, pewnie pomoże biustonosz, lub nawet operacja.

    17 stycznia 2018 at 17:21 Reply
  • renulec

    Otototo! Matki, matuchny, mamy! Większość z nich wykazuje się empatią, ale niestety czasem słyszę od progu “bo wie pani, moja córka ma problem”. No i jak może taka młoda osoba iść potem przez życie z dobrą samooceną? Odkręcam to jak mogę. Czasem żartem, czasem niewprost. Ale ciężko jest “walczyć” z kimś, kto wpaja swojemu dziecku, że coś jest z nim “nie halo”. Na dokładkę w dobrej wierze. Nie ukrywam, że czasem poza przymierzalnią dzielę się (mocno ściszonym głosem, tak by córka nie słyszała) z taką mamą swoimi refleksjami. Jeszcze nigdy nie zostałam “zburczana” ale nie wykluczam, że to może kiedyś nastąpić, ponieważ (nieproszona!) ingeruję przecie w proces wychowawczy! Zawód brafitterki jest piękny, ale też bywa ryzykowny ;-).

    18 stycznia 2018 at 13:58 Reply
  • kasica_k

    @teresa104, otóż to, wszystko od tej skorupki za młodu się zaczyna… I pytanie, czemu koleżankę Twoją zakłuła ta dziecięca uwaga. Dziecko to wszak nie złośliwa koleżanka z biura, a istota o ograniczonej świadomości swoich czynów oraz wiedzy o świecie. Pewnie dobrze by tu zrobiła reakcja Twojej mamy – czego chcecie, normalne piersi. Mogą sie podobać albo nie, ale są, jakie są – piersi takie bywają, bywają też inne (gdyby temat był drążony, można pokazać na obrazkach – “Galeria normalnych biustów”). U mnie w domu rodzinnym też tabu nagości specjalnie nie było, widziałam biust mojej mamy w różnych stadiach i może dlatego widok cudzego, wiszącego czy nie, mnie nie gorszy ani nie odstręcza.

    @binabal, dzięki 😀 (jak ktoś mnie obdarzy zachwyconym “jesteś wielka”, to czasem odpowiadam “i gruba”! 🙂

    @renulec, ingeruj, chwała ci za to! Pewnie niejedna młoda dama ci w duchu za to podziękuje, nie od razu, to kiedyś 🙂 Skorupki za młodu nasiąkają. Im więcej dobrych komunikatów, tym lepiej. A i mama się może zastanowi i lepiej poczuje, sumarycznie. Bo to wmawianie dzieciom problemów najczęściej bierze się z problemów własnych.

    18 stycznia 2018 at 14:59 Reply
  • urkye

    Dzięki za ten tekst. Każda matka powinna wbijać do głowy swojej córce (i synowi też!), że normalne piersi są różne i rzadko kiedy przypominają sterczące kule. Czeka mnie ciężkie zadanie, mam nadzieję, że moje dzieci wyrosną na dorosłych świadomych tego, co jest naturalne, a co zostało wyidealizowane przez grafików.
    Cieszy mnie, że poruszasz temat ciałopozytywności i generalnie “lubienia” swojego ciała bez względu na to, jakie ono jest. Niezwykle potrzebna akcja, może wreszcie łatwiej będzie nam polubić siebie. Temat bardzo ważny też dla mnie prywatnie. Powoli zaczynam akceptować swoje ciało po dwóch ciążach. Nie jest łatwo, ale co, mam chodzić w obciskających gaciach do końca życia? Bez sensu;)

    24 stycznia 2018 at 10:29 Reply
  • Leave a Reply