Akcja #cialopozytywne + #cialogotowenaplaze na Facebooku i Instagramie zatacza coraz szersze kręgi. Bardzo mnie to cieszy, ale budzi przy okazji mniej wesołą refleksję: dlaczego, u licha, dopiero teraz? Dlaczego hasztag #cialopozytywne nie ma już za sobą długiej i obfitej kariery wśród polskich instagramerek i blogerek? Czemu trzeba było dopiero akcji ogólnopolskiego tygodnika („Wysokie Obcasy”), by polskie kobiety odważyły się przyjrzeć tej zagranicznej nowince, jaką jest body positivity? 😉
Tak czy owak – oczywiście przyłączam się entuzjastycznie i z tej okazji powstało parę fotek w nowym (choć już starym 😉 kostiumie Avy 🙂
Przechodząc zaś do spraw ciała – był w moim życiu czas, gdy byłam naprawdę daleka od zachwytu własną powierzchownością. Co więcej, nadal nie jestem nią oczarowana, jednak teraz myślę o swoim ciele w kompletnie innych katergoriach, niż w czasach, gdy byłam nastolatką. Teraz moje „niedoskonałości” nie definiują mnie ani niczego mi nie narzucają.
Nawiasem mówiąc, czy nie uważacie, że młodym ludziom bardzo przydałyby się warsztaty z body positivity? Nie kazania typu „uroda nie jest w życiu najważniejsza”, które dostawałam ja, i które nie dały mi kompletnie nic, bo były zupełnie obok tematu i poza moim zrozumieniem. Coś, co odwoływałoby się do prawdziwych doświadczeń, lęków i niepewności przeżywanych przez młodego człowieka w związku z ciałem i ogólnym poczuciem wartości. Mam wrażenie, że gdzieś tu popełniany jest jakiś potężny błąd, który skutkuje rzeszami zakompleksionych do końca życia kobiet (i nie tylko kobiet)… Spośród tych kobiet rekrutują się także hejterki narzekające nie tylko na siebie, ale także z upodobaniem umniejszające wartość innych, łudzące się, że dzięki temu poczują się lepiej.
Tak w ramach małych „warsztatów” z bo-po podzielę się z Wami ćwiczeniem, które wykonałam kiedyś zupełnie przypadkowo. Wyobraziłam sobie, że zmieniam swoje ciało na inne, idealne, wymarzone. Zaczęłam się zastanawiać, jak powinna wyglądać ta moja wyśniona figura, z której byłabym wreszcie zadowolona: projektowałam sobie nową twarz, włosy, biust, biodra, brzuch, nogi… Po drodze okazało się, że to wcale nie takie łatwe: wyobraźnia zaczęła mnie zawodzić i ogólnie czułam się coraz gorzej. Nie wiedziałam dlaczego, aż w końcu zrozumiałam: tworząc w umyśle ten ideał, wymazałam samą siebie. Zrobiło mi się smutno. Czy moje ciało naprawdę zasłużyło na to, bym skazała je na niebyt, zapomniała o nim, wyrzuciła na śmietnik tę jedyną na świecie, niepowtarzalną kompozycję?
Poczułam w sobie wielką niezgodę na ten stan. Odrzucając to ciało, zanegowałabym część mnie. Dlaczego i po co tak siebie krzywdzę? Aby ustąpić tym wszystkim, którzy chcieliby, bym była wiecznie niezadowolona z mojego ciała, żebym starała się je poprawić, by wyglądało „lepiej”, bez względu na to, czy jest to realne, sensowne, zdrowe? Oni najczęściej wcale mnie nie lubią ani nie chcą dla mnie dobrze. A ja nie chcę obudzić się rano i zobaczyć w lustrze innej Kasicy. Bo to już nie byłabym ja! Nie muszę być zawsze sobą zachwycona, mam prawo czasem ponarzekać na to czy owo. Ale to tylko detale. Moje ciało to ja – i nie chcę innego.
Wieczna i jakże często nieudana pogoń za tym doskonałym „ciałem plażowym” (ach, jak się cieszę, że dzieckem będąc zakochałam się w górach i plaże mnie nie obchodziły…) to tylko jeden z przejawów zjawiska, które nazwałabym mentalnością Nie Teraz. Nie teraz – powtarza nam co chwila wewnętrzny krytyk. Nie jesteś jeszcze wystarczająco piękna, zgrabna, szczupła, zdrowa (a także: mądra, wykształcona, silna…), by spełnić swoje marzenie. Na pewno psychologia tudzież kołczing mają już na to swoją nazwę i fachowy opis. Ja mam reakcję: Wkurza Mnie To!
Odnosząc się do spraw ciała – wkurzają mnie zdania typu „Nie teraz, ale kiedy już schudnę…”, „Kiedy już zrobię sobie zabieg X”, „Gdy już nabiorę kondycji” czy „Kiedy dzieci dorosną”. To kupię sobie sukienkę, dobiorę sobie stanik, odważę się włożyć bikini, pójdę na górską wycieczkę, zacznę kupować ciuchy dla siebie. Kiedy już… – ale nie teraz. Nie mogę patrzeć na smutne, nieszczęśliwe osoby, które wylogowują się z życia i wszystkiego sobie odmawiają, tracąc bezcenny czas teraźniejszy. Owszem, współczuję, ale też mam do nich trochę pretensję, bo takie nastawienie kształtuje rzeczywistość w sposób, który mi nie odpowiada. Czy to nie im pośrednio zawdzięczamy mały wybór ciuchów plus size w sklepach, skoro z kupnem czegokolwiek czekają do mitycznego schudnięcia? Czy to nie przez nie potencjalna producentka ubrań w większych rozmiarach mówi: takie coś się nie sprzeda, bo jest za kolorowe, a to POGRUBIA, oraz nie zakrywa grubych rąk i nóg, panie tego nie kupią – albo: na tym kliencie nie da się zarobić, bo kupuje tylko najbardziej podstawowe rzeczy.
Zwykle za bardzo mi tych osób szkoda, ale najchętniej potrząsnęłabym nimi, zadając pytanie: A CO JEŚLI NIGDY? A co jeśli nigdy nie schudniesz, nigdy nie zmienisz się w ideał urody i siły, a co jeśli nigdy nie będziesz miała więcej czasu niż teraz. Co jeśli jutro ciężko zachorujesz i nie będziesz już mogła zrobić żadnej z tych rzeczy, które odkładasz? Kiedy zamierzasz ŻYĆ?
Nie trać czasu na „nie teraz”. Zrób teraz to, co chciałaś zrobić „kiedy już”. Życie nie trwa wiecznie – czas wyjąć to zdanie z worka banałów i je nareszcie zrozumieć. Być może nigdy już nie będziesz wystarczająco szczupła i piękna. A na pewno – nigdy już nie będziesz młodsza. Więc, na Jowisza, dobierz sobie ten stanik, kup sukienkę i idź na plażę, jeśli zawsze o tym marzyłaś. Świat nie jest tylko dla szczupłych, pięknych i tych, co „już”. Świat, jak plaża, jest dla wszystkich.
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…
Komentarze
Nic tylko podpisać sie obiema rękami.
@kenna1, dziękuję za poparcie :-)
Podpisuję się pod każdą literką, wyrazem, zdaniem (ostatni akapit mam wręcz chęć wydrukować i oprawić w ramki)!
Dziękuję Ci, Kasico, za tę pochwałę normalności, bo czasami zastanawiam się, kto zwariował - ja czy świat ;)
@renulec, dzięki Ci i cieszę się, że więcej takich "niezwariowanych" po świecie chodzi :-) Pozdrawiam :-*
Moim zdaniem rozmiar ubrania to tylko liczba. Znam wiele pięknych kobiet plus size, które uczyniły z rozmiaru swój atut (czasem lubię myśleć, że sama taką jestem), znam też technicznie ładne kobiety, które są "dziwne jakieś", coś w ich wyglądzie budzi niepokój. Nie jest ważne to, jak wyglądasz, ale jak się prezentujesz.