Zwierzałam się Wam ostatnio w komentarzach, w jakie zdumienie wprawiło mnie pytanie postawione w artykule w jednym z portali branży bieliźniarskiej. Chodzi o tekst pt. „Cups&Downs” opublikowany w brytyjskim serwisie Lingerie Insight, którego tematem jest intensywny rozwój D-plusowego rynku i wynikające z niego dalsze perspektywy dla firm. Pytanie brzmiało: czy rynek większych miseczek jest już nasycony?
Przez chwilę sama miałam ochotę umieścić tam komentarz podobny do tego, jaki napisała pewna czytelniczka z Australii: „Zapewniam Was, że rynek większych miseczek jeszcze się nie nasycił. Jest wciąż na etapie pustyni spragnionej wody…”. Nie mogłam uwierzyć, że ktokolwiek mógłby sytuację, w której w przeciętnym sklepie z bielizną wciąż nie mogę kupić swojego (całkiem zwyczajnego przecież) rozmiaru, a w wyspecjalizowanych sklepach również wcale nie mam oszałamiającego wyboru, uznać za nasycenie rynku. Zreflektowałam się jednak, że w tekście chodzi przecież o rynek brytyjski, nie – światowy. I że, co może ważniejsze, chodzi o sytuację widzianą nie z punktu widzenia klientki, lecz firmy.
Swoją drogą, chciałabym przeczytać jakąś analizę rynku tzw. dużych miseczek na świecie. Z takiego raportu dowiedziałybyśmy się zapewne, jak wygląda sytuacja w takich krajach jak USA, gdzie podobno wciąż panuje denial of large cup bras (zalinkowany tekst pochodzi z 2007 roku). Czy edycja konkursu Star in a Bra USA prowadzonego przez Curvy Kate ma szansę zmienić świadomość tamtejszych konsumentek i detalistów? Bo jeśli tak – to wróżę CK olbrzymią karierę za Wielką Wodą… Dowiedziałybyśmy się też, jak wygląda rynek niemiecki, gdzie działa prężne forum Busenfreundinnen (prowadzone przez działaczki z Lobby Biuściastych), ale zaopatrzenie zmienia się wciąż bardzo powoli. Oraz jak mają się sprawy biuściastych na południu Europy, w krajach takich jak Portugalia czy Włochy, gdzie owszem, działają pojedyncze uświadomione bra-biznesy – prowadzone przez… Polki! 🙂 Jeśli czytają ten tekst mieszkanki tych i innych zakątków globu – proszę, napiszcie, co dzieje się na tamtejszych bra-rynkach.
Wróćmy jednak do Zjednoczonego Królestwa. Czy tamtejsi dużomiseczkowi potentaci rzeczywiście obawiają się nadmiernego zatłoczenia rynku?
Bądź trendy, idź w D+
„Myślę, że rynek jest nasycony” – mówi Lorraine Morton, twórczyni marki Miss Mandalay. „W ciągu siedmiu lat od powstania naszej marki obserwowaliśmy, jak zarówno znane, duże firmy, jak i niszowe, projektanckie marki popodłącząły się pod dużomiseczkowy trend”. Pozostałe wypowiadające się osoby także zgodne są co do tego, że rynek D+ staje się coraz bardziej konkurencyjny. „Kiedyś samo oferowanie większych rozmiarów wystarczało, by zostać zauważonym” – czytamy w artykule. „Ale teraz, gdy segment dużych miseczek zauważalnie urósł, marki muszą pójść o krok dalej, by przyciągnąć klienta”.
Moim pierwszym odruchem była podejrzliwość: oho, czyżby ktoś tu zamierzał budować klimat zniechęcania konkurencji? Zabrzmiało mi w uszach to, co tak często słyszymy w naszym kraju, rozmawiając z przedsiębiorczyniami i przedsiębiorcami: „Biznes? Ciężki! Zarobić? A skąd! Dokładam do interesu!” 😉 Miałam jednak nadzieję, że nikt nie będzie twierdził, że zaoferowanie klientkom czegoś więcej, niż mają teraz, jest nie wiedzieć jak trudne.
Na szczęście kilku profesjonalistów wypowiedziało się w sposób miły dla uszu każdej biu-konsumentki.
Na przykład, dyrektor marketingu firmy Panache – Steve Hazlehurst – uważa, że wzrost konkurencji to czynnik pozytywny. „Dzięki temu zwiększa się świadomość rynku. Klientki zyskują coraz większą wiedzę na temat dopasowania oraz pozytywny stosunek do większych miseczek”. Producenci wskazują też nowe tereny ekspansji: kostiumy kąpielowe, biustonosze sportowe, coraz skuteczniejsze podążanie za trendami mody.
Ale to nie wszystko. Najbardziej ucieszyło mnie, że specjaliści z UK dostrzegają też takie możliwe kierunki rozwoju, jak udoskonalanie konstrukcji, materiałów, czy poszerzanie zakresów rozmiarów.
Nie samą literą…
Wrócę do początku artykułu. Szefowa Miss Mandalay mówi: „[…] obserwowaliśmy, jak zarówno znane, duże firmy, jak i niszowe, projektanckie marki podłącząły się pod dużomiseczkowy trend. Szkoda tylko, że ich twórcy często nie rozumieją technicznych aspektów dopasowania większych miseczek i ich produkty nie są zadowalające”. Można by odebrać to stwierdzenie tak: inne firmy często oferują gorszy produkt, a te doświadczone w produkcji D-plusów muszą z nimi teraz mozolnie konkurować. Ale: czy aby na pewno jest to zagrożenie?
Czy klientki naprawdę nie są w stanie odróżnić źle skonstruowanego i uszytego z niewłaściwych materiałów biustonosza od takiego, który pasuje, leży i odpowiednio podtrzymuje?
Przejawiana niekiedy przez firmy wiara, że wystarczy wpisać więcej literek do katalogu, zrobić w już istniejących produktach kilka drobnych modyfikacji i oferta D+ gotowa – jest zjawiskiem dla mnie zdumiewającym. Moim zdaniem każda kobieta, która kiedykolwiek miała na sobie właściwie dopasowany biustonosz, odróżni prawdziwy rozmiar 70G od starego 90C z mechanicznie skróconymi bokami. A jeśli nie miała, to prędzej wróci do starego, źle dopasowanego, niż zapłaci kilkukrotnie wyższą cenę za wciąż źle, a może nawet jeszcze gorzej funkcjonujący produkt. Mimo to ze smutkiem obserwowałam w ostatnich latach znane polskie, i nie tylko polskie firmy, które próbowały „podłączyć się pod trend”, nie dysponując ani odpowiednimi konstrukcjami, ani materiałami nadającymi się do podtrzymania większego biustu. W takiej sytuacji wprowadzenie do oferty rozmiarów D+ może okazać się chyba tylko nieudanym zabiegiem reklamowym (skoro inni mają, to my też!).
Istnieją też ciągle rejony rozmiarowe, w których naprawdę nie trzeba stawać na głowie, by bić się o klientki. Nie trzeba wyróżniać się nie wiadomo czym – wystarczy zaoferować choćby znośny towar!
Powyżej G – biała plama, czarna dziura
Podtytuł ten zaczerpnęłam z maila od jednej z czytelniczek. Był on odpowiedzią na pytanie, które zadałam w związku z plebiscytem Kusidełko 2011 – dziwiłam się wtedy, dlaczego na kategorie rozmiarowe powyżej miseczki GG oraz JJ padło tak mało głosów. Wyczuwałam nastrój rezygnacji, związanej z niezadowoleniem z oferty w tej strefie. I chyba się nie pomyliłam. Oto, co napisała Czytelniczka:
„Droga Kasico, jest i nieco rezygnacji i niezadowolenia, ale to skutek niekończących się poszukiwań zawsze zakończonych klęską albo rozwiązaniem niezbyt dobrym.
[…] Nawet jeśli gdzieś się znajdzie miękki, kolorowy, jasny stanik typu balkonetka, to pomiędzy miską G a H (w polskiej rozmiarówce pomiędzy H a I-J) następuje nagły skok wysokości boczków, a szczególnie miejsca, w którym dochodzą ramiączka. W moim przypadku wygląda na to, że punktem krytycznym jest miejsce wszycia ramiączek z przodu (zawsze za szeroko) i podkrojenia tuż za nimi w stronę pachy – ZAWSZE jest o jakieś 1-2 cm za płytko. Te fragmenty obcierają skórę i/lub wychodzą spod letnich ubrań. Mam wrażenie, że producenci nie zauważają, że kobieta z wąskimi żebrami jest też węższa z przodu, a nie tylko z tyłu i dlatego te ramiączka wchodzą pod pachę i obcierają skórę.
Nadmieniam, że mierzyłam te rzekomo obniżone modele Panache i jak dla mnie to jest zdecydowanie za mało. Dalia, Samanta, Kris Line, Ewa Bień – wszędzie ten sam problem. Najlepiej mi w Gorsenii i Fantasie – ale też pod warunkiem, że miska jest za mała, bo przy skoku miski w górę, po prostu wszywają większą miskę w węższy obwód i wszystko, co było z przodu zaczyna wchodzić pod pachę (Gorsenia) lub bok skacze do góry (obie firmy).
Zazdroszczę wam tych wyborów kusidełek, wygodniczków, sportowych itp. Ja nadal szukam czegokolwiek, aby było.”
Dla wielu z Was opis ten brzmi znajomo, prawda? Czytelniczka opisuje typowy problem – syndrom złej konstrukcji charakterystyczny szczególnie dla stref powyżej miseczki G (a w skrajnej postaci znany pod kryptonimem trójkątnych kobiet). Mimo że mówimy o nim już od tylu lat, pozostał on wciąż nierozwiązany przez większość firm. A więc G-plusów nie tylko jest na rynku mniej, są one też nieodpowiednio skonstruowane.
Hannah Houston, dyrektor marketingu Curvy Kate (firma oferująca biustonosze w miseczkach D-K), mimo funkcjonowania na „nasyconym rynku”, dostrzega oba zjawiska równie wyraźnie jak my: „Na rynku widzę zaledwie kilka marek oferujących pełen zakres dużych miseczek. Wraz z powiększeniem się rozmiarów biustów w Zjednoczonym Królestwie nie wystarczy oferować rozmiarów kończących się na miseczce G. Nie tylko rosną biusty, również więcej kobiet korzysta z usług dobierania rozmiaru biustonosza. Większość z nich dowiaduje się, że potrzebuje znacznie większego rozmiaru miseczki, niż wcześniej sądziły – i wiele z nich w rzeczywistości potrzebuje więcej niż G”.
I dalej pada dokładnie to, o czym już była mowa, a co najbardziej chciałabym przekazać firmom bieliźniarskim: „Musimy tworzyć modele i kroje, które rzeczywiście sprawdzają się w tych rozmiarach – nie po prostu wystopniowane w górę [o wymiarach automatycznie przeliczonych z mniejszych], lecz takie, które rzeczywiście pasują, podtrzymują, modelują i unoszą cięższe biusty. Wiele firm nie oferuje biustonoszy w rzeczywiście pełnym zakresie rozmiarów, albo oferuje je w formie niezadowalającej dla klientek” – mówi Hannah Houston. Jeśli nie wystarczy głos klientek – może słowa przedstawicielki branży będą wiarygodne dla innych jej przedstawicieli?
Alternatywny świat a konsumencka perspektywa
Gdy spojrzeć z boku na te wszystkie rozważania, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że bieliźniarski marketing jakby oderwał się od rzeczywistości – tej, na którą składają się żywe biusty, żywe kobiety i ich potrzeby.
Mamy oto jakiś alternatywny świat, w którym rozmiary kobiecych biustów, w naturze tworzących szerokie, płynne spektrum, dzielą się na jakieś strefy: A-D, D+, G+, duże miseczki, małe miseczki. Świat trendów i brandów, kolejnych sezonów i kolekcji. W świecie tym rynek, na którym działa już pewna liczba nazw, wizerunków, kampanii, koncepcji i strategii, staje się nasycony i budzi obawę kolejnych graczy. Na tym rynku jakoby najważniejszy jest PR i marketing, a potrzeby klientów nie są ich własnymi potrzebami, lecz wymaganiami kreowanymi i podsycanymi przez marketerów.
I gdzie w tym wszystkim mieści się moja Czytelniczka i staniki, które zwyczajnie i prozaicznie uwierają ją w pachy?
Czemu spostrzeżenie, że świeżo wprowadzony do oferty rozmiar powinien prawidłowo leżeć na żywym biuście, wydaje się mieć wymiar rewolucyjnego odkrycia?
Nie będę udawała, że świat wiecznie zmiennej mody, trendów i marek mnie nie fascynuje i że nie rozumiem jego powabu. Rozumiem i to chyba widać 😉 Jest jednak granica tego szaleństwa: własne zdrowie i podstawowa wygoda. Jeśli biustonosz nie nadaje się do noszenia, a co najwyżej do powieszenia na wieszaku – jego brand i styl, wizerunek i kampania reklamowa – nie są dla mnie istotne.
Mam nadzieję, że producenci i marketerzy bielizny nie będą tracić z oczu również tej perspektywy i że wciąż będą znajdowali się innowatorzy, którzy miast kreować i rozbudzać potrzeby, będą je także staromodnie odkrywać i zaspokajać. Tacy, którzy oprócz bicia się o uwagę klientek w mediach, będą „bić się” o najlepszą konstrukcję swoich produktów.
Mam nadzieję, że kiedyś przestaniemy się dzielić na D-plusy i G-plusy, i wszystkie staniemy się po prostu kobietami w równie doskonale dopasowanych stanikach i ubraniach. Kobietami, dla których zakupy są przyjemnością, nie – frustrującym i męczącym doświadczeniem. Na razie bowiem często staje mi przed oczyma obraz: kolorowy świat marek i produktów rozkwita i szaleje, wieszaki i półki pełne są ubrań i bielizny, a pośrodku tej klęski niby-urodzaju stoi bezradna i, przepraszam za słowo, wkurzona klientka…
Czy zdarza się Wam czuć tak samo?
[pierwsza ilustracja w notce przedstawia biustonosz Fantasie Esme w nasyconym różu 😉 sfotografowany dzięki uprzejmości firmy b.style]
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…
Komentarze
Nasycony? Doprawdy wolne żarty. To, że Bravissimo wprowadziło kilka modeli z literką L nie oznacza zaraz, że będę skakać z radości pod sam sufit. Zresztą jakości są one raczej pośledniej, zwłaszcza Alany prują się i rozsypują po niecałym roku użytkowania, podczas gdy niektóre Panache mam już 3-4 lata i wyglądają jak nówki. O konstrukcji nawet nie wspomnę, wszystkie w zasadzie są za płytkie, a biust mi rozsadzają prawie pod pachy!!
Podoba mi się to, że oferta jest rozszerzana, ale niekoniecznie idzie ona w dobrym kierunku, niestety.
Ciekawy artykuł Kasico! Rozumiem, że pewnie ze względu na osobiste preferencje piszesz dużo o G+ i o tym jak rynek o nie nie dba. Natomiast ja chciałam zwrócić uwagę, że podobny problem pojawia się także w dolnej części rozmiarówki i to przy małych obwodach i małych biustach. Półtorej roku temu jako szczęśliwa posiadaczka 32FF miałam w czym wybierać jeśli chodzi o komfort/wygląda/itp - sam środek brtytyjskiej rozmiarówki. Cudownie było schudnąć tylko nie sądziłam, że posiadając 30DD/28F tak trudno będzie znaleźć dobrze leżące staniki, które nie tylko będą ładnie wyglądać ale i dobrze podtrzymywać biust. Widzę kłopot w tym obszarze rozmiarowym nie tylko związany z obwodami bo ze świecą szuakć np na polskim rynku marek proponujących 65/60 w obwodzie. Widzę też to o czym pisze Twoja czytelniczka - producenci często nie zastanawiając się nad tym jak zbudowana jest drobna kobieta, tylko robią kalkę z większych rozmiarów zmniejszają boki, miseczki ale np nie pomyślą o zastosowaniu innych materiałów w stanikach czy miększych fiszbin czego efektem są otarcia, rany bo skóra z mniejszą ilością tkanki tłuszczowej gorzej znosi kontakt z dobrze dopasowanym i podtrzymującym ale pancernym biustonoszem. Ktoś mógłby pomyśleć, że nie ma co podtrzymywać albo można sobie większy obwód dobrać cokolwiek a to nie prawda. Komfort noszenia jest tak samo ważny niezależnie od wielkości biustu! Nie spodziewałam się, że posiadając mały rozmiar też można mieć kłopoty z zadowalającym wyborem.
Nawet brytyjski rynek nie jest nasycony. Ostatnio mierzyłam w Debenhamsie kilkanaście biustonoszy w moich okolicach rozmiarowych (30ff,30g,32e,32f) - przede wszystkim George, ale też Ultimo, Gossard, Panache, Fantasie, Freya. Potwierdza się, co jest napisane wyżej - producenci idą w ilość (misek), a nie w jakość. Żaden stanik George nie leżał na mnie dobrze, niestety, choć wzięłam ich 10 do przymierzalni. Wielka Brytania to niby raj stanikowy, ale, jak widać, mocno nadal ograniczony, bo NIE DA SIĘ łatwo kupić pełnej rozmiarówki w rozsądnej cenie i przypadkowym sklepie.
Gdy byłam w strefie J+ nie miałam zbyt dużego wyboru - ratowały mnie jedynie Effuniaki. Wszystkie Freye, Panache, Fantasie, CK (rozmiary 75K- 80J-JJ) podcinały pachy. Do teraz mam, niestety, ciemne ślady koło pach. Do tego też słabo podtrzymywały biust... Niestety w polskich sklepach raczej nie było taaaakich rozmiarów. No bo i po co skoro źle leżały?
Po schudnięciu mieszczę się w brytyjskie 70HH, 75GG-H i wcale nie przeważają w mojej szufladzie brytyjskie marki, a raczej polskie. Mam Kris Line'y, St Tropez firmy Pour Moi?, jedną Fantasie- ale gdyby nie niska cena (25zł) nie kupiłabym jej na pewno, bo robi dzioby. Przymierzam się też do Dalii, bo w nowych stanikach udoskonalili obwody. Wcześniej 75K było za luźne, teraz jest idealne :) Cieszę się też na jesienną kolekcję Cleo - będę miała w czym wybierać :) Dopiero po schudnięciu poczułam się prawdziwą stanikomaniaczką - wcześniej nie miałam ŻADNEGO wyboru. Były tylko effuniaki, które dodatkowo powiększały biust...
Wzrost konkurencji jest dla nas bardzo dobry. Większy wybór, coraz lepsze konstrukcje, niższe ceny...
Myślę, że w strefie karmników dla dużych biustów jest jeszcze mnóstwo do zrobienia. Dużobiuściaste matki karmiące to chyba najbardziej poszkodowana grupa kobiet jeśli chodzi o staniki. Kupiłam niedawno w lumpeksie karmnik Frei w rozmiarze 75GG, przeznaczenie - tylko do spania. Nie wyszłabym w czymś takim do ludzi...
Kiedy jeszcze korzystałam ze sklepów stacjonarnych, byłam sfrustrowana. Grubaśne ramiącha, za duże zabudowanie, drapiące materiały, wbijające się mostki, zupełnie nie moja kolorystyka i nie zachęcające ceny. Z czasem nauczyłam się polować przez net i jest lepiej, ale trzeba było poświęcić poważne studium swojemu biustowi i rynkowi, a nie po prostu pójśc do sklepu i poprzymierzać.
Znacznie większą frustrację przeżywam ostatnio w zwykłych sklepach odzieżowych. Mam jakąś swoją urodę kolorystyczną (soft summer, w "wesołych" kolorach wyglądam na ciężko chorą), jakąś swoją sylwetkę i jakiś swój gust. Szczerze mówiąc, czniam modę, chciałabym dobrze wyglądać z tą urodą, którą mam. No i? Półki pełne i nic dla mnie :/ Letnia kolekcja, ani jednego koloru, w którym bym wyglądała dobrze. W "tabelkowym" rozmiarze biust się nie mieści, a na plecach garb (a to tylko 32E!). Spodni to już w ogóle na mnie nie szyją.
Nie tylko w stanikach problem jest taki, że producenci zamiast zauważać potrzeby, kreują jakieś nie wiadomo co.
Podobny problem jest z małymi obwodami - nawet w "wyspecjalizowanych" sklepach słyszę że nie ma co wybrzydzać, bo jak już jest rozmiar (w moim przypadku 28F) to powinnam się cieszyć... Nie cieszę się wydając od 150zł w górę na biustonosz który nie do końca mi się podoba ;) Poza tym znalezienie plandża, który by pasował graniczy z cudem. Konkludując: wydaje mi się, że figura normalna, że cycki proporcjonalne, że wszystko ok, idę do sklepu i okazuje się, że jednak jestem dziwna :)
@lepisi, masz całkowitą rację, że kłopoty nie ograniczają się do G+. Zresztą już w samym tym artykule, który cytuję, jest postawione też drugie pytanie - o to, czy przypadkiem rozwój w kierunku większych misek nie spowodował zaniedbania mniejszych. Dla mnie jest w zasadzie oczywiste, że rozwój powinien się odbywać na terenie wszystkich rozmiarów. Od AA do L czy dokąd tam nas rozmiarówki zaprowadzą... bo wszędzie sporo zostało do zrobienia.
"Na razie bowiem często staje mi przed oczyma obraz: kolorowy świat marek i produktów rozkwita i szaleje, wieszaki i półki pełne są ubrań i bielizny, a pośrodku tej klęski niby-urodzaju stoi bezradna i, przepraszam za słowo, wkurzona klientka..."
Trafione w sedno podsumowanie: dokładnie tak się czuję - pełno wszystkiego, a pośrodku ja i ciągle te 2 cm pod pachą za wysoko i za szeroko.
Ciekawe czy dożyję dnia, w którym jak dziewczyny z miskami poniżej brytyjskiego G (polskiego H) i obwodami powyżej 70 bedę mogła przebierać w stanikach biorąc pod uwagę wzory i kolory? Albo czy chociaż dożyję dnia, w którym kupię pierwszy w życiu stanik świetnie leżący, a nie jedynie "od biedy znośnie leżący"?
Zagubiona, bezradna i wkurzona poszukiwaczka 65 H (brytyjskie) lub 65 J (polskie)
Do nasycenia rynku jeszcze jest bardzo daleko... Być może na Wyspach jest w miarę dobrze, a w Polsce nie najgorzej, ale reszta Europy to kompletna pustynia, zarówno pod względem uświadomienia, jak i wyboru.
Trudno jest mi się wypowiadać na temat większych rozmiarów, natomiast w mniejszych widzę wielką lukę na rynku. Co prawda wiele firm produkuje rozmiary typu 70-80 A-C, ale jakie to są konstrukcje, materiały, fiszbiny? Zwykle niestety nienajlepsze. Mniejsze biusty mają swoją specyfikę (jak potrzeba bardziej otwartych krojów czy szerszych fiszbin), której wiele firm nie uwzględnia. Przy mniejszych obwodach (60-65) jest jeszcze gorzej. Zgadzam się z tym, co napisała Leipsi, i w dużych, i w małych rozmiarach jest jeszcze wiele do zrobienia.
Mysśe, że rynek nie jest równomiernie nasycany. Ostanio widziałam, że nadszedł bum na wieksze miseczki ale większości są to jakieś wielkie nieporozumienia. Ja akurat jest z rejonów G + i nawet Panache nie zawsze mnie zadawala. Choć zdecydowanie jest mi najwygodniej w tej marce. W innych to zupełna porażka. Przyzwyczaiłam sie do szerokich fiszbin, do ramiazczek pod pachą i wielu innych rzeczy, ale pozostaje świadomoaść, że w tym rozmiarze dobrze skrojonego usztywniacza nigdy sobie nie kupię. Zawsze są za małe miseczki a jak są dobre to fiszbiny na plecach, albo bułu. Marzy mi sie aby rynek miał rególarny wzrost opcji w każdy rozmiarze. Mam problem aby znaleśc dobrego straplessa dla rozmiarów D,DD,E w rozmiarze 60. To bardzo częsty rozmiar małych biustów i tu takie ograniczenia Panache oferuje 2 w tym rozmiarze ale jedne okropnie spłaszcza biust a drugi produkowany jest w kolorze ivory. Coś z tym nasyceniem nie tak, jak brakuje innych opcji lub różnorodności. Trzeba jeszcze wiele zrobić aby każda z nas znalazła to czego szuka.