Po chwili jesiennego odprężenia i wspominek wracam do teraźniejszości… jesiennej 🙂 Pozostajemy wśród czerni – cóż, to chyba taka moja listopadowa faza. Change – o tej już nie tak nowej marce na polskim rynku (obchodzi właśnie pierwszą rocznice obecności w naszym kraju) mówi się ostatnio tu i ówdzie nie tylko u dużobiuściastych. Polscy dystrybutorzy są bardzo pozytywnie nastawieni do kontaktów z bra-blogosferą. Po wielkim testowaniu kilku modeli z kolekcji letniej i bazowej, zaproponowano mi przegląd jesienny, na co bardzo chetnie się zgodziłam. Byłam bardzo ciekawa, jak też Change radzi sobie z bielizną w innym stylu niż pogodnie ubarwione codzienniaki.
W ramach kolejnych testów miałam zapoznać się także z pod-marką Change o nazwie Charade. Jest ona nieco droższa i kierowana jest chyba do amatorek klasycznej elegancji bieliźnianej, lubiących koronki, hafty i ozdoby. Nie do końca jednak chwytam różnicę między tą marką a podstawową CHANGE (nieco tańsza), która przynajmniej w tym sezonie wygląda stylistycznie dość podobnie. Mniejsza jednak o nazewnictwo – przejdźmy do samych produktów. Jeśli chodzi o kroje – miałam okazję przymierzać zarówno miękkie, jak i półusztywniane i usztywniane wersje trzech modeli o wdziecznych imionach Sally (marka CHANGE), Adelina i Angelique (marka Charade). No i cóż się okazało? Zdecydowanie najlepiej leżą na mnie full-cupy, a najlepiej – krój o nazwie full shaper (latem wypróbowałam w tym kroju model Stasia).
Najbardziej szkoda było mi Angelique, która szczególnie podobała mi się w usztywnianej balkonetce zwanej w katalogu nie wiedzieć czemu plunge’em – przecudnej urody koronki w kolorze ciemnej oliwki, z koronkową ozdobą na mostku, skojarzyły mi się z popisami estetycznymi polskiej firmy Avocado.
Nie dla mnie jednak Angelique… 🙁 Musiałam zadowolić się jednymi krojami, które mają wystarczająco dla mnie głębokie miseczki oraz konstrukcję pozwalającą na dojście fiszbin do mostka – przynajmniej na odległość nie większą niż 2 cm… Czyli full-cupami. Żadnemu z pozostałych się to nie udało – a mostek w powietrzu to jednak nie jest to, czego oczekuję od stanika na fiszbinach. Choć czasem zaczynam już czuć się jak bieliźniana perfekcjonistka-dziwaczka wśród powszechnej wciąż tolerancji dla odstającego mostka.
Porażka na froncie konstrukcyjnym w innych krojach nie wywołała we mnie jednak uprzedzenia do marki. Ja full-cupa się nie boję. Zwłaszcza że full-cupy z Change mają jedną z charakterystycznych dla tego kroju zalet: są niemożliwie wprost wygodne. Full-cupowi zresztą o to łatwiej – zabudowana konstrukcja powoduje, że obciążenia rozkładają się na większą powierzchnię, trzymana ze wszsytkich stron przez materiał pierś donikąd się nie wybiera, wszystko tkwi na swoim miejscu, nic nie ciągnie w żadną stronę i w związku z tym nie ciśnie ani nie obciera. A jesień to w dodatku świetna pora na full-cupa. Poszłam więc na całość, czyli na full 🙂 I dlatego recenzja będzie podwójna, to znaczy wkrótce po Sally (marka CHANGE) pochwalę się Adeliną (marka Charade).
[rozmiary miseczek: D-K, obwody: 70-90, cena: 119,90 zł]
Trudno mi zgrabnie ująć w słowa urok tego modelu. Jest staroświecki (babciny!), nieco ozdobny, choć nie luksusowy. Hafty nie są niestety tak finezyjne, jak koronki we wspominanej wcześniej Angelique. Ale to połączenie czerni ze złotawym beżem (łańcuszkowaty motyw wzdłuż krawędzi miseczek, kokardka na mostku) oraz ozdobny brzeżek są znakomite. Całość kojarzy mi się ze starą biżuterią, albo… sama nie wiem, może z jakimś innym modelem, którego nie pamiętam. Mimo dużego zabudowania Sally jest wg mnie seksowna – taką retro-odmianą seksowności, gdzie zbyt wiele się nie odsłania, ale wiele sugeruje, a przy tym seksowności naturalnej – nie plastikowej, przetworzonej. Kojarzy mi się raczej z kobietą pewną siebie, która nie musi niczego udowadniać.
Wróćmy jednak do samego stanika. Kokardka z dwóch szerokości wstążeczki, dobrej jakości, nie strzępiąca się – duży plus.
Hafty w porządku, choć jednak kojarzą się z masówką, nie z artystycznym rękodziełem. Kwiatki pokrywające górną część miseczek są nijakie. Nitki z nich jednak nie wychodzą 🙂
Górna część miseczek to dwie warstwy półprzejrzystych materiałów – inaczej niż w letnim full-shaperze, Stasii, która była całkowicie kryjąca. Ta półprzejrzystość jednak jest ledwie uchwytna. I moim zdaniem do tego stylu to pasuje.
Przednia połowa ramiączek jest z ozdobnej gumy, tylna z gładkiej taśmy – obie dobrej jakości. Bardzo dobre, szerokie zapięcie. Jeśli już doszukiwać się wad – materiał po bokach (na odcinku między fiszbiną miseczki a skrzydełkiem tyłu) w noszeniu trochę się fałduje i tak już zostaje. Jest to cienka, elastyczna dzianinka, która jednak pokrywa stanik tylko z wierzchu (dolna część misek, boki, tył) – od spodu są znacznie mocniejsze, solidniejsze materiały.
Wybrałam 80I – być może pamiętacie, w poprzednim full-shaperze (Stasia) zdecydowałam się na 75J, bo 80 sprawiało wrażenie luzaka. Tutaj było nieco inaczej, a miałam porównanie z 75 – bez wahania wybrałam 80, bo było mi wygodniej. Mogę więc postawić Sally piątkę za rozmiarową przewidywalność, bo moim „macierzystym” obwodem jest teraz zdecydowanie 80tka. Co prawda kalkulator nie uwzględnia mojej superciasnej metody mierzenia (80 proponuje dopiero od ciasno zmierzonego 85, a ja mam 2 cm mniej), ale w sumie jest to całkowicie wybaczalne. W doborze miseczki także się nie myli – I w tym obwodzie jest na mnie w sam raz.
Nie da się ukryć, że moje najlepsze brytyjskie i polskie balkonetki zbierają lepiej od Sally. Wynika to niewątpliwie z faktu, że miseczki tego modelu są w dolnej części lekko elastyczne. To dokładnie ta sama gruba, ale bardzo miękka dzianina, co w Stasii, którą uwielbiam za wygodę i przyjemność w dotyku. Podnoszenie zaś jest, powiedziałabym, w rozsądnej normie.
Nie są to może okrzyki entuzjazmu, ale nie obawiajmy się – Sally owszem podnosi i zbiera, nic nie wisi ani na boki nie patrzy, pod bluzką też nie ma się czego wstydzić – nie ma jednak tego „twardego” modelowania, jakie dają nieelastyczne materiały. Pierś przyjmuje formę ładnie zaokrągloną i naturalną.
Sally nie ma dla mnie żadnych błędów konstrukcyjnych. Miseczki nie zbliżają się zanadto do pach (lepiej niż w Stasii – zapewne dzięki innemu rozmiarowi). Układ szwów jest w zarysie podobny do typowej balkonetki, jednak zabudowanie jest wyższe. Gdyby obciąć miseczkę w tym miejscu, gdzie zaczyna się złotawy łańcuszek haftu, wyszłoby zabudowanie podobne jak w balkonetce.
Jeśli chodzi o support – szeroki obwód bardzo dobrze pracuje. Pod wierzchnią warstwą cienkiej dzianinki jest siateczka powernetowa, co prawda nie z tych najgrubszych i najmocniejszych, ale za to gumy są doskonałe, zarówno górna, jak i dolna – szerokie, dobrze pracujące i jednocześnie przyjemne w dotyku. Biust jednak ma więcej swobody niż w przeciętnym staniku o nieelastycznych miseczkach i bardziej się kołysze. Idealne są za to ramiączka – elastyczne, ale nie nadmiernie. Taki dobry D-plusowy standard ramiączkowy.
To olbrzymi atut Sally. Do tego stopnia, że ostatnio trudno mi się z nią rozstać. Dolna część miseczek zrobiona jest z cudownie przyjemnej w dotyku dzianiny, lekko elastycznej, grubej ale przy tym mięciutkiej. Gdy się ją ściśnie między palcami, uczucie jest takie, jakby w środku była cieniutka warstewka gąbki. Mam wrażenie, że znam ten typ materiału z bardzo starych staników Triumpha, które nosiła moja mama. W każdym razie bardzo dawno nie miałam z czymś podobnym do czynienia. Może Wy go znacie?
Poza tym – po prostu nie czuję tego biustonosza na sobie. Jedynym mankamentem jest to, że po dłuższym czasie noszenia guma na dole obwodu z przodu zawija się do środka. Nie mam pojęcia czemu. Daje się jednak bez trudu wywinąć z powrotem, poza tym stanik w tym miejscu jest z obu stron gładki i miękki – nic nie uwiera (gdyby był w tym miejscu pokryty drapiącą koronką, na pewno bym boleśnie odczuła to zawijanie się).
Katalog głosi, iż Sally kosztuje 119,90 zł. W sklepach, np. Intymna.pl, można ją kupić (w wersji jasnobrązowej) w takiej właśnie cenie, tyleż samo kosztuje w sklepach firmowych Change w Łodzi. Moim zdaniem, jak na takiego wygodniczka o całkiem przyjemnym wykonaniu i wyglądzie, jest to cena dobra. W dodatku do końca listopada będzie można ją kupić w sklepach firmowych jeszcze taniej – poniżej 100 zł (o czym niżej).
Biustonoszowi towarzyszą oczywiście majtki. Zrobione są z delikatnej, cienkiej i przyjemnej w dotyku dzianinki, nie uwierają gumkami, mało się odznaczają pod ubraniem (gumki są przyjemnie płaskie). Nie są wysokie – ot, zwykłe figi. Haftowane wstawki harmonizują ze stanikiem. Kokardka jest niestety sztywna i po praniu zaczyna odstawać. Trochę się obawiam, czy będą trwałe – sprawiają wrażenie bardzo delikatnych, a majtki jednak zwykle częściej się pierze i mniej oszczędza.
Jestem bardzo zadowolona z Sally i chętnie ją noszę. Są wręcz momenty, gdy nie mam ochoty na inny biustonosz – sięgam po nią bez zastanowienia. Wyglądam w niej wystarczająco dobrze, by pokazać się światu, choć chcąc zrobić większe wrażenie wybrałabym pewnie inny model. Na co dzień jednak świetnie się nadaje.
Na zakończenie – komplet fotek Sally. Słońce niestety ostatnio nie dopisało, dlatego większość musiała powstać w sztucznym oświetleniu 🙁
[Katalog flash w serwisie flickr nie jest dostępny, przepraszamy.]
Uwaga, promocja!
Ponieważ Change ostatnimi czasy zaczyna pojawiać się także w innych bra-sklepach (tu lista) – biustonosze te stają się dostępne nie tylko dla łodzianek. Jeśli macie już jakieś wrażenia z przymierzania czy noszenia Change – zapraszam do podzielenia się 🙂
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…
Komentarze
I kolejna firma z ramiączkami regulowanymi w połowie :(
Ja niecierpliwie czekam na moje pierwsze staniki change zamowione w intymnej. Co prawda testowac bede zwyczajną czarna bazówkę, ale mam nadzieje, ze donosy o szerokasnych fiszbinach od dziewczyn z malobiusciastego forum nie beda przesadzone :)
W mojej strefie rozmiarowej fiszbiny też są chyba dość szerokie - to znaczy dla mnie są w sam raz i zupełnie w normie, ale miłośniczki wąskich mogą narzekać.
Informuję niniejszym, że dodałam do recenzji majtki, o których na śmierć zapomniałam :)
I ech, co za paskudna pogoda. Muszę się nauczyć robić lepsze zdjęcia w złych warunkach, inaczej wszystkie staniki będą na moich fotach robić za wielkie czarne plamy ;)
Sally śni mi się po nocach mniej więcej od wiosny, kiedy widziałam ją w poprzedniej wersji kolorystycznej. Mierzyłam wówczas inny krój miękusa - z pionowym cięciem, absolutne cudo. Szału nie robił, ale leżał ładnie, no i to przejrzysty miękus - tylko 65 było dla mnie za luźne :( Teraz przybrałam na wadze, więc chyba wybiorę się do Change... Niby nie dla mnie te ich szerokie fiszbiny, ale z drugiej strony, obie moje Kamilki są dla mnie najwygodniejszymi stanikami świata. Po prostu mnie przytulają ;)
Mimo pogody zdjęcia wg mnie bardzo ładne ;) Ale rozumiem Cię, sama zastanawiałam się nad kupnem jakieś fajniejszej lampy do robienia zdjęć...
Kalkulator pokazał mi rozmiar "70?" :(
Ja już miałam jedno, niestety nieudane, podejście do Change (płaskie miski, buły, luźne obwody), ale nie poddaję się - w piątek będę w Łodzi i przy okazji zajrzę do któregoś Change, by sprawdzić, czy po prostu zamówiłam nie te rozmiary, czy też ta marka jest nie dla mnie.
Możliwe, że tak jak u mnie, będą na Ciebie pasowały tylko niektóre kroje. Jak już wspominałam, mnie spora część Change też do mostka nie dochodzi - właśnie płytkie miski, dobre na szerokość, a za małe na głębokość.
Mam wrazenie, ze charade jest dla starszych kobiet. Czasami trudno uchwycic te roznice, ale jednak widac ze grupa docelowa jest inna.
Plytkie szerokie miski to cos akurat dla mnie.
Odpowiedzcie mi szczerze. Czy osoby z dużym biustem naprawdę potrzebują takich trzy-rzędowych zapięć? Ja osobiście czuje się w takim jak w jakiejś uprzęży = zero seksowności. Wstydziłabym się w czymś takim rozebrać przed chłopakiem...
Odpowiadam szczerze. Mnie jest generalnie wygodniej w trzyhaftkowcach - gdy tył jest szerszy, mniej wpija się w ciało, nie zwija i nie sznurkuje, taki stanik często lepiej trzyma, lepiej się układa i mam w nim gładsze plecy. Na drobnej osobie z niedużym biustem takie tyły wyglądają przyciężko, ale przy większych gabarytach i większym biuście proporcje są zachowane. Poza tym seksowność stanika to nie tylko tył, ale przede wszystkim przód. I nie, nie wstydzę się rozebrać do tej bielizny, ale w mojej rodzinie już dawno chłopaków żadnych nie ma ;)