Moje pierwsze (tadaam!) majtki menstruacyjne Wimin uświadomiły mi, że w mojej relacji z ciałem w ostatnich latach zmieniła się jedna rzecz. Nie tylko bardziej niż kiedyś zależy mi na wygodzie, ale też dałam sobie prawo do tego, żeby o tym głośno mówić.
Rzecz jest dobra, gdy mnie nie uwiera, nie irytuje i pozwala skierować cenną uwagę tam, gdzie chcę – nie na drapiącą część garderoby, czy gniotący tampon. Nie muszę czekać na menopauzę – mogę mieć wygodniejszy okres tu i teraz 😉 Czy majtki okresowe faktycznie są wygodniejsze od wszystkiego? Czy można w nich żyć i spać spokojnie, gdy z nas cieknie? Zapraszam na pierwszą recenzję na Stanikomanii poświęconą wyłącznie majtkom!
Wimin – majtki menstruacyjne comfort, rozmiar: XL; majtki menstruacyjne light, rozmiar: XXL
[Rozmiary majtek menstruacyjnych comfort: XS-XXL; rozmiary majtek light: XS-XXXL; cena obu krojów: 90 zł; kod rabatowy Stanikomania10 daje -10% na pierwsze zakupy; recenzja we współpracy z marką Wimin]
Na początek garść uwag o warunkach testu. Przez bardzo długi czas okres był w moim życiu mało obecny. Tabletki hormonalne redukowały go całkowicie bądź do minimum w postaci skąpych krwawień z odstawienia. Mogłam sobie pozwolić na użycie jedynie kilku tamponów w małych rozmiarach przez dzień-dwa, poza tym wystarczały mi zwykłe, regularnie zmieniane codzienne majtki. Można powiedzieć, że w pewnym stopniu praktykowałam freebleeding, albo nosiłam „majtki okresowe”, tyle że w moim przypadku były to majtki zwykłe. Ostatnią podpaskę miałam „na sobie” ponad dwadzieścia lat temu.
Takie „miesiączki” sprawiały mi mały dyskomfort, tampony dawały radę (nie miałam nigdy kubeczka), oprócz jednej wady: potrafią uwierać i irytować (zwłaszcza gdy użyje się zbyt chłonnego do aktualnych potrzeb) i generalnie najbardziej lubiłam ich brak. Okresgacie padły więc u mnie na podatny grunt: mogę w końcu zrezygnować z ostatniego środka higieny menstruacyjnej w moim życiu!
Traf jednak chciał, że ostatnio zostało mi zalecone odstawienie hormonów i moja okresowa sytuacja stała się niepewna. Testy majtek menstruacyjnych musiały trochę poczekać na swój moment. Tym momentem okazała się już całkiem regularna „prawdziwa” miesiączka, czyli już nie taki lajcik, jak na tabletkach. Noo, pomyślałam – warunki idealne! Odświeżenie doświadczeń z okresem plus odkrycie nowego sposobu zarządzania krwią miesięczną 🙂 Moje wrażenia są więc tak świeże, jak tylko mogą być.
Majtki menstruacyjne Wimin występują na ten moment w dwóch wersjach: regularnej – comfort (pojemność 4 tamponów) oraz light (pojemność 2 tamponów). W warunkach bojowych testowałam tylko te pierwsze – drugie dotarły do mnie później, toteż w ich przypadku mogę ocenić tylko walory estetyczne oraz komfort noszenia (bez chłonności).
Oba warianty majtek okresowych są przyjemne wizualnie, przy czym siłą rzeczy te regularne wyglądają bardziej „pancernie” od lightów. W obu wykorzystano bardzo fajną elastyczną dzianinę z żakardowym wzorem przejrzystych prążków – podobny patent pewnie kojarzycie z innych modeli bielizny. Jeśli śledzicie recenzje regularnie, to być może skojarzy Wam się na przykład Alegra marki Lisca (to byłby doskonały, wygodny stanik na okres!) albo Luna z Gorteksu. Oba te biustonosze mogłyby stanowić komplet do gatek menstruacyjnych Wimin.
W majtkach comfort (wersja bardziej chłonna) przejrzystości jest niestety niewiele. Ot, czarne bazowe majtki z niewielkimi ozdobnymi wstawkami po bokach. Ale dobre i to – najczęściej menstrumajtki są w całości kryjące i te z nas, które lubią efektowne doły, tęsknią za czymś trochę fajniejszym. Wysoki stan tego modelu jest dla mnie idealny. Przód wypada w związku z tym ciut ciężko, za to z tyłu majtki są ładnie wykrojone na pośladkach.
Comforty mogą grać rolę dołu od piżamy lub domowego kompletu (często w domu siedzę po prostu w majtkach 😉 ) oraz oczywiście nadają się pod zwykłe ubranie do wyjścia z domu. Mogą jednak nie pasować pod zwiewną sukienkę w jasnym kolorze (przydałaby się też wersja jasna!).
W zestawieniu z bardziej zwiewną bielizną przytłaczają, ale są akceptowalne, jeśli twoja kompletomania nie sięga ekstremów 😉
Majtki Wimin light to zdecydowanie ładniejsza siostra comfortów – całe półprzejrzyste, z wyjątkiem strefy chłonnej w kroku, mogą spokojnie grać rolę dołu do kompletu na przykład z czarnym miękkim stanikiem. Są naprawdę urodziwe! Jestem kompletomaniaczką, ale te paski nie zgrzytają mi zbytnio w zestawieniu z innymi wzorami, zwłaszcza gdy są one proste i geometryczne. Tym razem wybrałam sobie model z pogranicza – efektowny, ale nie kwiecisty wzór Copper Tree marki Ava. Trochę złota poprawi nastrój w okresowe dni 🙂 Gatki z pionowym szwem i bezszwowym wykończeniem nogawek zgrabnie wyglądają na pośladkach.
Jak wybrałam rozmiar? Metodą prób i błędów. Mój obwód bioder plasuje mnie w zakresie rozmiaru L, ale ten okazał się dla mnie przyciasny. To znaczy, nosić się owszem dał, ale okres to stanowczo nie jest moment, kiedy chcemy się ściskać. Comforty są zrobione z gęstej dzianiny i nie są mocno elastyczne, a na mojej sylwetce wypadają też dość ciasne w pasie. Moim rozmiarem w modelu comfort będzie zatem XL. XXL co prawda jest wciąż dobre w pasie, ale robią się już zbyt obszerne w części dolnej i obawiam się, czy przy takim luzie nie groziłby mi jakiś przeciek.
Inaczej w przypadku lightów – te trafiły do mnie od razu w XXL i są po prostu dobre, nie mam wrażenia luźnej pieluszki w kroku 😉 Być może oznacza to, że wypadają mniejsze od comfortów, a może to jakaś specyfika mojej budowy.
Tu pewnie wpadł wam w oko jeden miły szczegół: metka! Metki nie są wszyte w boczne szwy i nie trzeba ich mozolnie odcinać czy odpruwać, ryzykując uszkodzenie majtek. Obie dyndały sobie na luźnym łańcuszku z nitki. Wystarczyło przeciąć go nożyczkami i już!
Podsumowując, moim zdaniem nie ma potrzeby zaniżać rozmiaru w tych majtkach – XL i XXL to rozmiary, które noszę u innych polskich producentów bielizny. Problematyczny może być obwód w pasie w modelu comfort zwłaszcza u tych z nas, które mają wydatniejsze brzuchy lub skłonność do puchnięcia. Fajnie, że zakres rozmiarów sięga trzech iksów – choć oczywiście im więcej, tym lepiej!
Oba modele nieźle układają się na mojej sylwetce, która dla producentów majtek jest chyba niełatwa do ogarnięcia (mam wąskie biodra w relacji do pasa oraz brzuch, który wystaje). Model comfort daje radę, może z wyjątkiem pasa, który mogłby być trochę luźniejszy. Lighty są niskie i cierpią na tę samą przypadłość, co wszystkie inne niskie majtki: zjeżdżają pod brzuch 😉 Obie wersje oceniam na mocny dobry, w porównaniu z większością majtek bieliźnianych.
Wimin comfort
Wimin light
Co tak naprawdę chłonie krew menstruacyjną w majtkach Wimin? (Nawiasem mówiąc, oprócz krwi mogą to być też inne wydzieliny – bo można ich używać także przy nietrzymaniu moczu albo na treningi, gdy bardzo mocno się pocisz). Wkład chłonny w kroku zawiera warstwę dzianiny bambusowej (80% bambus, 20% bawełna), która ponoć jest superchłonna – w majtkach comfort ma wystarczyć na 12 ml, co odpowiada 4 regularnym tamponom. Od zewnątrz zabezpiecza ją warstwa ochronna (wg. metki: 50 % bawełna, 50% poliuretan), która zapobiega przesiąkaniu. Tyle teorii. A jak w praktyce?
Test chłonności dotyczył na razie tylko majtek comfort (lighty czekają na swój czas).
Miałam okazję przetestować je w niebanalnym momencie, bo w… Święta! 🙂 Czyli w czasie, kiedy trzeba było wyjść z domu na dłużej w związku z wizytami u rodziny i przyjaciół. Krwawienie dopadło mnie w Wigilię wieczorem, wdziałam więc comforty i spokojnie wystarczyły mi do rana, kiedy to zmieniłam bieliznę rutynowo. Przecieków nie odnotowano, ale mam wrażenie, że nie osiągnełam pełnej pojemności wkładu. Część chłonna w majtkach comfort jest duża i zajmuje nie tylko krok – z tyłu sięga aż do pasa, dzięki czemu niezależnie od pozycji nic nie powinno przecieknąć.
Kluczowym dniem testu był dzień drugi, kiedy krwawienie okazało się naprawdę obfite. Majtki jednak chłonęły dzielnie i z początku krew w nich całkiem nieźle „znikała”. Trochę się obawiałam, co będzie dalej, bo jako wieloletnia „tamponiara” totalnie odzwyczaiłam się od widoku krwi na skórze czy papierze toaletowym i za każdą wizytą w toalecie zastanawiałam się, ile tego jest i czy majtki na pewno wytrzymają… Całego dnia niestety nie dały rady, bo po wieczornym powrocie do domu (nie było mnie jakieś 8 godzin) okazało się, że z boku w kroku coś przesiąkło. Sukienka jednak nie ucierpiała 🙂 W tym momencie musiałam zrobić przerwę od testowania majtek, ponieważ pierwsza para jeszcze nie była sucha po praniu.
Kolejnego dnia wróciłam do majtek menstruacyjnych i tym razem obyło się bez jakichkolwiek wpadek, jednak krwawienie nie było już tak obfite. W czwartym dniu, przyznam, że miałam już trochę dosyć „dużych” majtek i ich prania – w tym momencie pewnie chętnie włączyłabym lighty, których jeszcze nie miałam w swoim posiadaniu.
Podsumowując, uważam, że minimalna liczba par majtek na jeden okres to dla mnie 3. Oczywiście mówię o miesiączce w trybie majtki-only, bo w połączeniu z tamponami takie gatki mogłyby przetrwać i dobę, gdy na przykład nie mamy warunków, by zmienić bieliznę, czy ją wyprać. Majtki okresowe bywają też używane jako dodatkowe zabezpieczenie w zestawie z kubeczkiem menstruacyjnym – takiej możliwości jednak nie sprawdziłam.
Jedne i drugie gatki są porządnie wykonane i miłe w dotyku. Comforty są trochę pancerne, choć jednak daleko im do wrażenia „pieluchy”. Część chłonna sprawia wrażenie grubej dzianiny, której granica się nie odznacza. Ot, po prostu ma się na sobie grube majtki. Ciekawa jestem, jak będzie latem – teraz jest mi w nich dość ciepło. Teoretycznie powinny „oddychać”, bo składają się w większości z bawełny (skład podstawowego materiału gatek to 95% bawełna, 5% elastan). Lighty natomiast są przewiewne.
Głównym mankamentem jest jak dla mnie trochę ciasna gumka w pasie comfortów, choć zdaję sobie sprawę, że część osób posiadających talię może woleć właśnie taką. Jak zwykle – przydałyby się wersje dla brzuchatych i dla wytaliowanych.
Największą euforię zaś wzbudza we mnie to, że nie muszę wkładać sobie niczego nigdzie. Żadnych ciał obcych, żadnych uwierających elementów dotykających jednego z najbardziej wrażliwych miejsc ciała, żadnych dodatkowych przesuwających się warstw, utrudniających poruszanie się. Nic nie szeleści, nie czuć wilgoci, nie ma też zapachów. To uczucie jest chyba warte tego całego zachodu, który wiąże się z praniem majtek menstruacyjnych…
Niby wszystko jest proste: w pralce do 40°C, nie należy ich tylko suszyć w suszarce bębnowej (to może być wada dla posiadaczek suszarek) ani prasować (nigdy nie prasowałam majtek). Majty wydają się bardzo solidne i przypuszczam, że wytrzymają wiele prań. Ale przed praniem, a po użyciu, zaleca się je zaprać/wypłukać w zimnej wodzie – jeśli tylko miały kontakt z krwią.
To płukanie dla mnie największa wada. „Pełnych” majtek nie wystarczy włożyć na moment pod kran – jeśli chcemy usunąć krew (producent nie pisze, jak dokładne ma być to płukanie), to chwilę potrwa namaczanie i wyciskanie, a ja nie lubię moczyć rąk, zwłaszcza w zimnej wodzie. Muszę jakoś wypraktykować sobie tę czynność tak, by była jak najmniej nieprzyjemna. Do tego mokre gatki trzeba gdzieś trzymać do czasu, gdy zbierze ci się wkład do pralki. Nie mam w domu za wiele wygodnych miejsc do powieszenia mokrej, nie wywirowanej rzeczy – to też trzeba sobie zawczasu zorganizować.
Trzeba też pamiętać, że gdy gatki okresowe się zużyją albo przeciekną ci w momencie, gdy jesteś poza domem, to nie bardzo jest co z nimi zrobić. Trzeba mieć ze sobą coś na zmianę (drugie okresówki, albo zwykłe majtki plus środek higieniczny) oraz torebkę foliową na używane majtki. Niestety, majtki menstruacyjne mają w porównaniu ze środkami jednorazowymi ten mankament, że nie da się ich wyrzucić i o nich zapomnieć.
Dla mnie mają jednak jedną, za to hiperważną zaletę: są przyjemne w dotyku dla mojego sromu 🙂
Mój pierwszy raz z majtkami menstruacyjnymi zbiegł się w czasie z chwilowo przynajmniej „odzyskaną” miesiączką. Nie wiem, co jeszcze przyniesie mi fizjologia, bo jestem w wieku okołomenopauzalnym, w jaki sposób i jak długo dalej będę zarządzać okresem. Czekam, co będzie – a okresmajtki mam w pogotowiu 😉
Samym produktem jestem zaskoczona bardzo pozytywnie, choć potrzebuję jeszcze trochę doświadczenia – dobrze wyczaić ich chłonność w relacji do obfitości krwawień oraz zorganizować cykl używania i prania. Jednak uczucie, że Nie Masz Nic w Kroku warte jest tych paru dodatkowych czynności, który zapewne z czasem staną się rutyną.
I niezmiernie mnie cieszy, że miałam w końcu okazję w blogasku napisać o komforcie miejsc intymnych. Nawiasem mówiąc, powstaniu tej recenzji towarzyszył ciekawy sondaż w stanikomaniackich mediach – zadałam Wam mianowicie pytanie o nowe, zgrabne określenie, krótsze od „majtki menstruacyjne”. Efekt przeszedł moje oczekiwania – pojawiła się masa propozycji, świadczących o tym, że okres nie jest już takim strasznym tabu i mamy do niego stosunek praktyczny oraz humorystyczny.
Oto, jak nazwałyście majtki menstruacyjne – w grupach tematycznych! 🙂
Z okazji premiery majtek menstruacyjnych Wimin na Stanikomanii mamy powitalny kod rabatowy: Stanikomania10, który daje 10% na pierwsze zakupy w sklepie online Wimin – na cały koszyk.
Firma Wimin, oprócz pantaloksów, oferuje też suplementy oraz lubrykant i serum intymne. Co jeszcze cieszy: majtki okresowe Wimin są produkowane w Polsce! Ucieszą się więc entuzjastki lokalnej produkcji, a także ekologicznego stylu życia. Wszak ograniczenie zużycia, jeśli nie całkowita rezygnacja z jednorazowych produktów miesiączkowych, to krok w kierunku życia zero waste.
Na zakończenie mam pytanie o Wasze doświadczenia z majtkami okresowymi. Macie, używacie? Jakie marki i modele polecacie? Jakie są według Was zalety, a jakie wady takiego rozwiązania na miesiączkę? Czy nadają się na każdy okres?
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…
Komentarze
Dzięki za tak szczegółowe podejście do sprawy( no ale u Ciebie nie mogło być inaczej?) bo sama się zastanawiam nad ich zakupem. Mam kubeczek, noszę też tampony a to byłaby wolność prawie całkowita? Tylko bardzo mnie ciekawi jak to będzie w cieplejsze dni? A do schowania zużytych majtek poza domem lub już takich wypłukanych w domu,żeby poczekały do pełnego wsadu w pralce można użyć woreczka na pieluchy wielorazowe - przy pieluchach u nas świetnie się sprawdził
Dzięki za podrzucenie patentu z woreczkiem! Nie wiedziałam o istnieniu czegoś takiego ?
Też jestem ciekawa, jak się toto sprawdzi latem. Te lajtowe spoko, w klasykach może być ciepło, no i człek się poci.
Majcioty :) od tych majtek zawsze odstraszała mnie cena, ale tu widzę nie najgorzej. Używam podpasek wielorazowych i mam sposób na te zapierane. Zapieram w zimnej wodzie , wkładam w woreczek do prania i wieszam gdziekolwiek do wyschnięcia a potem z woreczkiem wrzucam do kosza na pranie.
Cena nie jest zła uważam, to tyle co „lepsze” majtki do kompletu albo 2 pary z bardziej budżetowych marek, więc biorąc pod uwagę ten wkład chłonny oraz oszczędność na podpaskach itp. wydaje mi się OK ceną.
Dzięki za sugestie pralnicze ?
Mam i używam i polecam każdej kobiecie. Dla mnie to niesamowity komfort, zwłaszcza w nocy, a mam bardzo obfite miesiączki. Ta firma w moim odczuciu jest mniej chłonna, ale te też są wygodne.
Dodam tylko, że majtki można wrzucić na płukanie do pralki a potem uda normalnie uprać.
Masz rację, można i pralką wypłukać. Ale jakoś miałam opór, zwłaszcza jak były mocno nasiąknięte - w sumie to bezsensowny :-) Dzięki za opinię.
Możesz w takim razie podzielić się spostrzeżeniami, które firmy mają bardziej chłonne majty? Temat dla mnie nowy, a nie ukrywam że na jeden dzień w miesiącu przydałoby się coś o "chłonności" wiadra...