Marka Avocado działa na bieliźnianym rynku już od prawie 20 lat. Należy do pierwszych „ubieraczek” mojego biustu w jego nowym, świadomym rozmiarowo i estetycznie usatysfakcjonowanym wydaniu i mimo że w mojej stanikowej szafie roi się teraz od produktów różnych firm, nieustająco pozostaje w absolutnej czołówce, jeśli chodzi o design i plasuje się wysoko, jeśli chodzi o komfort. I wiem, że nie jestem w moim przywiązaniu odosobniona. Avocado właśnie się przeobraża – a zarazem pozostaje sobą! W ferworze rebrandingu, tworzenia nowej kolekcji i nowego sklepu online twórczyni nowej marki Avocouture dała się namówić na dłuższy wywiad – superciekawy dla mnie, a także, mam nadzieję, dla Was 🙂
Zdradzę Wam, że gdy rozmawiałam (na piśmie) z Anną Lejwodą, to „poza kadrem” (mam nadzieję, że nie ma nic przeciw temu przeciekowi! 🙂 ) napomknęła mi, że od zawsze ma trudność z prezentowaniem się jako osoba tryskająca zadowoleniem i optymizmem, podczas gdy z natury raczej skupia się na tym, co należy poprawić, zrobić lepiej. Kiedy to przeczytałam, chciało mi się krzyczeć: „Proszę, nie zmieniaj się!” Rozmowa z prawdziwą osobą interesuje mnie daleko bardziej niż obcowanie z marketingową kreacją.
Poza tym jest dla mnie, starej perfekcjonistki, oczywiste – że satysfakcja z osiągniętego ciężką pracą efektu (której wszakże nie należy sobie odmawiać!) to trochę co innego, niż ciągłe samozadowolenie. Chcemy przecież świata złożonego z osób, które chcą aktywnie zmieniać go na lepsze – a do tego nie wystarczy sama tzw. pozytywna energia. Niezbędna jest też ta właśnie staranna, mozolna praca. W naszej branży bieliźniarskiej takich pracowitych zmieniaczy i rewolucjonistek nie brakuje. I bez obaw: energii, nadziei ani twórczej pasji nie zabraknie w tej rozmowie. Nie zabraknie też niezwykłych pomysłów, staników, które mają piękne… plecy, i naprawdę cudownych haftów!
Stanikomania: Avocado to dla mnie marka, która istniała prawie od zawsze 🙂 Towarzyszy mi, odkąd odkryłam, że mój rozmiar nie jest przeszkodą dla noszenia pięknej bielizny. Kiedyś to było trudne do uwierzenia! A ty uwierzyłaś – i stworzyłaś markę! Z jaką myślą zabierałaś się za to dzieło? Czym było dla ciebie Avocado wtedy, a czym jest teraz?
Anna Lejwoda – Avocouture: To było naprawdę wiele lat temu… 🙂 Byłam wtedy taka młoda! Uznałam, że skoro bielizna, która mi się podoba, na mnie nie leży, a ta, która leży – nie za bardzo mi się podoba, to trzeba zrobić taką, która będzie i leżeć, i się podobać. Gdybym była starsza albo bardziej doświadczona, to pewnie bym się na coś takiego nie porwała: beż żadnej znajomości branży, bez doświadczenia, bez większych zasobów. Ale energia młodości rządzi się swoimi prawami, dzięki czemu wiele rzeczy staje się możliwych.
W zasadzie od samego początku poczułam, że to jest to, co chcę robić: nie mogłam spać, nie mogłam myśleć o niczym innym. Jestem osobą, która zanim przystąpi do działania, wiele przemyśliwuje i dzieli włos na czworo, ale w tym wypadku działanie przychodziło mi bez trudu i intuicyjnie. W dodatku sprawiało mi niesamowitą przyjemność. Nie byłam też sama: na początku działałam razem z koleżanką, która tez mocno wierzyła w mój pomysł, choć sama nie była pasjonatką bielizny, a w dodatku miała mały biust, a potem, przez długi czas, w firmę zaangażowana była też moja siostra.
Po drodze wydarzyło się wiele rzeczy – i w Avocado, i w moim życiu prywatnym, które zresztą zrosły się w sposób nierozerwalny. Zaliczyłyśmy kilka spektakularnych sukcesów – otworzyłyśmy swoje sklepy, rzesza klientek się powiększała przy naprawdę minimalnych nakładach na reklamę i właściwie braku strategii marketingowej – i równie spektakularnych porażek, gdy okazało się, że rozwój firmy wiąże się z koniecznością zredukowania spontanicznych decyzji i położenia większego nacisku na żmudne wyliczenia, bo duża sprzedaż niekoniecznie się równa się dużym zyskom. Dynamiczny rozwój to energia i satysfakcja, ale też stres i ryzyko, a moim przypadku to również w dużym stopniu wycofanie się z życia osobistego.
Własna marka czy firma, która powstała według naszego zamysłu, która jest emanacją jakiejś części nas samych – zmysłu estetycznego, myślenia o cielesności, zmysłowości – może być pewnie źródłem energii, rozwoju i satysfakcji do końca życia. Tak mi się w każdym razie wydawało do czasu, kiedy urodziłam dziecko i w moim życiu wydarzyło się wiele zmian. Było to 10 lat temu. Przez cały ten czas Avocado pozostawało bardzo „moje” – myślę, że to widać i pewnym sensie jest to odpowiedź na pytanie o to, czy tworząc moje projekty podążam za trendami – odpowiedź brzmi: nie. Dziś umiem też mówić „nie” różnego rodzaju sugestiom i życzeniom, na które kiedyś reagowałam instynktowną potrzebą ich spełnienia, pomimo że nie do końca były w zgodzie z moją wizją.
Zwolniłam tempo. W innym, spokojniejszym rytmie wprowadzamy nowości, dajemy sobie czas na rozwijanie kolekcji czy pracę nad nowymi modelami. Nie oznacza to, że nie czuję presji czasu – bo czuję ją nieustannie! – ale jest we mnie o wiele więcej elastyczności i zgodny na zmianę planów.
Nadal zadowolenie z czegoś, co nam się udało, o czym myślę, że pięknie wyszło – czy to będzie stanik, czy zdjęcia, czy jeszcze coś innego – jest tym, co najmocniej mnie uszczęśliwia w całej mojej sferze zawodowej i jest dla mnie celem samym w sobie.
– Czy przemiana Avocado w Avocouture to zaznaczenie jakiegoś kolejnego etapu? Jaka zmiana nas teraz czeka? 🙂
Anna Lejwoda: I tak, i nie;-) Ta przemiana ma wymiar i praktyczny, i symboliczny. Praktyczny – bo pozwoli mi na uporządkowanie spraw związanych z nazwą (nie możemy sprzedawać naszej bielizny pod marką Avocado w Niemczech), o czym myślałam już od kilku lat. Ale w pewnym momencie poczułam, że to już czas: że sama potrzebuję nowego otwarcia, nowej energii, która płynie ze zmiany. Nie wszystkie klientki dobrze reagują na zmiany, część ma swoje ulubione modele i nie chce żadnych innych, ale mnie samej potrzebna jest jakaś nuta ekstrawagancji, mała odmiana. Dlatego Avocouture to będą 2 linie: Classic i Couture – czyli to, co dobrze znane i lubiane w linii Classic i różne dekonstrukcje w linii Couture 🙂
– Wow, nie mogę się doczekać tych nowości! 🙂 Wrócę do tematu realizacji twórczej wizji. Myślę, że w wyobrażeniach większości osób projektowanie i tworzenie bielizny czy ubrań polega na tym, że w umyśle artysty rodzi się koncepcja, którą następnie realizują producenci materiałów, fachowcy od szycia, i tak dalej – i wszystko dzieje się dokładnie tak, jak twórca sobie zaplanował. A jak to jest w rzeczywistości? Co cię inspiruje przy tworzeniu projektów i jak potem prowadzisz je ku realizacji? Czy na przykład masz możliwość dopasowania haftu do swojej koncepcji, czy wręcz zaprojektowania go od początku?
Anna Lejwoda: Po pierwsze, nie inspiruję się trendami – zresztą w modzie współistnieje taka mnogość trendów w jednym sezonie, że to dla mnie w ogóle nie do ogarnięcia! Co nie znaczy, że trendy w ogóle się nas nie imają – właściwie nie da się przed nimi uciec, bo projektanci haftów znają je już na kilka sezonów do przodu i podporządkowują im swoje kolekcje. Ale ja mam w sobie dużo przekory i trochę mnie drażni to, że jakaś agencja mi mówi, co będę nosić za dwa lata. Poza tym, jeśli 1/3 haftów w kolekcji jest w kolorze, dajmy na to, indygo, bo za 2 lata na wiosnę czy jesień wszyscy mamy się rzekomo stawić odziani w indygo, to po obejrzeniu tej kolekcji już jestem tak tym kolorem znudzona i zmęczona, że raczej wybiorę coś całkiem innego.
Często mi się zdarza wracać do haftów, które zapamiętałam ze starych kolekcji, choć wtedy ich nie potrzebowałam. Inspirują mnie połączenia kolorystyczne – w ubraniach, ilustracjach czy kwiatowych klombach. Inspirujące są tez dla mnie niektóre marki modowe i bieliźniane. Przykłady? Dries van Noten i Marni – to są światy same w sobie, bardzo spójne i piękne. Te ubrania po prostu się nie starzeją, istnieją poza tym, co modne czy niemodne, a przy tym są o lata świetlne od neutralnej „bazy”.
Obserwuję także niektóre blogi, choć nie jestem pożeraczką mody i obserwuję naprawdę nieliczne i akurat niezbyt niszowe blogerki. Bardzo lubię Harel – ze względu na bezpretensjonalność i przebijającą się w każdym poście naturalność i niewymuszoną radość z mody i chyba w ogóle z życia. Obserwuję też Horkruks, która dla mnie jest przeciwieństwem Harel, albo może drugą stroną tej samej monety? Horkruks wydaje mi się bardziej projektem niż emanacją naturalnej energii, jej zdjęcia bywają niepokojące, melancholijne, to takie filmowe kadry; w moim odbiorze są absolutnie hipnotyzujące.
Jeśli chodzi dopasowywanie haftu, to tak, jak najbardziej! W większości haftów wprowadzamy modyfikacje, standardem jest opracowanie własnej kolorystyki. Możliwe jest też zamówienie haftu całkowicie według naszego rysunku i zdarzało się nam z tego korzystać. Jednak w hafciarni, z której najczęściej kupujemy hafty, pracuje nad nimi kilkoro projektantów i muszę powiedzieć, że robią oni niekiedy tak piękne rzeczy, że aż żal, że nie możemy mieć ich wszystkich! Widzę tu więc raczej problem z nadmiarem, niż z niedoborem. Muszę też z żalem przyznać, że zdarzało się, że próby powstałe na bazie moich rysunków wypadały blado w porównaniu z oryginalną kolekcją opracowaną przez projektantów hafciarni.
Dziś jestem o wiele bardziej skłonna postawić na umiejętności projektantów haftów, niż na swoje, bo są oni zwyczajnie znacznie lepsi w tej materii i tworzą fantastyczne rzeczy.
– Czy masz jakiś cykliczny plan działania, np. w ciągu roku wprowadzasz określoną, zaplanowaną liczbę modeli, kolekcji? Czy bardziej idziesz na spontan?
Anna Lejwoda: Powiedziałabym, że mam zarys planu 😉 Tak wiele rzeczy zależy od dostawców i klientów, że naprawdę nie sposób zrealizować sztywno ułożonego planu. Wystarczy nieudane farbowanie, zmiana daty dostawy materiału czy dłuższa choroba pracownika, żeby misternie budowany plan się rozsypał. Koronawirus pokazał nam, że niekiedy nie da się zrealizować w ogóle żadnego planu. Ogólnie staramy się wprowadzać 4-6 nowości w ciągu półrocza.
– Skąd pochodzą twoje materiały, w jaki sposób je znajdujesz i wybierasz? Czy masz stałych dostawców?
Anna Lejwoda: Oj tak, stałych. Hafty kupujemy ze Szwajcarii, koronki – z Austrii i Francji, a tiule z Włoch. Zdarzają się nam małe odstępstwa, ale najbezpieczniej i najlepiej nam się pracuje z firmami, które już znamy. Co oczywiście nie znaczy, że nie jestem otwarta na nic nowego – każdy piękny haft czy koronka potrafi sprawić, że serce mi przyspieszy 🙂
Kupujemy od firm, które produkują na terenie Unii Europejskiej. Jedyną używaną przez nas rzeczą, która jest produkowana poza UE, są metalowe elementy do staników (choć firma jest francuska). W ramach UE jest to już trudniejsze do określenia, bo nawet poszczególne etapy produkcji mogą się odbywać w innych krajach. Na przykład nasze ramiączka przyjeżdżają jako z Włoch, a następnie są wykańczane w Polsce. Szwajcarskie hafciarnie mają swoje fabryki w Rumunii i część haftów jest produkowana tam, a austriacki producent koronek współpracuje w zakresie produkcji z firmą z Włoch.
– Czy myślisz o poszerzeniu oferty w kierunku rozmiarów plus size? Mam na myśli zarówno rozmiary pod biustem (choć oferując 90 i 95, można powiedzieć, że już „napoczynasz” ten segment), jak i – a może nawet przede wszystkim – rozmiary majtek? Ja już z trudem mieszczę się w XL, przede mną jeszcze ostatnie w zakresie XXL, a wiele znanych mi osób potrzebuje tych X-ów dużo więcej… A może rozważyłabyś szycie „pozaofertowych” rozmiarów na indywidualnie zamówienie?
Anna Lejwoda: Jeśli chodzi o majtki, to jak najbardziej. Szycie „pozaofertowe” się u nas zdarza, ale wiąże się z brakiem możliwości zwrotu, więc jest obarczone większym ryzykiem ze strony kupującego, no i dłuższym terminem oczekiwania. O ile z majtkami czy obwodem stanika możemy sobie poradzić zazwyczaj bez większego problemu, to zwiększenie rozmiarów miseczek nastręcza o wiele więcej technicznych trudności, a materiały, których używamy, niekoniecznie dobrze się sprawdzą w rozmiarach większych od tych, które standardowo szyjemy.
– Jako fanka różnorodności, cieszę się z każdego zwiększenia repertuaru ciał, jakie widzę w komunikacji naszych marek bieliźniarskich – dlatego np. szalenie mi się podoba, że współpracujesz z Wen, autorką bloga Comics Girls Need Bras, kobietą o urodzie odbiegającej od typowo jasnoskórej Polki. Czy myślałaś o włączeniu do sesji modelek o mniej kanonicznych sylwetkach i typach urody (np. plus size), czy jednak wolisz pozostać przy bardziej klasycznym wizerunku?
Anna Lejwoda: Jestem otwarta na różne modelki, byle ich rozmiar mieścił się w zakresie rozmiarów, które szyjemy. Zależy nam na swobodzie w pozowaniu i naturalnej twarzy, którą kocha aparat. Ważne jest też, żeby modelka rzeczywiście, naprawdę się sobie podobała, bo staramy się nie używać Photoshopa, albo używać go w stopniu naprawdę minimalnym, co dla wielu nawet bardzo klasycznie pięknych dziewczyn jest problemem.
– Z kim pracujesz na co dzień? Kto jeszcze, oprócz ciebie, tworzy Avocouture?
Anna Lejwoda: W pracowni – w zakresie opracowania nowych projektów pracuję z Magdą i Agnieszką. Magda jest krojczynią, Agnieszka krawcową. Pracujemy razem od tylu lat, że rozumiemy się niemal bez słów – w każdym razie tych standardowych, bo mamy też swój język, który jest bardzo oszczędny, a przy tym superprecyzyjny 🙂 Dlatego mam pewność, że z moich rysunków, nawet jeśli będą bardzo schematyczne, powstanie dokładnie to, co sobie wymyśliłam. Agnieszka szyje też u nas pojedyncze sztuki na indywidualne zamówienia. Zamówienia większe – do sklepów – szyjemy w małej szwalni w Poznaniu, zawsze przez ten sam zespół 4 krawcowych (wszystkie te osoby są zatrudnione na umowę o pracę).
Jeśli chodzi o resztę – katalog, zdjęcia, całą sferę wizualną, to też od lat pracuję w Marianną Sztymą i Magdą Wolną. Tutaj też nie trzeba słów, choć strasznie dużo wymieniamy ich na co dzień – poza pracą, na temat życia. To bardzo bliskie mi osoby, wiele razem przeżyłyśmy, dobrego i złego.
– Naszą rozmowę zilustrują zdjęcia twoich fantastycznych projektów (większość, przyznam, stała się niniejszym moimi musthave’ami 🙂 ). Części z nich nie ma jeszcze w sprzedaży. Czy możesz opowiedzieć trochę o nich?
Anna Lejwoda: Moonlight, Pelargonium i nowa Valentina [foto wkrótce] to nowy-nienowy fason: HCN. W moim zamyśle HCN bardzo przypomina HCQ, który jest naszym najpopularniejszym modelem, i podobnie „się nosi” [konstrukcję HCQ ma Varsovie, której recenzję miałyście okazję niedawno oglądać]. Jest stworzony dla lekkich, przejrzystych materiałów, które wymagają dobrego napięcia na biuście, aby naprawdę dobrze podtrzymywać piersi, ale jego kształt sprawdza się na wielu biustach. Górna krawędź miseczki w tym modelu jest domknięta, co oznacza, że jest odpowiednia dla wiotkich piersi, ale ale ma tez pewną elastyczność, dzięki czemu sprawdzi się też na biuście dopiero wchodzącym w życie 🙂 W czym HCN jest zatem lepszy od HCQ? Lepiej zbiera biust z boków. Jest to jednak nowy krój stanika, więc i kształt miseczki nieco się różni – miska jest nieco głębsza.
Jednak tym, co najbardziej charakterystyczne w trzech nowych liniach są ozdobne plecy. Uwielbiam plecy, uważam je za niesamowicie seksowną część ciała, lecz staniki z ozdobnymi plecami zawsze były dla mnie nie lada wyzwaniem! Po pierwsze, trzeba je zaprojektować tak, żeby nie utracić odcinka regulacji ramiączek, albo utracić tylko jego fragment, a po drugie uwzględnić mnogość kobiecych kształtów i różnorodne proporcje. Samo to, czy kobieta jest wysoka czy niska zmienia naprawdę bardzo wiele. Dlatego nie ukrywam, ze stresuję się tymi nowymi modelami – jak dobrze się sprawdzą i jak sobie poradzą z ta kobiecą różnorodnością; są to jedne z najtrudniejszych projektów już w fazie projektowania i pozostaną trudne w fazie produkcji – będą wymagać od krawcowej dużej precyzji i uważności. Ale nie ma co ukrywać, że jak zobaczyłam prototyp na manekinie, a potem na modelce, to był to jeden z tych momentów, dla których kiedyś założyłam Avocado: czystej radości i satysfakcji z czegoś, co powstało dzięki pracy naszych rąk i wygląda po prostu pięknie.
– Gdzie na ten moment można (będzie) kupić te wszystkie cuda? 🙂
Anna Lejwoda: W tej chwili w Polsce sprzedajemy gównie przez Internet (avocouture.eu), a stacjonarnie w większym zakresie jesteśmy w warszawskim Boutique Bielizny i w rzeszowskiej Paryżance [namiary na końcu]. Szykujemy nowe miejsca, ale niestety poza Polską.
Od dłuższego czasu myślimy o własnym showroomie w Poznaniu, ale póki co nie starcza mi czasu, żeby się tym zająć, choć jakieś małe kroki już zostały podjęte. W dalszej perspektywie mam jeszcze współpracę z kilkoma sklepami w Polsce, docelowo 4-5 w większych miastach, ale chciałabym znaleźć miejsca, z którymi naprawdę będziemy kompatybilne, co znów będzie wymagało bardziej osobistego zaangażowania.
– O najbliższe plany już wypytywałam, czas zapytać o marzenia 🙂 Czy jest jakiś projekt, który zawsze chciałaś zrealizować, coś, o czym marzysz w związku z produktami, albo twoją marką?
Anna Lejwoda: Może się wydawać, że to raczej przyziemny projekt, nic na miarę marzeń, ale właśnie ten showroom przychodzi mi do głowy jako pierwsza myśl, gdy mam odpowiedzieć na twoje pytanie. To chyba dlatego, że widzę go jako miejsce powstałe we współpracy z inną osobą – od lat działam jednak samodzielnie i bardzo brakuje mi zasilenia ze strony innej, ale równie zaangażowanej osoby; najchętniej bym sklonowała Anię Zawadę i Dorotę Skoneczną-Matlę z Boutique Bielizny w Warszawie i przeszczepiła tu, na poznańskie Jeżyce XD.
Marzę o miejscu, w którym czas płynie wolno i przyjemnie, o wnętrzu, które jest jasne i uporządkowane – co od razu sytuuje cały pomysł w sferze marzeń, bo jestem straszną bałaganiarą! – gdzie na moment można się zatrzymać, obejrzeć kolekcję, napić się kawy i poplotkować oraz wyjść z lekką jak mgiełka bielizną, która leży na nas jak druga skóra.
I jeszcze jedno: jako że jestem perfumomaniaczką, to zawsze gdzieś po głowie mi chodzi wprowadzenie czegoś zapachowego.
Wow, ależ ekscytujący pomysł, żeby połączyć te tematy! Bielizna i zapachy. I kawa… Jestem bardzo na TAK!
Życzę ci szybkiego spełnienia tego marzenia, również w imieniu poznańskich stanikomaniaczek i wszystkich lubiących czasem wpaść na Jeżyce, łącznie ze mną samą 🙂 Trzymam kciuki za Avocouture w odświeżonej szacie, choć w duchu myślę: tylko nie zmieniaj się za bardzo! Dzięki za upewnienie, że wszystko, co robisz, zawsze będzie „twoje”!
Sklep Avocouture online: https://pl.avocouture.eu
Sklep Boutique Bielizny Warszawa Mokotów: Al. Niepodległości 153/155
Sklep Boutique Bielizny online: https://boutiquebielizny.com/avocado
Sklep Paryżanka w Rzeszowie: ul. Kreczmera 6/3
Przy tej okazji chciałabym ogłosić, że marka Avocouture jako pierwsza otrzymuje od Stanikomanii szczególne wyróżnienie! 🙂
Coraz więcej z nas ceni odpowiedzialne zakupy. Chcemy wiedzieć, czy nasze nieraz spore pieniądze wydawane na bieliznę trafiają do firm szanujących, a nie wyzyskujących swoich pracowników. Zależy nam na tym, by produkcja materiałów przebiegała zarówno zgodnie ze standardami pracy, jak i z jak najmniej szkodliwym wpływem na środowisko naturalne. Preferujemy lokalną produkcję, jako łatwiejszą do skontrolowania i tworzącą najmniejszy ślad węglowy. Część polskich firm bieliźniarskich ma się już czym pochwalić pod tym względem. Dlatego jako dodatkowy motywator dla nich (i informację dla stanikomaniaczek) postanowiłam stworzyć swój „mini-certyfikat”: Etykę Stanika! 🙂
Autorką nazwy i grafiki oraz osobą, która wsparła mnie koncepcyjnie i duchowo w tym projekcie, jest Ewa Gutmańska-Gralak, właścicielka firmy reklamowej Ewenement, a także długoletnia aktywistka na rzecz inkluzywności przemysłu bieliźniarskiego, założycielka forum Lobby Biuściastych.
Znasz dobrą kandydatkę do wyróżnienia Etyką Stanika? Daj mi znać!
Tymczasem zapraszam cię do zapoznania się z pierwszą marką wyróżnioną Etyką Stanika – Avocouture!
Kryteria przyznawania wyróżnienia oraz listę firm wyróżnionych Etyką Stanika znajdziecie na tej stronie.
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…
Komentarze
Dziękuję za ten wywiad, ciekawie jest posłuchać o czyjeś pasji, z której wyszło coś tak fajnego! *^v^*
Mam tylko jedno przemyślenie...
"Jestem otwarta na różne modelki, byle ich rozmiar mieścił się w zakresie rozmiarów, które szyjemy." - jeśli oferuje się majtki w rozmiarach sieciówek, to firma nie znajdzie modelek plus size! Ciesze się, że poruszyłaś temat za małej obecnej rozmiarówki majtek, a pani Ania w tej kwestii odpowiedziała trochę zbyt enigmatycznie... "O ile z majtkami czy obwodem stanika możemy sobie poradzić zazwyczaj bez większego problemu, (...)" - skoro to takie proste, to czemu do tej pory nie poradzili sobie z wprowadzeniem rozmiarów ponad 2XL? A potem producenci narzekają, że klientki nie kupują majtek. Trudno kupić coś, czego nie ma... A przecież oprócz kobiet, które kupują tylko staniki a majtki noszą jednokolorowe bawełniane są też takie, które kupują tylko komplety (np.: ja), taka pani kiedy nie znajdzie na siebie majtek po prostu zrezygnuje z zakupów i traci się klientkę, która być może nie wróci w przyszłości, bo będzie pamiętała, że w danym sklepie nie znajdzie swojego rozmiaru.
Cóż, Problem Dużych Majtek jest przedziwny i występuje w większości firm! O ile duże staniki są już szyte w niezłym wyborze, to doły są ciągle w tyle. Mnie zawsze denerwowało, że jeszcze rozmiar-dwa w górę i wypadam z polskich rozmiarówek (a co dopiero mają powiedzieć te, które nigdy się w niej nie mieściły?), podczas gdy brytyjskie marki bielizny D+ dostarczają mi majtki, w których mieszczę się w rozmiarze L i mam jeszcze huk zapasu. Można? Można... Na nielogiczność tej sytuacji wskazała mi swego czasu dobitnie Galanta Lala (polecam swoją drogą jej artykuł o majtkach z ostatniej Modnej Bielizny), od tego momentu pytanie o rozmiarówkę majtek zadaję firmom prawie że odruchowo.
Myślę, że częściowo za sytuację w markach D-plusowych odpowiedzialny jest fakt, że w czasach niedoboru dużych staników klientki zadowalało samo to, że dostały stanik w swoim rozmiarze, a majtki do kompletu spadały totalnie na dalszy plan. Teraz to się zmieniło, rynek bardziej się nasycił, wymagania wzrosły. Zwłaszcza w przypadku designerskiej bielizny chcemy mieć cały komplet, bo jak będzie wyglądał stanik cały ze złotego haftu w zestawie z czarnymi albo beżowymi majtkami z bazy? No, może i da się przeżyć, ale to jednak nie to ;)
Dlatego żądajmy dużych majtek!
O rany jakie te staniki sa piękne :) Avocado przechodzi samo siebie, to jest jakiś wyższy level zajebistości bieliźnianej :) Nie widziałam takich cudów ani u Aubade ani u Maison Lejaby, może Empreinte czy Lise Charmel jest w tej samej skali estetycznej chociaż czy ja wiem... Pelargonium mnie zabiło (wiadomo, ja i czerwony), Film Noir, Varsovie i Moonlight to marzenie; niepokazane tu Misia,
Misia Twin i Stardust (oraz zawsze Orlando 3 <3 <3) podobnie. Póki co mnie raczej nie stać ale kibicuję marce, może kiedyś ;)