Polskie firmy bieliźniarskie przez lata nie rozpieszczały nas estetycznie, w tym – kolorystycznie. Jeśli już któraś podejmowała niebotyczne ryzyko wyprodukowania czegoś na literę dalszą niż D, poprzestawała na beżowo-biało-czarnym kanonie, a o turkusach, chabrach czy szkarłatach mogłyśmy tylko pomarzyć (albo pójść po nie do sklepów brytyjskich). Niektóre marki co prawda zaczęły w końcu oferować barwne D-plusy, ale zarówno zakres rozmiarów, jak i jakość kroju i materiałów pozostawiała wiele do życzenia.
W końcu jednak coś drgnęło w polskich D-plusach. Jedną z prekursorek owego ruchu jest firma Dalia, która po opracowaniu cenionego przez wiele biuściastych kroju o kryptonimie K-24 i pokazaniu nam go – najpierw ostrożnie, w kolorach podstawowych – poszła w istną barwną dżunglę. Już przy okazji recenzji Czarnego Kaszmiru obiecywałam Wam słówko o jego papuzich koleżankach i niniejszym dotrzymuję słowa.
Warto jeszcze przedtem zauważyć, że klasycznie ubarwione „półsztywniaki” Dalii zostały opracowane dość starannie, również pod względem estetycznym. Nie ma więc mowy o samospełniającej się przepowiedni, którą tak dobrze znamy: firma po wiekach ociągania opracowuje wreszcie jakiegoś D-plusa, lecz nieprzetestowana konstrukcja i smętny design przesądzają o jego losie: model się nie sprzedaje, a firma kończy eksperyment radosnym „aniemówiliśmy, że nic z tego nie będzie”. Kaszmir czy Olimpia to nie żadne namioty, lecz biustonosze ładne, porządnie wykończone, atrakcyjnie eksponujące biust. Podobnie zachowują się ich kolorowe siostry.
Blaski i cienie K-24
Nie będzie to klasyczna recenzja, bo papużki są na tyle podobne do czarnego kuzyna, że musiałabym się powtarzać. Valeria, Claudia, Emily i Alize w rozmiarze 75I tak samo skutecznie kształtują biust w ładne kulki, stabilnie go podtrzymują i podnoszą, w czym pomaga szeroki pas obwodowy z porządnej dzianiny.
Niestety, mają także identyczne mankamenty. Jak już wspomniałam przy Kaszmirze, fiszbiny są wąskie, a miseczki idą dość wysoko w kierunku pachy. Gdyby moje piersi były choć odrobinę większe, musiałabym powiększyć rozmiar miseczki i narazić się prawdopodobnie na uwieranie w tej okolicy. Dlatego K-24 wydaje mi się krojem dla średniej strefy dużych biustów, i raczej dla miłośniczek wąskich fiszbin. W mojej strefie rozmiarów sprawdza się dobrze – nosiłam wszystkie cztery dziewczyny i nie mam powodów do narzekań, bo szczęśliwie z fiszbinami załapałam się „na styk”.
Skoro już wiemy sporo o wadach i zaletach kroju, możemy spokojnie skupić się na estetyce.
Ten ptaszek trafił do mnie najwcześniej. Pierwsze wrażenie w przymierzalni: wielkie WOW! Polski biustonosz w pięknym odcieniu szmaragdu, do tego jeszcze z haftem i srebrną nicią – istny szał dla takiej sroki, jak ja – nie sądziłam, że się czegoś takiego doczekam. I chyba to pierwsze wrażenie przesądziło o tym, że Valeria stała się moją ulubioną Dalią.
Po początkowym zachwycie przyszło otrzeźwienie – efektowna, wręcz efekciarska Valeria mogłaby być bardziej dopracowana w szczegółach. Odcień dzianiny boków nieco różni się od koloru przodu stanika. Hafty mogłyby być subtelniejsze i miększe – co prawda w pierś nic nie drapie, ale z zewnątrz biustonosz jest dość plastikowy w dotyku. Można było też zadbać o lepsze kokardki – ech, dodatki nie są mocną stroną większości polskich firm. Z rezerwą odnoszę się też do zdobionych ramiączek – z jednej strony dobrze, że ktoś zadbał o ich koordynację z całością, z drugiej – tak kontrastowe hafty zarówno na miseczkach, jak i ramiączkach to już chyba „dwa grzyby w barszcz”.
Chętnie powitałabym bardziej stonowaną wersję Valerii – z zachowaniem kolorów (blady róż i jasny turkusik całkiem dobrze „idą” z zielenią), lecz spokojniejszym wzorem i subtelniejszymi detalami. Hmm, a jakby tak odpruć wszystkie kokardki i koronkę z ramiączek?
Różowa Claudia
To kolejna strojnisia, tej jednak można, myślę, wybaczyć szaleństwo obfitości ze względu na stonowane, klasyczne barwy: dwa odcienie różu i kakaowy brąz. Wizualnie haft przedstawia się – moim skromnym zdaniem – przepięknie, zwłaszcza w górnej połowie miseczek, bo na dole panuje nieco nieskoordynowany bałagan. Nie wiem, czemu mam taki sentyment do tych małych kółeczek-rozetek, sądzę, że zaraziła mnie nimi marka Fauve. Claudii nie odmawiałabym już ani kokardek, ani zdobień na ramiączkach.
Skoro już wspominałam o Fauve – uroda haftu, zwłaszcza widzianego z daleka, rzeczywiście przynosi skojarzenie z tą marką, z bliska niestety nie jest już tak różowo. W tym modelu chyba najbardziej prosi się o to, by haft nie był w całości wykonany na siatce, lecz aby dolną część miseczek obszyć haftowaną dzianiną, najlepiej o satynowym połysku. Siatka naciągnięta na gąbkę szeleści w dotyku i sprawia sztuczne wrażenie.
I znowu, rzut oka z daleka – czy to jakaś balkonetka Fauve, jednej z moich ulubionych marek angielskich? Przysięgłabym, że moja stara Amelia miała identyczne hafty. No, powiedzmy, podobne (i nie oszukujmy się, trochę jakby staranniejsze). Kolor to również jeden z moich wymarzonych – nigdy bym nie przypuszczała, że polskie marki zaczną kiedyś spełniać moje marzenie o niebieskim biustonoszu.
I znowu mam ochotę na interwencję w duchu „mniej znaczy lepiej”. To znaczy, odprułabym ozdoby z ramiączek oraz kokardki, zwłaszcza że jedną przycięto krzywo – jakiś fundamentalny problem ze wstążkami mają polscy producenci. Może rację ma nasza firma Avocado, rezygnując z nich prawie całkowicie, skoro częściej szpecą polską bieliznę niż zdobią? Jeśli już kokardki, to zastanowiłabym się nad niebieskimi, a przez skojarzenie z Fauve – poszłabym w wąziutkie wstążki zakończone koralikami.
Kolejny drobiazg – odcień boków oraz ramiączek różni się od koloru miseczek. Niby dość częsty problem, ale skoro już stawiamy na kolory – warto dążyć do perfekcji, zwłaszcza jeśli… cena nie jest wcale taka niska.
Podobno nie spotkacie tych haftów w modelu K-24 nigdzie poza sklepem Li Parie. Rzeczywiście, w katalogu nie ma jej w tej wersji, podobnie zresztą jak Claudii. A hafty są super.
To najbardziej stonowana ze wszystkich opisanych tu papużek i dzielnie walczy u mnie z Valerią o palmę estetycznego pierwszeństwa. Hafty są duże, starannie rozmieszczone i nie sprawiają wrażenia chaosu. I w tym modelu nie mam już ochoty na korekty. Nawet ozdoby ramiączkowe bym Alizie zostawiła, pozostawiłabym też kokardki, ale tu też kusi wymiana na bardziej „lukśne”. Ach, czemuż to nasi projektanci tak rzadko rozumieją, że detal czyni stanik?
Aspiracje, ceny i atuty
Daliowe K-24-ki to wydatek od 130 do 159 zł, czyli kosztują niemało. Przykładowe porównanie: biustonosze brytyjskiej marki Masquerade, o dość podobnym zakresie rozmiarowym, są droższe od opisywanych średnio o około 20 zł i wg mnie wygrywają z Daliami jakością materiałów, m.in. brakiem tego nieszczęsnego rozwiązania pt. szeleszcząca siatka na gąbce. Ale wolałabym, przyznam, żeby Dalia zamiast obniżać ceny (jako realistka na razie na to nie liczę), dopracowała materiały i szczegóły designu. Naprawdę szkoda byłoby zmarnować ten potencjał na biustonosze „kolorowe, ale Freye też są kolorowe, za to mają ładniejsze kokardki i nie szeleszczą w dotyku”.
Czym pozytywnym wyróżniają się Daliowe papużki na tle kolorowego bogactwa innych marek? Za atut może posłużyć właśnie krój – nie każdy biust przepadający za usztywnianymi miseczkami (a są takie) „dogada” się z half-cupami Masquerade czy bezszwowymi biustonoszami marek Freya czy Panache. Daliowe semi-softy dają swoiste wrażenie bezpieczeństwa – usztywnienie, zabudowanie, szeroki tył (doskonale leży na plecach). To może być coś dla dojrzałych miłośniczek odrobiny kolorowego szaleństwa.
Ciekawa jestem, co Wy myślicie o nowych Daliach, a także o moich sugestiach designerskich dotyczących obcinania kokardek 😉 Czy dla Was detale też są tak istotne?
Uwaga, promocja!
Stanikomaniaczkom Li Parie z okazji niniejszego spotkania z Daliami oferuje dwie zniżkowe opcje do wyboru: 1) 20% zniżki na Dalie, albo 2) figi do kompletu za połowę ceny! (równie kolorowe, jak biustonosze, rzecz jasna). Promocja jest ważna aż do końca wakacji (!). Należy się, jak zwykle, powołać na hasło „Stanikomania”.
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…
Komentarze
Papużki, to fakt, ale ładne :)
Absolutnie nie zmieniałabym ramiączek, szczególnie latem brakuje mi takich haftowanych - nie wstyd, jak wyjrzą spod bluzki... a całość stanika pokazuję rzadko ;) nie widzę tylko, jak jest z regulacją - pewnie da się skrócić tylko część ramiączek, co też nie jest zbyt dobre (ja tam sobie ciachnę, ale ktoś wyższy nie dosztukuje).
Kurde. A nie dałoby się tak: konstrukcja/rozmiarówka effuniaków + uroda tych tu cudeniek? Niechby i za podwójną cenę!
Zdjęcia jak zwykle mistrzowskie!
Najbardziej wpadła mi w oko Claudia. Ktoś wie, gdzie można ją nabyć? Bo nie znajduję jej nawet na stronie Li Parie.
Co do wad K-24. W rozmiarze 65K (odpowiednik brytyjskiego HH/J) wąskość daliowych fiszbin stanowi ogrooomną zaletę. Z wysokim zabudowaniem pod pachami się zgadzam. Jednak, w przeciwieństwie do marek angielskich, ma ono u mnie jedynie wymiar estetyczny (wystawanie spod bardziej wyciętych ubrań), a nie bolesno-cierpiętniczy. Materiał jest miękki, a fiszbiny nie dochodzą do końca kanalików. Dzięki temu Olimpia K-24 jest moim ulubionym stanikiem na lato. Świetnie wygląda pod wydekoltowanymi bluzkami, np. tymi od BiuBiu :) Jedynie pod bardzo gładkimi, satynowymi materiałami haft na miseczkach nieciekawie się odznacza.
Generalnie, popieram jak najbardziej rozwój tego modelu. Szczególnie w korzystnych na lato wersjach - bez kontrastów kolorystycznych, z niezbyt wypukłym haftem oraz, jeśli się uda, z obniżonymi pod pachą boczkami.
Śliczne są wszystkie. I trzymam kciuki za wąskie fiszbiny - w strefie GG+ to naprawdę rarytas!
Bardzo się cieszę, że znów coś drgnęło na polskim rynku.
Valeria jest mniamniuśna :) Mogłaby być bardziej zielona :D (coś na tej zasadzie zrobiłam na frejowy konkurs - ciemna zieleń i złote/brązowe liście na michach, ale nie przekonało mnie tamto:P) Kurczę, aż chce się wypróbować to ustrojstwo!
Pozostałe tak średnio mi się podobają, nie przepadam za bardzo takimi pudrowymi, cukrowymi odcieniami, chyba że mają mniej słitaśne dodatki...
Piękne ramiączka - zwłaszcza w porównaniu z freyowymi gumami.
Pamietam pewien dlugi dzien w Warszawie z wizyta w Lady's Place, gdzie przymierzylam cale narecza stanikow, a jedynym, ktory pasowal byla Dalia K24. Nie kupilam jednak zadnego modelu i do tej pory sie nie skusilam (chociaz wielokrotnie mierzylam) wlasnie ze wzgledu na to zbyt bogate wzornictwo. Za 125zl moge miec fajna freyke, panacha czy CK. Dla mnie modele K24 zahaczaja za bardzo o styl bazarowy.
Mnie się podoba tylko Valeria. Też wycięłabym kokardki, ale ozdobne ramiączka są jak najbardziej potrzebne, dzięki temu trzymają się w jednym miejscu.
Blox ostatnio robi dziwne rzeczy z komentarzami. Poprzedni mi zjadło i dodało pusty. Rany.
Pisałam, że szkoda, że półsztywniaki robią mi dzioby potworne.
I, że staniory ładne, ale przeładowane.
Nie widziałam ich na żywo, ale z daleka rzeczywiście wyglądają fajnie. Przeładowane? - to w takim razie fauve też jest przeładowane. Ale zgadzam się, że przy tego typu wzornictwie jakość musi być bezdyskusyjna - inaczej wychodzi bazarek.
Detale są bardzo ważne.
Jakiś czas temu natknęłam się w necie na entuzjastyczną recenzję Dalii na jakimś australijskim blogu
braqueen.blogspot.com/search/label/Bra%20Reviews%20D%20to%20G%20Cups