Tyle się ostatnio mówi o tym, że dobrze jest mieć jak najmniej. Że kupując, zaśmiecamy planetę, przeładowujemy nasze mieszkania i umysły – co jest prawdą (przynajmniej to pierwsze). Trudno w tej sytuacji mieć pozytywny stosunek do rzeczy. Zastanawiam się czasem: czy aby jeszcze wypada mi obnosić się co chwila z nowym nabytkiem? Czy promując coraz to nowe produkty i wspierając marki, nie przyczyniam się tylko do zwiększania niepotrzebnej konsumpcji?
Czy jednak faktycznie przedmioty są złe, a naszym moralnym obowiązkiem jest totalna asceza? Z tym się nie zgadzam. Potrzebujemy rzeczy, by dobrze, wygodnie nam się żyło. Niedobre natomiast są nieprzemyślane wybory – dlatego, że często kończą się pozbyciem się rzeczy, która od początku nie zaspokajała naszych prawdziwych potrzeb. Niedobre są kompromisy, w których poświęcamy nasz komfort, wyrzekamy się przyjemności estetycznej czy zmysłowej, której dana rzecz miała nam dostarczyć. Używając języka Marie Kondo – chodzi o to, by nowy nabytek budził radość, bo tylko dzięki temu pozostanie w naszej garderobie na długo i nieprędko zamieni się w śmieć. Jak to osiągnąć? Po pierwsze: nie kupujmy nic, co nie pasuje ani się nie podoba. Po drugie: walczmy, by mieć wybór, pozwalający nam na zdobycie tego, co rzeczywiście jest nam potrzebne.
Do czego zmierzam? Do staników oczywiście 😉
Kilkanaście lat temu, jak opisałam nie tak wcale dawno we wpisie „Polska historia stanikowa”, zaczęło się w naszym kraju dziać więcej w dziedzinie dostarczania osobom z piersiami biustonoszy w liczbie rozmiarów większej, niż tych parę obwodów od 70 do 90 i miseczek od A do D. Zaczęły się pierwsze ruchy w kierunku, by coraz mniej kobiet szło na zakupy bieliźniane jak na ścięcie, męczyło się w niewygodnych, za małych stanikach, a potem zdejmowało je z ulgą, by w końcu ze złością wyrzucić.
Kto pierwszy wprowadził w Polsce tak zwany brafitting, czyli dopasowywanie staników z prawdziwego zdarzenia? Czy prekursorką była legendarna pani Hania z Grochowskiej w Warszawie? Czy ktoś inny? Przypuszczam, że takich pań Hań, Ań czy Kaś było w kraju więcej – łebskich kobiet, rozsianych po sklepach z bielizną, które szukały pomysłów, jak ulżyć klientkom borykającym się z marnym wyborem rozmiarów i wzorów, przerabiały gotowe produkty, szukały nowych firm. Na pytanie, od kogo się to wszystko zaczęło, chyba nikt nie potrafi odpowiedzieć, i tak naprawdę nie jest to ważne.
Faktem jest, że oddolny ruch konsumencki (dziś posłużyłabym się terminem: aktywistki), czyli forum Lobby Biuściastych, Stanikomania, Balkonetka, czy inne „grupy nacisku” na polski rynek, miałby dużo trudniejsze zadanie w dziedzinie zwiększenia liczby dostępnych rozmiarów, gdyby na podorędziu nie znalazły się firmy.
Chodzi o te marki, które podjęły się ryzyka i wypuściły na rynek produkty w wyborze dostosowanym do prawdziwej różnorodności ciał, a nie powielającym przestarzałe, nierealistyczne wzorce skali rozmiarowej. W skrócie: ciężko byłoby mnie i wielu z Was (bo pewnie czyta to parę aktywistek 😉 ) przekonywać producentów, sklepy i same osoby noszące biustonosze, że rozmiar 80G czy 65H nie jest niesprzedawalną abstrakcją, a towarem mającym swoich odbiorców, gdyby nikt takowego towaru już był wcześniej nie wyprodukował i gdybyśmy nie mogły im go po prostu pokazać.
Piszę ten tekst z okazji jubileuszu marki Panache w Polsce – trudno uwierzyć, że minęło juz 15 lat, odkąd pierwsze biustonosze Panache trafiły do naszego kraju za sprawą firmy kierowanej przez Izabelę Sakutovą. Panaszki były jednymi z pierwszych naprawdę dobrze dopasowanych staników, jakie udało mi się zdobyć i zaprezentować w blogu. Od tamtych czasów firma Izy dwoi się i troi nie tylko sprzedając sprowadzany przez siebie towar, ale też prowadząc kampanie (Klinika Stanika, Dotykam=Wygrywam, Modelled by Role Models…) z ciałopozytywnym i prozdrowotnym przekazem, promując się w telewizji, wreszcie – tworząc pierwszy w Polsce poradnik brafittingu w postaci książkowej. Chyba nie ma w Polsce bra-firmy bardziej aktywnej medialnie od So Chic, dystrybutora Panache. Nie lubię pisać laurek, ale tu wystarczy po prostu trzymać się faktów.
Jest mi miło, że mogłam rozwijać Stanikomanię w dużej mierze dzięki istnieniu tej właśnie firmy. Jedyne, czego trochę żal, to że Panache nie produkuje swoich wyrobów w naszym kraju 🙂
Krótko mówiąc, Panache w Polsce dało radę i daje nadal. Sto lat, Iza, sto lat Panache, live long and prosper 🙂
PS. Po zajawki kolekcji jesiennej Panache zapraszam na razie na facebooka 🙂 Tam też, na fanpage’u Panache Lingerie, znajdziecie zdjęcia z imprezy urodzinowej oraz film z pokazu kolekcji – o ten:
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…