Kiedy zaczęłam interesować się bielizną i brafittingiem, dowiedziałam się dwóch ważnych rzeczy na temat ciała: 1) że są kobiety, które mają takie piersi, jak ja oraz takie, które mają je zupełnie, ale to zupełnie inne – na mnóstwo sposobów, których sobie nawet nie wyobrażałam, 2) że ogromna liczba kobiet, może nawet większość, jest głęboko przekonana, że ich piersi są brzydkie, nienormalne, dziwaczne i nikt na świecie nie ma podobnych. Komentarze, które zaczęłam dostawać od Was, pytania i prywatne prośby o porady bieliźniane obnażyły smutną prawdę: ogromna liczba kobiet żyje ze świadomością posiadania „zdefektowanych” ciał. Które w rzeczywistości mieszczą się całkowicie w normie.
Ogromna liczba kobiet żyje ze świadomością posiadania „zdefektowanych” ciał, które w rzeczywistości mieszczą się całkowicie w normie!
To mną wstrząsnęło. Mimo że sama też nie byłam i nie jestem odporna na „kompleksy”, to jednak nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo to, co widujemy w mediach – czyli wyselekcjonowane ciała, często poddane mocnemu retuszowi – kształtuje nasz obraz tego, co jest nie tylko pożądane, ale i – normalne, zdrowe – w odniesieniu do ciała.
Czy można zrobić coś, by prawda o ciele stała się powszechną wiedzą? Czy da się ją przekazać w świecie, w którym urodyzm i pruderia rządzą medialnym przekazem? Oczywiście, dzięki internetowi możemy wszystko – choć trzeba czasem uzbroić się w twardą skórę i zręcznie unikać cenzury. Ciało – zwłaszcza kobiece – jest powszechnie seksualizowane i w związku z tym zasłaniane, niezależnie od kontekstu.
W tej notce znajdziecie kilka miejsc, które tej cenzurze się wymykają i które, jak sądzę, codziennie pomagają osobom o kobiecych (głównie) ciałach rozpocząć drogę ku akceptacji swojej cielesnej natury. Zajrzyjcie, pokażcie rodzinie, przyjaciołom, znajomym, polecajcie je zwłaszcza osobom młodym, które, z uwagi na małe doświadczenie i to, że ich ciała właśnie się zmieniają, przyjmując dorosłą formę, tej wiedzy potrzebują najbardziej.
a zwłaszcza znajdujące się tam galerie Normal Breasts Gallery (1, A). 007 Breasts to „lektura” obowiązkowa dla wszystkich osób z piersiami, zaniepokojonych ich wyglądem bądź rozmiarem. Polecając innym to miejsce, zwykle używałam nazwy „Galeria Normalnych Biustów”, nawiązując do faktu, że spora część kobiet określa swoje piersi czy ciała jako „nienormalne”. Warto jednak zauważyć, że nawet jeśli nie znajdziemy tam piersi identycznych jak te, które same posiadamy, nie oznacza to, że odstajemy od normy, ani że jesteśmy gorsze/gorsi. Pojęcie „normalności” jest niestety często używane w sposób wartościujący i wykluczający, podobnie zresztą, jak określenie „prawdziwy”, służące ostatnio do najróżniejszych słownych manipulacji (jak np. „Prawdziwe kobiety mają krągłości” – slogan będący jak dla mnie zaprzeczeniem ciałopozytywności). Kończąc językową dygresję – zdjęć nadsyłanych przez czytelniczki jest tam tak dużo, że mamy sporą szansę załapać się niemal na biustowego sobowtóra.
Jeśli więc myślisz, że twoje piersi są za duże, za małe, za średnie 😉 , zbyt obwisłe, za mocno rozstawione, mają za duże lub za małe brodawki, dziwnego koloru otoczki, czy w jakikolwiek inny sposób odbiegają twoim zdaniem od tego, jak twoim zdaniem „powinny” wyglądać piersi, zajrzyj tam koniecznie i spędź trochę czasu na przeglądaniu zdjęć i czytaniu.
Zbiory zdjęć podzielone są na dwie główne galerie: tę ze zdjęciami piersi kobiet, które nigdy nie były w ciąży, oraz takich, które w ciąży były. Piersi po ciąży u tej samej osoby często wyglądają inaczej niż przed nią, warto jednak też zauważyć, że w obu galeriach znajdziemy bardzo podobnie wygladające biusty. Ciąża nie musi oznaczać, że przejdziemy z jakiejś kategorii wyglądu piersi do innej – „gorszej”, czy też „lepszej”. Fotkom towarzyszą komentarze ich właścicielek, a w nich świetnie odbijają się kompleksy i niepokoje, jakie doskwierają nam w związku z tym, że na co dzień nie widujemy nagich, przeciętnych biustów. Warto je poczytać. Na jedno tylko lepiej tam przymknąć oko – rozmiary biustonoszy. Świadomość brafittingowa w USA, bo stamtąd najczęściej pochodzą autorki zdjęć, była i jest nadal na dość niskim poziomie i zobaczymy tam niejedno „40DDD” pod zdjęciem biustu, który wygląda bardziej na 34G. Nie sugerujcie się więc rozmiarami staników noszonych przez pokazane na fotkach biusty.
Kolejnym świetnym działem jest galeria brodawek. Ten element kobiecej piersi, który cenzura obyczajowa portali każe nam zasłaniać pod groźbą bana, jest bardzo często powodem kobiecych kompleksów, podobnie jak kształt piersi jako całości, choć jakby rzadziej się o tym mówi. Brodawki sutkowe i ich otoczki mają najrozmaitsze rozmiary, kształty, kolory i faktury i naprawdę nie muszą przypominać wzorcowego sutka jak z reklam czy pornografii. Must-see absolutny.
Strona 007 Breasts aspiruje do bycia kompendium na temat piersi – nie tylko ich wyglądu, ale też wzrostu i rozwoju (bardzo ciekawy dział dla nastolatek), zdrowia, karmienia piersią. Mnie wydaje się merytorycznie dobra, nie jestem jednak autorytetem w kwestii karmienia ani medycyny – tu już przydałaby się konsultacja bardziej kompetentnych z Was. W dziale o anatomii brakuje niestety pełnych informacji o aparacie więzadłowym piersi, zwłaszcza o przegrodzie poziomej. Dział na temat brafittingu jest za skąpy, schematyczny i moim zdaniem przydałby mu się apdejt, choć i tak jest lata świetlne do przodu wobec mroków bra-średniowiecza 😉
Autorka 007 Breasts stawia też trochę psycho-socjologicznych diagnoz amerykańskiemu społeczeństwu, które jej zdaniem przejawia niezdrową obsesję w związku z kobiecym biustem, seksualizuje i tabuizuje piersi i w związku z tym karmienie piersią, co przyczynia się jej zdaniem do… uzależnienia amerykańskich mężczyzn od pornografii. Niektóre z tych twierdzeń wydają mi się dyskusyjne, ale niewątpliwie nie tylko Amerykanom, ale i całemu zachodniemu społeczeństwu przydałoby się już trochę zejść z traktowania kobiecych piersi jako organu do seksu i obkładania ich zakazami. Poza wszystkim innym, piersi to jednak nie genitalia i mimo że u części kobiet są jedną ze stref erogennych (podobnie jak znaczna część powierzchni naszego ciała), karmienie niemowląt naprawdę nie jest aktem seksualnym, podobnie jak widoczna przez ubranie brodawka nie jest ani oznaką pobudzenia erotycznego, ani chęci wskoczenia przez właścicielkę do łóżka z każdym napotkanym facetem.
Hilde Atalanta mieszka w Amsterdamie i codziennie rysuje jedną cipkę.
Czyż nie są super? 🙂
„Różnorodność sromów jest nieskończona. Wargi sromowe mogą być długie albo króciutkie, pomarszczone albo gładkie, grube lub cienkie, krzywe, pofalowane, soczyste albo suche, duże lub małe, pulchne albo szczupłe, obwisłe, pofałdowane, asymetryczne albo równej długości. Przeważnie łaczą w sobie te cechy, a jest jeszcze więcej możliwości. Przybierają kolory od ciemnobrązowego do różowego, czerwonego po fioletowy, jasnoróżowego po jasnobrązowy lub karmelowy, albo mieszanki tych barw, i wielu innych. Kiedy wewnętrzne wargi sromowe są dłuższe niż zewnętrzne i wystają, zwykle mają ciemniejszy kolor niż wewnętrzna część sromu. Wzgórek łonowy może być okrągły, pulchny, szczupły, jędrny lub miękki – zależnie od poziomu estrogenu i wagi ciała. Niektóre ciała są naturalnie owłosione, inne mają niewiele włosów. Naturalna różnorodność anatomii sromu jest bardzo duża, co sprawia, że każda(y) z nas wygląda trochę inaczej. Galeria Sromów pokazuje wszystkie te różnice, celebrując sromy i ich piękno u ludzi z całego świata. Galeria Sromów jest ciałopozytywna, włączająca płciowo i przymuje wszystkich” – pisze Hilde Atalanta.
I tu znów dygresja językowa: o tym, jak bardzo żeńskie genitalia są tabu, świadczy brak dobrego określenia w naszym języku na tę część ciała. Ostatnio karierę robi „cipka”, która jednak trąci jak dla mnie infantylizmem. Srom, jako słowo oznaczające także wstyd, nie ma pozytywnych konotacji, a „wagina” jest zwyczajnie nieprawidłowa (angielskie vagina oznacza pochwę, nie zewnętrzne narządy płciowe, takie jak wargi sromowe i łechtaczka). Może by tak spolszczyć vulvę i stworzyć swojską wulwę? 🙂
The Vulva Gallery poznałam na instagramie, autorka jednak prowadzi także własną stronę i sklep z tworzonymi przez siebie grafikami i gadżetami, na których widnieją, rzecz jasna, cipki. Tworzy swoje rysunki na podstawie zdjęć nadsyłanych przez osoby posiadające sromy. Uderzyła mnie genialność tego pomysłu – udało się stworzyć cenzuralny zbór wulwoportretów, którego nie ruszają nawet instagramowi „strażnicy moralności”! Co prawda cipki portretowane są nie w pozycji „ginekologicznej”, tylko en face w pozycji stojącej, w której nie wszystko dobrze widać, ale uważam, że dobre i to.
Jak pisze autorka, do stworzenia Galerii skłoniła ją wieść, że na świecie lawinowo rośnie liczba zabiegów waginoplastyki, a wyglądem swoich zewnętrznych genitaliów niepokoją się już dziewięcioletnie dziewczynki. Zasmucił ją fakt, że wiele osób najwyraźniej robi sobie zabiegi w tak wrażliwej okolicy ze względów kosmetycznych i tylko i wyłącznie po to, by upodobnić się do tego, co widzą w pornografii. Albo dlatego, że uważają, że inni oczekują od nich określonego wyglądu. Jej zdaniem nikt nie powinien odczuwać presji na taki, a nie inny wygląd okolic intymnych.
Znajome? Tak, dokładnie tak samo, a może nawet bardziej niż w związku z piersiami, mamy namieszane w głowach na temat cipek 🙁
O skali niepokoju czy niezadowolenia z wyglądu kobiecych zewnętrznych genitaliów świadczą historie, które autorka The Vulva Gallery publikuje jako komentarze do rysunków. Mało która osoba o kobiecym ciele jest zadowolona z wyglądu swojej cipki, większość przeżywa w związku z tym większe lub mniejsze niepokoje, zahamowania, a nawet obniżone poczucie własnej wartości. Jak możemy uprawiać satysfakcjonujący seks i funkcjonować w zdrowych relacjach z naszymi partnerami i partnerkami, wstydząc się tak bardzo wyglądu naszych organów?
Wulwogaleria jest naprawdę bezcenna – bo o ile gołe piersi większości z nas zdarza się jeszcze widywać w realu, choćby w szatni na basenie – to części intymne, szczególnie kobiece, są ukryte i w dużej mierze pozostają domeną pornografii, gdzie większość jest „idealna”: symetryczna, różowa i grzeczna.
Swoją drogą, przegląd różnych wariantów budowy sromu powinien moim zdaniem znajdować się w podręcznikach szkolnych. Twrócy programów jednak wolą ukrywać przed nami wygląd naszych własnych ciał!
Pewnego dnia pomyślałam sobie: a może by stworzyć polską Galerię Biustów, wzorem 007 Breasts? A potem zobaczyłam na instagramie to zdjęcie i pomyślałam, że ona chyba zrobi to lepiej:
Bywalczynie cielesnych rejonów instagrama pewnie już znają profil @cialopozytyw. Jego autorka @kayaszu stworzenie własnego, całkiem samodzielnego miejsca w internecie ma dopiero w planach. Jej styl działania jednak pokazuje, że insta wbrew niezbyt dobrej prasie doskonale się nadaje do roli medium promującego ciałopozytywność. Gdyby tylko nie ta cenzura…
Autorka Ciałopozytywu zbiera nadsyłane jej zdjęcia różnych części ciała i publikuje je na swoim instastory, zachowując je potem w tematycznych katalogach, np. Brzuszki, Dłonie, Stopy, Rozstępy… Często pojawia się też temat owłosienia. Tematem najnowszej serii jest różnica między rzeczywistością a „prawdą instagrama”, czyli wystudiowanymi i poprawionymi selfies, które najczęściej widzimy w social mediach. Wielkość tych zbiorów, autentyczność zdjęć i historii, które nadsyłają osoby (głównie młode kobiety, ale nie tylko) świadczy o tym, że @kayaszu udało się poruszyć właściwe struny i zaangażować ludzi, zwłaszcza młodych, do aktywnego kontrowania ciałonegatywnego przekazu z mediów.
Polecam Wam przeczytanie wywiadu z @kayaszu, którego udzieliła dla bloga Sex-Stories.pl. Oto, co mówi o powodach, dla których założyła Ciałopozytyw: „Dużo siedziałam na Instagramie na hashtagu #bodypositive. Chciałam wyrobić sobie nowe wzorce, oswoić się z tym jak wyglądają różne naturalne ciała. Odkręcić pranie mózgu jakie zrobiła mi pop kultura. Czułam, że w ten sposób mogę zwiększyć samoakceptacje, wyzwolić się z zalewu wzorców wyjętych prosto z Photoshopa, czy wprost z kliniki chirurgii plastycznej. W pewnym momencie zaczęłam szukać po polsku i zobaczyłam, że jest naprawdę mało takich treści. Pod hashtagami #cialopozytywne #cialopozytywnosc mamy relatywnie mało zdjęć. To jest proporcja 1 tysiąc po polsku do ponad 5 milionów po angielsku. Poczułam, że chce działać w tym temacie i zwiększyć pulę ciałopozytywnych zdjęć w polskim internecie. Chciałam też dać przestrzeń do tego, by różne osoby mogły pokazać swoje ciała i swoje kompleksy, a także podzielić się historią samoakceptacji. […]”
Czekam, aż na Ciałopozytywie pojawi się katalog Piersi, a Was zachęcam do obserwowania i udziału, zwłaszcza gdy już się takowy pojawi! 🙂
Kolejna inicjatywa instagramowa, którą poznałam zresztą dzięki Ciałopozytywowi, to Body Hair Movement. Sonia Cytrowska skupia się na temacie naturalnego owłosienia kobiecego ciała i walczy na rzecz jego normalizacji. Chodzi o to, by usuwanie owłosienia stało się naszym wyborem, nie przymusem. @bodyhairmovement przekonuje, po polsku i po angielsku, że włosy na kobiecym ciele są naturalnym zjawiskiem i ich pozostawienie nie czyni z nas osób „brudnych” czy „zaniedbanych”. Na profilu publikuje własne zdjęcia, na których często eksponuje naturalnie owłosione ciało, a w instastory wkleja wypowiedzi nadesłane przez inne osoby.
Mały wtręt osobisty: z odważnym poruszeniem tematu kobiecego owłosienia i publiczną deklaracją o rezygnacji z golenia zetknęłam się kilka lat temu, u jednej z blogerek z USA piszącej o biustonoszach na duży biust. Przez wiele lat walczyła z ciągłymi podrażnieniami i infekcjami skóry pach, które leczyła u dermatologów i które sprawiały, że mimo wygolonych pach i tak wstydziła się nosić ubrania bez rękawów. Żaden z lekarzy jednak nie zasugerował jej najprostszego rozwiązania: przestać się golić – które okazało się zbawienne. Przyznam się, że nie miałam świadomości, że nakaz usuwania owłosienia u kobiet jest zakorzeniony w naszej kulturze do tego stopnia, że nawet lekarze go nie kwestionują – nawet wówczas, gdy wpływ golenia na stan skóry jest ewidentny! Żadna i żaden z nas nie powinien czuć się zmuszony do tego, by szkodzić swojemu zdrowiu, a medycyna powinna opierać się na wiedzy, nie na obyczajach czy kanonach urody.
Dlatego popieram ruch pro-owłosieniowy, bo mimo że sama używam golarki do pach i nóg, to naprawdę chcę mieć wolność w temacie posiadania włosów tam, gdzie one naturalnie rosną. Nawiasem mówiąc, można je mieć i na sutkach.
Australijki malują swoje nagie ciała brokatowymi farbkami i robią sobie zdjęcia na łonie natury, które wychodzą bajecznie. Tak można by w największym skrócie streścić fenomen Pozytywnie Ubrokatowanych.
Jedną z twórczyń profilu na instagramie i strony Positively Glittered jest @busty_diaries, biuściasta blogerka bieliźniana (nosicielka brytyjskiego 34J), twórczyni bloga Busty Diaries (dużo recenzji z fajnymi fotkami), którą polecałam Wam niedawno we wpisie o ciałopozytywnych profilach na instagramie. Co rozpoczęło się jako przygoda małej grupki znajomych, rozwinęło się w cykl wydarzeń promujących ciałopozytywność i przyciągających coraz więcej osób.
Można powiedzieć, że dziewczyny nie odkrywają żadnych tajemnic. Ot, gołe kobiety biegają sobie po lesie, albo plaży. Farbka łagodzi cielesne „niedoskonałości”, w połączeniu z delikatnym retuszem skutecznie maskuje „niecenzuralne” miejsca. Warto jednak pamiętać, że nie każda z nas ma okazję widywać większą liczbę nagich kobiet, choćby i podretuszowanych. Nie wszystkie bywamy na plażach nudystów, w łaźniach, czy oglądamy akty bądź mniej mainstreamową pornografię. Najczęściej obcujemy z wyidealizowanym obrazem ciała. A Glitterki są różne: szczupłe, grubsze, gładkie, pofałdowane, biuściaste, małobiuściaste… Można tylko mieć nadzieję, że repertuar rozmiarowy, kształtowy i wiekowy uczestniczek będzie się poszerzał. Podoba mi się też pomysł, by wyjść z pomieszczeń i fotograficznych altelier i obcować nago ze światem zewnętrznym. Jest coś naprawdę wspaniałego i uwalniającego w widoku ludzkiego ciała na tle natury. Nie wątpię też, że dla samych uczestniczek jest to ciekawe doświadczenie.
Co jeszcze lubię w Pozytywnych Brokatówkach? Fun. To, że dziewczyny czerpią wyraźną radość z tego, co robią, bawią się swoimi ciałami, błyskiem i kolorem, pokazując, że ludzkie ciało może być piękne na różne sposoby. Patrząc na ich bajkowe fotki zastanawiam się, jakie kolory farbek wybrałabym dla siebie… trudna decyzja! 🙂
Na koniec przedstawię Wam moje własne najmłodsze dziecko. Ta inicjatywa także nie aspiruje do wielkiej odkrywczości, ale podobnie jak Ciałopozytyw uznałam, że polskie internety są zbyt ubogie w ciałopozytywne projekty w porównaniu z obfitością istniejącą w sferze anglojęzycznej. Czas, by i u nas powstały nasze własne @lingerieisforeverybody 🙂
W @lubsiebiewbieliznie chodzi o radość z ciała połączoną z radością z bielizny. Profilu nie tworzę sama – jest on oparty przede wszystkim na zdjęciach nadsyłanych przez Was. I serdecznie zapraszam Was do współtworzenia go ze mną!
@lubsiebiewbieliznie przyjmuje wszystkich w samej bieliźnie 🙂 Zbieram zdjęcia osób chudych, grubych, średnich, w dowolnym kolorze, owłosionych lub nie, orientacji i płci dowolnej (choć jeszcze żadna osoba o męskim ciele się nie zgłosiła… Zapraszam!). Nie mówię „nie” seksownym stylizacjom, i w ogóle fotkom stylizowanym, choć wolałabym, by nie dominowały profesjonalne zdjęcia modelek. Pierwszeństwo mają fotki naturalne, nieretuszowane, choć nie bronię nikomu makijażu (ani jego braku). Nie musisz być idealna, nie musisz być blogerką, modelką czy inną cewebrytką. Możesz pić wino upozowana na szezlongu, możesz jeść jajecznicę na śniadanie (w planach jest Bieliźniany Klub Śniadaniowy 🙂 ). Byle w bieliźnie!
Przyślij mi zatem foto w bieliźnie, droga Stanikomaniaczko (rzecz jasna – w razie potrzeby zapewniam Ci pełną anonimowość, a zarówno fotka, jak i wszelkie dane, jakie wraz z nią otrzymam, zostaną usunięte z moich urządzeń i nośników po publikacji zdjęcia bądź decyzji o niepublikowaniu go). Ale jeśli nie czujesz się na to gotowa – to też w porządku, mam dla Ciebie inne zadania 🙂
Pomóż mi rozposzechniać ciałopozytywny przekaz! Pokazuj i udostępniaj ciałopozytywne strony i profile swoim znajomym, matkom i córkom. Dorzuć do tej listy Twoje ulubione inicjatywy i profile, dzięki którym możemy lepiej poznać i nauczyć się akceptować naturalną formę naszych ciał.
A tak na co dzień – spróbuj polubić siebie w bieliźnie oraz bez! 🙂
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…
Komentarze