Jak zapewne wiecie, z zakręconymi maniaczkami bielizny (oraz wszystkimi zainteresowanymi tym, jak dobrać stanik i skąd go wziąć) spotykamy się czasem w realu. Nasze spotkania nazywamy Mityngami Stanikoholiczek i spędzamy je między innymi na pogawędkach o tym, co i gdzie oraz za ile kupiłyśmy, połączonych z demonstracjami nabytków na żywo (w tym, a jakże, nabiustnie). Wertuje się też katalogi, które przywożę z kontraktacji i targów. Pokaźna ich część to katalogi polskich marek bielizny.
Jednym z najczęstszych pytań, które słyszę na spotkaniach, a także stale czytam wszędzie – pod recenzjami, wrzutkami, w prywatnych wiadomościach – jest: fajne to, ale GDZIE TO MOŻNA KUPIĆ? I, co może Was zaskoczy – często ja też tego nie wiem.
Dobrze zgadłyście – to będzie wpis nieco marudny – ale też pełen informacji 🙂
Niedawno na jednym z naszych spotkań miałam przyjemność rozmawiać ze stanikomaniaczką – nowicjuszką. Gawędziłyśmy o problemach z szeroką rozmiarówką, o sklepach online, i rozmowa zeszła na polską bieliznę. Moja rozmówczyni była zachwycona katalogami – nie słyszała bowiem nigdy (!) o żadnej z marek, których kolekcje pyszniły się na błyszczących stronach. Wow, fajnie – pomyślałam – nareszcie wyskoczę z „brafittingowej banieczki” i dowiem się czegoś o perspektywie osób, które nie siedzą z nosem w bieliźnianych internetach. A przede wszystkim – pomogę komuś znaleźć coś fajnego made in Poland.
Nie zaskoczyło mnie, że moja rozmówczyni nie znała marek Panache czy Freya, bo to w sumie wciąż firmy w Polsce nowe, mniej rozpoznawalne niż zakorzenione tu od dekad marki francuskie czy niemieckie (Panache obchodzi 15-lecie obecności w naszym kraju – sukces, ale cóż to jest w porównaniu z Triumphem?). Bardziej mnie zastanowiło, że nie rozpoznała żadnej z marek polskich. Patrząc na bajecznie kolorowe kolekcje Ewy Bien, Samanty czy Avy była przyjemnie zaskoczona, że tyle się w Polsce produkuje ciekawej bielizny. A mniej przyjemnie – że nie jest ona widoczna w sklepach. Te katalogi otworzyły przed nią kompletnie nowy świat.
Dziwiłam się, ale krótko, bo przyczyna jest oczywista. Gdzie najczęściej robimy zakupy – zwłaszcza mieszkanki większych miast? W centrach handlowych i sieciówkach, a w tych miejscach cudeniek z polskich fabryk i katalogów można szukać ze świecą. Odwiedziłam niedawno dwa tzw. wyjątki potwierdzające regułę – sklepy marek Esotiq i Marylin, które, jako że sprzedają poprzez własne salony i nie szukają innych odbiorców, nie bywają na targach bielizny. Rozczarowałam się zarówno rozmiarówką, jak i jakością. Zdecydowanie produkujemy w Polsce znacznie lepsze biustonosze niż te oferowane w sieciówkach! Dla równowagi zajrzałam też do jednej nie-polskiej (KappAhl), gdzie liczyłam na cokolwiek w moim rozmiarze w linii plus size (XLNT). Rzeczywiście było to „cokolwiek” – w skrócie: bez szału, ani rozmiarowo (znalazłam tylko 1 sztukę w rozmiarze bliskim mojemu, ale wciąż nie moim), ani konstrukcyjnie, ani jakościowo.
Gdzież więc ta lepsza polska bielizna? W rozsianych po naszych miastach z rzadka sklepach stacjonarnych poza galeriami handlowymi. W nielicznych salonach firmowych (np. marka Alles, obecna z rzadka w galeriach). Oraz w internecie. Albo za granicą, bo polskie firmy eksportują, jak się zdaje, na potęgę. Efekt? Nie prowadziłam badań, ale mam podejrzenie, że większość zagadniętych na ulicy warszawianek (a zapewne także i Polek) nie byłaby w stanie wymienić ani jednej polskiej marki biustonoszy. Z wyjątkiem może bywalczyń wielkomiejskich targów mody, gdzie polskie indie marki wystawiają swoje koronkowe cacka na maleńkie biusty.
A co z klientką „zbrafitowaną”, czyli świadomą, niepolegającą na sieciówkach, a bywalczynią salonów oferujących profesjonalny brafitting i bieliznę w rozmiarach spoza zakresu A-D? Na podstawie ankiet przeprowadzanych w ostatnich latach przez magazyn „Modna Bielizna” wśród właścicieli polskich salonów, polska bielizna stanowi przewagę w ofercie 78% sklepów, a np. brytyjska przeważa w zaledwie 8% przybytków. Znane mi salony warszawskie należą chyba raczej do tych 8%. Polskie biustonosze są, owszem, obecne w masie miejsc – jak sądzę, w większości tych ze Spisu Dobrych Sklepów – jednak tak duża przewaga PL-marek zaskoczyła mnie w kontekście tego, co ciągle słyszę od Was w na temat słabej dostępności polskiej bielizny…
Zagadkę rozwikłała sama „Modna Bielizna” w osobie Ady Maksim, gdy ją zapytałam o opinię na ten temat: „W większych miastach kobiety mogą pozwolić sobie na droższą bieliznę, a z reguły marki zagraniczne mają wyższe ceny niż polskie. Przy tym dystrybutorzy zagranicznych marek mają po lepiej opanowany rynek dużych miast, natomiast producenci polscy – ten w mniejszych miejscowościach. Dystrybutorom łatwiej jest rozwinąć w krótkim czasie sieć sprzedaży w mieście, gdzie mogą znaleźć kilku większych odbiorców na raz, niż w mniejszych miejscowościach, gdzie koszt pozyskania klienta-sklepu jest wyższy. Poza tym sklepy z mniejszych miejscowości często zaopatrują się w towar w hurtowniach, w których przeważa polski asortyment.”
Jednak według głosów, które docierają do mnie, bielizna takich firm, jak Ava, Nessa, Gaia czy Gorsenia bywa w salonach bra-, ale w bardzo małym wyborze – dużo poniżej Waszych oczekiwań. Ileż to razy skarżyłyście mi się, że ciekawych wzorniczo i szerokich rozmiarówkowo modeli z polskich kolekcji, które pokazuję np. relacjonując targi Salon Bielizny, nie możecie potem znaleźć w żadnym sklepie?
Podsumowując, bielizna polskich marek jest mało widoczna. A jeśli już – to łatwiej znajdziemy ją w mniejszych ośrodkach, niż w wielkich miastach. Choć gdy szukamy konkretnego towaru – nawet w małych miasteczkach zaczynają się „schody”.
„Miejscowość X, dwa sklepy z polskimi markami. Nie sprowadzają tych największych misek, przez co już prawie tam nie zaglądam. Zamówić nie można, bo dostają „z hurtowni” określoną ilość w określonych rozmiarach. Tak mi powiedziano. Dlatego niestety mogę robić zakupy tylko przez internet.”
To głos jednej z Was – dosyć typowy, obrazujący problem. Tu chodziło o rozmiar, ale gdy w grę wchodzi jeszcze kolor, wzór czy konkretny model – jest jeszcze gorzej.
Prawie każdej recenzji polskiego modelu w tym blogu towarzyszą moje gorączkowe poszukiwania, gdzie jeszcze można go dorwać online, bo stacjonarnie często nie wiadomo nawet, gdzie szukać. Największy problem jest z kolekcjami sezonowymi, czyli najmodniejszymi i najbardziej kolorowymi. Tu na naszej drodze do wymarzonego biustonosza, czyli pomiędzy klientką a producentem, stają pośrednicy: sklep i hurtownia. Rozmawiałam o tym z jedną z najbardziej kolorowych marek polskiego rynku, Avą:
„Gdy pokazujemy kolekcję na targach, zazwyczaj ogromnym zainteresowaniem cieszą się bardzo kolorowe i odważne modele; niestety przy składaniu zamówień najczęściej wybierane są tzw. modele sprzedażowe, czyli bezpieczne. […] Zachodzi tu reakcja łańcuchowa: hurtownia nie zamówi pewnego modelu, ponieważ wie, że bardzo mało sklepów się na niego zdecyduje…”
Ava należy do tych firm, które sprzedają swoje produkty tylko za pośrednictwem hurtowni. Hurtownie zaś działają rutynowo, czyli konserwatywnie i stereotypowo. „Często sami podejmujemy ryzyko, by wpuścić na rynek coś mocno kolorowego, oryginalne druki czy odważne hafty, prześwity, na szczęście najczęściej są to modele o które klienci pytają, i wpływają tym samym na zamówienia sklepów i hurtowni. Ogromną przeszkodą, by nasze sklepy oferowały więcej sezonowych nowości, są stereotypy i przyzwyczajenia, takie jak: beż pod każdą bluzkę, czerwień jest wyłącznie świąteczna, butelkowa zieleń czy błękit są niesprzedażowe” – kontynuowała przedstawicielka Avy.
Z hurtowni (choć podobno już nie wyłącznie) korzysta także Gaia i Gorsenia. Jest jednak światełko w tunelu – coraz więcej producentów oferuje swoje wyroby bez pośredników, korzystając z sieci własnych przedstawicieli handlowych. Należy do nich m.in. Nessa, Samanta, Kris Line, Ewa Bien, Comexim. Jeśli więc chcecie kupić w sklepie coś z tych marek, a słyszycie, że nie ma, bo w hurtowni zabrakło – nie wierzcie. To tylko wymówka.
Mam teraz prośbę do wszystkich, które i którzy zajmują się produkcją i dystrybucją bielizny w Polsce. Wyobraźcie sobie, że jesteście współczesną klientką epoki internetu (wkrótce takich klientek będzie większość). Czyli taką, która niekoniecznie czuje się związana z konkretnym salonem w swoim miasteczku czy na osiedlu, który sprowadza bielizne z hurtowni – bo może nie znajduje tam niczego dla siebie. Taką, która szuka czegoś więcej: mniej „typowego” rozmiaru, ciekawego designu, czegoś modnego, albo wyjątkowej jakości. Która codziennie zagląda na instagram, może jeszcze na facebooka, może bywa na blogach modowych (w tym – takich o bieliźnie).
Wyobraźcie sobie, że znajdujecie w którymś z mediów towar, który was interesuje, czyli, na przykład, wyprodukowany przez was komplet, który wasza ekipa od social mediów właśnie wrzuciła na instagram. Skąd osoba zainteresowana konkretnym produktem polskiej marki może się dowiedzieć, jak go zdobyć?
Takie pytanie zadałam przedstawicielom kilku polskich marek bielizny. Część z nich udostępnia online spisy salonów stacjonarnych oferujących ich produkty. Znajdziesz je na następujących stronach (poniżej linki):
Kris Line – na stronie tylko jeden salon firmowy, a przecież produkty tej marki oferuje znacznie więcej sklepów…
Wiele firm odpowiadało mi, że nie posiada takiej listy, albo że dopiero nad nią pracuje. Brakuje też informacji o sklepach internetowych oferujących daną markę – z wyjątkiem własnych sklepów firmowych.
Powiedzmy zatem, że nasza klientka wie już, gdzie jest najbliższy salon oferujący biustonosze marki X (w odniesieniu do części marek polskich). Jaką jednak ma gwarancję, że trafi tam na interesujący ją model i rozmiar? W świetle docierających do mnie informacji – nikłą. Większość odpytywanych przeze mnie firm oświadcza, że chętnie służy informacją i pomocą – czy to mailowo, czy w kanałach społecznościowych (fejs, instagram) – w odnalezieniu poszukiwanej przez klientkę rzeczy. I teraz zwracam się znowu do moich Czytelniczek, których większość stanowią klientki: próbujcie – jeśli nie możecie znaleźć wymarzonego rozmiaru czy modelu w sklepach, piszcie do firm bezpośrednio. Jestem ogromnie ciekawa, czy taka metoda działa. Dajcie koniecznie znać!
Zagadując marki w kanałach soszalmediowych musimy się czasem uzbroić w cierpliwość… Pewnego dnia moją uwagę przyciągnął koronkowy produkt marki, której nazwa kojarzy się z pewnym puchatym zwierzątkiem. Oto, jak wyglądał początek naszej rozmowy. Stanikomania: „Wygląda świetnie. Kiedy duże rozmiary?” Marka: „WOW! (serduszko) Co za komplement! (serduszko). Czy to pytanie znaczy, że nie możesz się doczekać, aż założysz coś od Króliczka? (króliczek, króliczek)”. Nie wiem jak Wy, ale ja owszem, też lubię mieć fun z tematu bielizny, ale nie wtedy, gdy szukam konkretnej informacji. Uzyskałam ją, ale wolałabym nie musieć przebijać się wcześniej przez dialog z puszystymi przedstawicielami fauny 🙂
Innym razem pytałam na profilu innej polskiej marki o miękką wersję pewnego modelu z lansowanej wówczas nowej linii. Dwukrotnie otrzymałam odpowiedź w stylu „Proszę pytać w naszych salonach firmowych w Warszawie, Krakowie lub Wrocławiu”. Czy naprawdę ktoś liczy na to, że klient widząc produkt na instagramie będzie SAM szukał namiarów na salony (nawiasem mówiąc, nie znalazłam ich adresów na stronie firmowej, przynajmniej w mobilnej wersji), a potem do nich dzwonił, pytał? Jakiś czas potem dowiedziałam się – uwaga, wcale nie od firmy, a od zaprzyjaźnionej właścicielki sklepu – że miękkus nie został w ogóle wprowadzony do sprzedaży.
Mam nadzieję, że nie od wszystkich marek w social mediach trzeba tak mozolnie wyciągać informacje. Czy jednak nasze firmy naprawdę potrafią się szybko i sprawnie dowiedzieć, dokąd „poszedł” model X w rozmiarze Y, zwłaszcza gdy po drodze są jeszcze hurtownie? Podejrzewam, że mimo ładnych deklaracji, łatwo nie jest. Marzy mi się system, w którym każdy wyprodukowany model i rozmiar byłby możliwy do odnalezienia w sklepach całego kraju. Czy to w ogóle możliwe? Na razie łatwiejsze wydaje się inne rozwiązanie.
Część polskich marek korzysta z jeszcze jednego kanału sprzedaży – własne sklepy online. Taki system może dać naszej współczesnej klientce sporą szansę na sukces – jeśli tylko śledzi pilnie ofertę i jeśli sklep oferuje bieżące kolekcje. Sklepy online z aktualnym asortymentem mają takie firmy, jak: Avocado (jest to główny kanał sprzedaży tej marki), Comexim (jak wyżej), Ewa Bien, Ewa Michalak (która sprzedaje głównie online), Gorsenia, Gorteks, Gaia, Kinga, Kris Line, Samanta, Nipplex.
Część firm jednak albo nie ma w ogóle własnego e-sklepu, albo też, jak np. Ava, sprzedaje w nim jedynie końcówki kolekcji – to, co nie zostało dostarczone do innych sklepów. Jeśli więc słyszałaś dobre opinie o bieliźnie Ava – szukaj jej lepiej w wielomarkowych sklepach online, bo w firmowym wybór jest niewielki i dotyczy głównie starszych modeli.
Podsumowując: na przeszkodzie w kupowaniu najlepszej polskiej bielizny stoją nam: nieobecność w centrach handlowych, zbyt mały wybór w sklepach oraz utrudniony dostęp do informacji o tym, gdzie zdobyć konkretny polski biustonosz czy komplet.
Mam od lat takie marzenie, żeby przynajmniej kilka polskich firm skrzyknęło się i stworzyło sieć sklepów sprzedających polską bieliznę. Tę z Białegostoku, z Łodzi, ze Śląska, Małopolski… Może wspólnymi siłami dałoby się wysupłać środki na obecność w chociaż kilku znaczących galeriach handlowych? Co o tym myślicie – kupowałybyście? „Modna Bielizna” podziela moje marzenie i sugeruje, że pomysł ten już pojawiał się w kuluarowych rozmowach z polskimi producentami. Mam nadzieję, że na rozmowach się nie skończy i że kiedyś polska klientka trafi na naprawdę dobrą polską bieliznę w centrum handlowym. Albo choćby w dobrze zorganizowanym salonie wielomarkowej sieci PL-only.
Drodzy polscy producenci – w porównaniu z tym, co oferują polskim posiadaczkom biustów sieciówki, naprawdę nie macie się czego wstydzić. Polskie klientki Was potrzebują. Tymczasem nie tylko Was nie znają (trzeba przyznać, że czasem znają, ale nie kojarzą z Polską, co też jest smutne), ale – przede wszystkim – trudno im zdobyć Wasze produkty, co jest prawdziwym paradoksem. Polska bielizna jest uwielbiana przez zagraniczne blogerki, różne onlajnowe szperaczki, które sprowadzają ją sobie z trudem – wysyłkowo. Wydaje się, że Polki, choć mają do niej bliżej geograficznie, to wcale nie mają bliżej – faktycznie. Może nadszedł czas, by coś z tym zrobić?
Zapraszam Was nieustająco do rozmowy o dostępności polskiej bielizny w sklepach. Na jakie problemy napotykacie, szukając polskich produktów? Czego najbardziej Wam brakuje? Czy łatwo o informacje o tym, gdzie zdobyć daną rzecz? Czy Wy też, tak jak ja, czujecie się czasem zmęczone polowaniem? 😉
(W przygotowaniu tego tekstu pomogły mi (dostarczając odpowiedzi do ankiety) następujące marki: Ava, Avocado, Comexim, Ewa Bien, Gaia, Gorsenia, Kinga, Kris Line, Nessa, Nipplex, Samanta oraz kwartalnik „Modna Bielizna”. Artykuł w skróconej wiersji ukaże się także w „Modnej Bieliźnie”, wydanie wiosenne 2019).
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…