Niech zgadnę: zaglądasz na Stanikomanię w poszukiwaniu treści o stanikach? 😉 Temat binderów w związku z tym pewnie Cię zaskoczy. Stanikomania jest głównie o ubieraniu biustu – po to, by osobie, która go posiada, ułatwić i uprzyjemnić życie z nim. Są jednak osoby rodzące się z żeńską budową ciała, która wykształca typowe kobiece piersi – a które nie są kobietami. I dlatego część z nich nie chce, wręcz nie jest w stanie, żyć w piersiastej sylwetce, a tym bardziej eksponować piersi. Różne są osoby noszące bindery – transpłciowi mężczyźni, część osób niebinarnych – ale ich potrzeby w tej dziedzinie bywają zbieżne: by można było, chociaż na jakiś czas, zapomnieć o biuście (na przykład do czasu operacji mastektomii – choć nie wszystkie osoby z taką potrzebą się jej poddają).
Binder to produkt bardziej medyczny niż modowy, jako że w Polsce nie pojawiło się jeszcze modowe spojrzenie na bindery – jednak choć nie jest biustonoszem, jego miejsce jest wśród bielizny. Uważam, że zarówno osobom interesującym się bielizną zawodowo (produkcją, sprzedażą, empatyczną obsługą w salonach…), jak i wszystkim zainteresowanym kwestiami związanymi z różnorodnością ciał, przyda się zapoznanie z tematem binderów. Ksawery Kondrat i Alicja Skotnicka to ludzie, którzy z zaopatrywania polskich osób transpłciowych w bindery uczynili swoją misję. Działają na tym rynku z taką samą pasją, jak polskie brafitterki i marki angażują się w ubieranie różnorodnych biustów. Warto ich posłuchać – zapraszam do wywiadu z osobami stojącymi za binderem Chester marki Where is Willy.
Zanim oddam Im głos, powiem, jak się spotkaliśmy i co z tego wynikło, bo to ważna dla mnie historia. Ksawerego poznałam na warsztatach antydyskryminacyjnych w Białymstoku i już wtedy „zgadało się”, że potrzebuje firmy, która będzie w stanie wspomóc go w tworzeniu specjalistycznej bielizny. Uderzyłam z pytaniem do polskiej marki kostiumów kąpielowych na miarę Watermeloons, która z kolei współpracowała z Alicją, młodą konstruktorką na frilansie. Przekazałam kontakty. A reszta już potoczyła się sama, to jest, przejęli ją sami zainteresowani. Zwierzę się, że to uczucie, że pociągnęło się za właściwie sznurki i potem obserwowanie, jak kawałki puzzli wskakują na właściwe miejsca, jest dla mnie najbardziej satysfakcjonujące na świecie 🙂
Z Ksawerym niżej rozmawiam o podstawowych kwestiach: czym jest binder, kto go potrzebuje, o co chodzi z dysforią płciową (szczególnie ważny punkt – tu robi się całkiem osobiście), jak podejść do dopasowania i sprzedawania binderów w sklepach stacjonarnych. Z Alicją skupiamy się bardziej na technikaliach, testowaniu oraz jej własnym spojrzeniu na inkluzywne projektowanie. Alicja projektuje także biustonosze i odzież.
Ta rozmowa była dla mnie szczególnie odświeżająca w kontekście Stanikomanii. Powiem Wam szczerze, że bywam ogromnie zmęczona barierami, które ciągle stoją między mną jako osobą kliencką, czy tworzącą treści, a twórcami bielizny czy mainstreamowymi mediami. Stale muszę poruszać się w świecie, który mnie nie rozumie. Czasem mam wrażenie, że rozmawiam z ludźmi, którzy nigdy nie widzieli osoby grubej, nie wiedzą, jakie to uczucie poruszać się z fiszbinami na ciele, czy z dużym, ciężkim biustem… Dlatego kontakt z Ksewkiem (IG: @bezinteresowny_onair) i Alicją (IG: @contourwear_ae) był dla mnie jak łyk świeżego powietrza: oto ludzie, dla których punktem wyjścia są ludzkie potrzeby, i którzy te potrzeby potrafią dogłębnie poznać i przekuć w produkt.
Wywiad z Ksawerym i Alicją ukazał się też w „Modnej Bieliźnie” w nieco skróconej wersji (numer 105 – lato 2024).
Ksawery Kondrat: Jestem transpłciowym mężczyzną i od kilku lat robię co w mojej mocy, aby szerzyć świadomość i wiedzę na tematy związane z tranzycją [tranzycja – proces prowadzący do zmiany sposobu wyrażania płci lub cech płciowych na zgodne z tożsamością płciową osoby] w Polsce. Działalność rozpocząłem od podcastu, który służył mi jako pamiętnik. Następnie zacząłem nagrywać tranzycyjne mikrowykłady na platformie Tik Tok, dzięki którym moja rozpoznawalność w środowisku znacząco wzrosła. W marcu 2022 r. ruszyła moja marka: Where is Willy, która jest źródłem mojego poczucia misji i spełnienia. Hasło przewodnie mojej marki to „Born out of love for gender euphoria” – „Z miłości do euforii płciowej” – i uważam, że to jedno zdanie to kwintesencja roli Where is Willy na polskiej tranzycyjnej scenie. Do tej pory zajmowałem się produkcją personalizowanych packerów (silikonowych penisów, przeznaczonych dla każdego, kto odczuwa potrzebę posiadania penisa). Właśnie wystartowałem z nowym produktem: binderem Chester!
ig: @bezinteresowny_onair
tik tok: @bezinteresowny_onair
K.K.: Binder to rodzaj koszulki, która ma za zadanie optycznie spłaszczać klatkę piersiową. Celowo użyłem słowa „koszulka”, a nie „stanik” lub „top”, bo są to słowa bardzo nacechowane płciowo, a „koszulka” jest zupełnie neutralna. To dla mnie bardzo ważne, by już na start nie wrzucać w narrację na temat produktu słów sugerujących płeć grupy docelowej. Binder ma służyć każdemu, bez względu na płeć. Najczęściej po tego typu produkty sięgają osoby AFAB (assigned female at birth – z przypisaną przy urodzeniu płcią żeńską) zmagające się z dysforią klatki piersiowej. Dla takich osób binder bywa prawdziwym wybawieniem. Niby tylko część garderoby, a jest w stanie obrócić komfort życia o 180 stopni. Dlatego ja osobiście myślę częściej o binderze jako odzieży medycznej lub produkcie o działaniu terapeutycznym, niż bieliźnie czy topie sportowym.
K.K.: Większość ludzi kupuje bindery online. Sklepów stacjonarnych nie znam. Zdarzają się stoiska i wystawy z możliwością mierzenia binderów przy okazji eventów takich jak np. Parada Równości. W środowisku niezmiennie od kilku lat krążą nazwy tych samych marek. Jedna z nich pochodzi z Polski i prężnie się rozwija. Jestem wdzięczny i cieszę się, że są ludzie, którzy zaopiekowali się tą grupą społeczną i działają z poczucia szczerej misji. Niemniej jednak jestem przekonany, że odkryliśmy tylko niewielki obszar tych nieznanych, binderowych wód i za horyzontem czeka bezkres oceanu gotowy do zdobycia. Mam już kilka kolejnych pomysłów, które zamierzam sukcesywnie wdrażać w życie i proponować społeczności nowe rozwiązania. Myślę, że moje osobiste doświadczenie dysforii jest moją mocą napędową. Nigdy bym nie pomyślał, że z tego wieloletniego cierpienia narodzi się taki piękny projekt.
K.K.: Dysforia płciowa u każdego objawia się inaczej, każdy definiuje ją w inny sposób, lecz większość definicji ma wspólny mianownik: cierpienie. Dysforia to cierpienie, od którego ciężko uciec, bo czynnikiem sprawczym tego cierpienia jesteśmy my sami, a bardziej – nasze ciało. Dysforia płciowa może dotyczyć różnych części ciała, nie tylko tych nacechowanych płciowo. Dodatkowo z czasem, z postępem tranzycji [zmiany sposobu wyrażania płci lub cech płciowych na zgodne z tożsamością płciową osoby – przyp. red.] lub po prostu z biegiem lat dysforia potrafi migrować po ciele i atakować znienacka. Ja doświadczałem dysforii bioder, dłoni, stóp, krocza i klatki piersiowej. Był czas, że nie mogłem na siebie patrzeć i wszystkie lustra w mieszkaniu miałem zasłonięte. Gdybym miał podzielić się swoją własną definicją dysforii, powiedziałbym, że to wyniesiona na wyżyny intensywności nienawiść do tego, w jaki sposób wygląda nasze ciało i ogromne poczucie niezgodności tego, kim jesteś, z tym, jak wyglądasz i jak widzi Cię świat.
Czasem dysforia jest tak silna, że nawet pozornie błahe rzeczy potrafią być niczym ta przysłowiowa sól sypana na otwarte rany. Podczas pracy z osobami transpłciowymi i w ogóle osobami doświadczającymi dysforii płciowej bardzo ważna jest delikatność i dobór słów. W kontekście binderów pracujemy na bardzo delikatnym gruncie. Są osoby, które triggerują słowa takie jak: „piersi”, „cycki”, „biust”. Bardzo często w środowisku używa się określenia „balast” lub „klata”, ale najlepiej jest po prostu na początku współpracy spytać osobę o czarną listę słów, które ranią.
K.K.: Binder nie zna płci i nie narzuca żadnych ograniczeń. Niemniej jednak jest to element odzieży, który ma za zadanie pełnić konkretną funkcję. Silna kompresja, która jest w stanie wizualnie satysfakcjonować osoby zainteresowane, to nic innego, jak balansowanie na bardzo cienkiej granicy między komfortem, bezpieczeństwem i wygodą. Osobiście nie znam osoby, która od tak z własnej woli, bez ogromnej potrzeby wychodzącej prosto z serducha nosiłaby bindery „just for fun”. Wiąże się to z poczuciem dyskomfortu fizycznego, który dla wielu jest po prostu mniejszym złem niż dyskomfort psychiczny, który wywołuje dysforia. Tak że bindery może nosić każdy, ale myślę, że gdyby byłaby to kwestia wyboru, a nie wewnętrznego przymusu, to nikt by się na to nie decydował.
Wspólnie z Alicją (genialną konstruktorką) i osobami modelskimi ciężko pracowaliśmy ponad rok, żeby znaleźć ten złoty środek między satysfakcją z poziomu spłaszczenia i wygodą. Mam nadzieję, że nasz produkt będzie przyczyną euforycznych momentów w życiach ludzi. Już podczas testów i sesji zdjęciowych widziałem ten szczery uśmiech przepleciony ze wzruszeniem i poczuciem ulgi na twarzach osób testerskich, z którymi miałem zaszczyt współpracować.
K.K.: Dobry binder powinien być uszyty z szacunkiem do ciała, z dobrej jakości materiałów. Dążymy do tego, żeby osoba nosząca była w stanie po jakimś czasie zapomnieć, że ma go na sobie. Dodatkowo trzeba pamiętać o tym, że potrzeba kompresji występuje niezależnie od pogody, pory roku i temperatury. Binder musi być dyskretny i możliwy do schowania zarówno pod grubym swetrem jak i letnim T-shirtem. Powinien porządnie spłaszczać, ale bez ryzyka utraty przytomności wynikającej z braku dopływu tlenu do mózgu. Jak już wspomniałem, binder to balansowanie na naprawdę cienkiej granicy między komfortem psychicznym i fizycznym.
K.K.: Przede wszystkim trzeba zadbać o odpowiedni rozmiar. To naprawdę niełatwe, zwłaszcza na początku przygody z binderami. Gdy zakładasz swój pierwszy binder, pojawia się uczucie ucisku i dyskomfortu, dlatego czasem powstaje myśl, że może jest za mały. Z drugiej strony: gdy wiadomo, że będzie ciasno, decydujemy się na rozmiar mniejszy, w nadziei na lepsze spłaszczenie. Z binderami jest troszkę jak z butami. Ani za małe, ani za duże buty nie są zdrowe dla stóp i w konsekwencji całej postawy ciała. Gdy już dobierzemy odpowiedni rozmiar, trzeba pamiętać o tym, by słuchać swojego ciała. Noszenia bindera trzeba się nauczyć, do tego rodzaju kompresji trzeba się przyzwyczaić. Niektóre osoby już od pierwszego dnia są w stanie przechodzić całe 8 godzin bez przerwy, inni muszą dawkować sobie emocje stopniowo.
Zazwyczaj producenci informują, że bezpieczny czas przebywania w binderze to 8 godzin z rzędu. W praktyce jednak codzienność czasem nam na to nie pozwala. Etat to 8 godzin, trzeba doliczyć ok. godzinę na dojazdy, od czasu do czasu po pracy trzeba wpaść do marketu po zakupy lub postać w korku w godzinach szczytu. I okazuje się, że do momentu powrotu do domu minęło prawie 10 godzin. A przecież dysforia nie pozwoli wielu osobom zdjąć bindera przed opuszczeniem miejsca pełnego ludzi. Dlatego przy produkcji naszego bindera zwracaliśmy szczególną uwagę na to, żeby noszenie go było bezpieczne jak najdłużej. Oczywiście należy pamiętać o złotej zasadzie, że im krócej, tym zdrowiej. Kolejnym ważnym punktem jest zdejmowanie bindera na noc. Musimy pozwolić sobie na odpoczynek, złapanie głębokiego, pełnego oddechu, bez jakiegokolwiek ograniczenia klatki piersiowej. Ostatni punkt dotyczy sportu. Kompresja klatki wpływa na oddech – co do tego nie ma wątpliwości. Są osoby, które będą w stanie zrobić trening w binderze, ale pamiętajmy: nic na siłę. Na pewno nie polecałbym tego typu stroju do przebiegnięcia maratonu lub innego solidnego kardio. Wrócę tu do kolejnej złotej zasady noszenia bindera: słuchaj swojego ciała i reaguj na sygnały, które Ci wysyła.
K.K.: Oczywiście metod maskowania balastu jest więcej. Osobiście jednak uważam bindery za najbardziej bezpieczną i praktyczną. Wśród osób transpłciowych AFAB panuje podział na te, które używają binderów, te, które się tejpują oraz te, które nadal niestety stosują nieświadome bindowanie domowymi sposobami. Jedną z metod zupełnie zakazanych jest stosowanie bandaży elastycznych. Tutaj już mówimy o bardzo niezdrowej kompresji. Siły w tego typu rozwiązaniu rozkładają się nierównomiernie. Zależą od punktowego naprężenia bandażu, od tego, ile siły włoży się w owijanie, którą ręką osoba się owija, czy dane pasmo bandaża wylądowało na ciele podczas wdechu, czy wydechu. Nie jest możliwe, by przy kilkumetrowym bandażu za każdym razem rozkładać ucisk w bezpieczny, optymalny sposób. Dlatego bandażom i tego typu rozwiązaniom mówimy stanowcze nie.
Tejpowanie natomiast ma ogromną rzeszę fanów. Są osoby, które latem przerzucają się z binderów na tejpy, ale są i takie, które korzystają z tejpów na co dzień. Dla mnie korzystanie z tejpów stało się niemożliwe, odkąd zacząłem terapię hormonalną testosteronem. Nasze ciało pod wpływem testosteronu zaczyna się zmieniać i jedną ze zmian jest zagęszczenie owłosienia na ciele. Czasem jest ono bardziej obfite, czasem mniej. Mnie matka natura postanowiła obdarzyć dywanem na klacie (z czego osobiście bardzo się cieszę), ale przyklejanie taśmy do dywanu perskiego jest bardziej problematyczne niż działanie na odpowiednio przygotowanej skórze. Pracując z sylwetkami osób transpłciowych przede wszystkim trzeba być przygotowanym na zmiany. Oczywiście terapia hormonalna nie jest koniecznością i nie wszyscy się na nią decydujemy, ale duża część transpłciowych osób AFAB wchodzi na testosteron.
K.K.: Myślę, że to zależy od rynku. Na Zachodzie, gdzie życie osób transpłciowych wygląda zupełnie inaczej niż w Polsce, gdzie nie ma lęku, strachu przed mówieniem głośno: Jestem transpłciowy, gdzie nie wzbudza to takich kontrowersji – myślę, że tam jest duże pole do popisu w kwestii designu, rozmaitych kolorów, wzorów. Są już miejsca na świecie, gdzie transpłciowość jest naturalną cechą osoby i jestem przekonany, że artykuły umożliwiające walkę z dysforią stają się kolejną okazją do wyrażenia siebie. Natomiast w miejscach, gdzie transpłciowość na co dzień się ukrywa, gdzie ludzie obawiają się, że ta ich część wyjdzie na jaw i może się to wiązać z ciężkimi do dźwignięcia konsekwencjami – bardziej stawiałbym na dyskrecję i praktyczność. Oczywiście nie mówię, że wśród Polaków nie ma zapotrzebowania na odważne, kolorowe rozwiązania. Mamy naprawdę barwne serca. Zauważam tylko, że w Polsce nadal bycie osobą transpłciową to walka i płynięcie pod prąd. Ludzie nadal się boją… Boją się utraty pracy z powodu tożsamości, wyrzucenia z domu przez rodziców, reakcji kolegów i koleżanek w szkole lub wykładowców na uczelni. Dlatego nadal często panuje wśród ludzi potrzeba życia incognito – a wówczas stawiamy na kamuflaż.
K.K.: W idealnym świecie byłby to jak najbardziej możliwe i wskazane. Jak już mówiłem: w przypadku bindera rozmiar ma znaczenie. Żyjemy jednak w świecie, w którym nawet kobiety cispłciowe wstydzą się swoich piersi, nie potrafią rozmawiać o swoich potrzebach i wiele z nich nadal szerokim łukiem omija salony brafitterskie. W przypadku osób transpłciowych do wstydu dochodzi dysforia, która często nie pozwala nam patrzeć na siebie w lustrze, a co dopiero pokazywać się innym ludziom. Oczywiście znam też wielu transpłciowych chłopaków, którzy chętnie skorzystaliby z takiej porady i pomocy w doborze rozmiaru. Na pewno wymagałoby to ogromnej wrażliwości i otwartości u osób zajmujących się brafittingiem. Potrzebna jest edukacja, znajomość języka inkluzywnego oraz moim zdaniem podstawowa wiedza na temat procesu tranzycji w Polsce oraz chociażby zmian, które zachodzą w ciele podczas przyjmowania testosteronu.
Myślę, że stworzenie bezpiecznej przestrzeni dla osób transpłciowych w kontekście brafitterskim jest możliwe, ale na pewno skomplikowane i wymagające ogromnego wysiłku.
Mam plan, żeby jako Where is Willy zadbać o powstanie takich miejsc. Na pewno zacząłbym od zmiany nazwy, która sama w sobie może być dysforyczna dla niektórych osób i zaczął mówić o salonach binderfitterskich, a nie brafitterskich – oczywiście w kontekście porad dotyczących binderów. Jestem świadom, że z boku może brzmieć to śmiesznie i może w głowach niektórych osób pojawia się teraz neon z napisem: PRZESADA, ale uwierzcie mi, że dysforia dysforii nierówna i czasem na pozór neutralne słowo może w niektórych ludziach budzić naprawdę skrajne emocje.
K.K.: Bardzo bym chciał, żeby Where is Willy pozwoliło mi spełniać marzenia osób transpłciowych w Polsce i na świecie. Chciałbym wychodzić naprzeciw rzeczywistym potrzebom ludzi i do praktycznych rozwiązań dorzucać wsparcie psychologiczne w walce z dysforią. Niech WiW się rozwija, niech skacze na głęboką wodę i sięga w zakamarki, w które jeszcze nikt nie sięgał. Z miłości do euforii płciowej!
Pozostaje mi życzyć spełnienia tych marzeń! Dzięki za rozmowę <3
A.S.: Jestem projektantką i konstruktorką. Najbardziej lubię tworzyć bieliznę brafittingową i odzież plus size na ciała AFAB (Assigned Female At Birth – z przypisaną przy narodzinach płcią żeńską), czyli, potocznie mówiąc, odzież „damską”. Sprawia mi radość to, że robię rzeczy, które są potrzebne. Moje projekty wynikają zazwyczaj z funkcji i konstrukcji – najpierw zastanawiam się, po co coś robię i analizuję założenia. Mam dosyć konkretne podejście, choć prywatnie lubię lateksy, cekiny, rokoko i sztuczne futerka. Robię też dobry research i umiem dopasować swoje pomysły do już wypracowanej estetyki marki.
Pracuję z markami stawiającymi na inkluzywność, jak Watermeloons czy Where is Willy, ale miałam też przygodę z szybką modą w firmie Esotiq jako konstruktorka bielizny – i też było fajnie. Poza tym, chętnie biorę pod swoje skrzydła małe startupy z dużymi marzeniami.
Mam adekwatne wykształcenie kierunkowe, ale uważam, że podstawą mojej pracy jest doświadczenie w brafittingu – lata oglądania wszystkich kształtów i rozmiarów biustów codziennie dostarczyły mi wiedzy, która jest niezastąpiona w mojej dzisiejszej pracy.
Można ze mną pracować jako projektantką i konstruktorką na freelansie.
ig: @contour_wear_ae
strona internetowa: Contourwear by Skotnicka
A.S.: Trochę tej historii już znasz, bo to też Twoja zasługa – poznały nas z Ksawerym dobre dusze, Ty i Dąbrówka z Watermeloons – a dalej już poszło gładko, bo mamy fajne kreatywne flow. Nigdy nie nosiłam binderów, jestem osobą cispłciową, czyli identyfikującą się spójnie ze swoją płcią nadaną przy narodzinach. Do czasu, gdy Ksawery wysłał mi pierwszy binder do przymiarki, nie wiedziałam, że jakaś bielizna może mnie jeszcze zszokować. Chciałam go włożyć do pracy na testy, ale wytrzymanie w nim ponad godzinę okazało się niemożliwe! W tym momencie zdałam sobie sprawę, że są ludzie, którzy czują się ze swoim ciałem na tyle dyskomfortowo, że chodzą tak czasem ponad 8h. W 15 minut przeszłam od „ale super cool, queerowy projekt, fajnie, że jestem wśród swoich” do „ojej, to jest strasznie ważne!”.
Nawiasem mówiąc, wiem z zaprzyjaźnionych salonów brafittingowych, że pytania o bindery już się pojawiają. Najczęściej pytają mamy martwiące się o swoich transpłciowych synów. Googlują, trafiają na słowo binder i piszą do swojego zaprzyjaźnionego salonu o pomoc i poradę.
A.S.: Powiedziałabym, że intencją. Biustonosz, z fiszbinami lub bez, ma na celu podniesienie, zebranie, wyeksponowanie piersi w mniejszym lub większym stopniu. W binderze celem jest zupełnie inne kształtowanie- spłaszczenie, upodobnienie do męskiej klatki piersiowej. To wymusza zupełnie inną konstrukcję.
A.S.: Na tym etapie, na polskim rynku – praktyczny. Na szaleństwo przyjdzie pora. Powinien być możliwie najbardziej niewidoczny pod ubraniem, wygodny i spełniać swoją funkcję – czyli spłaszczać. Na świecie bindery są bardzo różne – my postawiliśmy na typowo bieliźniane materiały. Wybieraliśmy je pod kątem stabilności, ale też miękkości w dotyku, przewiewności i zdolności do chłodzenia. Składy nie są przypadkowe!
A.S.: Przez rok! Pracowaliśmy z najpierw dwoma chłopakami, co 3-4 tygodnie spotykaliśmy się całą ekipą i nasi testerzy mierzyli po kolei bindery – te, które się do tego nadawały, zabierali ze sobą, żeby w nich „pożyć”. Przymiarki trwały po parę godzin, a oni w binderach stali, siedzieli, śmiali się i chodzili na pizzę. Obserwowałam, jak się poruszają, czy jest im wygodnie, czy inaczej mówią, jak oddychają – żeby nie tylko poznać ich wrażenia, ale też zidentyfikować potencjalne problemy do rozwiązania. Najważniejsza zasada naszych testów brzmiała: to tylko ubranie, więc gdy tylko zaczniesz źle się w nim czuć, ściągasz je. Safety first! Na początku wcale nie było łatwo, po pierwszej przymiarce nawet nie bardzo było co zabrać do noszenia, ale potem ruszyło z kopyta! Przy stopniowaniu zebraliśmy więcej osób, żeby ustalić rozmiarówkę. To trudne, bo ciała są bardzo różne i trudno pogodzić potrzeby wszystkich, tak by zaopiekować się każdym i jednocześnie uśrednić rozmiarówkę na potrzeby produkcji. Ostatecznie stanęło na 8 rozmiarach.
A.S.: Wypośrodkowanie pomiędzy super spłaszczeniem a komfortem noszenia. Binder to odzież kompresyjna. Ściśnięciu ulega spora powierzchnia ciała. To ma prawo być niewygodne i nie bez powodu większość producentów tych artykułów nie zaleca noszenia ich dłużej niż 8h. Z drugiej strony, celem jest osiągnięcie jak najbardziej konwencjonalnie męskiego kształtu klatki piersiowej u osoby AFAB – czyli z typowymi kobiecymi piersiami. Jeśli nie będzie spłaszczać, nie ma sensu go nosić. Z drugiej strony, jeśli spłaszcza za mocno – trudno w nim wytrzymać. Do tego dochodzą nasi modele – każdy ze swoją wizją tego, jak chciałby wyglądać i czego oczekuje od bindera. Szukanie równowagi pomiędzy za ciasnym a za mało spłaszczającym przypominało chodzenie po linie. Na szczęście Ksawery zaprosił mnie na sesję zdjęciową, w trakcie której miałam okazję usłyszeć opinię 7 osób, w tym wcześniej mi nieznanych. Przymierzały, mówiły, jak im wygodnie i chętnie pozowały. Bardzo mnie to poruszyło.
Megaważne było dla mnie to, żeby sprostać oczekiwaniom chłopaków. Też jestem częścią queeru, ale nie mam doświadczenia życia w ciele osoby transpłciowej. Owszem musiałam podejść do tematu projektowo i zadaniowo, ale bardzo ważna była tu empatia wobec ludzkich stresów, kompleksów i słabości, ta sama, którą brafitterki posługują się na co dzień. Na każdym etapie robiłam, co mogłam, żeby nasi testerzy i modele czuli się wysłuchani, zadbani i bezpieczni.
A.S.: Najbardziej lubię bieliznę na duże biusty i w ogóle na duże babki. Ostatnio dużo robiłam bardzo celowych, praktycznych rzeczy – lubię to, bo wtedy wiem, że to co robię, jest potrzebne. Kolejnego t-shirta od S do L już nikt nie potrzebuje, a dobrej odzieży plus size wcale nie jest dużo (choć w polskiej bieliźnie na szczęście naprawdę jest już naprawdę nieźle z wyborem). Jedną z moich miłości, od których zaczęło się moje szycie i projektowanie, jest gorseciarstwo. I tymi tematami – bielizną, gorseciarstwem i plus size chcę się zająć w moich nadchodzących minikolekcjach. Mini, bo będą bazować na tym, co mam nazbierane w szafach, a uwierz mi, jest tego mnóstwo. Chcę dać życie temu, co już mam, nie wspierając nadprodukcji. Będzie eklektycznie, teatralnie.
W mojej pracy bardzo lubię klientów, którzy chcą w swoich markach rozwiązywać problemy konkretnych nisz. Uważam, że to jest przyszłościowe podejście. Ciężko jest zrobić coś na każdego – najczęściej wychodzi to tak, jak stopniowanie plus size w markach fast fashion – niezbyt udane, ale bardzo duże „worki na człowieka”. Za to, gdy mogę się skoncentrować na rozwiązaniu konkretnych problemów, wychodzi z tego magia.
Jednym z moich projektowych marzeń na coś większego jest stworzenie naprawdę ciekawej odzieży adaptacyjnej dla osób z niepełnosprawnościami. To byłoby potrzebne i nie sztampowe. Na naszym rynku takich bardziej szalonych i interesujących projektów naprawdę brakuje.
Chciałabym też nauczyć się pracować z klejonym lateksem oraz dziewiarstwa maszynowego.
A.S.: Obwodów 95-115! Staników dla babek z bardziej neutralnym płciowo stylem, które też mają duże biusty, potrzebują podtrzymania, ale nie marzą o koronkach, zwłaszcza w większych rozmiarach. Ale to – powoli, do przodu, jeszcze będzie. Produktowo naprawdę jest u nas w Polsce fajnie.
Moim zdaniem najbardziej brakuje edukacji, jak wygląda prawidłowo dobrany stanik i prawdziwe kobiece ciało. Biust nie musi wcale przypominać jak najwyżej podniesionego parapetu, żeby uznać, że stanik jest prawidłowo dobrany. Mamy w Polsce ogrom świetnych brafitterek, ale też armię kompleksów i usztywnienia związanego z ciałem i jego postrzeganiem. W pół godziny w przymierzalni nie zwalczymy wszystkich kompleksów u każdej osoby, która przyjdzie. Dlatego, to co robisz uważam za szalenie ważne 😊
Wow, dzięki! Widzę, że mamy bardzo zbieżne wizje tego, czego nam jeszcze na rynku potrzeba… Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia marzeń nam obu. Dodam, że marzę również o testowaniu twoich projektów!
Strona główna marki Where is Willy – polecam każdej osobie ze względu na absolutnie przepiękne zdjęcia z sesji, o której mowa w wywiadzie (ich autorkami są Anna Kudra @studiokudra i Aleksandra Łyźniak @aleksandralyzniak).
Strona Poznaj Chestera – o historii projektu, jak dobrać rozmiar bindera – tabela rozmiarów i dużo zdjęć!
ig marki Where is Willy: @whereiswilly_official
ig Alicji: @contour_wear_ae
strona internetowa Alicji: Contourwear by Skotnicka
ig Ksawerego: @bezinteresowny_onair
tik tok Ksawerego: @bezinteresowny_onair
Na koniec jak zwykle pytanie do Was: jak Wam się podobała ta wycieczka na niebadane wcześniej na Stanikomanii terytoria? Czy dowiedziałyście/liście się czegoś nowego? A może macie dodatkowe pytania? Odzywajcie się śmiało – pamiętając, że nie ma głupich pytań, a im więcej wiemy nawzajem o naszych potrzebach tudzież uwarunkowaniach cielesnych, tym lepiej się wszyscy i wszystkie rozumiemy. To sprawia, że możemy działać na rzecz świata, w którym jest miejsce dla każdej osoby.
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…