Jak sroka w skarbcu – tak czułam się na ostatnim Salonie Bielizny w Łodzi. Trochę na pewno ulegam emocjom, bo lubię nowości i na widok ścian zawieszonych nowymi kolekcjami zawsze dostaję oczo- i sercopląsu – ale mam wrażenie, że czasy mozolnego wyszukiwania klejnotów pomału już odchodzą w niepamięć, a stawia się przed nami pełne ich skrzynie. Przynajmniej pod warunkiem, że jest się, tak jak ja, łasą na kolory i błystkotki.
Głównym tematem tej dużej, dwudniowej imprezy były kolekcje szykowane na tegoroczną jesień (stąd zimowy tytuł), choć nie wszystkie firmy miały już przygotowane katalogi (Ale niektóre miały! Brawo Kinga, Kris Line, Lupoline, oraz jak zawsze przygotowane Panache i Freya). Na wieszakach wisiała też trwająca właśnie wiosna, dlatego tu i ówdzie wrzucę jakiś aktualny akcent. Zabrakło niestety kilku dużobiuściastych marek, które zawsze odwiedzam (Ava, Ewa Bien, Nessa) – udało mi się za to zapoznać z kilkoma targowymi debiutami oraz odświeżyć kontakty. Pierwszy raz na Salonie pojawiła się np. marka Dalia, a ja po raz pierwszy wybrałam się do stoiska firmy Unikat; więcej czasu niż zwykle spędziłam też przyglądając się ofercie Kris Line – mam nadzieję, że to wszystko zaowocuje kolejnymi recenzjami bielizny dla Was!
Zobaczcie skarby, które wybierałam najpierw przez całe dwa dni targów, a potem przez kilka pracowitych dni przed monitorem 🙂 Ponieważ materiału jest masa – sprawozdanie podzielę, podobnie jak relację z poprzedniej edycji, na dwie części, idąc mieszanką klucza kolorystycznego z motywowym. W pierwszym odcinku będzie czarno-złoto, śliwkowo, czerwono i jarzębinowo, a w drugim – chłodniejsza strona spektrum barw, różne stylistyczne smaczki, desenie geometryczne, artdecowskie i kwiatowe oraz inne ważne sprawy.
Zacznę od tego, co błyszczało najmocniej, czyli… od metali.
Może to przez wewnętrzną srokę, ale jak dla mnie błyskotki wybiły się tym razem totalnie na pierwszy plan – nawet firmy, które do tej pory stosowały ten efekt oszczędnie albo wcale, zaczęły masowo wplatać metaliczne nici do swoich haftów i koronek. Błysk towarzyszył zarówno klasycznej czerni, jak i kolorom oraz wielu różnym motywom. Migoczą zarówno buduarowe i klasyczne projekty, jak i… bielizna sportowa. Błyszczymy radośnie, o każdej porze i bez żadnych oporów!
Na początek najmocniej oślepiła mnie Gorsenia.
Miękki model na duże biusty. Fanki Gorsenii znają już tę konstrukcję. Metal w koronce, metal w dodatkach…
Wow, ale efekciarska ta balkonetka poniżej! A właściwie half-cup. Modele te w Gorsenii ostatnio powiększyły swój zakres rozmiarów, poprawiła się też ich jakość. Z powodzeniem trzymają takie biusty, jak mój!
Bardzo efektowny komplet marki Freya – odcienie metali szlachetnych na czerni. Brytyjska marka razem z siostrzanymi Fantasie i Elomi oraz Wacoal prezentowała się na stoisku grupy Wacoal, które tym razem było większe niż poprzednio. Wyraźnie zadomawia się na Salonie 🙂
Metalu od początku nie boi się młoda marka Room669. Bogatym metalowym detalom towarzyszą w niektórych modelach błyszczące nici. Oto bling w wydaniu dla drobniejszych biustów – złoty hardware, czarno-złote koronki.
Gossard – zjawiskowe majtki z wysokim stanem z linii VIP 🙂 U góry złote hafty.
I znowu Gorsenia: czerń, „diamenty” na mostku i połyskujące, jakby polakierowane hafty. Podobny materiał znajdziemy też w jesiennej kolekcji marki Elomi (niestety zapomniałam mu zrobić fotki). Zwracam uwagę jeszcze na mało widoczną na wieszaku warstwowość – haft stanowi jakby high-apexową nakładkę na oddzielnym, elastycznym ramiączku.
A oto kolorowy strojniś marki Unikat. Te hafty migoczą! Kolekcje tej marki są całkiem spore i ciekawe, niestety w strefie dużych biustów marka wciąż hołduje dyktaturze gąbek 🙁
Przechodzimy do bielizny sportowej! Oto czarno-złoty sporciak Kris Line. Tej linii towarzyszą też sportowe ciuchy z blingiem – top, bluza, szorty i legginsy. Testy Krisowych sportów jeszcze przede mną, ale w to ubrałabym się dla samej stylistyki, wcale niekoniecznie na siłownię!
…i biustonosz sportowy Kris Line w wydaniu srebrnym. Nic tylko zdobywać błyszczące medale, choćby oznaczały tylko bicie własnych rekordów w dziedzinie wstawania z kanapy.
To tylko niektóre przykłady – zapraszam do śledzenia blingu we wszystkich kolorach i stylach!
Chcesz błyszczeć subtelniej? Migotanie w jesiennych kolekcjach znajdziemy nie tylko w wydaniu czysto metalicznym. Satyny i jeszcze delikatniej połyskujące simplexy pojawią się tłumnie, niekiedy w czystej czerni, innym razem w kombinacji z tąż.
Pierwszy przykład to propozycja Sculptresse, marki bielizny plus size produkowanej przez firmę Panache. Super wypaśny model na jesień (Katya), na który ostrzę sobię ząbki z wielką ochotą. Koronka na satynowo lśniącym tle. Klasyczny motyw. Elastyczna górna część miseczek. I do tego na pewno świetne majtki… Mówię Wam, to będzie bomba.
Mocno buduarowa będzie jesienna kolekcja marki Kinga. I będą w niej half-cupy z pionowymi cięciami. Które, jak się zdaje, pasują na mój gabaryt (oraz na pewno na mniejsze) (wink wink, Kingo, daj się znowu przetestować). Tu half-cupik z dodatkiem satyny w groszki (groszków nie kocham, ale doceniam) 😉
Kolejny miękki model, tym razem z połączenia satyny i koronki. Musicie mi uwierzyć, na biuście wygląda naprawdę efektownie (o ile to on mignął mi na pokazie).
Jeszcze jeden koronkowiec-satynowiec, tym razem half-cup. Na szczęście, żadnych groszków 😉 Oprócz buraczkowej satyny z kwiatowym wzorem zdobi go totalnie zdumiewający satynowy kwiatek z kryształkami a la 80s, który ma być podobno odczepiany. Jeden z najfajniejszych pomysłów całego Salonu – #nosiłabym, tylko nie wiem, czy wejdzie do kolekcji, bo w katalogu go nie ma. Oby nie była to kolejna czcza obietnica, jak to się niestety czasem zdarza z targowymi ofertami…
Jeszcze jeden glamurny model Kingi – koronka na bladoróżowym atłasowo lśniącym spodzie. W ogóle kolekcja jesienna tej marki jest pełna efektownych, klasycznie seksownych propozycji w sam raz na zimowe wieczory.
Taki mały motywik, który wytropiłam w kilku projektach – połączenie złota lub miedzi z fioletem. Bardzo urokliwe i wcale nie częste, spodoba się jesiennym typom urody i miłośniczkom śliwek w czekoladzie.
Jeden z moich ulubieńców całych targów marki Samanta – miedziano-fioletowe liście miłorzębu na granatowym tle. Miłorzębowy motyw pojawi się też w wersji jasnoróżowej.
Propozycja Gai. Złoto wbrew pozorom występuje tylko w hafcie i nie jest to metaliczna nić, a po prostu atłasowo lśniąca, ale przyznacie, że cały model wygląda złociście.
Tu już mamy metaliczne hafty zestawione z chłodniejszym fioletem.
Złoto, miedź, fiolet w prawdziwie lukśnym wydaniu od francuskiej Empreinte. Piękne zawieszki z kamyczkami w stylu kocie oko.
A propos kamyczków – taki wytropiłam w marce Alles w pewnym bezfiszbinowcu, który, zdaje się, jest już obecnie w ofercie.
Czego może nie widać zbyt dobrze w tym oświetleniu – mamy tu połączenie śliwki z, dla odmiany, srebrem. Model Eugenie marki Elomi, szykowany na jesień. Eugenię przymierzałam już w postaci sampla i znajdziecie ją u mnie na instagramie 🙂
Trend kolorystyczny dość przewidywalny – fiolety goszczą chyba w każdej jesiennej kolekcji. Ja je lubię, choć tu i ówdzie słyszę zaskakujące głosy, że nie są łatwe do sprzedaży. Lubicie fioletową bieliznę, czy nie za bardzo? Podobno trudno dobrać odcień fioletu do karnacji. Ja jakoś nie widzę tych trudności u siebie 😉
Oto Dalia, po raz pierwszy na Salonie Bielizny. To jedna z tych firm, które na duży biust oferują między innymi miękkie modele (krój K26). Tu mamy dwie dorodne śliwki.
A tu, oprócz śliwki, widzę jakby miedź…
Powialo chłodem i śliwką węgierką. Ten model marki Gaia z motylowatą ozdobą w dekolcie już znamy z wersji czerwonej i czarnej, jesienią wystąpi w dwóch odcieniach fioletu – zimnym i cieplejszym, bardziej buraczkowym.
Marki Panache ostatnio nigdy na Salonie nie brakuje – zwykle już przy wejściu zaprasza nas duże, efektowne stoisko (połączone z prezentacją Izabeli Sakutovej jako ekspertki brafittingu i szkoleniowca), i choć zwykle przedstawiam Wam jej ofertę bardziej szczegółowo później, pozwolę sobie już teraz na kilka zajawek. Oto nowy model na jesień, Tiana. Ciekawie łączy kilka kolorów z jesiennej gamy: fiolet, róż i różowe złoto, przyprawione ociupinką szmaragdu.
… a może po prostu jesienne liście? 🙂 Tytułową jarzębinę zawdzięczam kreatywnej wyobraźni pani Swietłany Kardasz, projektantki firmy Gaia. Firma ta nierozłącznie kojarzy mi się ze sztuką robienia czegoś ciekawego z użyciem skromnych środków. Powiedzmy jasno – Gaia to marka budżetowa i nie znajdziemy tu najlukśniejszych materiałów, ale kolekcje coraz mocniej odbiegają od bezpiecznej bazy, wypuszczając się na zdecydowanie modne terytoria. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś pokazać Wam całą kolekcję ułożoną według tendencji opracowanych przez projektantkę za pomocą pięknych plansz inspiracji, na które miałam okazję szybko rzucić okiem. Jedyny smutek – Gaia wciąż preferuje usztywniane biustonosze (a ja nie…). Coś jednak miękkiego powinno znaleźć się w jesiennej kolekcji.
A to najdorodniejsza jarzębina Salonu 😉 Będzie oczywiście dostępna w rozmiarach maxi.
Jarzębina na biuście. Na stoisku Gai zawsze można spotkać dwie modelki: jedną o bardziej standardowych parametrach oraz przynajmniej jedną plus size.
Cudny oranż marki Empreinte. Wzdychałam do niego głośno – uwielbiam pomarańcze, w dodatku pasowałaby mi do aktualnie wiewiórczo rudych włosów…
Znowu Empreinte – tu już idziemy w odcienie proszku curry. Smacznie i interesująco, choć na pewno jest to ryzykowny kolor. Mimo to – zdecydowanie #przymierzałabym.
A oto coś z rodziny supermodnych ostatnio kurkumowych, ochrowych żółci. Uwielbiam te kolory, choć też nie są zbyt popularne. Mam nadzieję, że sprawię sobie ten komplet marki Freya 🙂
Na doczepkę koral – po sąsiedzku, bo niby też pomarańcz, ale jednak „łatwiejszy”, bo z mniejszą domieszką żółci, a do tego szalenie modny – w końcu kolor roku Pantone (living coral). Nie było go dużo w kolekcjach, ale się trafiał.
Na pierwszy ogień – koralik Gossarda. Gossard to marka o spójnym wizerunku i ofercie – jej znak firmowy to eksponujące biust modele typu plunge o, nazwijmy to, nieprzesadnie dużej rozmiarówce (do brytyjskiego G). Obawiam się, że nie widać tendencji do wypuszczania się na tereny plus size, również po doborze modelek. W swojej niszy jednak daje radę.
Klasyczne kwiatki Lupoline na koralowym tle.
Łakomie wpatrywałam się w ten koralowy, prawie czerwony model Kris Line z wyjątkowo pięknym ornamentalnym haftem.
A oto moje największe rozczarowanie Salonu, czyli marka Bestform. Dlaczego? Bo najpierw podstępnie przyciągnął kolorami, a potem odstraszył okrojoną rozmiarówką. Niegdyś porządna marka, sięgająca przynajmniej do brytyjskiego H, teraz kończy praktycznie na F. Zmieniła na francuską zarówno narodowość, jak i podejście do większego biustu. Smutek! Ale pomarańcz ładny…
Jeszcze jeden Bestform – taka ciekawa kompozycja i tak wąski, w stosunku do dawnego, zakres rozmiarów… To G z kartonika to G europejskie, nie brytyjskie. Część biustów się „pożywi”, ale mój niestety chyba nie.
Na osłodę – model marki Sculptresse, produkowanej przez firmę Panache. Pamiętacie model Logan z aktualnej wiosny w wersji „kwitnąca jabłonka”? To jest jego jesienna wersja. Floralnie na czerni – to lubię. Rozmiary plus size!
Nie tylko jarzębina, ale i ostrokrzew i berberys – takie było moje skojarzenie na widok tej Gai. Projektantka mówiła, że kolekcję inspirował jesienny i zimowy las. Ten zestaw bardzo mi się kojarzy z oszronionymi owocami i pochmurnym niebem.
I jeszcze jedna mroźno-owocowa propozycja, z tym samym haftem.
Żadna kolekcja bielizny nie może obyć się bez choćby jednej czerwonej propozycji, w tym sezonie jednak szkarłaty wybijały się jakby mocniej niż zwykle. Czarny i czerwony były też najważniejszymi kolorami pokazu mody, który odbył się pierwszego dnia targów.
Mocne czerwienie, do spółki z czerniami, stanowiły filar kolekcji Kingi. Zwracam uwagę na odcień – ciemny, wiśniowy.
Tam miękki, tu półusztywniany. I nie zabrakło paseczków.
Powyższy półsztywniaczek był też gwiazdą pokazu – oto noszony przez gwiazdę, supermodelkę plus size Joannę Cesarz.
Kolejna głęboka krwistość – model Ana marki Panache. Jest to model typu plunge na duży biust i do tego miękki, co zawsze szanuję, bo nie każda firma się „odważa” na stworzenie konstrukcji o obniżonym mostku na duże rozmiary bez usztywnień. Jak się sprawuje – zobaczcie w recenzji koloru vintage (można go kupić w tym sezonie).
A to coś na mniejsze gabaryty – niektóre z Was znają już pewnie model Charlize marki Gorteks w bazowej czerni. Na jesień ma wejść wersja w eleganckim odcieniu czerwieni. Poniżej jej zdjęcia z pokazu.
Jeszcze jedna czerwona propozycja Gorteksu. Cała jesienna kolekcja tej marki jest czarno-czerwono-beżowa i praktycznie bez wyjątku usztywniana, co mnie rozczarowało.
Tymczasem Kinga poszła także w klasyczny intensywny odcień, tak zwany strażacki 😉 Ten miękki halfiaczek wygląda na propozycję walentynkową.
Samanta dalej w trendzie „czerwony na beżu”, tak obficie reprezentowanym w poprzednim sezonie na Salonie. Tu bardzo efektowny haft w modelu Florence. W kolekcji jest już wersja czarna. Duży plus za to, że na stoisku targowym wisiały m.in. rozmiary 85H. Na mnie niestety trochę za duże, ale gdybym miała więcej czasu, to pewnie i tak bym przymierzyła 😉
A oto Florence na pokazie (w wersji push-up):
A tu znowu jasna czerwień z beżem – w jesiennej wersji sztandarowego modelu Gorsenii, Paradise.
Zaczerwieniło się w ofercie Lupoline – ten biało-czerwony haft pojawił się na kilku krojach biustonoszy. Do tego mam wrażenie, że Lupoline podnosi sobie jakościową poprzeczkę. W minionych latach różnie to bywało, ale teraz materiały są jakby lepsze w dotyku, a na mostkach zdarzają się takie luksusy, jak aksamitne kokardki. Ten miękki model z pionowym cięciem patrzy wyraźnie w stronę fasonu half-cup i ma rozmiary do J w obwodzie 80, a do M w 65, czyli całkiem ambitnie. Testowałabym. W ofercie są też body (na razie w rozmiarach do 42…) i koszulki ze stanikiem na fiszbinach, rzecz rzadko spotykana na rynku, i te już koniecznie muszę zbadać!
A to już całkiem odmienny model z tej samej linii – push-up na tzw. kopie (czyli termicznie modelowanej miseczce). Oraz bardzo żałuję, że nie zwróciłam uwagi na MAJTKI Z FALBANKĄ do kompletu i nie mam fotki 🙁 Ale od teraz mocniej nastawiam radary na Lupoline!
A oto Betty – jeden z modeli tej linii, marki Kris Line. Jest to miękki biustonosz side-support, będący jednocześniej full-cupem, czyli o pełniejszej, bardziej zabudowanej miseczce niż regularne side-supporty tej firmy. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś przymierzyć tę konstrukcję.
Być może ten egzemplarz powinien trafić już do kolejnego rozdziału, którym będzie…
Klasyczny jesienny kolor. Było go mniej niż jasnych czerwieni, ale pojawił się w kilku superciekawych wydaniach.
Zacznę od Panache, a właściwie Sculptresse – koronkowemu full-cupowi Estel, po tym jak przetestowałam go w kolorze czarnym, wróżyłam karierę w burgundzie – i sprawdziło się! Jesienią Estel będzie głęboko winnoczerwona.
Najbardziej burgundowy burgund zaprezentowała chyba Gorsenia 🙂 Oto jeszcze jedna odsłona znanego już modelu… #nosiłabym.
A to propozycja marki Nipplex na jesień. Niestety nie ma pewności, czy wejdzie do kolekcji, czy też zamiast niej pojawi się wersja granatowa. Podobno granat jest bardziej „sprzedawalny” – ja jednak wybrałabym bordo! Nawiasem mówiąc, Nipplex odważnie rusza w strefy niewygąbkowane i mam nadzieję już w tym sezonie stestować dla Was coś miękkiego z oferty tej przesympatycznej firmy o zabawnej nazwie 😉
A oto bardzo burgundowy różany ogród, będący dziełem marki Dalia. Na zdjęciu konstrukcja całkowicie usztywniana na większe biusty. Dalia ostatnio lubi łączyć nadruki z haftami i ogólnie bardzo rozwinęła się artystycznie w stosunku do tego, co miałam okazję testować lata temu. Mam nadzieję, że uda mi się wbić w coś miękkiego, mimo stosowanych przez firmę wąskich fiszbin. Stay tuned 😉
Zestawienie czerwonego z czarnym doczeka się w jesiennych kolekcjach kilku efektownych przykładów. Kojarzy się z klasyczną erotyką – i nie da się ukryć, styl damulki z saloonu był na Salonie mocno reprezentowany. Ale, no właśnie – kluczem jest słowo: styl. Gdy przyjrzeć się jakości tych propozycji – to coraz rzadziej cokolwiek się kojarzy prostacko czy tandetnie – ani materiały, ani myśl projektancka. Czerń z czerwienią można rozegrać ze smakiem. Można też pozbyć się skrzywionej miny na myśl o tradycyjnie seksownych motywach, w których część z nas przecież doskonale się czuje.
A oto mój ulubiony haft Salonu (tudzież saloonu) wykorzystany przez markę Kinga w linii Rosie:
Zwracam zwłaszcza uwagę na aplikacje doszyte na ramiączkach i oczywiście na fakt, że jest to model miękki, i to w konstrukcji half-cupowej (do miseczki J w obwodach 65 i 70, do H w 80 i dalej malejąco). Linia zawiera też obfitszy rozmiarowo (w 75 do miseczki L) model półusztywniany, bez haftu na miskach, ale też z aplikacjami przy ramiączkach i na mostku oraz przezroczystą częścią górną. A do kompletu mamy figi i pas do pończoch oraz koszulkę, nie wiedzieć czemu tylko do rozmiaru XL (ciekawe, czy zmieści się w nią nosicielka rozmiaru np. 95H, który też jest w ofercie?). Tak czy inaczej, wpisałam już Rosie na listę musisztomieci.
A oto coś w jeszcze bardziej saloonowym stylu, czyli czerwonosatynowy spód pokryty czarnym, aksamitnym flokowaniem. To jeden z modeli marki Unikat na jesień – przynam, że takie okazy powodują, że trochę przechodzi mi niechęć do gąbki w biustonoszach 🙂
I największa ciekawostka – biustonosz do karmienia marki Room669, w którym z tyłu odkryłam takie same aplikacje, jak w modelu Kingi. Moim skromnym zdaniem jest piękny z obu stron.
Nie był to zresztą jedyny biustonosz do karmienia tej marki obecny na Salonie Bielizny…
Skoro już jesteśmy przy Room669, trzeba wspomnieć o bardzo ciekawym wejściu tej marki w temat biustonoszy do karmienia. Co jest godnym uwagi zjawiskiem, zważywszy, że Room jest marką kojarzącą się przede wszystkim z wysmakowaną seksownością. I w sumie nie do końca niespodziewanym, jako że twórczyni marki już niedługo spodziewa się dziecka. W rozmowie ze mną powiedziała, że chciała stworzyć dla karmiących kobiet biustonosze, które pozwalałyby im pozostać przy ulubionych kolorach, stylach i krojach, bez konieczności „przesiadania się” w całkiem inne modele czy marki. Bardzo szanuję ten pomysł, zwłaszcza że stylistyka przeciętnego „karmnika” nie każdej z nas odpowiada. Ktosia chce karmić w czarnych koronkach z czerwonymi aplikacjami i paseczkami w dekolcie? Proszę bardzo!
Na zdjęciu wyżej widzicie pokazowe wejście modelki w komplecie Room669. Uważam, że był to fantastyczny pomysł, mimo że potrafię wyobrazić sobie, że może spotkać się z krytyką – że dlaczego na szpilkach, dlaczego tak szczupła modelka, że przecież po ciąży ciało się zmienia, że to umacnianie presji na perfekcyjny wygląd po ciąży (bez wątpienia szkodliwej!), itp. Dla mnie to jednak przede wszystkim zerwanie ze stereotypem macierzyństwa wiążącego się z totalną rezygnacją z siebie (mimo że szpilek nie kocham) i przebraniem się w nudną bieliznę z bladoróżowej bawełny (tak, niektóre z nas mogą ją woleć, inne niekoniecznie). Choć nie miałabym też nic przeciwko innym, bardziej wyluzowanym postaciom matek na pokazie – dla równowagi, bez szpilek 🙂
Model z pokazu, z bliska:
Tradycyjnie już kojarząca się ze stanikami do karmienia firma Lupoline zaproponowała zaś taki koronkowy bezfiszbinowiec do karmienia – też całkiem spoza pieluszkowatej estetyki:
A skoro już wspomniałam o pokazie, to na zakończenie tej części – kilka słów na jego temat!
Oto tym razem pokaz nie był ani zwykłą „defiladą” modelek w kompletach, ani też całkowicie odrealnioną wizją artystyczną. Wcześniejsze pokazy bywały inspirowane np. różnymi rejonami świata (co łączyło się z niekoniecznie akceptowalnymi dziś zawłaszczeniami kulturowymi), czy też naturą, porami roku, itp. Ten był… trochę inny niż zwykle. Jego hasłem przewodnim był „dzień z życia kobiety” – nie leśnej nimfy, niewinnego dziewczęcia, ani bogini seksu – mimo że modelki niestety ciągle chodziły na bardzo wysokich szpilkach (ach, nie mogę się doczekać, kiedy kobieta dostanie wreszcie pozwolenie na sprawne poruszanie się w wygodnym obuwiu!). Można oczywiście dyskutować, na ile opowieść o młodej projektantce mody, która właśnie rozpoczyna karierę w Nowym Jorku, jest oderwana od rzeczywistości. Ale mam wrażenie, że ktoś wziął sobie tym razem do serca postulaty pewnych środowisk (między innymi niżej podpisanej) – aby do kobiet kupujących bieliznę zacząć mówić także językiem ich życia i codzienności, a nie tylko fantazji erotycznych, snutych przez mężczyzn.
„Bohaterka” tego show – bo była to kombinacja klasycznego pokazu mody z aktorsko-tanecznymi sekwencjami – wstawała rano, szła do pracy, a potem szykowała się na kolację z facetem, innymi słowy – żyła. Nie zajmowała się przez cały czas uwodzeniem i robieniem wrażenia (choć niektóre komplety były owszem, sexy), ani też pląsaniem w charakterze leśnej boginki czy też egzotycznej piękności, mieszkała w mieście, a nie przebywała na wiecznych wakacjach. Nie miała też obowiązku mieć idealnie szczupłej figury – po wybiegu przechadzały się też modelki plus size o różnych sylwetkach.
To oczywiście nie była rewolucja na miarę ulicznych pokazów niezależnych marek, celebrujących silną i różnorodną kobiecość. Ale dla mnie to już delikatny zwiastun, że coraz mniej stereotypowo dzieje się w naszej bra-branży. Jak Wam się podoba taki zwrot od fantazji i erotyki ku prawdziwemu życiu?
Tym optymistycznym akcentem kończę pierwszą część relacji z Salonu i zapraszam na następną – która ukaże się, mam nadzieję, bardzo szybko 🙂
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…