Pod adresem kobiecego ruchu konsumenckiego, propagującego dobry bra-fitting, do którego czuję się przynależna, zdarzyło mi się usłyszeć zarzut o stronniczość, promowanie zagranicznych firm dla zysku, nieomalże o bycie sterowanym przez obcy kapitał 🙂 Abstrahując od zabawności takich twierdzeń – trzeba przyznać, że osoba zaglądająca po raz pierwszy np. na Stanikomanię ma pełne prawo do zaskoczenia faktem, że:
Dlaczego?
Tak się złożyło, że jako pierwsi potrzeby kobiet w zakresie prawidłowego ostanikowania dostrzegli obywatele Zjednoczonego Królestwa i to oni zaczęli masowo produkować biustonosze w obwodach poniżej 70 i z miseczkami powyżej E czy F. Ktoś przyzwyczajony do korzystania z rodzimej oferty może czuć się zaskoczony: jak to? Przecież E czy F, a „nawet” G od dawna się w Polsce produkuje. Skąd taka niechęć do polskich produktów? Pewnie chodzi o jakiś snobizm!
Czy rzeczywiście? Spróbujmy wskazać prawdziwe powody. Uwaga: stężenie malkontenctwa wysokie!
Wszystko powyższe do tej pory zniechęcało, bądź nadal zniechęca, do inwestowania w polską bieliznę, i nie chodzi tu bynajmniej o przesąd, że wszystko, co zagraniczne – musi być lepsze. Bo i wcale nie jest takie dobre! Na biusty D+ szyje się masę złej belizny, o czym same szczegółowo się wypowiadałyście w sondażu o biusto-dręczycielach.
Do czego jednak zmierzam? Otóż, jak zapewne wiele z Was już zauważyło, w ciągu ostatniego roku na polskim rynku dokonują się ważne zmiany. Wymieńmy więc…
Przykłady pozytywne:
Wymienione firmy zrozumiały też, że brzydkiego biustonosza z większą miseczką nikt już nie kupi – w sytuacji konkurencji z brytyjskimi markami, wchodzącymi szturmem na nasz rynek, zaczynają starania o ładne koronki i ciekawe kolory. Nadal jednak pozostaje w mocy wiele narzekań, od których zaczęłam, nawet w odniesieniu do wyżej wymienionej awangardy bieliźniarstwa. Hasło „szyjemy do miseczki X” to nie wszystko – ważne, JAK i z czego owa miseczka jest uszyta!
Po co więc szperać w polskiej ofercie, testować niedopracowane kroje, ryzykować nieprzewidywalne rozmiary, męczyć się ze słabymi materiałami, zamiast kupić sobie wyspiarską Krągłą Kasię albo Cleo? Nikogo do tego nie namawiam – w końcu nie każdy ma w sobie żyłkę eksperymentatora, nie uważam też, by do moralnych obowiązków polskiej biuściastej należało charytatywne wspieranie własną kieszenią rozwoju polskich czy jakichkolwiek innych firm. Dla każdej z nas najważniejszy winien być…
Interes biustu.
Z drugiej strony jednak warto zauważyć, że rozwój polskiej produkcji leży w naszym interesie. Po pierwsze, zwiększenie konkurencji zawsze jest korzystne dla konsumenta. Po drugie – współpraca naszych sklepów z polskimi firmami pozwala na niższe koszta, lepsze warunki dostaw (np. ich terminowość), bliższy kontakt z producentem i wpływ na doskonalenie oferty, że nie wspomnę o większej niezależności od zawirowań światowych rynków, kursów walut etc. Innymi słowy – warto uczyć polskie firmy, żeby szyły dla nas biustonosze.
Bo to nieprawda, że nie chcemy nosić polskich marek. Chcemy jednak nosić biustonosze w prawidłowym rozmiarze, dobrej jakości, ładne i takie, żeby było nas na nie stać. Początkowo prawie wszystie firmy padały już na pierwszym kryterium – rozmiaru. Do niedawna kolejnym progiem nie do przeskoczenia był krój i podtrzymanie. To się już zaczyna zmieniać, czego świadectwem będzie kolejna notka. A moją cichą nadzieją jest, że tekst ten, i Wasze komentarze do niego, przeczytają także przedstawiciele przemysłu, w tym także ci, którzy wciąż nie mogą nadziwić się popularności brytyjskiej konkurencji. Zachęcam więc do wypowiedzi: co myślicie o polskich biustonoszach? Nosicie je? Dlaczego nie – albo dlaczego tak?
(Obrazek z początku notki, moja mała deklaracja przychylności – ale i odpowiedniej dawki krytycyzmu – wobec polskich marek, jest do wykorzystania w celach wyrażania poparcia dla opisanego wyżej podejścia do polskiej produkcji 🙂 Można pobrać i wstawić na bloga, czy gdziekolwiek prowadzicie swoją lobbową działalność. Można zlinkować do tej notki 🙂
”Disco galaxy meets pin-up siren’’—that’s how this plus-size lingerie collection from Sculptresse by Panache was…
„Gwiazdy disco spotykają pin-upowe syreny” - tak opisano w katalogu tę kolekcję bielizny plus size…
Just when I thought I’d have to turn back to British or maybe German bra…
Gdy już wydawało się, że w dziedzinie „nowoczesny biustonosz bez fiszbin na duży biust” muszę…
Jak co roku o tej porze, spadają dojrzałe Elomczaki! 😊 Obiektywnie patrząc, kolekcja Elomi na…
Gdy masz większy biust i za sobą lata w stanikach na fiszbinach, zaufanie do modeli…
Komentarze
Przyjrzałam się posiadanym stanikom, zastanawiając się, czy w ogóle mam coś polskiego (bo jako posiadaczka brytyjskiego 32J/JJ nie mam wielkich szans...) i wychodzi, ze z pasujących nic... Z leżących w szufladzie - Avocado Grand Prix, używany, jak nie ma innego wyjścia.
W sumie nawet nie wiem, czy jest cos, w co mam szanse sie wcisnac (o Yvonne Comeximu, rozmiarowo pasujacej, zamilczę, bo nie będę wydawac forsy na to, żeby mi biust łopotał dokładnie tak, jak bez stanika), jakies Kris Line może.
Mam szczerą nadzieję, że sytuacja się poprawi i nawet takie istoty z krańca szerszej rozmiarówki, jak ja, beda mogly cos kupic polskiej produkcji i to cos bedzie przyzwoitej jakosci. Bo na razie wiesci o rozwłóczonych obwodach trochę mnie zniechęcają.
W samo sedno!
Niestety chociaż wypadam na początku tabelki (brytyjskie 60F) i stworzenie dla mnie biustonosza jest z pozoru prostsze z punktu konstrukcji podtrzymującej, w praktyce okazuje się to niełatwe. Nie mierzyłam jeszcze polskiego biustonosza, z którego byłabym zadowolona (poza niemasową produkcją Ewy Michalak ;)), ciągnące się obwody Kostara zupełnie mnie nie zachęcają, kształt jaki robi Milena również. Natomiast wielce sobie chwalę otwarcie na nowe horyzonty. Milena z rozmiarówką i przychylnością dla nas - kobiet świadomych realnych rozmiarów, może być wzorem, choć do złapania idei dobrej konstrukcji jeszcze trochę zostało.
Podoba mi się także podejście Samanty, dla której ostatnio mierzyłam i recenzowałam nabiustnie ;) Mam nadzieję, że pojawią się wymagane poprawki i będę mogła wkrótce biegać w nisko zabudowanym białym plungu. Z chęcią testowałabym częściej :)
Jak na razie jednak polski rynek nie oferuje mi ładnego, zbierającego, nadającego ładny kształt biustonosza na mały biust.
Mam Triumph-a.Dużo, w kompletach.
Wydałam mnóstwo pieniędzy do czasu odkrycia Stanikomanii. Leżą w szufladzie i nadają się tylko do oglądania, niektórych używam jako bielizny nocnej.
Wszystkie za szerokie w obwodzie, biust patrzy w dół. Byłam nimi zachwycona w trakcie zakupu a potem było już tak sobie. Plusem były wzory, kolory i materiał - tym się wcześniej kierowałam. Stanik, bielizna ma być ładny/a i jak był to wystarczyło żeby decydować o zakupie ( tak myślałam do stanikowego uświadomienia).
Innych polskich firm nie znam, nie kupowałam.
A propos Triumph to naprawdę polska firma?
a jeszcze Ewa Bień poszerzyła rozmiarówkę :) melisa też szyje większe ... i chyba wsio :)
Jasne, że Triumph nie jest polską firmą.
emmisi - Triumph, o ile się nie mylę, jest firmą niemiecką (a przynajmniej takie ma korzenie). tu został podany jako przykład tych dziwnych nieporuszanych tematów ;)
bardzo zmyślne wprowadzenie w problematykę Kasico :)
a ja ze zdziwieniem, dzięki tej notce, odkryłam, że w szufladzie mam same polskie wyroby stanikowe! kolekcja moja w tej chwili liczy sztuk 5: 2 Effuniakowe plungi, 1 Effuniakowy half-cup (kupiony kiedyś cudem na zlocie, już trochę przymały ale nadal go noszę bo to najgenialniejszy stanik jaki mam) i 2 staniki Mileny. tak jakoś wyszło, że odkąd mi co nieco przemigrowało, stałam się niekompatybilna z większością brytyjskich staników. a na moje skromne 30e brytyjskie wybór wśród polskich firm jest całkiem przyzwoity.
Effuniakom mogę zarzucić tylko to, że nie ma jeszcze produkcji seryjnej. i że, póki co, w sprzedaży nie ma half-cupów i straplessów.
co do Mileny - wielkie plusy za:
- bardzo przystępne ceny
- bardzo ścisłe obwody
- wzornictwo, które mi bardzo do gustu przypada :)
minusem jest to, że musiałam dokonać niewielkich przeróbek krawieckich, żeby biustonosze leżały na mnie bardzo dobrze (= likwidacja odstających na górze miseczek).
Nie noszę polskich staników.
Kiedyś kiedyś nosiłam Samantę, potem wypadłam z rozmiarówki. I nadal wypadam.
Na próbę niedawno kupiłam Milenę, ale odesłałam - pasowałby rozmiar, którego nie było.
Przeglądałam nową kolekcję Ewy Bień, ale 75I w tych fasonach, które mnie by interesowały, nie ma. Podobnie z Dalią.
Dopóki polskie firmy nie będą produkować ulubionych przeze mnie staników typu maskaradka czy fauve z pionowymi cięciami, nie sądzę, żebym kupiła coś polskiego.
A z kolei wzornictwo polskich balkonetek jakoś na razie mnie nie powala, wolę coś zagranicznego :)
W mojej dość sporej kolekcji staników są trzy Avocado: Grand Prixa - póki co mój najlepszy sportowy, Malenę - z najwęższymi ramiączkami, jakie udało mi się dostać i CanCan - bardzo niska i wścielke czerwona balkonetka. Kilka lat temu Avocado było dla mnie jedyną alternatywą dla nobliwych niemieckich Feliny i Anity (nigdy nie miałam triumpha) i byłam zachwycona niektórymi ich modelami. Teraz ceny mnie zniechęcają. Nic innego polskiego nie mam i nigdy nie miałam. Effuniak ma wzornictwo zupełnie nie w moim guście i nie chodzi mi o krówki, czy kotki, tylko o połączenia różnych materiałów i te kontrastowe lamówki.
Z polskich staników, które noszę, mam plunge'a Effuniak i dwie Dalie - Flawię i Paris. Żaden nie jest całkowicie dobry, ale o brytyjczykach też nie mogę powiedzieć, że na mnie w 100% pasują.
Są zaszerokofiszbinowe w najmniejszym stopniu, Flawia ma nawet całkiem dobre, ale pewnie dlatego, że się jakoś dziwnie krzyżują na mostku :/ Jedyny stanik, który miał zupełnie dobre, to Milena Flamenco, ale za małe i za luźne jest na mnie.
Póki co mam 4 staniki w szufladzie, z czego 2 to rodacy i to je lubię nosić najbardziej. I wiem też, że następnym strzałem będzie kolejny Polak, zastanawiam się tylko który. ;)