Kiedy po raz pierwszy spotkałam się na anglojęzycznych stronach ze słowem bra-fitting, bra-fitter – w Polsce nikt jeszcze o tych terminach nie słyszał. W ciągu kilku lat, z zaklęcia znanego początkowo tylko garstce dociekliwych eksploratorek zagranicznych rynków bielizny, bra-fitting (a może brafitting? 🙂 stał się nazwą modnej usługi oraz nowej umiejętności zawodowej. Aktywność konsumentek przekładająca się na rewolucję w bra-biznesie sprawiła, że oto stajemy się świadkami powstawania pierwszej szkoły bra-fittingu w kraju. A może nawet na świecie?
Prezentuję Wam wywiad z twórczyniami Akademii Brafittingu, Marią (Mahedą) Dastych i Agnieszką Sochą. Polecam wszystkim tym, które myślą o zdobywaniu bra-fitterskich (brafitterskich? 😉 szlifów, a także takim jak ja – ciekawskim, które zawsze zastanawiały się, jak to jest: uszczęśliwiać biusty i ich posiadaczki 🙂 Czy trudno się tego nauczyć? Czy łatwo jest potem uczyć innych?
Czy można powiedzieć, że w Polsce istnieje zawód: bra-fitterka?
Maria: Któryś z królów francuskich uważał, że nie może istnieć takie zwierzę, jak żyrafa. Kiedy mu tę żyrafę wreszcie pokazano, oznajmił: A nie mówiłem? Takie zwierzę nie może istnieć! Faktem jest, że bra-fitterka nie jest jeszcze wpisana na listę zawodów w Polsce, ale sądzę, że to kwestia dwóch-trzech lat – przy najbliższej aktualizacji listy zawodów ma zostać na nią wciągnięta. Gdy mówimy: jestem bra-fitterką, część osób dopytuje się: „To znaczy – gorseciarką?” „Staniki sprzedajesz?”. Oczywiście, bra-fitterka może również szyć czy sprzedawać bieliznę, ale clou tego zawodu to umiejętność dobierania staników kobietom.
Jak oceniacie: czy duże jest zapotrzebowanie na takie usługi? Czy bra-fitterka to zawód przyszłości?
Maria: Zapotrzebowanie jest ogromne! Kilka dni temu miałam przyjemność dobierania stanika młodej kobiecie mieszkającej na stałe w Anglii. Po dobraniu jej dwóch biustonoszy usłyszałam, że nikt jej nigdy nie pokazał, jak zakładać stanik, na co zwracać uwagę przy doborze bielizny. Nikt jej nie powiedział, że nie da się kupić stanika, który będzie jednakowo dobrze wyglądał pod wszystkimi rodzajami ubrań i że trzeba się zdecydować, jakie zadania, oprócz podstawowego zadania podtrzymania biustu, ma spełniać poszukiwany stanik. Dziewczyna była przekonana, że staniki o miękkich miseczkach, usztywnione jedynie fiszbinami, nie mają absolutnie żadnych szans na podtrzymanie biustu, bo we wszystkich stanikach, które mierzyła do tej pory, jej piersi w nich zwisały. Ku jej zdumieniu odpowiednio dobrany stanik z fiszbinami i miękką, koronkową miseczką, doskonale podniósł i ukształtował jej biust, przytrzymując go jednocześnie o wiele lepiej, niż noszone do tej pory staniki typu half-cup. Wydawałoby się, że dobór stanika to coś, co każda z nas robi od zawsze, że nikt lepiej od nas nie zna naszego biustu i nie da się odkryć ani dowiedzieć niczego nowego. Jednak praktyka mnie nauczyła, że kobiety przeważnie niewiele wiedzą o swoich biustach i nie sądzę, żeby ta sytuacja miała się szybko zmienić.
Agnieszka: Tyle kobiet wciąż jest błędnie przekonanych, że powinno nosić 75B i wyłącznie tego rozmiaru poszukuje, bez względu na wszystko, zatem droga przed nami jeszcze długa i mozolna. Jest już na pewno trochę lepiej niż kilka lat temu, kiedy rozpoczynałyśmy pracę w naszym zawodzie, ale to wszystko jeszcze kropla w morzu. Wspaniałe są przemiany, które oglądamy na co dzień, kiedy z błędnie dobranego 110D uzyskujemy 90J, kiedy 75B zamienia się w 70F, albo kiedy ktoś dowiaduje się nagle, że produkowane są miseczki większe niż D i obwody węższe niż 70. Zdziwienie tych kobiet i często zakłopotanie czy zażenowanie to znak, ze jesteśmy potrzebne i jest nas wciąż zbyt niewiele. Miłą odskocznią jest obsługiwanie kobiet znających swój prawidłowy rozmiar, ale ich jest jeszcze tak mało. Również te „uświadomione” korzystają z usług bra-fitterek. Wolą oddać się w czyjeś ręce, pokazać oczom, które widzą więcej. Fora i blogi uświadamiają konsumentki, a my stawiamy sobie za cel pomóc drugiej stronie. W końcu, czyż nie sympatyczniej byłoby dla odmiany NIE usłyszeć: „Pani? Pani to ma duże A albo małe Bee…” Brrrr….
Jak obecnie wygląda nauka bra-fittingu? Do kogo skierowana jest oferta Akademii?
Maria: Zależy, co masz na myśli, mówiąc o bra-fitterkach. Wiele firm szkoli swoje własne bra-fitterki, które mają za zadanie dobierać klientkom bieliznę tych właśnie firm. Często, niestety, szkolenie takie polega na nauce dopasowywania jednego rozmiaru stanika możliwie największej liczbie kobiet (!). Często takie dziewczyny nie wiedzą nawet, jak przeliczać miseczki ani jakie są oznaki zbyt luźnego oraz zbyt ciasnego obwodu – czyli mówimy o podstawach, które dla każdej bra-fitterki powinny być tak oczywiste jak to, że po nocy jest dzień! Nie zapomnę, jak w jednym ze sklepów firmowych (litościwie pominę nazwę firmy) dziewczyna zmierzyła mnie pod biustem, dostała wynik 84, zmierzyła mnie następnie specjalną, firmową taśmą w biuście, dostała wynik 95E, i nie miała pojęcia, co z tym fantem zrobić! Chciała mi podać 95E, a na moją uwagę, że przecież pod biustem mam 84, więc obwód 95 chyba nie jest tym, który powinna mi podać, stwierdziła, że przypuszczalnie… zmierzyła mnie wcześniej pod biustem zbyt ciasno. Ta sama pani twierdziła, że podjeżdżający na plecach obwód jest oznaką tego, że obwód jest zbyt… ciasny! I to wszystko pod hasłem bra-fitting…
Rozumiem jednak, że pytanie dotyczyło głównie nowego pokolenia bra-fitterek, a nie bra-fitterek niektórych starych firm, usiłujących utrzymać swoją pozycję na rynku, opierając się na zyskującym coraz większą popularność haśle „bra-fitting”. Większość bra-fitterek jest samoukami. Wynika to z faktu, że nie było dotąd kursów, które uczyłyby trudnej sztuki doboru staników – ogólnych zasad, które obowiązują dla każdej firmy na świecie. Nie ma na świecie żadnych dłuższych kursów, które dawałyby solidne podstawy do tego, żeby móc się nazwać bra-fitterką, stąd pomysł utworzenia Akademii Brafittingu. W Wielkiej Brytanii dostępne są kursy jednodniowe, jednak wg mnie nie jest możliwe nauczenie nikogo tej umiejętności w tak krótkim czasie.
Czego Waszym zdaniem najbardziej brakuje naszym bra-fitterkom pod względem przygotowania do tego zawodu? Umiejętności, wiedzy, a może przede wszystkim praktyki? Jak sądzicie, co najtrudniej będzie Wam przekazać kursantkom?
Maria: Zacznijmy od tego, że nie wierzę, żeby były jakiekolwiek problemy z przekazaniem wiedzy kursantkom 🙂 Ze swojego doświadczenia widzę, że największym zaskoczeniem dla bra-fitterek jest ogromna różnorodność kobiecych biustów. Większość kobiet w Polsce nie widuje zbyt wielu kobiecych piersi, wyłączywszy te na zdjęciach w czasopismach, które często nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Bra-fitterka, jak każda rzemieślniczka, najwięcej umiejętności zdobywa wraz z praktyką. Najlepszymi bra-fitterkami są zatem przeważnie te, które na rynku pracują najdłużej, o ile posiadają odpowiednią wiedzę i robią z niej właściwy użytek. Jednak – jak w każdym rzemiośle – trafiają się prawdziwe talenty. Są panie, które sprawiają wrażenie, jakby urodziły się z umiejętnością podejścia do klientki i dobierania jej rozmiaru i fasonu stanika, a są i takie, które tego wszystkiego muszą się mozolnie uczyć. Stąd pomysł utworzenia dłuższego kursu, który da szanse każdej kobiecie wyjść w świat z pewnymi praktycznymi umiejętnościami.
Agnieszka: Bra-fitterka to nie tylko osoba mająca rzemiosło w ręku. Bra-fitterka to też psycholog, terapeuta, przyjaciółka i powierniczka w jednym. To zawód, który wymaga niezwykłej cierpliwości, umiejętności nawiązania i prowadzenia dialogu z najbardziej złożonymi istotami na świecie, jakimi są kobiety 🙂 Osoby, które będą umiały połączyć wszystkie te cechy, mają szansę stać się dobrymi bra-fitterkami, uszczęśliwiając wiele kobiet i zyskają tym samym poczucie spełnienia w zawodzie.
Czy zajęcia w Akademii będziecie prowadziły jednocześnie, czy też podzielicie się tematami? Czy macie jakieś swoje ulubione dziedziny?
Maria: Zajęcia będą prowadzone zawsze przez jedną osobę. Być może czasem inny prowadzący weźmie w nich udział jako słuchacz 🙂 Agnieszka będzie prowadziła zajęcia ze specyfiki doboru staników na małe biusty, ja – na duże biusty. Przypadkowo akurat wyszło tak, że każda z nas zaprezentuje temat, który powinna świetnie znać z racji swojej budowy, ale nie znaczy to, że Agnieszka jest lepsza „z małych biustów”, a ja „z dużych” – po prostu trzeba było się jakoś podzielić. Każda z nas ma trochę inną znajomość marek – mamy różne doświadczenia i o ile Agnieszka nie byłaby w stanie odpowiedzieć na wiele pytań dotyczących staników Panache czy Eveden, o tyle ja nie umiałabym opowiedzieć niczego bliższego o produktach Bestform czy Audelle. Krótkie zajęcia z ogólnej konstrukcji staników będzie prowadziła Ewa Michalak, poza tym wykładać będą także: doradca laktacyjny, psychoterapeuta, fizjolog/lekarz rehabilitacji.
A zajęcia praktyczne? Czyli eksperymenty na żywych biustach? 🙂 Na czym będą polegały?
Maria: Zajęcia praktyczne stanowią zasadniczą część programu [program do przeczytania na stronie internetowej – przyp.red.]. Chcemy, żeby każda z uczestniczek przymierzyła stanik każdej omawianej marki, pokazując się w nim koleżankom. Dzięki temu będziemy mogły przekazać informację o tym, jakie mogą być problemy z dobieraniem różnych fasonów, na co należy zwrócić uwagę przy dobieraniu, na jakie biusty najlepiej polecać każdy z modeli. Podpowiemy, jakie miseczki są jeszcze za małe, a jakie już za duże. Pokażemy na żywych organizmach, że nikt jeszcze nie wymyślił stanika, który pasuje wszystkim. Jednocześnie kursantki zdobędą wiedzę o markach, krojach, sposobie układania się na biustach, co jest nie do przecenienia.
Z jakiej bielizny będziecie korzystały podczas zajęć?
Maria: Na razie partnerstwo Akademii Bra-fittingu obiecali (w kolejności alfabetycznej) producenci bielizny: Comexim, Curvy Kate, Ewa Michalak, a także dystrybutorzy bielizny: b.style i SoChic! oraz oczywiście AlterID [firma dystrybucyjna prowadzona przez Agnieszkę]. Jak widać – zróżnicowanie jest ogromne. Wszyscy partnerzy rozumieją, że nie istnieje oddzielny bra-fitting dla każdej marki, ale dla wszystkich marek prowadzony jest jeden, uniwersalny bra-fitting. Głównym zadaniem jest taki dobór stanika kobiecie, żeby ta czuła się maksymalnie komfortowo, przy jednoczesnym doskonałym podtrzymaniu piersi. Pokażemy, że każda z marek ma swój niepowtarzalny charakter, swój krój, które są odpowiednie dla różnych biustów. Staniki są szyte w tak ogromnej różnorodności dlatego, że muszą spełniać przeróżne wymagania, jakie mają w stosunku do nich klientki. Niektóre z pań oczekują spłaszczenia i zmniejszenia piersi. Inne – wyeksponowania biustu. Kobiety oczekują różnych kształtów biustów, różnego rozstawu piersi. Odpowiedzią na te potrzeby są różne kroje bielizny oraz niekiedy różne marki.
Ponieważ nie dało się objąć tym kursem wszystkich marek ani wszystkich potrzeb kobiet, planujemy także uruchomienie kursu zaawansowanego, w trakcie którego omówimy kilka jeszcze innych firm, a którego tematyka obejmie m.in. dobór staniików sportowych i dobór staników paniom po mastektomii. No – ale to w przyszłym roku 🙂
W programie kursu znalazłam temat: trudny klient. Co to znaczy?
Maria: Zdarzają się klientki, które nie chcą współpracować z bra-fitterką. Pomijam fakt, kiedy kobieta nie życzy sobie pokazywać się obcej osobie w staniku czy też bez niego w przymierzalni – bo to jest kwestia indywidualna i wiadomo, że każda kobieta ma swój próg intymności. Jednak część kobiet przychodzi do bra-fitterki teoretycznie po pomoc, a tak naprawdę po to, żeby udowodnić nam, że jesteśmy głupie i na niczym się nie znamy, żeby wyładować na nas swoją frustrację. Z takimi agresywnymi klientkami też trzeba sobie poradzić, a nie jest to wcale łatwe, jeśli chcemy jednocześnie zachować się profesjonalnie. Bywa i tak, że przychodzi po dobór stanika kobieta, która ma potężne problemy psychiczne związane ze swoim biustem. Jeśli bra-fitterka potrafi – nawet w niewielkim stopniu – przekonać klientkę, że można myśleć o własnych piersiach w sposób przyjazny, jest to olbrzymia wartość dodana do procesu doboru bielizny.
Agnieszka: Trudny klient to taki, który chce i nie chce, czyli słynne „chciałabym, ale się boję”. To znaczy: proszę mi pomóc, ale: nie dotykać, nie patrzeć, nie oceniać. Nic nie zmieniać. Wyglądam fatalnie w swoim 85C, ale na pewno jest lepsze od tego ohydnego 70H z wielkimi miskami, które mogę sobie założyć na głowę, a poza tym ja wcale nie mam takich ogromnych piersi! Ma być kreska w dekolcie, nie zaakceptuję tych fałd na plecach, nie założę nic, co nie jest push-upem, co mi Pani opowiada, ja całe życie noszę 75C, za stara jestem na jakieś zmiany, do widzenia (trzaśnięcie drzwiami). Wbrew pozorom, do trudnych klientek należy wiele kobiet już „uświadomionych”, które wiedzą lepiej. Tkwią w założeniach bra-fittingu sprzed paru lat, nie śledząc rozwoju tej dziedziny i nie eksperymentując z nowymi markami, krojami. Okazują swoją wyższość, zwłaszcza nad świeżymi osobami w zawodzie. Cóż… trzeba poradzić sobie i w takich sytuacjach – postaramy się nauczyć tego nasze kursantki 🙂
Na czym będzie polegał egzamin? Czy łatwo będzie uzyskać certyfikat Akademii Bra-fittingu? Będzie z czego być dumnym?
Maria: Egzamin będzie polegał na doborze stanika klientce. Nie będzie to żadna z uczestniczek kursu, ale losowa osoba, która przyjdzie do sklepu. Każda kursantka będzie egzaminowana ze sposobu podejścia do klientki oraz oczywiście z wiedzy i umiejętności dobrania stanika. Po solidnym przygotowaniu w czasie kursu dla żadnej z uczestniczek nie będzie to stanowiło problemu, o ile poważnie podejdzie do tematu i naprawdę będzie starała się czegoś nauczyć, a nie tylko „odbębnić” obecność na zajęciach.
Kiedy startujecie i czy są jeszcze miejsca?
Kurs we Wrocławiu startuje we wrześniu, natomiast kurs w Warszawie – w październiku. Są jeszcze miejsca, zapraszamy na naszą stronę oraz profil na Facebooku!
Dziękuję Wam za rozmowę i życzę, by Wasze przedsięwzięcie rozwijało się, przysparzając fachowej kadry polskim sklepom z bielizną!
A Wy jak sądzicie, drogie Czytelniczki – czy bra-fitting to trudna czy łatwa sztuka? Czy szkoły takie, jak Akademia, sprawią, że niedługo źle dobrane biustonosze u Polek staną się tylko wspomnieniem? Może staniemy się najlepiej ostanikowanym krajem na świecie?
41 komentarzy
RAmerySTA
Super że powstała taka inicjatywa:) sama chętnie dla własnej satysfakcji wybrałabym się na taki kurs tylko… to przekracza znacznie moje obecne mozliwości finansowe:P
6 lipca 2011 at 16:57bra-dreamerka
Dziewczyny,
6 lipca 2011 at 17:44Gratulacje i trzymam kciuki za rozwój.
Ściskam mocno
urkye
Mam nadzieję, że chętnych na kursy Akademii będzie więcej niż miejsc:) Powodzenia!
6 lipca 2011 at 18:41ania_szyfoniera
Jak zwykle fajny wywiad i super incjatywa, trzymam kciuki za dziewczyny 🙂
6 lipca 2011 at 19:04justinehh
chętnie zweryfikowałabym swoją wiedzę na takim kursie, ale zwyczajnie mnie na niego nie stać 🙁 …
6 lipca 2011 at 19:37renulec
Podziwiam obie Panie za odwagę i zapał. Myślę, że z tych kursów powinny korzystać właścicielki i pracownice sklepów z bielizną, którym zależy nie tylko na zyskach, ale też na dobrej opinii wśród klientek (a przecież powszechnie przecież wiadomo, że jedna zadowolona klientka generuje trzy kolejne ;).
6 lipca 2011 at 20:38A brafitting? Cóż, zdania są podzielone według jednych jest to prościzna i przerost formy nad treścią (bo dopasować stanik, co za sztuka w końcu ;), według innych sposób na połączenie pasji z pracą, zaś kolejni twierdzą, że to uszczęśliwianie kobiet przez zagłębianie się w ich potrzeby oraz potrzeby ich biustów (http://www.facebook.com/notes/asia-shutoku-ry%C4%87ko/manifest-czym-jest-dla-mnie-bra-fitting-lub-co-ma-wsp%C3%B3lnego-bra-fitting-z-buddyz/10150355096774148) .
Akademii życzę, by ze stanikowymi grzechami Polek rozprawiła się raz na zawsze, za pomocą niezliczonych zastępów swych absolwentek, które, pełne zapału, z błyskiem w oku będą niosły kaganek biuściastej oświaty :)).
opinia
Cena grubo przesadzona. Widać, że Panie bardziej cenią sobie zyski niż możliwość podzielenia się swoją wiedzą z innymi. Szkoda.
6 lipca 2011 at 20:43Chciałabym uczestniczyć w zajęciach natomiast zwyczajnie mnie na to nie stać.
Gość
a co w tym złego, że cenią sobie zyski… kto powiedział, że ma to być działalność charytatywna… Obie dziewczyny na lobby i balkonetce chętnie i gratisowo dzielą się swoją wiedzą, ale już przygotowanie takich zajęć wymaga dużego wysiłku +plus wiedza, praktyka i talent – nie widzę powodu, żeby nie mogły sobie liczyć jak za zboże. Życzę powodzenia i całej rzeszy kursantek
6 lipca 2011 at 21:08mszn
Poza tym na Lobby ktoś to już policzył i wyszło chyba 45 zł za godzinę zajęć, czyli tyle, ile potrafią kosztować zwykłe korepetycje. A my tu mówimy o porządnym kursie, mogę się założyć, że tego typu warsztaty w tematach typu “Jak skutecznie sprzedać to i owo” albo “Jak rozmawiać z klientem” kosztują kilkakrotnie więcej.
6 lipca 2011 at 21:12daria_as
bez przesady z ta ceną – wynajęcie sali w dużym mieście kosztuje, podobnie jak czas i materiały szkoleniowe. W wielu krajach za zdobywanie wiedzy się płaci. A jak ktoś coś wie/umie, to drogo to sprzedaje. To się nazywa “know how”. Do Polski to chyba nie od końca dotarło 😉
Życzę powodzenia 🙂
6 lipca 2011 at 21:29pinupgirl_dg
Rzeczywiście wychodzi około 35-45 zł/godzinę. Tyle, że w przypadku korepetycji mamy grupy jednoosobowe, często z dojazdem do klienta. Ale oczywiście odpadają koszty wynajęcia sali itd. Trudno mi powiedzieć, czy do dobra cena, podobno wszystko jest warte tyle, ile klient jest skłonny zapłacić :).
6 lipca 2011 at 22:59Sunako-chan
ciekawa jestem ile zarabia brafitterka w sklepie z bielizną, tzn. jak szybko inwestycja w kurs może się zwrócić 😉 Tzn. czy więcej niż np. najniższa lub 1500 brutto. Jeśli chodzi o cenę kursu, to myślę, że w dużych miastach na pewno znajdą się chętne (w Warszawie są największe zarobki), organizacja kursu w mniejszych miastach (jak Rzeszów 😉 ) byłaby chyba chybiona. Sama zastanawiałam się nad kursem, ale już sam fakt dojeżdżania go przekreśla, pomijając cenę 🙁 (kilka moich pensji)
6 lipca 2011 at 23:10maheda@gazeta.pl
Dziękuję wszystkim życzącym powodzenia.
6 lipca 2011 at 23:56Rozumiem punkt widzenia osób, których zwyczajnie na kurs nie stać, ale chciałyby go przejść – mam nadzieję, że wkrótce zapali się zielone światełko dla osób zarejestrowanych w urzędach pracy jako bezrobotne.
Mamy z Agnieszką nadzieję, że w sierpniu będzie można starać się o (do)finansowanie naszego kursu.
imt
Rewelacyjny pomysł 🙂
7 lipca 2011 at 00:13Trzymam kciuki i pozdrawiam
kasica_k
Jestem bardzo ciekawa, jaki będzie przekrój uczestniczek – czy będą to głównie osoby chcące z własnej inicjatywy i na swój koszt zdobyć nowy zawód, czy też pracownice wysyłane na szkolenie przez sklepy. Na pewno dla osoby bezrobotnej koszt jest przeszkodą, natomiast z punktu widzenia organizatora cena nie wydaje mi się wygórowana.
7 lipca 2011 at 13:27RAmerySTA
też uważam, że cena sama w sobie nie jest wygórowana. Dlatego jaknajbardziej życzę powodzenia:)
7 lipca 2011 at 13:40osobną kwestią jest to jakimi funduszami operują osoby zainteresowane:P jesli chodzi o mnie to była by to jedynie forma zagłębienia się w tym co ostatnio baaaardzo mnie interesuje, dlatego raczej ot dla rozrywki nie wydam wszystkich moich studenckich oszczędności. Ale gdyby rozchodziło się o ewentualną prace, wtedy zapewne bym wzięła w tym udział:)
zmijunia.lbn
A mnie zastanawia czy można jakoś zgłosić się na materiał szkoleniowy/egzaminacyjny – to też byłoby bardzo ciekawe doświadczenie, a zapewne nie każda klientka chciałaby być fittingowana przez nowicjuszkę 😉
7 lipca 2011 at 16:47RAmerySTA
w sumie jeśli było by takie cos w krk to ja bym chętnie materiałem do cwiczeń została:D
7 lipca 2011 at 22:53Marta
Ach, gdyby rzeczywiscie sie udalo z tym urzedem, byloby wspaniale…
9 lipca 2011 at 15:40Ja jestem w obecnej chwili zarejestrowana, zachwycil mnie pomysl zdobycia zawodu brafitterki ale cena ponad 3 tys zl jest dla mnie zaporowa…
Tyle ze z urzedem pracy to sprawa jest dosc trudna, zeby starac sie o dofinansowanie kursu indywidualnego trzeba najpierw zaniesc do urzedu zaswiadczenie ze po ukonczeniu kursu bedzie sie mialo prace.
Ale trzymam kciuki! Gdzie mozna sie dowiadywac czy udalo sie cos zorganizowac w kwestii dofinansowania, bylabym pierwsza chetna z urzedu pracy 😉
brafitterka
Sunako-chan
Niestety pensja brafitterki w sklepie z bielizną nie jest zachęcająca… Z tego, co się dowiadywałam w kilku sklepach, to więcej płacą kasjerkom z Biedronce (a tam i tak dodają do tego pakiet socjalny), a możesz nawet trafić na miejsce, gdzie zaproponują Ci najniższą krajową. Piszę o mieście stołecznym, więc wątpię, by w mniejszych miastach było lepiej, niestety 🙁 Może to jest kwestia tego, co mówi Maheda, że jest to bardzo młody “zawód” (a w sumie jeszcze oficjalnie nie istnieje), więc i zarobki są w przedziale “dla ekspedientek”, a nie “dla wykwalifikowanego specjalisty obsługi klienta”.
Sam kurs natomiast wydaje się dobrze pomyślany, w programie widzę wszystko, co najpotrzebniejsze. I nic dziwnego, że tyle kosztuje – za taką ilość wiedzy nie jest to cena wygórowana.
10 lipca 2011 at 11:04puk.puk
u mnie brafitterka zarabia 2000 zł na rękę + ZUS z umową o pracę, miasto ok. 20 tys. z dala od stolicy, to chyba więcej, niż w Biedronce?
10 lipca 2011 at 20:11abc
Wszystko pięknie, ale taka uwaga poza tematem- Mahedo błagam, zrób coś z włosami, wyglądają niechlujnie, a przecież jesteś zadbaną kobietą (i tak powinnaś być postrzegana przez klientki).
11 lipca 2011 at 12:07teresa104
Mnie się włosy Mahedy podobają. Są chlujne wystarczająco. Sama bym chciała mieć sztywne i kręcone.
11 lipca 2011 at 12:41Gość
Większość brafitterek o umowie o pracę …może sobie pomarzyć (przynajmniej w Warszawie) zostają marzenia o otwarciu własnej działalności… sprawdźcie sami najlepiej podczas zakupów.
11 lipca 2011 at 22:52kasica_k
@teresa104, też zawsze chciałam takie włosy, ech. A mam wręcz przeciwne. Natura jest taka niesprawiedliwa 😉
Co do zarobków bra-fitterek – przykro mi słyszeć, że są niskie. W ogóle uważam, że zawody związane z obsługą klienta, jak sprzedawca czy właśnie bra-fitterka, są w Polsce niedoceniane i przez to niestety mało jest w tych zawodach osób fachowych, a sporo – z przypadku i na tymczasem. Mam nadzieję, że to się trochę zmieni wraz z powstawaniem kolejnych dobrych sklepów oferujących bra-fitting, gdzie jakość obsługi jest naprawdę istotna, i wraz z rozwojem popytu na te usługi. Nie chciałabym, jako klientka, musieć martwić się tym, że obsługująca mnie osoba ledwie wiąże koniec z końcem 🙁 Tak nie może być…
12 lipca 2011 at 17:11justinehh
Taa, natura jest niesprawiedliwa, pod warunkiem, że nikt w te włosy nie pluje, nie wyrywa ich i nie skreśla towarzysko, no i jak się ma rano dużo czasu na układanie…
“Nie chciałabym, jako klientka, musieć martwić się tym, że obsługująca mnie osoba ledwie wiąże koniec z końcem 🙁 Tak nie może być… “
12 lipca 2011 at 18:21Sklep z uświadomionymi stanikami to biznes taki sam jak inny, jak nie zarobi, to się nie utrzyma, a w tym wypadku umowa o pracę takiemu sklepowi kompletnie się nie opłaca ( zusy i inne duperele)
renulec
Justinehh,
12 lipca 2011 at 19:51Oprócz tego, że też zazdroszczę Mahedzie włosów (nie wdałam się w moją Mamę, ona ma “mahedopodobne”:) to chciałam zauważyć, że KAŻDY pracodawca, skoro zatrudnia pracownika – znaczy się – sam nie daje rady. Z jednej strony to bardzo dobrze (widzocznie biznes się rozwija, skoro potrzebuje rąk do pracy), z drugiej – gorzej, bo to oznacza większe wydatki (właśnie te nieszczęsne zus-e między innymi). Nie zapominajmy jednak, że tego typu wydatki pracodawca odlicza od dochodu do opodatkowania, więc nie przesadzajmy z tą empatią 😉 Godzien jest robotnik zapłaty swojej, zaś brafitting to nie jest łatwy kawałek chleba (choć niezaprzeczalnie – bardzo satysfakcjonujący) więc tym bardziej brafitterka godna zapłaty swojej jest. Howgh.
justinehh
No wiesz, ja Mahedzie zazdroszczę tego, że jest Mahedą 🙂 i włosy nie mają tu nic do tego;
12 lipca 2011 at 20:33Czy mogłabyś rozwinąć to zdanie : “Nie zapominajmy jednak, że tego typu wydatki pracodawca odlicza od dochodu do opodatkowania”, to znaczy że co, że pracodawca skąpi na umowie i jeszcze sobie na tym zarabia, czy ja czegoś nie zrozumiałam?
renulec
Justinehh,
12 lipca 2011 at 21:12Haha, Maheda jest tylko jedna 🙂
Naturalnie, że pracodawca zarabia – choćby dzięki temu, że nie musi sam wszystkiego, tylko ma od niektórych rzeczy pracownika, to pierwsza korzyść. A po drugie – nie ma co zakładać, że sklepowi się nie opłaca mieć pracownika, bo gdyby się nie opłacało, to po prostu by go nie miał 😉 Pracodawcy skąpią na umowie z różnych powodów, nie mnie to osądzać. Powiem (napiszę) tylko tyle, że zdecydowanie nie jestem zwolenniczką poglądu, że “oszczędzają na umowie, bo inaczej im się to nie opłaca”. W sieci jest zaś pełno przykładów i informacji o tym, co można zaliczyć do kosztów podatkowych, z pewnością znajdziesz 🙂 W uproszczeniu schemat jest taki – duży przychód minus małe koszty to duży dochód do opodatkowania = duży podatek do zapłacenia. Zaś zapłacone przez pracodawcę składki zus SĄ kosztem uzyskania przychodu. Takie trochę naczynia połączone 😉
nyarla5
To nic, że umowa o pracę pracodawcy się nie opłaca – jeśli praca spełnia warunki umowy o pracę, to mimo formalnie istniejącej umowy (o dzieło czy zlecenie) trzeba przyjąć, że z pracodawcą łączy nas stosunek pracy. W takiej sytuacji warto wystąpić do sądu o stwierdzenie takiego stosunku i zaległe świadczenia, urlopy i tak dalej:)
12 lipca 2011 at 22:04Poza tym jeśli pracodawcy “nie opłaca się umowa o pracę”, to oznacza, że nie opłaca mu się cały biznes, i lepiej go zamknąć lub w ogóle nie zaczynać, albo po prostu samemu pracować. A może “nie opłaca mu się” też płacić za towar albo lokal?
Niestety muszę przyznać, że praca brafitterki jest dobra wtedy, jak się ma bogatego męża;) albo jest się studentką na garnuszku rodziców… Ech, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie normalnie w Polsce, to znaczy za uczciwą, ciężką pracę po 8 godzin dziennie będzie można się utrzymać, wyjechać na wakacje i kupić sobie chociaż niewielkie mieszkanie…
Bardzo cieszę się, że taki kurs jest, że ten zawód został potraktowany poważnie, jako konkretny kawałek wiedzy. Szkoda, że nadaje się raczej tylko dla przyszłych właścicielek sklepów – raczej wątpię, żeby na kurs poszedł ktoś, kto chce tylko pracować w sklepie z brafittingiem i zarabiać mniej niż w mięsnym (do którego żadnych kursów nie trzeba:).
pinupgirl_dg
Renulec – a co z ryczałtem?
12 lipca 2011 at 22:45Nyarla – pewnie, że pracownik może, pod warunkiem, że zależy mu, żeby położyć firmę, w której pracuje ;). Poza tym nie każdemu pracownikowi się uśmiecha, że lwią część tego, co wypracuje, pracodawca musi oddać ZUSowi, część woli, żeby pracodawca dał mu do ręki chociaż część tej kwoty. A w Polsce trudno się utrzymać z jednej pensji między innymi dlatego, że koszty pracy są takie wysokie.
nyarla5
Rozumiem, że domaganie się respektowania swoich praw może położyć firmę, ale nie jest to zmartwienie pracownika, pracownik powinien się troszczyć o siebie, bo nikt inny tego nie zrobi. Powtarzam, że jak kogoś nie stać na prowadzenie własnej firmy zgodnie z prawem, to nie musi jej w ogóle prowadzić. Wiem, że niektórzy pracownicy wolą od umowy o pracę umowę zlecenie – można wtedy odejść z dnia na dzień, samemu ustalać godziny pracy albo zlecić jej wykonanie komuś innemu, a za to nie ma się urlopu (sama znam osobę, która tak woli) – ale jednak takie przypadki zdarzają się rzadko, zwykle takie umowy podpisywane są z braku laku i ze zwyczajnej chęci zarobienia jakichkolwiek pieniędzy i przeżycia.
12 lipca 2011 at 23:48pinupgirl_dg
“Rozumiem, że domaganie się respektowania swoich praw może położyć firmę, ale nie jest to zmartwienie pracownika, pracownik powinien się troszczyć o siebie, bo nikt inny tego nie zrobi. “
Pewnie, że nie jego zmartwienie, jeśli wyląduje na bruku, bo firma padnie ;). Po drugie – nikt nikogo do pracy nie zmusza, na jakichkolwiek warunkach. Jeśli ktoś ma pracę na umowę zlecenie gdzieś – niech jej nie bierze, ktoś inny weźmie z pocałowaniem ręki. Ale nie może liczyć na to, że ktoś będzie dokładał do interesu, bo jemu się należy. Masz własny interes? Jeśli nie – spróbuj, daj pracę innym.
13 lipca 2011 at 00:26renulec
Pinupgirl_dg,
13 lipca 2011 at 07:41Ryczałt to nie jest zdecydowanie forma opodatkowania dla właściciela/ki sklepu stacjonarnego. Nie można odliczyć sobie żadnych kosztów czynszu, telefonu, energii elektrycznej, zakupu towaru itd., a przecież przy stacjonarce takie koszty są, i to naprawdę niemałe.
Nyarla5,
Faktem jest, że w stosunku pracownik-pracodawca to pracownik jest stroną bardziej uprzywilejowaną i chronioną przez prawo. I niestety bywają przypadki takie, o których piszesz- sądowne dochodzenie swoich praw często kładzie firmę. Ja jednak jestem zwolennikiem polubownych rozwiązań i wychodzę z założenia, że nie warto palić za sobą mostów. Zasadę tę stosowałam w praktyce, będąc na miejscu zarówno jednej, jak i drugiej strony. I uważam ją za całkiem niegłupią. Nie mam tu na myśli oczywiście przypadków ekstremalnych w postaci notorycznego niewypłacania wynagrodzenia przez pracodawcę czy przywłaszczania mienia przez pracownika 😉
Cieszę się na tę Akademię także dlatego, że mam nadzieję, iż dziewczyny znajdą może miejsce w programie na maciupeńki bloczek, a przynajmniej na pogadankę i podzielenie się swoim doświadczeniem z kursantkami w zakresie wiedzy dotyczącej stosunku pracy pomiędzy właścicielem sklepu z bielizną a osobą pracującą w sklepie. Okazuje się, że, w świetle tej ożywionej dyskusji 😉 – przydałoby się także troszkę wiedzy prawnej, albo nawet opowiedzenie jak to wygląda w życiu. Chętnie tego posłucha kursantka-właścicielka, ale też kursantka-pracownik sklepu.
Gość
Myślę, że przy okazji takiego kursu warto byłoby pokazać możliwe ścieżki kariery. Najbardziej powszechne sposoby pracy jako brafitterka – właścicielka sklepu (tu ograniczeniem jest posiadanie kapitału i chęć/możliwość podjęcia własnej działalności gospodarczej) czy sprzedawczyni w sklepie (tu ograniczeniem jest liczba uświadomionych czy chociaż znośnych sklepów) nie wyczerpują raczej wszystkich możliwości. Początkującej brafitterce niezależnej może być jednak w obecnej sytuacji trudno zaistnieć na rynku, chociaż z drugiej strony znikoma ilość takich osób w porównaniu z zapotrzebowaniem daje szansę rozwoju mniej popularnej formie wykonywania takiej pracy.
13 lipca 2011 at 12:40kasica_k
Przyznam, że ja też liczyłam na dyskusję na ten temat. To znaczy – na temat miejsca osób z przygotowaniem bra-fitterskim na naszym rynku. Czy miejsce dla nich jest tylko w sklepach? A może takie przygotowanie powinny mieć np. stylistki zajmujące się doradztwem wizerunkowym? Czy też powinny one współpracować z wyspecjalizowanymi “bra-stylistkami”?
13 lipca 2011 at 17:23pinupgirl_dg
O właśnie, może stylistki byłyby zainteresowane takim kursem.
13 lipca 2011 at 17:57Generalnie po cichu też powątpiewałam w sens wprowadzania takie zawodu, bo w Polsce usługa brafittingu jako taka po prostu nie istnieje, brafitting przeprowadza się bezpłatnie wliczając go w koszt biustonosza i przeprowadza go osoba, której interes polega na tym, żeby stanik sprzedać, bo za samo dobieranie nikt nie płaci. I to skutkuje tym, że z jednej strony często dobiera się najmniejsze zło (absolutnie nie twierdzę, że zawsze, zdarzało mi się, że sprzedawca uczciwie mówił, że nic dla mnie nie ma i może coś znajdę w sklepie konkurencji), z drugiej część kobiet traktuje sklepy z brafittingiem jak przymierzalnie. A przecież gdy idziemy do fachowca określić typ urody, nie kupujemy u niej twarzowych sweterków, tylko samą usługę, płacimy za czas, który się nam poświęca, za skupienie i za wiedzę. Mam nadzieję, że z czasem sytuacja będzie wyglądała coraz lepiej. Tak czy inaczej – cieszę się, że powstał taki kurs, gdybym chciała się zająć stanikowym biznesem, pewnie bym była zainwestowana. Gdybym miała nadmiar gotówki, poszłabym z ciekawości, dla samej siebie, w ramach “hobby” :).
Gość
Myślę, że to ważne zagadnienie, a dotąd nie poruszone. Odnoszę wrażenie, że brafitterki funkcjonują jeszcze w dość mglistej przestrzeni – znaleźć je można w uświadomionych sklepach i oczywiście jest jeszcze Maheda. Ale co poza tym? Niby są jeszcze lobbystki, które uświadamiają, kogo tylko mogą, ale wiadomo, że robią to zazwyczaj charytatywnie. Potencjał zawodowy jest jeszcze w ogromnej mierze nie odkryty 🙂 W niektórych miastach ilość sklepów uświadomionych jest już optymalna, ale jest jeszcze wiele białych plam na mapie. Może znalazłoby się miejsce dla brafitterek – indywidualnych doradców pracujących na zasadzie, jak podała ja_joanna w którymś wątku na lobby? Może jeszcze w innej formie?
13 lipca 2011 at 18:07kis-moho
To jest problem nad ktorym sie zastanawiam prawie za kazdym razem, kiedy ide na stacjonarne zakupy… Mam biust bardzo wybredny, na ktory malo ktory kroj jednoczesnie i pasuje i jest wygodny. W 90% przypadkow wychodze ze sklepu z pustymi rekami, po tym jak slysze, ze “tym razem nic na pania nie mamy”. Bardzo mnie cieszy, ze to slysze, i ze nikt nie probuje mi nic wcisnac na sile, bo a nuz bedzie pasowac. Dla klientki jest to sytuacja idealna. Ale czy dla wlasciciela sklepu to jest naprawde oplacalne? Jasne, ze te sklepy bede polecac, i ze zawsze tam wracam – ale czy to przy cenie stanikow i przy czestotliwosci ich kupowania sie oplaca? Mam nadzieje, ze tak, ale pewna nie jestem. Na pewno taka rzetelnosc oplaca sie w lokalnym warzywniaku, gdzie kupuje regularnie. Pewnie tez przy np. agencji nieruchomosci czy samochodach, gdzie jednorazowy zarobek jest wiekszy, i utrzymanie klienta bardzo wazne. Zastanawiam sie, jak to jest ze stanikami, i po cichu licze, ze jednak tak, taka rzetelnosc i w sklepie z bielizna ma sens dla wlasciciela…
13 lipca 2011 at 23:44buszel
Pomysł fajny, jest one stricte biznesowy. Ktoś chce przekuć swoją pasję na pieniądze i to jest fajne.
Cena, no cóż, jak to mówią Twoja usługa jest warta tyle ile za nią gotowi są zapłacić 🙂 Pytanie jest jaki jest target, jeśli stylistki vipów, cena jest być możne za niska? Na pewno ta cena nie ma wiele wspólnego z urzędem pracy i bezrobotnymi.
Ale są niewątpliwie ramy ekonomiczne tego tematu. Mój niedrogi kurs angielskiego w dużym mieście 50 godzi kosztował 600 zł, bardzo dogi kurs kosztował 1300. Materiały, przygotowanie, native speaker. Cena do 1500 PLN za taki kurs była by w moim pojęciu akceptowalna. Powyżej, uważam że jest zdecydowanie za wysoka, jeśli targetem mają być sprzedawcy.
Jeśli chodzi o zawód, to też uważam że jest to przerost formy nad treścią. Zawód to dla mnie może być konstruktor bielizny. Niemniej jednak, każdy sprzedawca, czy to butów, czy stanika powinien się znać na tym co robi i powinien znać branżę.
Wiedza jak dobrać stanik powinna być pod strzechami, podnoszenie jej do kwestii zawodu jest dla mnie cofaniem się. Podnoszenie tematu, że to psycholog, terapeuta, powierniczka też mnie przeraża. Nie pojmuję tego. Ja przychodzę do sklepu aby ktoś mi podał towar i ew. pomógł dobrać rozmiar albo model jeśli mam problem, a nie po to żeby prowadzić terapię dla moich kompleksów albo nadzorował mnie w przymierzalni. Nie chcę być uszczęśliwiana na siłę. Moja granica intymności w stosunku do obcych ludzi przebiega tam gdzie ja ją wyznaczam i chciałabym aby tak pozostało.
Ja wierzę, że klientki mogą być trudne, ale nie słyszałam o tym że przychodzą do sklepu żeby wyładować swoja frustrację i pokazać że sprzedawca jest głupi. Nie wyobrażam sobie natomiast że sprzedawca się wykłóca ze mną że ten stanik jest dla mnie za mały, za duży. Może powiedzieć swoje zadanie, ale bez przesady, koniec końców ja w tym chodzić będę. I uważam że wały z tyłu mogą komuś nie odpowiadać. I uważam że jak ktoś chce chodzić w swoim ukochanym 85B z bananem na plecach i nie zamierza zmieniać zdania, to jego sprawa. Nie ma sensu nikogo uszczęśliwiać na siłę, bo rodzi to zrozumiałą agresję.
20 lipca 2011 at 17:54drzazga1
@ buszel – jak najbardziej są klientki, które przychodzą do sklepu wyładować swoją frustrację na obsłudze. Zaobserwowałam to JAKO KLIENTKA wielokrotnie (ostatnio w sklepie z tkaninami…) i za każdym razem było mi żal obsługi, ktyóra nie mogła tej drugiej klientki potraktowac odpowiednio (tzn. dać wizytówkę najbliższego psychologa i wskazać drzwi). Zwyczajnie, są ludzie, którzy uwielbiają narzekac, oni nie chcą niczego poprawiać, oni szukają kolejnego powodu do wylewania żalów. A bywają i tacy, którzy szukają kogoś, kim mogliby bezkarnie pomiatać.
9 sierpnia 2011 at 17:24Brafitting, z racji swojej specyfiki, jest zawodem – potrzebna jest szeroka wiedza teoretyczna, znajomość mnóstwa marek (a żaden sklep nie ma w ofercie nawet połowy dostępnych), ustawiczne kształcenie i przede wszystkim – praktyka, praktyka, praktyka. Jeśli w sklepie bieliźniarskim oczekujesz tylko informacji o dostepnych modelach, podania towaru i ewentualnie podstawowej sugestii rozmiarowej – to znaczy, że nie chcesz być obsługiwana przez brafitterkę, tylko przez zwykłą sprzedawczynię. I jest to jak najbardziej w porządku, pod warunkiem, że wchodząc do sklepu z brafittingiem od razu wyartykułujesz swoje potrzeby. Nie sadze, zeby taka klientke probowano uszczesliwiac na sile profesjonalnym doborem stanika.