To będzie trochę buntowniczy wpis o stylu, ciele i jego wieku, tym co medialne, a co ciągle nie – i o tym, jak rozwalać system 😉
Stylóweczka nr 1: rurzowo-rzułta. Niczego nie sponsorowały marki: Freya, Solar, Les Nereides (N2).
Gdy wchodzimy za młodu w świat mody i urody, od razu otrzymujemy mnóstwo norm i wskazówek: co powinnyśmy nosić, co jest mniej chętnie akceptowane, a czego nam na pewno nie wolno: w ubiorze, bieliźnie, makijażu, dodatkach. Standaryzacja wyglądowa członków ludzkiej społeczności jest nam chyba potrzebna – czujemy się bezpieczniej w towarzystwie ludzi w miarę podobnych. Dzięki temu spada nam codzienny poziom stresu, którego i tak mamy nadmiar.
Jednak, że polecę banałem – co za dużo, to niezdrowo. Czasem te ograniczenia bardziej krępują, niż wytyczają bezpieczną ścieżkę, choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Chyba każda z nas miała w życiu moment, gdy myślała o zrzuceniu mundurka, sprawieniu sobie tej falbaniastej kiecki, o której zawsze skrycie marzyła, a która „nie pasuje do jej typu sylwetki”, założeniu wreszcie tej impulsowo zakupionej tęczowej bluzki, na którą nigdy „nie było okazji”. O odrobinie kreatywności, choćby sprowadzała się ona do ustrojenia się w naszyjnik z jednorożcem w różowym sweterku czy w neonowo żółty komplet bielizny.
Ponieważ wkraczam już w wiek, w którym zauważam, że mój osobisty wizerunek coraz bardziej odbiega od tego, czego oczekuje ode mnie Społeczeństwo, a wszystkie oburzone artykuły o ejdżyźmie przestają być abstrakcją, która mnie nie dotyczy – czuję, że muszę coś powiedzieć w tej sprawie.
Co wypada poważnej kobiecie
(Na pewno nie biust ze stanika, jeśli stanik jest właściwie dobrany! 😉 )
Jeśli jesteś, droga Czytelniczko, jeszcze młoda – to być może opisane wyżej wyskoki wydają ci się jeszcze dozwolone. Jeśli masz, tak jak ja, lat czterdzieści i parę, to zapewne przerobiłaś już swoją porcję dobrych rad z czasopism, poradników i telewizora o tym, „co wypada” kobiecie w Pewnym Wieku. Z twojego legalnego repertuaru modowego znika pomału wszystko, co radosne, kolorowe i tak zwane młodzieżowe – a jeśli pracujesz w codziennym kontakcie z ludźmi, to również „nieprofesjonalne”. Akceptujesz to bez szemrania, bo przez całe swoje modowe życie byłaś przyuczana do kierowania się dwiema zasadami w kształtowaniu swego imydżu: masz być Poważna (w końcu jesteś dorosła i profesjonalna) oraz Atrakcyjna (by default, dla heteroseksualnego mężczyzny). Nie ma w tym za bardzo miejsca na inwencję, zabawę kompozycją, łączenie kolorów, z których żaden nie jest neutralsem, nie mówiąc już o zestawianiu dwóch różnych wzorów w jednym outficie. Takie zabawy dobre są dla przedszkolaków, nie dorosłych kobiet. Znajome?
Jaki to ma związek z bielizną? Powiecie: przecież pod spód można założyć cokolwiek. Można pojechać jaskraworóżowymi falbankami albo nadrukiem w kotki, gdy na wierzchu korpomundurek. Bo i kto nam zabroni. Za to oczywiście kocham bieliznę – że pozwala nam w tej bardziej prywatnej, najbliższej ciała sferze na znacznie więcej niż jakikolwiek dress code. Dla wielu z nas jednak jest to czysta teoria. Bo większość kobiet pod korpomundurkami ma korpostaniki.
Może to przymus bycia poważną sięga tak głęboko, a może przyczyną bieliźnianej uniformizacji jest zwykły niedostatek opcji. Jak już wiele razy narzekałam – bielizna jest wciąż najbardziej konserwatywnym działem mody. I o ile cokolwiek się tu zmienia i niektórzy projektanci wpadają już na pomysły typu stanik w arbuzy albo majtki z kocim pyszczkiem, to… są to rzeczy z reguły kierowane do bardzo młodego segmentu populacji, o stosownej dla niego rozmiarówce (stereotypowo – małej) oraz poziomie konstrukcji i trwałości (niskim). Tak więc, jeśli nie masz dziecka i swojej żądzy posiadania komplecików w żabki nie zaspokajasz kupując śpioszki – masz przekichane. Siedzisz w szufladzie pełnej nudy oraz, co najwyżej, tradycyjnej seksowności, która od wieków niezmiennie kręci się wokół czerni, czerwieni i koronek.
Droga Dzidzi Piernik
Dzidzia Piernik to pogardliwe określenie starszej kobiety strojącej się w infantylne – innymi słowy: kolorowe, błyszczące i choć trochę efektowne – fatałaszki. Boi się go każda czterdziestolatka walcząca z pragnieniem zafundowania sobie bluzki w kotki albo wyjścia z domu z różową torebką. Samo jego istnienie świadczy o tym, że kobiety w Pewnym Wieku skrycie marzą o tym, czego już im nie wolno. I czasem mają dość – wkładają tę żółtą kieckę i kolczyki z pszczółkami i tak idą w świat.
Stylóweczka nr 2: niebiańskie kotki. Sponsorowania nie podjęły się marki: Change, Tatuum, Les Nereides (N2).
A więc, fanfary: jestem jedną z tych ostatnich – Dzidzią Piernik. I nie planuję przestać nią być. Jak widzicie na moich zdjęciach, zwłaszcza tych „z głową” – piernictwa ukryć się nie da, i proszę, nie mówcie mi teraz w ramach komplementu, że na swój wiek nie wyglądam. Wyglądam. I nie chcę słyszeć komplementów w tym stylu – bo chcę przyczyniać się do tworzenia świata, w którym manie czterdziestu czterech lat nie jest obciachem.
Moje dzidziopiernictwo dotyczy zarówno stroju i dodatków (kotki mi niestraszne), jak i bielizny. W tej ostatniej nie mam nigdy zamiaru odmawiać sobie mocnego koloru, skoro już szczęśliwie zaczął mi on być oferowany przez przemysł bieliźniarski. W moim rozmiarze da się już kupić praktycznie wszystkie kolory, choć o niektóre łatwiej, a o inne – znacznie trudniej.
Nie mam też zamiaru ograniczać się ani do tego, co mi podobno wypada, ani tego, co mi rzekomo pasuje. Analityczki kolorystyczne i styliści sylwetkowi nie są dla mnie autorytetami w dziedzinie tego, co powinno mi się podobać, a co nie. To ja tu jestem ekspertem. Moja metoda na „jak sie ubierać” jest prosta: bierzemy to, co z wieszaka czy to stacjonarnego, czy wirtualnego woła do nas „Wybierz mnie! Mnie!”. A czasem i to, co nie woła, albo wręcz warczy na nas z daleka. I zwyczajnie sprawdzamy, jak się w tym czujemy. Im więcej tego sprawdzania, tym lepiej. W ten sposób oswajamy się ze swoim wyglądem w różnych rzeczach i pomału wyrzucamy z głowy coraz więcej schematów.
Tę metodę – którą zresztą dokładnie opisała autorka artykułu „Toddler Grandma Style, The Fashion Approach That Will Set You Free”, który ostatnio przeczytałam, stosuję szczęśliwie od lat (nie ukrywam, że ów tekst był jedną z inspiracji do tej notki). Polecam Wam m.in. listę na końcu, zawierającą takie perełki, jak „Nie musisz się ograniczać do jednego jaskrawego koloru” oraz „Możesz nosić broszki! Możesz nosić WIĘCEJ NIŻ JEDNĄ NA RAZ!” 🙂
Droga Dzidzi Piernik nie musi oczywiście koniecznie wieść pośród majtek w biedroneczki ani różowych torebuś (sama niektórych słodkich motywów, jak misie i lizaki, wręcz nie znoszę). Nie chodzi o żaden konkretny styl czy rekwizyty. Chodzi o wolność. Akurat żywe kolory i słodkie wzorki są tym, czego najczęściej się nam zabrania, gdy jesteśmy dorosłe, ale przecież w naszych głowach siedzi dużo więcej ograniczeń. A kto jest całkowicie poza ograniczeniami? Dzieci, które jeszcze nie muszą być Poważne, i staruszki, które już nie muszą być Atrakcyjne. Toddler Grandma Style.
Ciała wyklęte?
Autorka „Stylu Dzidzi Piernik” pisze, że paradoksalnie wyzwoliło ją jej własne ciało. „Nie mam ciała modelki ani ‘wieszaka na ubrania’. Gdyby uczestnicy ‘Project Runway’ zostali poproszeni o stworzenie sukienki dla mnie, zapewne rzuciliby się pod autobus. Nie jestem ani wysoka, ani szczupła”. Jej sylwetka jest na tyle daleka od kanonów piękna, że paradoksalnie jest postrzegana jako ta, której więcej wolno – bo i tak nie pasuje do wzorca.
Stylóweczka nr 3: sweet eighties. Sponsorowała przykładnie marka Cleo by Panache, a migały się: Esprit, Forever 21 Plus Size.
Wrażenie to jest mi bliskie. Jeśli interesuje Was filozofia ciałopozytywności (body positivity), to zapewne obserwujecie społeczności, blogi i marki prezentujące różnorodne ciała. Na przykład firmy bieliźniarskie (takie jak Curvy Kate z marką Scantilly, czy seksowna Playful Promises), które często udostępniają na swoich profilach zdjęcia publikowane przez użytkowniczki ich bielizny – w tym blogerki czy modelki plus size. Nie każdy jednak na pierwszy rzut oka zauważy, że większość tych miejsc czy profili preferuje jeden-dwa typy sylwetki: boską klepsydrę tudzież powabną gruszkę, gdzie nawet sporemu rozmiarowi towarzyszy płaski brzuch i wąska talia. Rozejrzyjcie się wokół siebie, a zauważycie, że bardzo wiele kobiet ma zupełnie inną budowę. Brzuchy Istnieją, nawet w małych rozmiarach, a co dopiero w tych większych. Istnieją mega brzuchy przy wąskich biodrach, małe piersi w rozmiarach bardzo plus. Nie zobaczycie ich jednak na bieliźniarskich instagramach. A jeśli przypadkiem jesteście blogerką czy też po prostu lubicie czasem pokazać się w soszal mediach bez ubrania, to Nikt Nie Repostnie Waszej Foty.
Nie zobaczycie też kobiet starszych niż dwudziestoparoletnie, albo młodo wyglądające trzydziestolatki. Jeśli już pojawi się ciało bardziej wiekowe – będzie ono zawsze szczupłe (swoją drogą – zdjęcia z kampanii Ageless Fashion marki Playful Promises są naprawdę piękne). Baba z nadwagą po czterdziestce rozebrana do bielizny? Zapomnijcie! Nie będą nam takie staruszki ani grubaski psuły wizerunku.
Wygląda na to, że ciałopozytywność ciałopozytywnością, a tymczasem wciąż propagujemy dość wąski zakres tego, co akceptowalne. Wszystko, co poza – nie doczekało się wciąż reprezentacji. Co mogę z tym zrobić? Rzecz jasna, jako zdeklarowana Dzidzia Piernik z blogiem i klawiaturą w ręku rozwalać system, choć nie ułatwia mi tego wrażenie, że jestem sama na placu. Proszę, pokażcie mi blog o bieliźnie (z fotkami) prowadzony przez kobietę ponadczterdziestoletnią. Pokażcie mi blogerki modowe starsze niż 30 lat i niemające ciał modelek. Ile ich jest? Może właśnie dzięki temu brakowi wzorców do naśladowania (poza kanonem „co wypada w pewnym wieku”) weszłam na drogę Dzidzi Piernik, która wszystko musi – i może! – wypróbować na sobie, nie oglądając się na innych.
Czego i Wam życzę. Przynajmniej, gdy już będziecie takie stare jak ja – a może nawet wcześniej 🙂
Acknowledgements: I am perpetually grateful to Buttercup Rocks, the charming author of the Buttercup’s Frocks fashion blog for inspiring a lot of my style choices and for introducing Les Nereides to me 🙂 Special thanks goes to Cynara Geissler for writing probably the most brilliant essay on style I have ever read.
18 komentarzy
deftik
wygladasz wprost fantastycznie w kazdej ze stylizacji! swietny temat, swietna modelka!
1 czerwca 2017 at 22:24Polka_dot_bra
Super zestaw z Solar sukienka.. Pieknie dobrane wszystko… letnio, lekko wysmienicie !!!! Szkoda ze butow nie widac… Ciekawa jestem jakie dobralas…. 🙂 Mam nadzieje ze sa zolte.
Podpisuje sie pod twoim Manifestem. Nie poddawaj sie. Jest nas wiecej… tylko gdzies ukryte . Platformy spoolecznosciowe sa zajete przez mlodych millenialsow 25-35 co jest naturalne bo na tym wyrosli….
Kreatywnosc z zyciu jest w ogole dobra, inaczej sie cofamy nawet nie stoimy… Zycie jest za krotkie.. Jak nie teraz to kiedy ?
Nie wiem co wypada powaznej kobiecie. Nie odczuwam presji spoleczenstwa, za stara jestem na to… 🙂 i bede nosic staniki czy majtki z kotami i tshirty z nadrukami….
Lubie kolor pomaranczowy. Szaleje za kolorowymi butami…
Ale rozumiem ze inne kobiety moga byc inne i wiem ze nie mozna ich ewangelizowac na sile…. 🙂
Staruszki lubia byc atrakcyjne tez. Moja mama 87 lat i kolory nosi tez i lubi miec pomalowane paznokcie i zrobiona fryzure.
Masz racje.. jesli chodzi o marketing duzych firm to one “playing safe”. Na ogol sylwetki sa klepsydry powiekszone albo sa kobietki starsze ale w swietnej formie.. Te firmy musza widziec zarobki… i zwrot kosztow zanim zmienia plan marketingowy.. I zaczynam tez rozumiec czemu tak robia.. To jest ryzyko.. wiec powoli testuja market..
Jezeli co, to widze jakies nowe firmy wchodzaca ktore wpadna na pomysl sklepu ktory glownie jest przeznaczony dla kobiet dojrzalych ale nie mundurkowych, bo to one maja pieniadze i dzieci na tyle duze/ lub ich brak ze wydadza pieniadze na cos co lubia.. mniej patrzac na cene.. Zajmie to czas 🙂
Jestem na tak za stworzeniem klubu kobiet nie-powaznych !
2 czerwca 2017 at 02:44Joanna
Gość
Stanik w arbuzy był w mojej ofercie
Blog o jaki pytasz czyli prowadzony przez ciut starszą niż 30lat i niekoniecznie idealną osobę to : http://www.galantalala.pl/
Sesje na modelkach w różnym wieku i różnorodnych kształtach, niekoniecznie ponętnych gruszkach czy klasycznych klepsydrach, masz u mnie
A ja sama jestem chyba największym przykładem Dzidiopiernikowatości bo mając 52lata uwielbiam neonowe ciuchy i nie stronię ani od dziurawych spodni ani od kolorowych butów ani od odlotowych torebak że o ogrodniczkach które namiętnie naszam nie wspomnę 😉
Tak więc : nikt mi niczego nie jest w stanie narzucić i tylko czasem smutno mi się robi jak jakaś Klientka mówi, że czegoś tam jej już nie wypada bo wie pani… w moim wieku…
Reasumując : NIECH ŻYJE DZIDZIA PIERNIK, na pohybel różnym “stylistkom” co to im się wydaje że mają patent na modę ;D
2 czerwca 2017 at 06:11ewa michalak
Gość: , *.ipv4.supernova.orange.pl – to byłam ja – ewa effuniak michalak 😉
2 czerwca 2017 at 06:13kenna1
Świetny tekst Kasico. Bądź sobą. Pamiętam, że kiedy przekroczyłam 40-stkę miałam ochotę założyć worek pokutny. Czułam się stara jak świat. Teraz mając 58 lat nie mogę się nadziwić, że tak mi się wtedy głowa popsuła. Jeśli chodzi o ubiór zewnętrzny, pilnuję aby nosić to, w czym się dobrze czuję. Czasem są to stonowane zestawy, a czasem kolory, które lubię. Coraz rzadziej myślę o tym jak jestem postrzegana przez innych. Mój styl, moja sprawa. W bieliźnie stawiam na mniejsze i większe szaleństwa. Uwielbiam kolory i rozmaite wzory (np Freya w matrioszki, a co).Mam nadzieję, że nie przestanę kochać bieliźnianych eksperymentów, choć zakładam bieliznę na coraz starsze i mniej doskonałe ciało do którego trudno mi przywyknąć
2 czerwca 2017 at 11:05yaga7
Super tekst i bardzo potrzebny 🙂
Też się ubieram tak, jak chcę, aczkolwiek u mnie to raczej nie są neonowe kolory czy różowe torebki 😀 Aczkolwiek miałam okres, że chciałam nosić się bardziej kolorowo, ale nie wyszlo, to jednak nie byłam ja. Więc wracam do swojej ulubionej czerni 🙂
Natomiast wydaje mi się, że taka wolność ciuchowa jest dana jednak nielicznym. Bo kobiety codziennie pracujące w korpo czy innych miejscach, w których ważny jest wygląd, nie mają takich możliwości.
2 czerwca 2017 at 11:32kasica_k
@deftik, dziękuję 🙂
@polka_dot_bra, No właśnie ja trochę nie rozumiem, gdzie znikają kobiety z mojego pokolenia – mieszkam w internetach od lat 90. i nie widzę powodu dla którego miałabym sobie z nich pójść 🙂 Może nie siedzę na Snapczacie, ale społecznościówki to przecież nie tylko to. Więcej dojrzałych babek zajmujących się modą czy lajfstajlem jest w anglojęzycznym internecie, ale mnie się marzy, żeby takie środowisko powstało też w Polsce… Po prostu chciałabym mieć wreszcie z kim rozmawiać! 😉 Bardzo mnie cieszą Wasze komentarze.
Co do modelowych kształtów plus size – słuchałam ostatnio wywiadu z modelką plus size w projekcie What’s Underneath (stylelikeu.com/category/the-whats-underneath-project-2/ ) i tam padło coś niby oczywistego, ale fajnie to usłyszeć z ust osoby zaangażowanej – do fotek ubrań bierze się dziewczynę w rozmiarze powiedzmy brytyjskie 14, o klasycznie foremnych kształtach, a ponieważ – umówmy się – 14 to żaden plus size, to wypycha się tu i tam poduszkami tudzież retuszuje w photoshopie, żeby wyglądała na grubszą. I tak oto tworzy się całkowicie sztuczne ciało, które ma niby reprezentować rozmiary od 16 w górę… Taak, playing safe, czyli bierzemy takie same modelki co zawsze, tylko je pogrubiamy w ściśle okreslony sposób, tak żeby wyglądały w sumie jak te chude, tyle że grube 😀
Co do butów, czyli tak naprawdę porządnych zdjęć sylwetki, to prawdę mówiąc zabrakło mi kadru 😉 Musiałabym trochę przemeblować albo wyjść w plener. Ale oprócz tego – z fajnymi butami mam większy problem niż ze stanikami, ponieważ większość dostępnego obuwia nie pasuje na moje stopy – szerokie i z bardzo wysokim podbiciem. Sukienek i bielizny mam dużo większy wybór i zazdroszczę wszystkim, które mogą zawsze wkomponować w strój ciekawe buty. Wielkim szczęściem było dla mnie pojawienie się fajnych butów sportowych – kolorowe najeczki zestawiam i z sukienkami. Nie dalej jak przedwczoraj jednak przymierzałam pomarańczowe klapki… i chyba będzie jakiś buto-szoping w tym sezonie letnim 😉
Kocham pomarańczowy! Mam sukienkę z pomarańczowej koronki 🙂
@Ewa Michalak, A to od Ciebie musiałam te arbuzy zapamiętać! 🙂 Zrobisz jeszcze kiedyś taki?
Galantą Lalę znam oczywiście i bardzo cenię, dla mnie jest liderką prawdziwej blogosfery plus size/body positive w Polsce, której ciągle jeszcze tak naprawdę nie ma. Jest, można powiedzieć, kroplą w morzu potrzeb, tudzież perełką.
Twoje sesje też rzecz jasna znam. Ale, jak już wspomniałam, kropla w morzu.
To super, że jesteś rzeczniczką dzidziopiernikowatości w awangardzie naszego przemysłu bieliźniarskiego. Takie jak ty torują drogę!
@kenna1, ciało się zmienia, ale z drugiej strony – żyjemy coraz dłużej, więc coraz mniejszy procent tego życia spędzamy w młodym, jędrnym ciele. Środek życia to już nie 25 lat, a właśnie bliżej 40-50. Więc może byłoby logiczne, żeby świat się bardziej z tym “mniej doskonałym” ciałem oswoił, albo zmodyfikował swoje pojęcie doskonałości? To pierników jest teraz najwięcej i już nie dają się ubierać w worki pokutne 😉 Więc nośmy to co lubimy, czy są to rzeczy oszczędne w wyrazie, czy bardziej pełne przepychu. Ja też lubię się czasem przebrać za poważną matronę, wszystko stosownie do nastroju.
@yaga7, masz rację, nie każda z nas może sobie na tę wolność pozwolić. Z drugiej strony – organizacja naszej pracy się zmienia, coraz więcej prac wykonuje się zdalnie, coraz więcej ludzi przechodzi na jakąś formę freelance’u i spędzanie 8 godzin dziennie w mundurku przestaje być koniecznością. Mam też nadzieję, że dress code’y będą z czasem trochę się rozluźniały. Te garnitury w biurach… i przeskakiwanie do samochodu z klimą żeby się nie ugotować… czemu #wdwudziestympierwszymwieku jeszcze skazujemy się na taką niewolę? 😉 Poza tym – z pracy kiedyś trzeba wyjść 🙂 Co do czerni czy koloru – każdemu w czym najlepiej się czuje, mnie się czasem śmiertelnie nudzą te wszystkie pomarańcze, róże i turkusy i odpoczywam w czarnej kiecce 🙂
2 czerwca 2017 at 13:58yaga7
To może w tej Wawie frilans się robi modny albo ten Kraków taki konserwatywny, że wszyscy jednak w mundurkach. Albo też kwestia wieku, bo o ile faktycznie może młodsze pokolenie 20+ ma pewnie w korpo więcej luzu, o tyle pokolenie 40+ już niekoniecznie, bo zaczynali w trochę innych czasach.
2 czerwca 2017 at 18:48Przydałoby się u nas (w Polsce) stanowczo więcej luzu, tolerancji i przyzwolenia na inność. Co jakiś czas jeżdżę sobie na taki spory festiwal muzyki gotyckiej i alternatywnej do Niemiec i super tam widać, jak nawet normalni mieszkańcy Lipska potrafią się dobrze bawić, włożyć inne ciuchy i wyjść na ulicę. I można spotkać niejedną panią w wieku 60+ w wiktoriańskich czy innych ciuchach. Co u nas by nie przeszło w żaden sposób. Ale nie sądzę, żeby u nas się coś zmieniło w najbliższym czasie w tym temacie.
kociaciocia
Nigdy nie przejmowałam się tym co “należy”. Jak wiesz jestem sporo starsza od Ciebie i chodzę po świecie w ciuchach i kolorach, które podobają się mnie, nie paniom z ilustrowanych magazynów (których zresztą nie czytam). Jeżeli komuś potrzebny jest znany autorytet, to jest chociażby Maryla Rodowicz, a pewnie i wiele innych pań w “szołbiznesie”.
2 czerwca 2017 at 20:33kasica_k
@yaga7, w sumie jestem daleko od życia “na etacie”, ale słyszę o dniach pracy zdalnej branych nawet w dużych korpo, więc jakiś trend w tę stronę jest. Choć frilanserów jako takich najwięcej jest faktycznie w młodszym pokoleniu. Co do luzu i imprezowania w ciekawych ciuchach – przede wszystkim Polacy w dojrzałym i starszym wieku się nie bawią. Mało wychodzą z domów, no może ewentualnie pochlać do baru. Koncert? Klub? Festiwal? To miejsca dla dzieciaków według Polaków -;) Strasznie to smutne. Może by tak wyemigrować na stare lata? 😉
3 czerwca 2017 at 00:28kasica_k
@kociaciocia, toteż ja wcale nie czuję się stara i wiem, że po świecie chodzą starsi ode mnie a przy tym wyluzowani i fajnie wyglądający ludzie. Ale tacy jak ty to wyjątki, kolorowe ptaki na tle szarej masy 🙂 Znam takich, co już po dwudziestce na wszystko byli “za starzy”. Co do szołbiznesu, to jednak rządzi w nim młodzież…
3 czerwca 2017 at 00:29ewa michalak
Znam Kobietę znacznie od Ciebie starszą, bo i ode mnie sporo starszą, która dumnie kroczy od wielu lat z intensywnie amarantowym kolorem włosów (wtedy nikomu się nawet nie śniło posiadanie takich włosów! ) Ubierającą się w to, w czym się najlepiej czuła a nie tak, jak nakazywały jakiekolwiek “kanony”. Jest sobą! Ma niezaprzeczalna charyzmę. Na imię jej (nomen-omen) Dzidka ale nigdy nie przyszło mi do głowy skojarzenie typu dzidzia-piernik.
Wśród moich koleżanek(50+) bywa różnie z ekstrawagancją odzieżową. Czasem któraś się odważy na coś bardziej niestandardowego ale zwykle wolą bezpiecznie schować się za neutralnym, nierzucającym w oczy stylem. Może tak lubią, może nie chcą się wychylać ze swojej strefy komfortu a może po prostu nie mają takich potrzeb. Myślę, że tolerancja jest wskazana w obu kierunkach 😉
Smutne jest jednak to pytanie, które nawet mnie czasem nurtuje ” czy to wypada?” i “czy ja nie jestem za stara na ….(wstawić dowolne coś)”
Pozwól, że wstawię wiersz
Liliowy kapelusz…
Kobiety
Kiedy ma 5 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi księżniczkę.
Kiedy ma 10 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi Kopciuszka
Kiedy ma 15 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi obrzydliwą siostrę
przyrodnią Kopciuszka:
“Mamo, przecież tak nie mogę pójść do szkoły!”
Kiedy ma 20 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi się “za gruba, za chuda,
za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste”,
ale mimo wszystko wychodzi z domu.
Kiedy ma 30 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi się “za gruba, za chuda,
za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste”,
ale uważa, że teraz nie ma czasu, żeby się o to troszczyć
i mimo wszystko wychodzi z domu.
Kiedy ma 40 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi się “za gruba, za chuda,
za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste”,
ale mówi, że jest przynajmniej czysta i mimo wszystko wychodzi z domu.
Kiedy ma 50 lat:
Ogląda się w lustrze i mówi: “Jestem sobą” i idzie wszędzie.
Kiedy ma 60 lat:
Patrzy na siebie i wspomina wszystkich ludzi,
którzy już nie mogą na siebie spoglądać w lustrze.
Wychodzi z domu i zdobywa świat.
Kiedy ma 70 lat:
Patrzy na siebie i widzi mądrość, radość i umiejętności.
Wychodzi z domu i cieszy się życiem.
Kiedy ma 80 lat:
Nie troszczy się o patrzenie w lustro. Po prostu zakłada
liliowy kapelusz i wychodzi z domu, żeby czerpać radość
i przyjemność ze świata.
Wszystkim NAM życzę Liliowego Kapelusza znacznie wcześniej niż w tak sędziwym wieku 🙂
…. a pomarańczowy komplet za chwilkę będzie w mojej kolekcji 🙂
3 czerwca 2017 at 07:53yaga7
Co do koncertów jako takich, to namiętnie bywam na różnych i to też nie jest tak, że są tylko młodzi, bo jak najbardziej widzi się całe rodziny. A na koncertach typu Deep Purple jest bardzo duży przekrój wiekowy i bywa całkiem sporo siwych głów 😉 Ale ekstrawagancji odzieżowej jest mało 😉
3 czerwca 2017 at 09:44Co do emigracji, ha, niestety coraz częściej o tym myślę 😉
kasica_k
@Ewa Michalak Fajnie mieć takich znajomych 🙂 I masz rację, nie każdy musi lubić ubierać się ekspresyjnie, można mieć inne gusta, można wyrażać się na innych polach a wyglądem nie zajmować się więcej niż to niezbędne. Warto przede wszystkim nie robić niczego wbrew sobie. “Liliowy kapelusz” zawsze na propsie 🙂 Dzięki za przypomnienie.
@yaga7, brzmi optymistycznie to co piszesz, mimo wszystko 🙂
4 czerwca 2017 at 16:31teresa104
Zaprezentowane stroje zupełnie nie wydają mi się ekstrawaganckie czy nadmiernie pstre, dzidziopiernikowate. Nosiłabym. Niebieską z Tatuum mam, ale w poprzedniej wersji z łódką. Poproszę zimowe zestawy, lato jest łatwe.
Zauważę tylko, że by ubierać się tak efektownie, trzeba mieć znacznie więcej wyczucia, smaku, gustu, niż by chodzić w mundurkach pań, które widuje się najczęściej na ulicy. Portfel też nie z tych najcieńszych. Nie deprecjonujmy zatem znakomitej części społeczeństwa, które urodziło się bez wyczucia, przyswoiło tylko (i aż) zasady pozwalające wyglądać przyzwoicie, gdy się nie wie, jak wyglądać.
Manifest oczywiście popieram.
5 czerwca 2017 at 15:42kasica_k
@teresa104 no właśnie, ja się tak na co dzień noszę i widziałam bardziej ekstrawaganckie stylizacje w swoim życiu 😉 Ale z drugiej strony masz tłumy ludzi takich jak moja mama, która będąc w tym samym wieku, co ja teraz, na połowę moich aktualnych rzeczy byłaby “za stara”, a na drugą “za gruba”. Jesień-zima są mniej wesołe, to fakt, ale i ja wtedy jestem mniej wesoła i ubieram się ciemniej. Jesień, zwłaszcza wczesna, ma jeszcze tę zaletę, że można łatwiej wrzucić drugą warstwę (bo nie umiera się z gorąca), zimą gorzej, bo te wierzchnie paltoty strasznie człowieka ograniczają. Za to można do burej kiecy przypiąć wielką brochę, których mam cała kolekcję.
Co do społeczeństwa, które nie wie – nie, nie wymagam od każdego modowej elokwencji, ale mamy też takich, których na takową stać i umysłowo i portfelowo, a nie korzystają 😉 W sensie, że oczywiście nic mi do tego, co kto na siebie kładzie, to wolny kraj, ale jeśli to jest wybór poczyniony w sposób wolny, a nie pod presją “jestem już za stara na spódnicę przed kolano, bo tak napisali w “Twoim Stylu”. To ostatnie mi się nie podoba, przy czym bardziej tu oskarżam produkujących takie pomysły, niż im ulegających. Oskarżam też produkujących odzież, zwłaszcza nieprodukujących rozmiarów powyżej 42 albo produkujących je tylko w stylu buro-nijakim.
Chciałam przy okazji zauważyć, że ciuchy Esprita z ostatniego obrazka kupiłam online, ponieważ stacjonarnie nie był dostępny mój rozmiar. Kurtkę z Forevera również, bo co prawda gdzieś już otwarli ich sklep, ale jestem dziwnie pewna, że nie ma w nim linii Plus Size…
6 czerwca 2017 at 15:43teresa104
Ale chyba mężczyźni się wyzwolili z tych okowów i są ciałopozytywni na całego, żadnych mundurów. Kiedyś też nie wypadało im różnych rzeczy, brązowych butów wieczorem, krótkich spodni w liceum, trampków, barwnych skarpet. Tak się wyswobodzili, że bez względu na okazję większość z nich się nosi, jakby przyszli przepychać wannę.
7 czerwca 2017 at 18:41To nie jest ciałopozytywne wytykać komuś abnegację, nie? Mogę za karę coś zrobić, beret na szydełku, ale upiornie niefajne jest to męskie dziadowo na ulicach.
kasica_k
@teresa104 – i tak i nie, myślę. Elegancki strój męski jest wciąż straszliwie monotonny w porównaniu z kobiecym. No i w naszym kręgu kulturowym faceci nie mogą nosić kiecek! (sprawdzić, czy nie ksiądz). Latem to tortura moim zdaniem. Więc wcale nie mają tak fajnie i swobodnie. Słusznie jednak zauważasz – niektórzy, jak tylko mogą, odpuszczają wszelkie starania. Co prawda wytykanie mam za ogólnie niesłuszne, ale z drugiej strony rozumiem i podzielam emocje. Podam przykład z bra-podwórka. Byłam wiosną na targach bielizny w Łodzi, a wcześniej jesienią. Wiesz jak to jest, chodzisz z aparatem po sali pełnej ludzi i towaru i szukasz takich kadrów, które nie byłyby wizualnie przykre. I masz problem, bo z wyjątkiem panów obsługujących targowe stoiska, a więc w biznesowych garniturach, męska połowa obecnych stanowi niemiły kontrast. Sweterki z łatami na łokciach, powycierane oberwane dżinsy, byle jakie buty. I to wszystko na tle kobiet w sukieneczkach, garsoneczkach, a przynajmniej ładnych bluzkach. Wieszaków z kolorową bielizną. Modelek przechadzających się w samej bieliźnie. I czekasz, aż pan ten czy ów wreszcie schowa się za swoją żonę, szefową, asystentkę, żeby fotka, którą zrobisz, nadawała się do pokazania.
8 czerwca 2017 at 19:20Mnie w ogóle przykrość sprawia bylejakość w stroju. Nie chodzi o to, by było nieskazitelnie, idealnie, jak z żurnala – ale żeby nie było tak totalnie przypadkowo, tak jakby osoba nie zastanowiła się nawet przez dwie minuty nad tym, jak się prezentuje.
Mam też wrażenie, że nasza moda męska, tudzież nasi polscy panowie, nie umieją za bardzo w każual. Albo garniak, albo szorty i klapki Kubota, nic pomiędzy – na luzie, ale wciąż gustownego, nieprzypadkowego. Oraz wybaczam skarpety do sandałów, jeśli są to czyste skarpety w nieprzypadkowym kolorze i porządne sandały!