Był taki moment, dawno temu, gdy już prowadziłam blog i recenzowałam w nim – och, cóż za nieprzyzwoitość! – staniki, w którym odkryłam w polskiej blogosferze kobiece recenzje zabawek erotycznych. Nie pamiętam już, czy pierwszą recenzentką wibratorów, na którą trafiłam, była Proseksualna, czy też jakaś inna blogerka. Dość, że pomyślałam sobie: o, kurczę! Szacun, ktoś robi coś jeszcze bardziej „zdrożnego” niż ja! 🙂 Dziś o seksualności mówi się w mediach znacznie więcej i sensowniej niż kiedyś, co cieszy mnie niewymownie – choć wciąż uważam, że to za mało i że jeszcze jakiś czas nam zajmie wygrzebywanie się spod pokładów mitów i zahamowań, prostowanie skrzywionych percepcji. Nastąpiło jednak w tej dziedzinie pewne przebudzenie i mam nadzieję, że już nic tej lawiny nie zatrzyma.
W ramach cyklu wywiadów „O bieliźnie z…” zapraszam was na rozmowę (nie tylko o bieliźnie) z najlepszą w kraju recenzentką gadżetów erotycznych, edukatorką seksualną, twórczynią totalnie nowego języka rozmowy o seksualności w polskich internetach i nie tylko. Która… nie nosi staników! 🙂
Wywiad z Proseksualną
Stanikomania: Cześć! Nazywasz się Natalia i jesteś Proseksualna. Co to znaczy?
Proseksualna: Tak, nazywam się Natalia Grubizna i od 2012 roku publikuję w sieci jako Proseksualna. Pomysł na nazwę bloga przyszedł mi do głowy jeszcze zanim wszedł do naszego słownika termin „sekspozytywność”, chociaż właśnie tak określiłabym swoją działalność.
Warto zwrócić uwagę, że wokół sekspozytywności narosło wiele mitów – ludziom wydaje się, że to kult wolnej miłości, pielęgnowanie bogatego życia erotycznego i generalnie fascynacja czymkolwiek, co związane jest z seksem. A to nie do końca tak! Dla mnie sekspozytywność to holistyczne podejście do seksualności człowieka (w końcu seks nie funkcjonuje w próżni!), afirmowanie różnorodności ekspresji seksualnych, a także nieocenianie innych ludzi wyłącnie przez pryzmat tego, jaki seks uprawiają lub nie – bo moja sekspozytywność nie pomija osób aseksualnych.
Oprócz prowadzenia bloga nagrywam też podcast oraz tworzę treści związane z seksualnością do różnych mediów. Są to zarówno artykuły eksperckie, jak i prowadzenie blogów firmowych. Prowadzę też bezpośrednie konsultacje z klientami oraz warsztaty rozwojowe w dziedzinie seksualności. Obecnie pracuję nad pierwszymi wirtualnymi produktami, w tym kursem online. Jak widzisz, moja działalność jest bardzo zróżnicowana, co mnie cieszy, bo lubię, kiedy wokół mnie dużo się dzieje, ale jej wspólnym mianownikiem jest właśnie pozytywna seksualność.
– Kiedy zaczynałam prowadzić blog (a było to na długo przed epoką rozbieranych selfiaków na instagramie), w drogę mocno wchodziła mi powszechna seksualizacja tematu bielizny, a razem z nią niestety – uprzedmiotowienie i wstyd. Jeśli się o bieliźnie mówiło, to prawie zawsze gdzieś był obecny erotyczny podtekst, tak jakby majtki i staniki osoba kobieca zakładała głównie z myślą o pójściu do łóżka (z hetero facetem oczywiście, i po to, by jemu się podobać, z różnorakimi tego zjawiska konsekwencjami). To podejście przebijało z reklam bielizny, zdjęć w sklepach internetowych ocierających się o soft porno, i tak dalej. I ja w tej sytuacji weszłam z komunikatem na całkiem inny temat: „Proszę państwa, kobiety mają różne piersi i klatki piersiowe, a nasz rynek tego nie uwzględnia, bo zamiast stu różnych rozmiarów staników, w sklepach jest dwadzieścia, czyli jakaś 1/5 potrzeb”… I stale trzeba było kombinować, jak prowadzić rozmowę z osobami nauczonymi wstydzić się, że mają piersi – a już zwłaszcza duże (duży biust sam w sobie to wszak z definicji epatowanie seksualnością i wodzenie na pokuszenie), jak tworzyć bezpieczne przestrzenie do tej rozmowy. Ty co prawda zaczynałaś już w innym momencie niż ja, ale za to z tematem mieszczącym się w samym środku tego oceanu wstydu. Jakie bariery musiałaś pokonywać na początku? Co cię motywowało, żeby w ogóle zacząć robić blog i media o seksie?
– Motywowała mnie przede wszystkim chęć stworzenia miejsca, w którym seksualność, zmysłowość nie wiązałaby się z sensacją, tylko były trakowane jako naturalna i integralna część życia człowieka. Swoim przekazem chciałam – i nadal chcę – dawać innym osobom przykład, że można interesować się seksem i traktować go jako jeden z priorytetów, np. w relacji.
Ciążył mi mit kobiety seksownej, ale nie seksualnej, czyli takiej, która wie, co robić i jak wyglądać, aby wzbudzać pożądanie, ale jednocześnie jej własna seksualność i żądze pozostają dla niej tajemnicą. Moim celem było wzmacnianie w czytelniczkach przekonania, że mają prawo pożądać, pragnąć satysfakcji z seksu, eksperymentować.
Obecnie skupiam się jednak na bardziej uniwersalnym doświadczaniu seksualności, a społeczność zgromadzona wokół moich mediów rozkłada się praktycznie 50/50, jeżeli chodzi o płeć.
– Kiedy wstydzimy się mówić o ciele, jego wymiarach i kształtach, to trudno rozmawiać o tym, że potrzebujemy na przykład ubrań czy bielizny w odpowiednim rozmiarze. Jeśli boję się powiedzieć głośno, że mam rozmiar 80H i XXL i chciałabym móc kupić komplet w zwykłym sklepie, to trudno oczekiwać, że coś się zmieni. W kwestii seksualności jest generalnie podobnie, prawda? Wiemy już, że komunikowanie potrzeb w relacjach jest kluczowe. A jak jest z publicznym poruszaniem tematów związanych z seksualnością? Czemu jest nam to tak potrzebne? Które media uważasz za najlepiej nadające się do tego celu?
– Dokładnie tak! Parafrazując Twoje słowa: kiedy wstydzimy się mówić o seksie i różnych sposobach na seksualne realizowanie się, trudno nam wyrażać swoje potrzeby. Niestety, w wielu osobach budzi to opór. W końcu latami wmawiano nam, że „seks to coś, co się robi, a nie o tym gada”, co jest kompletną bzdurą. Jeśli seks nie będzie dla nas naturalnym tematem, to jak porozmawiamy z drugą osobą, kiedy coś w tej sferze zacznie szwankować? Jak ustalimy plan działania, nie mając języka, aby o seksie i seksualności mówić?
Niejednokrotnie spotkałam się z wrogością, hejtem. Wiesz, kiedy kobieta zaczyna głośno mówić o seksie, niektórym wydaje się, że jest to zaproszenie do flirtu i składania seksualnych propozycji, ale też slut-shamingu, wyrażania opinii na temat jej wyglądu, tego, czy jest „ruchalna”, snucie domysłów na temat jej prywatnego życia seksualnego. Spotkałam się z teoriami, że zajmuję się seksem, bo np. mam go za mało, bo jakiś facet na pewno mnie skrzywdził. Ludzie zdają się nie dostrzegać, że moja praca ma charakter pomocowy. Że pod płaszczykiem rozrywki i lekkości podejmowania tematu kryje się chęć normalizowania seksu w naszej kulturze. Ale aby to robić, trzeba naprawdę być pewnym swojego wyboru. Bo wciąż żyjemy w realiach, w których fakt, że np. wrzucasz do internetu swoje zdjęcia w bieliźnie czy mówisz o tym, że lubisz duże wibratory, może zostać użyty do tego, aby podważyć Twoją wartość czy eksprertyzę w jakiejkolwiek dziedzinie.
Przyznam, że z nieukrywaną radością obserwuję, że coraz więcej osób tworzy treści edukacyjne, kreuje swoje miejsca w sieci, społeczności. Według mnie wszystko zależy jednak od tego, do jakiej grupy chcesz ze swoim przekazem dotrzeć. Jeżeli są to młode osoby, to z pewnością media wizualne, takie jak YouTube, TikTok czy Instagram będą do tego najlepsze, bo tam właśnie są „Twoi” ludzie.
Ja, odnoszę wrażenie, docieram do osób nieco bardziej „zaawansowanych” w seksie, które znają podstawy, ale chcą sobie pewne sprawy uporządkować, lepiej zrozumieć siebie lub szukają inspiracji, jak uczynić życie erotyczne ciekawszym. Stawiam głównie na własne miejsce w sieci, czyli własną domenę, bo zdaję sobie sprawę, że serwisy społecznościowe robią się coraz bardziej konserwatywne. Mam pewien opór, aby inwestować w nie większość swojego czasu, bo wiem, że wystarczy kilka zgłoszeń i można stracić konto, a co za tym idzie – kontakt ze społecznością, którą budowało się długi czas. Dlatego media społecznościowe traktuję jako narzędzia do zwrócenia uwagi na moją główną działalność, jaką jest blog i podcast.
– Mam wrażenie, że w social mediach ludzie generalnie wstydzą się komentować, czy nawet lajkować treści związane z ciałem, „bo znajomi zobaczą #icoteras??”… Nie dość, że Facebook i należący do jego imperium iInstagram obcinają zasięgi tym, co prezentują „za dużo skóry”, to jeszcze obserwatorki i obserwatorzy krępują się wchodzić w interakcje. Do mnie sporo osób pisze tylko prywatnie – cieszę się bardzo, że mogę pomóc, ale też trochę mnie to smuci, bo wiele pytań można byłoby zadać w publicznym komentarzu i tym samym umożliwić zdobycie informacji czy odniesienie się do tematu większej liczbie osób. Czy da się skłonić ludzi do nieco większej otwartości „na publiku”? Jakie masz na to metody? Czy zauważasz jakąś pozytywną tendencję w tej dziedzinie?
– Widzę, że mamy podobne doświadczenia! Obserwujących przybywa, a mimo to niekoniecznie przekłada się to na interakcje, np. na fan page’u na Facebooku. Jasne, może to mieć związek też ze słynnym obcinaniem zasięgów, ale też z faktem, że niektórym osobom wchodzenie w interakcje z takimi profilami, jak nasze, może wiązać się z pewnym ryzykiem – bo może ktoś znajomy zobaczy, oceni, wyśmieje, w jakiś sposób wykorzysta przeciwko nam. Kwestie cielesności, zmysłowości, seksualności nie funkcjonują w próżni. Nie każdy człowiek ma siłę, aby detabuizować czy toczyć swoje prywatne walki o seks- i ciałopozytywność.
Wydaje mi się, że właśnie z tego powodu ludzie pragną anonimowości, jeżeli chodzi o kwestie bliskie ciału. Dlatego też na Instagramie uruchomiłam dokładnie rok temu niedzielny cykl, #rozbzykananiedziela, w którym odpowiadam na pytania dotyczące seksu, gadżetów erotycznych i związków. Osoby obserwujące krótko opisują trapiące je kwestie, a ja zamieszczam na Stories odpowiedź.
Sama zdecydowałam się mocno ograniczyć prowadzenie korespondencji prywatnej. Bo to nie tylko ogromna, nieopłacana praca emocjonalna, ale też czas, który mogłabym przeznaczyć na napisanie artykułu, który dotrze do dziesiątek tysięcy osób. Bycie obdarzaną tak dużym zaufaniem schlebia, musiałam jednak wyznaczyć pewne granice własnej dostępności.
– Przejdźmy do bielizny 🙂 Która co prawda nie służy tylko „do seksu”, ale jest bliska ciału, które bywa seksualne. Jak myślisz, w jaki sposób bielizna może wpływać na to, jak czujemy się z ciałem? Czy wygodne, pasujące, ciekawe estetycznie desusy mogą sprawić, że zaczniemy lepiej myśleć o naszym ciele i lepiej je traktować, i w konsekwencji mieć na przykład lepszy seks?
– Myślę, że kluczowa jest tu dostępność! Tak, jak w przypadku odzieży – jeżeli w sklepie z bielizną czuję się swobodnie, bo wiem, że znajdę pasujące staniki i majtki, a do tego jeszcze będę mogła wybierać spośród wielu modeli, to nie dość, że poczuję się widziana i ważna jako konsumentka, to moje ciało, które chcę ubrać i o nie zadbać, nie będzie żadnym problemem.
Dużą rolę odgrywa tu też sama branża bieliźniarska czy modowa. Jeżeli nie tylko w oferowanych przez siebie wyrobach, ale też komunikacji, marketingu uwzględnia osoby o różnych typach cielesności, w różnym wieku, udowadnia tym samym, że moda i zmysłowość nie są przeznaczone tylko dla ludzi o określonych wymiarach.
– A propos ciałopozytywności – jak sądzisz, czy wciąż brakuje nam w publicznej i medialnej przestrzeni osób o ciałach nienormatywnych, spoza wąskiego kanonu atrakcyjności? Jak to wpływa na życie tych osób, w tym seksualne? Co poradziłabyś osobie, która czuje się „nieatrakcyjna”?
– Kwestia reprezentacji jest tu bardzo istotna, bo w mojej dziedzinie zahacza np. o zjawisko deseksualizacji. Kanony dyktują, jakie ciała mogą czy powinny nam się podobać, które z nich mają prawo pokazywać się w seksualnym kontekście, być seksualne.
Kiedy opublikowałam artykuł o seksualności osób starszych, pojawiły się głosy oburzenia. Widać było, że ta kwestia budzi w ludziach sprzeciw, że trudno im pogodzić się z tym, że pokolenie naszych babć i dziadków może mieć ochotę na dobre, satysfakcjonujące życie intymne. Te silne reakcje pokazały, jak potężnym narzędziem może być deseksualizacja i tworzenie pewnych społecznych wizji seksu i sesksualnosci. Teoretycznie nikt nie reguluje, kto, z kim i w jakich okolicznościach może uprawiać seks, ale jak przyjdzie co do czego, to okazuje się, że jednak pokutuje w nas ten mit, że seks to domena wyłącznie ludzi w kwiecie wieku, atrakcyjnych, sprawnych fizycznie.
Pornografia głównego nurtu trochę nas w tej wizji umacnia, tworząc seksualne kanony piękna. Dlatego sama tak intensywnie promuję produkcje alternatywne, mniejsze studia, gdzie ciałoinkluzywność jest afirmowana, a jakakolwiek „inność” nie jest fetyszyzowana.
Czasem jednak ludzie rozumieją tę kwestię opacznie. Wydaje im się, że chcę zmusić ich do patrzenia na ciała, które nie wydają im się atrakcyjne, tak długo aż zaczną być dla nich podniecające. Ale to nie tak – ja namawiam do tego, aby pogodzić się z myślą, że każdy człowiek ma prawo realizować się seksualnie, a my nie możemy mu prawa do seksualnej ekspresji odmawiać. Wprost przeciwnie – kiedy obserwujemy u siebie jakąś silną reakcję, sprzeciw, możemy zrobić krok w tył, przyjrzeć się sobie i temu, co powoduje ten dyskomfort, gdzie ma swoje źródło.
– I znów wrócę do bielizny 🙂 Kilka lat temu przeczytałam u ciebie w blogu, że w dziedzinie staników przerzuciłaś się na miękkie bralety, albo wręcz na brak bielizny górnej. Czy poszłaś dalej w kierunku życia braless? Co cię skłoniło do rezygnacji z podnoszenia i podtrzymywania piersi stanikiem na fiszbinach? Jakie są według ciebie zalety życia z „wolnym biustem”?
– Kiedy sięgam pamięcią do czasów, gdy zaczęły rosnąć mi piersi, przypominam sobie, jak długo odwlekałam moment założenia stanika. Pomimo prób, było to dla mnie niekomfortowe. Koleżanki z klasy nosiły pierwsze „zerówki”, a chłopcy na przerwach robili sobie zabawę w strzelanie im ze staników. Któregoś dnia zrobiła się afera, bo któryś odkrył, że ja stanika nie noszę. No i był wrzask: „Natalia nie nosi stanika”. Wtedy dowiedziałam się, że fakt nienoszenia biustonosza może być powodem do wyszydzania. Mam nadzieję, że dzisiaj już nikt czegoś takiego nie doświadcza.
Wspomniany dyskomfort towarzyszył mi przez długie lata. I nie miał związku ze źle dobranym rozmiarem czy fasonem, bo przerobiłam brafitting (ostatni raz miałam rozmiar 80E), próbowałam różnych modeli. Kiedy przyjrzałam się własnej relacji z biustonoszami, zdałam sobie sprawę, że wybieram je nie dla własnego komfortu, ale po to, aby to ludzie wokół mnie czuli się komfortowo – nie musieli patrzeć na swobodnie falujący cyc czy odznaczające się pod ubraniem sutki. Zdjęcie stanika na koniec dnia zawsze było dla mnie taką ulgą, że przyszedł taki dzień, że zaczęłam się zastanawiać, dlaczego robię to swojemu ciału, czy nie zasługuje na lepsze traktowanie.
Tak oto zrezygnowałam z modelowania i podtrzymywania, stawiając jednak na osłanianie – mam bardzo wrażliwe sutki i każdy materiał bluzki powoduje u mnie otarcia. Stąd przerzucenie się na miękkie bralety. Nadal jednak zakładam zabudowany i absorbujący wstrząsy stanik sportowy, kiedy idę na trening.
Nie wiem, czy free boobing i życie „bezprzewodowe” ma jakieś uniwersalne zalety. Sama wolę skupiać się wyłącznie na własnym wyborze i komforcie. Nie analizuję ciał innych ludzi i trochę zdziwiło mnie, że moje wyznanie o dołączeniu do ruchu braless wzbudziło tyle emocji, a nawet wrogości. Żeby nie było – doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wielu osobom dobrze dobrany stanik znacząco poprawił komfort życia i codziennego funkcjonowania i w żaden sposób nie chcę kwestionować tego doświadczenia. Chciałabym jednak, aby niektóre osoby zrozumiały, że niekoniecznie jest to uniwersalne doświadczenie i ktoś może mieć i czuć inaczej. I dla każdej z nas znajdzie się miejsce.
– A kiedy jeszcze nosiłaś staniki, to… jakie najbardziej lubiłaś, a jakich nie? Jaki masz rozmiar? A majtki? Figi czy stringi? 😉
– Majtki najchętniej „z golfem”! Naprawdę, najbardziej lubię te zabudowane, z wysokim stanem.
Co zaś tyczy się staników – przeważały u mnie tzw. t-shirt bra, zazwyczaj z lekkim push-upem. Nie byłam fanką bardotek, balkonetek. Generalnie wolałam takie, które zbierały mi cycki spod pach i przesuwały je na środek.
– Jaka estetyka bieliźniana przemawia do ciebie najbardziej? Oszczędny minimalizm, koronkowa ozdobność, a może kink?
– Jeśli przez kink rozumiesz wszelkie ozdobne paski, bieliźniane uprzęże na ciało, to ta estetyka jest mi najbliższa. Jest w tego rodzaju projektach coś biżuteryjnego. Lubię też niebanalne wzory – od motywów kwiatowo-zwierzęcych aż po nieco kontrowersyjne. Np. nie mogłam sobie odmówić zakupu kompletu w Maryjki…
– Paski rządzą! Czy masz jakieś ulubione marki bielizny?
– Przyznam szczerze, że bieliznę najczęściej kupuję w Monki, bo oferuje mi to, co lubię najbardziej – miękkość, zabudowane majtki i interesujące wzory (ich cycuszkowe motywy rządzą!). [Och, ja też mam „cycate” majtki z Monki! 🙂 ]
Ale w mojej garderobie znajdziesz też sporo bielizny od Playful Promises i ich marek „siostrzanych”, czy Hunnkemoller.
– Trudno nie poruszyć w rozmowie z tobą tematu bielizny erotycznej ? Przyznam, że długo kojarzyła mi się ona z tandetną jakością, rozmiarówką one size albo S-L (czyli małą) i tym, że może nie pasować i być niewygodna, bo i tak służy do tego, by szybko ją zdjąć. Bardzo mnie to zawsze odrzucało, bo uważam, że powinno być wręcz przeciwnie – bielizna „do seksu” powinna nas rozpieszczać i zachwycać, a nie uwierać i drapać, chyba że akurat lubimy odrobinę zamierzonego dyskomfortu. Dlatego lubię na przykład bieliznę z pogranicza stylistyki erotycznej, ale nadającą się do noszenia i w pełnym zakresie rozmiarów. Od zmysłowej bielizny oczekuję, by dawała poczucie luksusu, podobnie jak od gadżetów, i wydaje mi się, że rynek idzie w tym kierunku. Czy podzielasz to wrażenie?
– Myślę, że Twoje skojarzenie nadal jest dość aktualne, chociaż widzę, że powoli to podejście się zmienia. Rzeczywiście, jest sporo marek, które tworzą bieliznę erotyczną po kosztach, wychodząc chyba z takiego założenia, że to coś tylko na chwilę. A to nieprawda! Załóżmy, że wybieram się na zmysłową randkę, która może skończyć się seksem – bielizna może mieć dla mnie ogromne znaczenie! Przecież już na samym etapie wybierania, zakładania jej na ciało chcę wyglądać, a przede wszystkim czuć się seksownie. Jeżeli coś przez cały wieczór będzie mnie uwierać i drapać, raczej nie wprawi mnie to w erotyczny nastrój.
Ale właśnie – znów wracamy do tematu dostępności. Kończenie rozmiarówki na L, a nawet oferowanie modeli „one size” nadal jest powszechne. Komu dajemy prawo, aby wystroić się na seks?
Odnoszę też wrażenie, że z bielizną erotyczną jest nadal podobnie, jak z gadżetami erotycznymi – wiele osób wciąż ma opory, aby inwestować w swoją przyjemność. Woli mieć dużo, ale tanio, co może przekładać się na późniejsze zniechęcenie bielizną erotyczną czy zabawkami dla dorosłych, kiedy jakość takiego wyrobu okazuje się mierna.
Ja sama wolę, żeby moja bielizna „do łóżka” nadawała się też do noszenia na co dzień.
– Jak oceniasz, czy dla wielu osób bielizna jest ważna w kontekście erotycznym?
– Pewnie, że jest ważna! Krążyłyśmy już wokół tematu dobrego samopoczucia, zmysłowości, estetyki. Bielizna może być bardzo ważną częścią erotycznego doświadczenia. Może być kostiumem, kiedy np. odgrywamy w seksie jakąś rolę, pomóc nam stworzyć naszą seksualną personę. Może być naszym strojem wyjściowym, wizytowym, kiedy wybieramy się na seks imprezę. Możemy wystroić się w nią na randkę z samymi sobą, kiedy planujemy podarować sobie odrobinę samomiłości.
Kiedy podczas seksu stymulujemy ciało własne lub drugiej osoby przez bieliznę, doznanie też jest zupełnie inne niż podczas bezpośredniego kontaktu ze skórą. Kiedy używamy wibratora przez bieliznę, też odczuwamy to nieco inaczej.
Niektóre osoby mają np. silną preferencję, jeżeli chodzi o materiały, faktury. Satyna, koronka, nylonowe pończochy są nie tylko przyjemne dla oka. Wystarczy np. spróbować popieścić ciało drugiej osoby w satynowych rękawiczkach, aby przekonać się, co mam na myśli…
– Co sądzisz o przekraczaniu konwencjonalnych granic płci w bieliźnianym designie? Przykład: koronkowe majtki dla facetów. Hit czy kit? 🙂
– Uwielbiam! Problem w tym, że wciąż istnieje wiele bieliźniarskich uprzedzeń związanych z męskością. Nadal jest tendencja do przypisywania konkretnych modeli, materiałów czy faktur np. do orientacji seksualnej. Według mnie jest to nie fair, bo odbiera mężczyznom prawo do interesowania się bielizną, zakosztowania dotyku koronki na skórze i w kontakcie z genitaliami, kreowania swojej dessusowej garderoby.
Ja jako kobieta jestem tu na uprzywilejowanej pozycji. Jednego dnia mogę założyć dół o kroju bokserek (czy po prostu luźne bokserki), drugiego stringi, a trzeciego koronkowe body i raczej nie spotka się to z wrogością czy niezrozumieniem. Faceci wciąż nie mają tego komfortu. Nawet gdyby chcieli spróbować, to mogą np. spotkać się z niezrozumieniem ze strony partnerek, innych mężczyzn.
Mam nadzieję, że te podziały w końcu się zatrą i każdy będzie mógł swobodnie sięgać po taką bieliznę, jaka tylko mu się spodoba. Zwłaszcza, że funkcjonują na rynku marki, które szyją bieliznę tzw. „genderless”, czyli nieprzypisaną do konkretnej płci. Są to m.in. TomboyX, TACK, Play Out. Kiedy wejdziesz na strony tych marek, zobaczysz, że nie ma tam działów „ona” czy „on”, są po prostu fasony.
View this post on Instagram
– Czy myślałaś kiedyś o recenzowaniu bielizny na większą skalę? Czy pokazałabyś się w bieliźnie na blogu, czy też jest to granica, której nie masz ochoty przekraczać – a może po prostu ten temat nie interesuje cię aż tak?
– Jeżeli byłaby to bielizna taka, jaką wybieram na co dzień – miękka, empowHERmentowa, to nie miałabym nic przeciwko, żeby pokazywać ją na blogu czy Instagramie. Zdaję sobie jednak sprawę z własnych ograniczeń związanych ze światem bielizny, dlatego pisanie zostawiam ekspert(k)om, takim, jak Ty! Sam fakt, że noszę majtki i bralety w moim odczuciu nie czyni mnie kompetentną, aby je recenzować. Znam swoje miejsce w szeregu 😉
Zapewne wiesz, że profesjonalnie testuję i recenzuję gadżety erotyczne. I to jest coś, na czym znam się doskonale – wiem, jak opisać wibracje, kształt, materiały. Potrafię ocenić, dla osoby o jakich upodobaniach dany gadżet nada się najlepiej. Świat zabawek erotycznych kręci mnie też dużo bardziej, tu czuję się najlepiej.
– W recenzowaniu gadżetów erotycznych nie masz sobie równych. Ale powiem, że szalenie chętnie czytałabym też recenzje bielizny w twoim wykonaniu! Masz inną perspektywę, która dla mnie jest bardzo ciekawa.
To na zakończenie zapytam jeszcze: Jakie jest twoje największe marzenie związane z Proseksualną? I czego życzyłabyś swoim odbiorczyniom, odbiorcom, odbiorczym osobom? 🙂
– Osobom, które czytają moje artykuły i śledzą mnie w social mediach życzyłabym przede wszystkim satysfakcji z życia seksualnego i otwartości w tym obszarze, a także seksualnie empatycznych osób partnerskich! Żeby nie dały sobie wmówić, że seks nie jest ważny, jeśli dla nich ekspresja seksualna jest jednym z priorytetów. I żeby komunikacja związana z tą sferą życia zawsze była dla nich komfortowa.
A samej sobie… Hm, to trudne. Wkrótce uruchomię sprzedaż pierwszych produktów cyfrowych, w tym kursu online. Chciałabym, żeby dotarły do osób, które chcą lepiej zrozumieć swoją seksualność.
– A ja życzę Ci powodzenia we wszystkich przedsięwzięciach… i cierpliwości w głoszeniu sekspozytywnego przekazu, odporności na hejty i żeby nigdy nie opuściła cię taka codzienna satysfakcja z tego, że Robisz Różnicę! Dzięki za rozmowę.
O czym przeczytacie u Proseksualnej?
Poniżej znajdziecie linki do ciekawych i ważnych tekstów Natalii. Polecamy szczerze! 🙂
Proseksualna o bieliźnie:
„Seksowna bielizna na co dzień. To możliwe”
Proseksualna o ciałopozytywności:
„A co, jeśli nie potrafię pokochać swojego ciała?”
„Jak przetrwać dzień z niegatywnym obrazem ciała?”
Artykuły Proseksualnej, które absolutnie musisz przeczytać:
„Samokonsent. Na co sobie (nie) pozwalasz?”
„Sekspozytywność na co dzień. 10 sposobów”
„Jak rozmawiać o seksie? Praktyczny poradnik”
A Wy jak sądzicie? Na ile rozmowa o bieliźnie i ciałopozytywności może łączyć się z rozmową o seksualności? Moim zdaniem to bliskie tematy.
A jeśli macie jakieś seks-pytania do Natalii – zajrzyjcie w najbliższą niedzielę na instastory @proseksualna! 🙂
1 Komentarz
Nic co biustne, nie jest jej obce | Wywiad z Katarzyną Kulpą (Stanikomania) | proseksualna.pl
[…] strony, wprost przeciwnie! Spotkałam się z ogromną akceptacją, zresztą rozmawiałyśmy o tym w wywiadzie opublikowanym na Twoim blogu. Zastanawia mnie jednak, skąd w niektórych ludziach bierze się ta chęć nawracania na […]
26 marca 2021 at 13:22