W pierwszej części relacji z łódzkich targów Salon Bielizny skupiałam się na materii, czyli towarach. Drugą zaś poświęcę dobrom duchowym 😉
Jak już wspominałam, podczas całej imprezy, co kilka godzin odbywały się prelekcje i warsztaty. Harmonogram zawierał ich pięć i z tego co wiem, wszystkie się odbyły. Miejscem akcji była sala pokazowa na pierwszym piętrze, gdzie nietrudno było trafić po drogowskazach, gdy już się wiedziało, że należy wjechać na piętro 🙂 Nie była to niestety najlepsza sala wykładowa świata – najlepiej sprawdziła się przy warsztatach brafittingowych, gdy publiczności było dużo, a główną scenę można było zorganizować na dobrze oświetlonym wybiegu. Na pozostałych siedziało się w jednym końcu sali, a światła często gęsto kierowały się na… publiczność (gdzie eksperci od oświetlenia?).
Pierwsze były warsztaty ze slimfittingu, czyli dobierania bielizny wyszczuplającej (ciekawa jestem, czy termin ten funkcjonuje poza granicami Polski, czy też został ukuty przez rodzimych marketingowców przez analogię do brafittingu? ;-), prowadzone przez przedstawicielki firmy Julimex. Na ten wykład nie dotarłam, bo nieszczególnie interesuje mnie ten temat. Do bielizny wyszczuplającej mam stosunek negatywny – uważam, że jest niewygodna, nieładna i zmusza kobiety do znoszenia dyskomfortu w imię idealnej (co często równa się: nierealnej) sylwetki. Ale co kto woli – jeśli u kogoś tego typu produkty się sprawdzają, to oczywiście bardzo dobrze, że kładzie się nacisk na ich właściwy dobór 🙂
Visual merchandising – witryna cichy sprzedawca to kolejny wykład, którego nie zaliczyłam, mimo że temat na pierwszy rzut oka ciekawy (swoją drogą ciekawe, jakie wrażenia z niego miałaby nasza niestrudzona Renulec! 🙂 – zagadałam się przy stoiskach naszych firm i stwierdziłam, że szkoda czasu, skoro nie planuję w najbliższym czasie urządzać witryny sklepu stacjonarnego 🙂
Za to sklepy internetowe – to co innego. To w nich najczęściej robię zakupy, często porównuję je ze sobą i zastanawiam się, co najbardziej mnie do nich przyciąga, a czego mi brakuje w tym czy w innym interfejsie. Dlatego wybrałam się na wykład pt. Prowadzenie sklepu internetowego, który prowadził Mateusz Kowalczyk z firmy i-sklep.pl, zajmującej się właśnie projektowaniem e-sklepów. Była to obfitująca w przykłady, żywo poprowadzona prelekcja, podczas której dowiedzieliśmy się m.in., jak łączyć prowadzenie sklepu stacjonarnego z internetowym, by obie formy się nawzajem wspierały, oraz jakie cechy powinien mieć e-sklep, by był przejrzysty, czytelny i funkcjonalny dla klienta i oczywiście jak najskuteczniej sprzedawał towar. Na zakończenie padła tajemnicza obietnica, że firma szykuje coś ciekawego specjalnie dla sklepów z bielizną. Na ekranie rzutnika pojawiła się dobrze nam znana tabela brytyjskich rozmiarów z komentarzem, że coś z TYM trzeba zrobić. Chodzi, jak się zdaje, o jakieś rozwiązania służące do doradzania online. Ciekawe, ciekawe 🙂
Bra-fitting w centrum uwagi
Zdecydowanie największą liczbę uczestniczek i uczestników zgromadziły warsztaty pt. Praktyczny Brafitting.
Niestety na te zajęcia się trochę spóźniłam. I tu muszę po raz pierwszy skrytykować organizację za to, że nie zapewniono sensownego cateringu. Jedynymi dostępnymi produktami spożywczymi oprócz kawy i herbaty były herbatniki i jabłka (na które pechowo jestem uczulona), co dla osób planujących spędzenie na imprezie całego dnia od rana do wieczora było dalece niewystarczające. Dlatego zaraz po pokazie wyskoczyłam do miasta na obiad (nie wiem, co bym zrobiła bez samochodu i nawigacji…) – była to najszybciej zjedzona pizza w moim życiu 🙂
Wracając do warsztatów – gdy dobiegłam na salę, prowadząca Kasia Sałata właśnie dialogowała z publicznością na temat rozmiarów trzech ustawionych na scenie modelek: szczupłej z drobnym biustem, właścicielki biustu średniego oraz sporego. Cała część teoretyczna opierała się w głównej mierze na dialogu i pytaniach do zgromadzonych osób: jaki rozmiar pod biustem dalibyście Państwo tej pani? Czy te miseczki są właściwie dobrane? Co jest nie tak? I tak dalej – prowadząca nie wygłaszała wykładu, lecz cały czas angażowała publiczność, która żywo reagowała. Wiele padających z sali sugestii było trafnych, co napawa optymizmem, jeśli chodzi o poziom brafittingowej wiedzy wśród przedstawicielek naszych sklepów. Wiedza prowadzącej także nie ulega wątpliwości, Kasia jest bowiem doświadczoną bra-fitterką, która pracowała z wieloma biustami, a także, co ważne, z wieloma markami biustonoszy.
Tu rozmiary jeszcze niedobrane 🙂 (fot. Modna Bielizna/Tomasz Półgrabia)
Modelki w trakcie wykładu przebierały się kilka razy, by pokazać przykłady zarówno dobrego, jak i złego, czy nie-do-końca-dobrego dopasowania rozmiaru i modelu. Wszystkie prezentowane staniki były produktami firm obecnych na Salonie Bielizny (np. Gaia, Kris Line, Kleo, Kinga, Nipplex) i wszystkie można było obejrzeć na sali wystawowej, albo nawet przymierzyć później, w trakcie zajęć praktycznych. Padały też pytania: czy znają państwo ten model? Czy pracujecie na tej marce? Kasia zwracała uwagę na najciekawsze modele: na ich zalety, mankamenty, na to, do jakich biustów najlepiej się nadają. Lekcja dopasowania była więc jednocześnie okazją do zaprezentowania tego, co najciekawsze w ofercie wystawców. Teoria miała więc ścisły związek z praktyką, z korzyścią dla wszystkich zgromadzonych. Obecni na sali przedstawiciele producentów też mieli dzięki temu okazję, by wysłuchać opinii o swoich produktach.
Z lewej: kto z państwa zna ten model? Z prawej: miękka balkonetka z potencjałem 🙂
Ten moment był moim zdaniem najciekawszy na całej imprezie – Kasi udało się doprowadzić do kontaktu między sklepami, producentami a… klientkami, które, mimo że nie były oficjalnie reprezentowane, to w sporej mierze miały swoją przedstawicielkę właśnie w jej postaci. Bo, jak słusznie zauważyła Kasia w pewnym momencie…
…bra-fitting w Polsce był ruchem oddolnym.
Wyobrażacie sobie na pewno, jak miło mi było to usłyszeć 🙂 Chciałabym podziękować Kasi za to zdanie. To ważne, że na oficjalnym forum zostało wyraźnie powiedziane, że bra-fittingu nie wymyślili u nas marketingowcy ani specjaliści od reklamy, oni jedynie przyczynili się do zwiększenia zasięgu tego terminu i wykreowania bra-fittingowej mody (co także, rzecz jasna, nie jest bez znaczenia). Bra-fitting jednak jest przede wszystkim odzwierciedleniem potrzeb klientek i to środowiska konsumenckie, takie jak Lobby Biuściastych czy nieskromnie powiem, niżej podpisana 😉 zainicjowały jego popularność. To ważne, bo moda na wszystko kiedyś się kończy, a bra-fitting pozostanie – mam nadzieję – nie modą, lecz standardem zarówno w obsłudze klientek, jak i w produkcji – bo przecież, by proponować klientkom właściwe dopasowanie, trzeba mieć co im zaoferować!
Muszę jeszcze napisać kilka słów o samej Kasi Sałacie i jej zasługach dla bra-fittingu w Polsce. Kasię poznałam przed laty, na imprezie organizowanej przez dystrybutora marki Panache, zwanej Perfekcyjne Dopasowanie. Była tam jedną z przedstawicielek pisma branżowego „Modna Bielizna”. Spotkałyśmy się w przymierzalni, gdzie dokonałyśmy owocnego ostanikowania 🙂 Następnie Kasia i jej redakcyjna koleżanka przeprowadziły wywiad ze mną i Ewą, założycielką forum Lobby Biuściastych. Wywiad ten możecie przeczytać tutaj. Kasia połknęła bakcyla bra-fittingu i postanowiła związać z nim swoją karierę – pracowała różnych firmach, zarówno u dystrybutorów bielizny made in UK, jak i u polskich producentów. Obecnie ma własną firmę – Dobra Kreacja, a o tym, co ją zainspirowało do zajęcia się bra-dopasowaniem, pisze w swoim blogu. Można więc śmiało powiedzieć, że zwiększający się w Polsce stan bra-fittingowej wiedzy jest w dużej mierze jej zasługą.
Każdy biust ma swój gust – znane hasło 😉
Zajęcia praktyczne
Na praktyczną część warsztatów Kasi Sałaty zgłosiło się ok. 50 osób – trudno było zapanować nad tak dużą liczbą, toteż chyba trochę zawiodły plany zorganizowania się w grupki wzajemnego dopasowywania biustonoszy. Na zapleczu zrobiło się pełno – zarówno kobiet, jak i staników 🙂 Na sali ustawiono dobrych kilkanaście stojaków pełnych tak zwanych setów brafittingowych, czyli pełnych rozmiarówek wybranych modeli. Były to głównie modele bazowe firm takich, jak Kris Line, Ava, Lupoline, Gaia, Kinga, Kleo, Nipplex (być może kogoś pominęłam – kto wie, uzupełnijcie :-).
Nipplexy 🙂
Sety brafitterskie marki Kleo. Więcej zdjęć już nie robiłam – nie chciałam, by uczestniczki zajęć czuły się skrępowane. W końcu część z nas była bez bluzek 😉
W krótkim czasie część uczestniczek, w tym niżej podpisana, pozbyła się bluzek i rzuciła do przymierzania. Przy stojakach odbywały się liczne dialogi producent-sklep, albowiem każdy stojak miał swoją opiekunkę – przedstawicielkę danej firmy. Nad wszystkim starała się czuwać Kasia, do której co chwila przybiegano po radę i ocenę. Zaczęłam wyczuwać tę bra-pozytywną atmosferę, którą wiele z nas zna ze zlotów Lobby Biuściastych, co niezmiernie mi się podobało. Było też trochę nieufności i zdziwienia: jak to, to nie jest na panią za ciasne? Ano, nie jest – pasuje w sam raz 🙂 Tak właśnie przymierzałam bezszwowego Nipplexa, o którym już wspominałam. A skoro o bezszwowcach „na kopie” mowa, rozczarował mnie brak na sali deco plunge by Kris Line. Złapałam za to m.in. polecaną przez Kasię w części teoretycznej miękką balkonetkę Lupoline i stwierdziłam, że konstrukcja jest dobra, tylko materiały jeszcze trochę za słabe.
Zajęcia praktyczne miały dwie wady: trochę zbyt liczna grupa oraz mało czasu i późna pora. Impreza dobiegała już powoli końca, a część osób chciała jeszcze dostać się na prelekcję o trendach na następną jesień i zimę, która miała się odbyć o 18:00 (wykład z brafittingu zaczął się o 16:00), w tym niżej podpisana. Z żalem opuściłam więc pełen staników bekstejdż i udałam się na ostatni wykład.
Trendy
Wykład o trendach przeprowadziła Renata Chomicz z firmy Promostyl – jednej z wiodących na świecie stylistycznych agencji doradczych, opracowujących szczegółowe analizy trendów na potrzeby rynków związanych z modą (że zacytuję program imprezy :). Samą firmę znamy już z artykułów w piśmie „Modna Bielizna”, wywiad z panią Renatą można przeczytać także w blogu Kasi Sałaty. Dla mnie to w ogóle pasjonujący temat – zawsze byłam ciekawa, kto pociąga za te wszystkie modowe sznurki i dlaczego, trywialnie mówiąc, w danym sezonie modne jest to, a nie co innego.
Prezentacja obejmowała – jeśli dobrze policzyłam i zanotowałam – cztery główne nurty, tendencje, wokół których skupi się moda w sezonie jesień-zima 2015/16 (zwróćcie uwagę, że o ile na targach prezentowany był sezon wiosenno-letni, o tyle tutaj była mowa o jeszcze następnym sezonie – z takim wyprzedzeniem pracują agencje prognozujące trendy): block, tenderness, details, animism. W ramach każdej z nich mowa była o kilku gamach kolorystycznych, o ich skojarzeniach z istniejącymi markami czy stylami, o zjawiskach z innych dziedzin życia, nowościach technologicznych itp. Dla mnie odkryciem było zrozumienie, jak silne są powiązania mody z innymi dziedzinami kultury, techniki czy życia społecznego. Na zakończenie omawiania każdej z tendencji prowadząca wspominała o odpowiadających jej stylach w bieliźnie. I tak dowiedziałam się, że modne będą m.in. motywy pierzaste i gałązkowate, świetliście pastelowe kolory (to tylko jeden z wielu trendów!), bielizna niewidoczna, a także… ważna będzie rola skarpetek 🙂
Jedyne foto z prelekcji o trendach… Zawiodła technika.
Niestety szwankowała prezentacja kolorów. Na obrazie z rzutnika były one kompletnie przekłamane. Bardzo utrudniało to śledzenie wykładu. Zostaliśmy przeproszeni, a prowadząca puściła w obieg ilustracje na papierze. Może powinnam była zrobić im fotki, ale trochę obawiałam się, czy nie złamię w ten sposób czyichś praw albo zdradzę zawodowej tajemnicy 😉 Za to robiłam notatki. Chętnie dowiedziałabym się i zobaczyła więcej, ale przypuszczam, że w tym celu należałoby zafundować sobie tak zwanego trendbooka, co jest sporą inwestycją dla przeciętnego śmiertelnika. No może, gdybym planowała stworzyć własną markę… 🙂
Podsumowanie
Ani przez chwilę nie żałowałam, że wybrałam się na łódzką imprezę. Mimo że pod kilkoma względami czuję niedosyt, to jest on dla mnie wyłącznie powodem do odwiedzenia kolejnej edycji. Ostatecznie ta była dopiero pierwsza 🙂
Brakowało mi przede wszystkim większej liczby marek, zarówno polskich, jak i światowych. Marzy mi się impreza skupiająca wszystkie obecne w Polsce marki oraz trochę tych nieobecnych. Z drugiej strony nie wiem, czy nasze firmy czułyby się komfortowo w obecności potężnych konkurentów ze świata, jak choćby producenci brytyjscy, jeśli już mowa o D-plusach. Wyczuwałam na widok Rapture by Freya, którego miałam na sobie, pewną… nieufność. Z trzeciej strony, jako klientce, marzy mi się, by różne firmy poznawały wzajemnie swoje produkty i uczyły się od siebie dobrych rozwiązań, zamiast się krzywić na swój widok 😉 Żaden produkt ani producent nie jest idealny. Ani Eveden nie wypuszcza samych dobrych produktów, ani Kris Line. Nawet w mojej szafie ideałów jest mało 😉
Przydałoby się, by nasze firmy skorzystały trochę z obcych wzorów, jeśli chodzi na przykład o dobór materiałów na potrzeby większego biustu. O ile dobrych konstrukcji pojawia się coraz więcej, o tyle często dobry konstrukcyjnie model ustępuje zagranicznej konkurencji jakościowo. Nasze firmy wciąż np. nie bardzo rozumieją potrzebę mocnej dzianiny na tyły biustonoszy, tak jakby gumki mogły zapewnić całe podtrzymanie.
Uważam jednak, że naszym firmom należy się na zakończenie wielka pochwała. Bra-fitting w Polsce był ruchem oddolnym, ale rozwój bra-fittingu w Polsce nie byłby możliwy bez działań dziesiątek naszych firm – dystrybutorów, producentów, sklepów. To one odważyły się zaryzykować i wprowadziły nowy styl pracy, nowe produkty – tego wszystkiego nie było jeszcze przed siedmioma laty, kiedy to poznałyśmy się z Kasią Sałatą na Perfekcyjnym Dopasowaniu. To chciałabym powiedzieć tym wszystkim, których poznałam na Salonie Bielizny i którzy mnie poznali. Nam wszystkim udało się od tamtego czasu mnóstwo osiągnąć dla polskich biustów.
Ciekawa jestem, jak Wy oceniacie rolę „ruchów odgórnych” w zmianie naszej bra-rzeczywistości? Czy firmy zrobiły dużo, czy też za mało dla prawidłowego ubrania polskiego biustu? 🙂
Dziękuję organizatorom Salonu Bielizny za zaproszenie, a Wam za śledzenie i uzupełnianie moich relacji. Czekam na dalsze uwagi i wrażenia! 🙂
16 komentarzy
renulec
Ha, też jestem ciekawa, jakie miałabym wrażenia po wykładzie z visuala, ale póki co uprawiam swoją witrynową amatorkę radośnie i bez świadomości, ile do tej pory narobiłam błędów i wypaczeń ;).
Ruchy odgórne – oj…wciąż opornie to idzie, opornie. Jak słusznie zauważyłaś, Kasico – coraz lepszym konstrukcjom nie towarzyszą niestety coraz lepsze materiały. Ale czy wynika to z chęci oszczędności czy negatywnej oceny siły nabywczej polskich konsumentek – można dyskutować długo w noc…
29 października 2014 at 18:52kasica_k
Dzięki za komentarz Renulcu! Szkoda, że nie zobaczyłyśmy się w Łodzi, poszłabyś na visual i uzupełniła moją relację o ten twórczy temat 😉
Co do polskich firm – no właśnie, ciekawa jestem opinii zarówno bra-biznesów, jak i stanikomaniaczek, na ile ich zdaniem można już prowadzić dobry brafitting opierając się tylko na polskich markach? Czy gdybyś Renulcu miała zrezygnować z importowanych towarów, to jaki procent klientek musiałabyś odprawić z kwitkiem? To trudne pytanie, wiem 😉
30 października 2014 at 14:00renulec
Kasico, jeśli uda mi się dotrzeć na przyszłoroczną edycję Salonu to naturalnie z ochotą i wielką przyjemnością podzielę się swoimi wrażeniami.
30 października 2014 at 21:10Niestety, na chwilę obecną nie jestem w stanie zrezygnować z brytyjskich marek. I to nie z powodów konstrukcyjnych czy nawet rozmiarowych, a właśnie – jakościowych 🙁 Jesli chodzi o procent klientek na zagraniczne staniki to…wiesz co? Zdałam sobie właśnie sprawę z tego, jak bardzo zmieniły się proporcje mojej oferty! Pięć lat temu stanowiły one 100% zatowarowania sklepu, a dzisiaj jakieś 70%. Staram się powoli, ale konsekwentnie wprowadzać polskie marki.
kasica_k
@renulec, dzięki za odpowiedź na trudne pytanie 🙂 Wychodzi, że z polską bielizną wciąż nie jest za dobrze, ale jednak coraz lepiej. Oby trend się utrzymał 🙂
31 października 2014 at 18:19renulec
Kasico, istnieją a Polsce zapewne sklepy z niewielkim odsetkiem bielizny importowanej, uprawiające bra fitting. Szczerze mówiąc miałam nadzieję na to, że rozpęta się pod tą notką dyskusja – dlaczego polskie czy dlaczego brytysjkie (czy inne) marki. Jestem zawiedziona tą ciszą. Czyżby brak odważnych? Prawda jest taka, że jesteś bardzo poczytnym blogiem (nie tylko przez konsumentki), więc może wynika to z obawy, by komuś (producentowi, dystrybutorowi) nie podpaść ;)?
1 listopada 2014 at 11:54To może zaczę od siebie – miałabym tych polskich marek więcej, ale polskie firmy są nierzetelne. Brak kontaktu, brak precyzji w określeniu terminy dostawy (nawet dostawy kontraktowane). Po odpowiedź na najprostsze pytanie odsyła się detalistę do hurtowni (tak, droga Avo, do Ciebie piję). Odechciewa się doprawdy promowania kogoś, kto robi niemal łaskę, a często nawet nie raczy powiadomić o 2-3 miesięcznej “obsuwie” czy niewyprodukowaniu zakontraktowanego towaru. Często odnoszę wrażenie, że niektóre firmy tak naprawdę nie chcą iść w przód. Bo i tak mają dużą sprzedaż, bo eksport fajnie im hula. Bra fitting traktują jedynie jako element marketingowy. Smutne.
Wiem, że teraz kilku przedstawicieli handolwych przy najbliższej okazji zapyta mnie, kogo miałam na myśli (w myśl przysłowia “uderz w stół” 😉
No. To idę na listopadowy, relaksujący spacer.
martvica
Ze sklepów opierających się na polskich markach (nie wiem czy głównie, czy wyłącznie) kojarzę http://www.izabra.pl/
2 listopada 2014 at 12:17kasica_k
Renulcu, ja miałam dokładnie taką samą nadzieję i też jestem zaskoczona ciszą… Czyżby nikt poza Tobą i Martvicą nie przeczytał? 😉 Zwłaszcza że dla mnie, mimo wszystko, jest to notka bardzo optymistyczna, bo i optymizmem napawała mnie cała impreza i fakt, że bra-fitting w fachowym wydaniu staje się coraz popularniejszy na naszym rynku nie tylko w powiązaniu z zagranicznymi markami. Powiem szczerze, że z mojego punktu widzenia jest to jeden z najważniejszych tekstów, jakie napisałam w tym roku, bardzo się tematem emocjonując, a tu… nikt nie chce przeżywać ze mną 🙁 Oprócz Ciebie oczywiście, za co jeszcze raz Ci dziekuję 🙂
Smuci mnie ten brak profesjonalizmu, o którym piszesz. A potem mamy zdziwienie i oburzenie, że polskie sklepy i polskie klientki nie chcą kupować polskiej bielizny… Poprosimy zatem o ten sam standard jakościowy i ten sam standard w podejściu do klienta zarówno końcowego, jak i pośredniego, jaki oferują dystrybutorzy zagranicznych marek, a sympatia do krajowej produkcji na pewno będzie rosła.
Wracając jeszcze do Avy 😉 Nie wiem, czy Ava to czyta, ale odkopałam niedawno mail, którego dostałam od firmy w 2009 roku, z miłą propozycją testowania produktów i recenzowania ich w blogu. Zapytałam, czy Ava szyje mój rozmiar – niestety okazało się, że największym było wówczas… 85F 🙂 Więc niestety nic z przedsięwzięcia nie wyszło. Po czym niedawno, w czerwcu to było, skuszona wieloma pozytywnymi opiniami na forum, odezwałam się do Avy sama. I tym razem mój mail nie doczekał się odpowiedzi. No coż, w beczce miodu zawsze jakaś łyżka dziegciu musi się znaleźć 😉 Beczką miodu jest w tym przypadku fakt, że w 2014 Ava w obwodzie 85 produkuje już miseczki do J 🙂
Z tym eksportem, co hula – przypuszczam, że chodzi Ci o eksport za naszą wschodnią granicę, na którym podobno opiera się w dużym stopniu egzystencja wielu naszych firm. Ale i w tamtych rejonach rosną wymagania, podobnie jak u nas, i przyjdzie czas, gdy trzeba będzie postarać się o lepszą jakość, by walczyć z lokalną konkurencją. Taka Orhideja na przykład – na Łotwie też produkuje się luksusową bieliznę.
@martvica, dzięki, ciekawy adres, choć do Pozka mi daleko, więc nie obadam – tak czy owak ciekawa jestem, jak sobie radzą sklepy opierające się na markach PL i czy można w nich liczyć na dobre dopasowanie.
3 listopada 2014 at 18:17martvica
Zawsze możesz spróbować podpytać na FB, sklep jest dość aktywny, a możliwość wysłania pw też widzę 🙂
3 listopada 2014 at 19:40100krotna
To ja wam powiem, że moje dwa ostatnie zakupy stanikowe to Nipplex (najseksowniejszy stanik, jaki miałam w życiu!!) i Gorsenia. Nie ukrywam, że kierowały mną względy finansowe, obydwa z nich kosztowały poniżej 60zł (Nipplex na promocji) ale stosunek jakości do ceny jest naprawdę niezły 🙂 Obydwa też kupiłam w “zwykłych sklepach”, rozmiar 70D i 70DD. Ale ja małobiuściasta jestem 🙂
11 listopada 2014 at 21:36martvica
Ja pożądam szczegółów. Jakie modele, jaki sklep i czy mieli też większe rozmiary?
18 listopada 2014 at 16:08martvica
chociaż googlnęłam i okazało się że to jeden z tych producentów, u których się łapię na linię BIG, bardziej pancerną. Bu 🙁
Natomiast nawiązując jeszcze do polskiej bielizny ogólnie – jest ciężko dostępna stacjonarnie, szukałam miękkiego Lupoline i usztywnianej Gorsenii i jest problem. Chyba muszę jednak zamówić przez internet, a nie bardzo mam dużo pieniędzy do zamrożenia na kilka sąsiednich rozmiarów, szlagbyto :/
18 listopada 2014 at 16:12brafitka
Kasico i Renulcu – nie wiem czy doczytacie mój komentarz do starego wpisu- jak widać odrabiam zaległą porcję komentarzy idąc wstecz po zainstalowaniu innej przeglądarki.
Zgadzam się w pełni z Renulcem, z którą to na bieżąco wymieniamy się refleksjami myślę, że wiele z tej burzy, której się spodziewacie po prostu nie mogłoby się odbyć ze względu na obecność klientek detalicznych, do których tenże blog jest adresowany.
Jedynie zasugeruję nie wymieniając marek – znam jak na razie tylko 4 firmy polskie o których nie płynie strumień negatywnych uwag od klientek które kupiły, ponosiły i zdają rzetelną opinie po paru miesiącach noszenia ( a mają porównanie do np 5 czy 10 innych marek). /polskich marek mam obecnie w sklepie z 10 to chyba sporo i to nie liczę tych które są w testach, a w testach jest też parę/
A większość “…. cóż Pani Bibianno to nie to… jednak wróćmy do ulubieńców, płące ciut więcej, ale za to noszę to 3 lata…”
Co do pewnej firmy, o której się mocno mówi: po 7 spalonych próbach (6 wróciło do reklamacji, gdzie na stanik przypadały 2-3 wady, niezgodności z umową nie wiem jak to nazwać) a jeden klientka – jak na moją prośbę go ubrała i przyszła, bo chciałam zobaczyć jak wygląda po noszeniu – błagała mnie prawie z płaczem bym pozwoliła się jej szybko przebrać, bo tak niewygodnie.
I ostatecznie odwołując się do wpisów klientek – jak mamy pracować sprzedając staniki na których po odliczeniu VAT-u i podatków zostaje kwota pozwalająca sfinansowanie połowy (albo mniej nawet!) godziny pracy sklepu bez wynagrodzenia jakiegokolwiek dla właściciela a jeszcze tą kwotę musimy oddać w bardzo dużym procencie przypadków albo wygenerować dodatkowe obniżki na potrzeby rynku.
Jak poświęcić klientce godzinę czasu jeżeli tyle potrzebuje … ? Gdzie jest granica …? Producent produkuje statystyczny stanik 12 minut i na raz pewnie na wielu stanowiskach szyją się dziesiątki jeżeli nie setki…
Dystrybutor nie umiem oszacować, ale operuje sprzedażą dziesiątek lub setek staników pracując od 3 minut telefonicznie do 2 godzin na wizycie w sklepie a my … poświęcamy pół, godzinę czasem półtora a bardzo rzadko mniej niż 15 minut na pracę nad jednym biustonoszem …
U nas nie ma sprzedaży większej ilości przy niższej cenie, bo ucierpi jakość obsługi a to nasza główna marka i wyznacznik!!!
To jest różnica między nami a tysiącami innych “zwykłych” sklepów!
I na koniec mój apel:
Powinno się mówiąc o sklepach zwłaszcza o dobieraniu i obsłudze piętnować a nie wychwalać (i nie bierz tu Kasico tego do siebie) metody wykorzystania czyjejś pracy w sklepie stacjonarnym przez godzinę by potem poszukać kto najniżej zejdzie w necie.
Uważam to za naprawdę naganne. Czy gdziekolwiek w usługach jest takie coś dopuszczalne u lekarza, prawnika, informatyka czy jakiegokolwiek doradcy!?
Bezpłatnie omawiam projekt strony z jedną firmą a następnie z gotowym idę do najtańszej która go realizuje?
Czemu tak łatwo osobom komentującym tu przychodzi słowo idę poprzymierzać…?
Czemu właścicielki brabiznesów, jak Renulec lub ja Bibianna, które wzięły na siebie całą kosztowną część rewolucji są pieskami do bicia z każdej strony? Obrywamy od dostawców – my mamy wyższe ceny zakupu niż inne kraje, obrywamy od opinii publicznej, bo w Polsce są niższe pensje obrywamy wreszcie od ustawodawców, gdzie dla tak pracochłonność, innowacyjność i ilość środków własnych i pożyczonych zainwestowana w biznes nie ma sobie równych, ba nawet zawód brafitterki oficjalnie nie istnieje!
Cóż tyle tylko na temat wypuściłam przez zaciśnięte wargi z burzy która się rozszalała w moim sercu i głowie…
Pozdrawiam
15 grudnia 2014 at 11:47Bibianna Garus
Przekornie użyłam innej strony ciekawe czy się wyświetli
renulec
@Brafitko, Twój post jest emocjonalny, ale oddaje dobrze to, z czym my, właścicielki bra-biznesów dzisiaj mierzymy się na codzień. Są piękne chwile w tej pracy, ale niestety są też takie, gdy to my bierzemy “na klatkę” czyjeś niedoróbki i oszczędności. Bo klientki nie obchodzi, że firma taka czy owaka postanowiła wydać mniej na powernet czy fiszbinę. Bezpośrednie roszczenie kieruje do nas – bra fitterek/właścicielek sklepów. Dlatego ja, jeśli już decyduję się na polską markę, to MUSZĘ mieć pewność, że traktuje mnie ona jak partnera a nie jak uprzykrzoną muchę (czyli że nie tylko mi sprzeda swój towar, ale też sprawnie, kulturalnie i bez przypominania się podchodzi do kwestii ewentualnych reklamacji).
15 grudnia 2014 at 16:29kasica_k
Dzięki Wam obu za komentarze. Mnie by się marzyło, by nikt nie obawiał się pisać prawdy, nawet trudnej, o żadnej z firm, i to najlepiej z podaniem konkretów, czyli nazw marek. Skoro recenzujemy tu produkty w otwarty sposób, to czemu nie inne aspekty współpracy z daną firmą? Zwłaszcza że i tak, jak obie piszecie, to sklep musi, stety czy niestety, wziąć odpowiedzialność za towar, więc klientka detaliczna jest tak czy owak zabezpieczona przed utopieniem pieniędzy w nieudanym produkcie. Jest to też niezły przyczynek do dyskusji o tym, jakie znaczenie w bieliźnie ma jakość i dlaczego dobry biustonosz nie może kosztować 10 zł, ani 30 zł.
Oczywiście martwi mnie to, co czytam. Bowiem naiwnie wyobrażałam sobie, że w warunkach, gdy nie przeszkadza nam dystans geograficzny, językowy ani kulturowy, współpraca z polskimi producentami powinna iść jak po maśle 🙂 Tak jednak najwyraźniej nie jest.
Trudnym tematem są ceny. Zastanawiam się, czy w ogóle jest możliwość, by sklep z brafittingiem sprzedawał bieliznę tanią (oprócz tej drogiej)? Bo może czas pogodzić się z faktem, że po bieliznę tańszą niż 100 zł musimy iść do taniej sieciówki, na bazar albo do internetu? Co w takim razie z kobietami, które potrzebują brafittingu, ale biustonosz za 120-150 zł to dla nich za wysoka bariera, by wejść w ten temat? Może trzeba od razu założyć, że tani biustonosz polskiej firmy (bo na tanie z importu raczej liczyć nie możemy) będzie służył co najwyżej “wychowaniu” sobie przyszłej klientki na droższe, bardziej opłacalne dla sklepu marki? Problem przestanie istnieć, gdy brafitting będziemy wysysać z mlekiem matki, wtedy po tańsze zakupy pójdziemy do takiego Kontri albo Allegro, a na droższe na przykład stacjonarnie. Póki co jednak wciąż większość kobiet potrzebuje bra-edukacji, która zdalnie jest trudna, a dla wielu ciągle nieosiągalna.
15 grudnia 2014 at 17:09kasica_k
A jeszcze przyszło mi do głowy – jeśli niezręcznie nam kogoś piętnować, to możemy zawsze chwalić tych, z którymi współpracuje się dobrze. Ty Renulcu np. pisałaś ostatnio dobrze o Nessie. Z kim jeszcze współpraca się dobrze układa?
16 grudnia 2014 at 00:58magdalaena1977
Brafitko – odpowiem Ci z punktu widzenia klientki.
Po pierwsze – jeśli brafitting jest taką drogą usługą, to czemu nie liczysz sobie za niego osobno? Ewentualnie z opcją rezygnacji z opłaty, jeśli klientka kupi stanik. Coś jak “darmowe badanie okulistyczne przy zakupie okularów”.
Po drugie – czy w Twoim sklepie jest możliwość mierzenia staników bez brafittingu? Łażenia między stojakami, głaskania koronek, sprawdzania czy ładniej mi w czerwonym czy w różowym, odkładania zakupu na później …
Wielokrotnie wchodzę do sklepów z ubraniami, butami czy biżuterią, oglądam, mierzę, porównuję, kupuję albo dochodzę do wniosku, że bluzka nie jest warta obecnej ceny, ale dam jej szansę na wyprzedaży.
16 grudnia 2014 at 02:43A w polskich uświadomionych sklepach ze stanikami króluje model sprzedaży tradycyjnej, kiedy na wystawie jest z pięć malutkich staniczków, a wszystkie modele do mierzenia ekspedientka wyciąga z przepastnych szuflad czy szaf. Chyba tylko w M&S mogę spokojnie mierzyć i oglądać na własną rękę.