Mówiłam wam już, że nasze salony brafitterskie dokonują rzeczy niemożliwych? Tym razem nie mogłam uwierzyć, że jeden salon potrafi „ogarnąć” tyle różnych marek i modeli – oczywiście po to, by ostanikować każdy potrzebujący biust. W gdańskiej Biustonoszce ucieszyła mnie zwłaszcza obfitość polskich produktów, choć nie tylko – obok Avy, Corina, Samanty, Nessy, Kingi… znalazłam też ulubione „brytyjczyki”, jak Elomi, Freya czy Panache Sport. Biustonoszka to sklep nastawiony na klientkę, która z założenia jest gotowa oddać swój biust w ręce fachowczyń – tam raczej nie trafia się po to, by dla zabicia czasu zrobić przegląd wieszaków, na widok czegoś kolorowego w witrynie – choć stanikomaniackie oko i z daleka coś wypatrzy. Zajrzyjmy więc głębiej do Biustonoszki! 🙂
Ile czasu już brafittujecie mieszkanki Trójmiasta? 🙂 Jakie były wasze początki i skąd wziął się pomysł na biznes?
Kasia Willich: Będąc posiadaczką średniej wielkości biustu nie bardzo miałam gdzie w Trójmieście dobrze go ubrać. Przez długie lata szukałam więc bielizny dla siebie w internecie. Gdy przyszedł czas na zmianę poprzedniej pracy, szukałam pomysłu na siebie i uznałam, że wiem już o bieliźnie tak dużo, że czas wypełnić niszę. Skoro ja szukam daleko, to pewnie i inne kobiety chciałyby mieć wybór bliżej… I tak to pięć lat temu się zaczęło… Najpierw ostrożnie, przy domu, z klientkami umawiającymi się na brafitting na konkretny termin, a od 4 lat – w salonie.
Ile osób liczy załoga i czym zajmuje się każda z was?
Kasia: Aktualnie pracujemy we trzy i każda z nas jest doświadczoną brafitterką. Kamila jest w Biustonoszce od jej otwarcia. Wie wszystko o wszystkim i wszystkich, czasem lepiej ode mnie. Emilia dołączyła przed rokiem, ale doświadczenie zdobywała już wcześniej, więc świetnie wkomponowała nam się w zespół. Każda z nas ma inny styl pracy, ale wszystkie kończymy w tym samym miejscu – tam, gdzie oczekiwania i komfort klientki spotykają się z przekonaniem, że dajemy jej najlepszy dla niej towar.
Przyszłam do was piechotą ze stacji Gdańsk Oliwa, od której dzieli Biustonoszkę kilka, może kilkanaście minut spaceru – komunikacja świetna, ale nie jest to typowo handlowy rejon. Mówisz, że słyszałaś już nie raz pytanie o lokalizację Biustonoszki i o to, jak wasza obecność poza utartymi szlakami zakupowymi wpływa na waszą „odwiedzalność”. Jak się prowadzi salon z brafittingiem pod tym adresem?
Kasia: Biustonoszka mieści się przy głównej ulicy Gdańska, jednak nie jest to miejsce, w którym się bywa przypadkiem. Spacerowiczki tu nie docierają. Do nas trafia kobieta, która chce dobrać stanik, a nie tylko go kupić. To sprawia, że pracuje nam się fantastycznie. Pani, która do nas dotrze, ma czas, by nas wysłuchać, pomierzyć, nauczyć się prawidłowego zakładania biustonosza, dbania o bieliznę. Nasza klientka nie robi zakupów w pośpiechu i pochopnie. Myślę, że w tym odnajdujemy sukces w postaci ich zadowolenia.
Kim jest wasza klientka? Skąd przyjeżdża i skąd dowiaduje się o Was?
Kasia: Nie istniałybyśmy, gdyby nie poczta pantoflowa. Tak się zaczęło – od pierwszych kilku znajomych, które przyprowadzały swoje koleżanki, i tak trwa do dziś. Nasze klientki przyprowadzają nam siostry, matki, córki, przyjaciółki. Doceniają kameralną atmosferę i indywidualne podejście, dzięki czemu nie boją się oddać bliskich w nasze ręce. Niemal codziennie słyszymy – „moja przyjaciółka kazała mi tu przyjść, bo podobno działacie cuda”. To fantastyczny początek obsługi.
Widzę w Biustonoszce strefy staników sportowych, strojów kąpielowych, koszulek i gorsetów… Według jakiego klucza rozmieszczacie biustonosze i inne towary w sklepie?
Kasia: Ekspozycję zmieniamy wraz ze zmieniającym się sezonem, ale rzeczywiście trzymamy się stref. Nasza klientka nie szuka sobie towaru sama wśród setek modeli, to my pokazujemy jej odpowiednie – ale wiemy, że lubi się rozejrzeć, zawiesić oko na czymś ładnym. Dlatego strefy są czytelne. Mamy osobną ścianę na biustonosze do karmienia, mnóstwo strojów kąpielowych, wyraźnie eksponujemy też biustonosze sportowe.
Widzę, że oferujecie całkiem sporo sportowych modeli. Jakie marki „sportowców” lubicie najbardziej?
Kasia: W tej chwili króluje u nas Panache Sport. To mój pierwszy sportowy biustonosz i mam do niego ogromną słabość, a nasze panie pokochały go tak samo, jak ja. Panache Sport daje fantastyczną stabilizację bez kompresji biustu, prościej mówiąc – nie czujemy, że biust jest ściśnięty. Jest jednak wiele sportów, a także biustów, dla których ten model nie jest najlepszy. Dlatego mamy alternatywę w postaci sportowców marki Freya i Anita.
Kolejny specjalistyczny segment – staniki do karmienia. Co najbardziej polecacie karmiącym mamom?
Kasia: Karmiącymi mamami zajmujemy się ze szczególną dbałością. Wiemy, jak wiele mitów pojawia się wokół biustonosza na fiszbinie dla karmiącego biustu i rozumiemy wszystkie obawy. W zależności od tego, w jakim momencie karmiąca trafia w nasze ręce, proponujemy jej biustonosz bez fiszbin lub na fiszbinach. Królem bezfiszbinowców jest trzyrozmiarowy Royce, który „rośnie wraz z biustem” i ma tyle możliwości regulacji, że niechętnie sięgamy po inne.
„Karmniki” na fiszbinach to przede wszystkim specjalizujący się w tej dziedzinie od lat Alles, ale także Corin, czasem Ava. W linii biustonoszy do karmienia nie szukamy marek bardzo drogich, zachęcamy za to panie, by szukały komfortu i estetyki oraz pamiętały, że biustonosze do karmienia noszą niemal bezustannie, więc muszą je pokochać.
Czas na dyżurne pytanie o modele na duże biusty, małe biusty... Co najlepiej sprawdza się u klientek o dużych wymiarach, a co u tych mniejszych?
Bardzo nie lubię tego pytania 🙂 Oczywiście są takie modele, o których statystyka mówi, że sprzedajemy ich znacznie więcej niż innych. Ale potem przychodzi do nas klientka, której kształt biustu, umiejscowienie go na sylwetce sprawia, że ten fantastycznie sprzedający się model nie leży zupełnie. Wyciągamy wówczas model o skrajnie innej konstrukcji, rzadko podawany – w branży mówi się, że „na trudne biusty” – i jest to wielkie WOW! Dlatego w naszym salonie towaru jest ogromnie dużo i to nie tylko zabawa kolorami, ale przede wszystkim konstrukcjami.
Zauważyłam na wieszakach produkty bardzo wielu różnych marek, co oznacza, że musicie bardzo dobrze orientować się w ofercie na rynku i wybieracie z niej prawdziwe debeściaki.
Kasia: Wybieranie nowości to jeden z najfajniejszych, ale i jednocześnie najtrudniejszych elementów naszej pracy. Najfajniejszy, bo wszystkie trzy jesteśmy fankami bielizny. Nowe kolekcje oglądamy z wypiekami na twarzach. Jeździmy na targi bieliźniane, kontraktacje, czytamy gazety, katalogi. Wszystkie kochamy koronki, kolory, nowości.
Nowe konstrukcje przed wprowadzeniem do sklepu zawsze testujemy na sobie, by wiedzieć jak się zachowują, noszą, co się z nimi dzieje po dziesięciu praniach. Ale wybieranie produktów to też okazja, by się spierać, przekonywać, nawet kłócić. Każdej z nas może podobać się coś innego – dokładnie tak, jak naszym klientkom. Więc narady dotyczące nowych kolekcji bywają bardzo emocjonalne. To chyba dowód na to, jak bardzo każdej z nas zależy. W końcu od tego wyboru zależy ilość uśmiechów naszych pań.
Wolisz produkty polskie czy zagraniczne?
Kasia: Kocham polskie marki i przez pierwsze lata nie sięgałam w ogóle po inne. Zależało mi na promowaniu polskich produktów i brafittingu na kieszeń niemal każdej Polki. Dziś jednak nie wyobrażam sobie pracy bez marek brytyjskich. Z jednej strony ceny produktów rodzinnych i zagranicznych nie różnią się już tak bardzo. Z drugiej, co dla nas jeszcze ważniejsze – różnorodność konstrukcji ułatwia nam pracę, a zakresy rozmiarowe „brytyjczyków” są znacznie szersze. Dlatego od około dwóch lat obok Samanty, Gorsenii, Kingi czy Avy wiszą Panache, Elomi, Freya i Gossard.
Czy wasze klientki generalnie wolą bezpieczną bazę, czy też lubią zaszaleć z kolorami? Od czego to zależy waszym zdaniem?
Kasia: Baza jest podstawą szafy niemal każdej z naszych pań. Zresztą każdej z brafitterek pewnie też. Więc mamy jej w salonie mnóstwo. Ale ciągle szukamy takiej, która nie jest nudna. Coraz częściej udaje się przekonywać klientki, że na bazie szafa kończyć się nie musi. My same bawimy się bielizną. Od jakiegoś czasu namiętnie zachęcamy panie do noszenia pudrowego różu, a nawet czerwieni pod białe bluzki. I skoro same dajemy temu przykład, to one nam wierzą, próbują, czasem się przekonują. Zabawa kolorami w bieliźnie jest fantastyczna. A aktualne trendy, które pozwalają jej nie chować, a czasem wręcz wyeksponować – są jak dla nas stworzone.
Jakie są wasze marzenia i plany na najbliższą oraz trochę dalszą przyszłość?
Kasia: 9 września otworzyłyśmy salon po remoncie i mam nadzieję, że w nowej przestrzeni będzie pracowało nam się jeszcze lepiej niż dotychczas. Wierzę, że zmiany wpłyną na jeszcze lepsze samopoczucie naszych klientek. Skupiamy się na tu i teraz 🙂
Co najbardziej cieszy cię w twojej pracy?
Każda metamorfoza. Klientka, która obdarza nas zaufaniem i szybko widzi efekt naszej pracy. Za każdym razem, gdy w przymierzalni pojawiają się efekty zachwytu – mam talię, mam biust, jestem szczuplejsza, wyprostowałam się, nie bolą mnie plecy, nic nie wypływa, wszystkie jest na swoim miejscu – wiem, że nasza ciężka praca właśnie się opłaciła. Uwielbiam to uczucie. Zdarza się, że panie płaczą, ściskają nas, opowiadają osobiste historie. To daje taką moc, że każda z nas czuje się wtedy jak supermenka.
Jaka jest wasza „najnowsza nowość”?
Kasia: Na nowe otwarcie salonu szykujemy ich kilka – na pewno pojawi się nowa odsłona Nessy oraz Allesa w zachwycającym połączeniu czerni z zielenią. Niedawno pojawiły się cieszące się ogromnym zainteresowaniem półgorsety z Gossarda, a na duże biusty – Elomi Matilda kojarząca się z dziewczęcym brokatem i jednorożcami. Od niedawna dostępna jest też zupełnie nowa konstrukcja Nessy, w wersji usztywnionej – uwielbiamy ją 🙂
Ja też zamierzam przetestować usztywnianą Nessę, a Matildę od razu u was wypatrzyłam. Gdańszczanki, wpadajcie po „jednorożce”! 😉 Dzięki za rozmowę!
Salon Biustonoszka, Aleja Grunwaldzka 488/2 (Gdańsk), jest czynny od poniedziałku do piątku w godzinach: 11:00-19:00, w sobotę: 10:00 -15:00.