Dziś coś dla – nomen omen – odmiany przed następnym opisem czekających nas za rok kolekcji 🙂 Właśnie przy okazji podziwiania tychże kolekcji spotkałam koleżankę po fachu – gawędziłyśmy, już tradycyjnie, wśród pstrykania migawek i regulowania zoomów. Zapamiętałam mniej więcej taką wypowiedź naszej bra-reporterki, która na pokazy przyjechała z innego miasta: „Kiedy jadę gdzieś dalej, po prostu wkładam Czejndża!” – i chyba tak właśnie było (correct me if I’m wrong 🙂 Co prawda akurat miałam na sobie cielistą Idinę by Panache, chętnie jednak przyklasnęłabym temu zdaniu. Chętnie też zawsze nosiłabym staniki tak wygodne, jak produkty duńskiej marki CHANGE Lingerie. Ma ona już swoje wierne fanki wśród posiadaczek mniejszych biustów i mogę tylko żałować, że propozycji dla tych większych (jak również udanych krojów na większe miski) jest dużo mniej.
Jak być może pamiętacie, w zeszłym roku zawarłam znajomość z niejaką Lindą, modelem, krórego design większość z Was określiłaby zapewne przymiotnikiem babciowy – i który jest jednym z najwygodniejszych i najmniej inwazyjnych modeli w mojej stanikomaniackiej karierze. Producent zapewne postanowił przełamać jej tradycyjną estetykę i w tym sezonie obdarzył Lindę pięknym i szalenie modnym odcieniem Orange Splash, czym wywołał, jak łatwo się domyślić, mój żywiołowy entuzjazm. Dzięki naszym dystrybutorom marki Change zostałam jego szczęśliwą posiadaczką i mogę podzielić się z Wami wrażeniami.
Change – Linda, rozmiar: 80I, kolor: orange splash
[Rozmiary miseczek: B-J, obwody: 70-100(?), cena: 129,90 zł w sklepie Intymna.pl; biustonosz został mi dostarczony przez dystrybutora]
Estetyka
Podobnie jak w swojej cielistej odmianie, oranżowa Linda składa się głównie z elastycznej koronki. Nie jest to materiał oszałamiający luksusem, ale też i nie szeleści sztucznizną. Jest super mięciutka, podobnie jak cała reszta stanika.
Wzór nadal nie zaskakuje awangardowością, mówiąc oględnie, nadrabia jednak absolutnie przecudnym kolorem. Jest to ciemny pomarańcz o koralowym odcieniu (ktoś szukał pomarańczowych ramiączek? :), bardzo twarzowy, energetyczny i optymistyczny (i ciężki do sfotografowania – notorycznie wychodzi za czerwony). Na mostku i przy ramiączkach błyskają, tak jak w wersji bazowej, cyrkonie w miniaturowych kwiatkach, a całość jest, jak już wspomniałam, mięciutka i starannie wykonana. Po praniach zaczęły się tylko siepać końcówki ramiączek od spodu, szwy jednak są nienaruszone, wystarczy więc ostrzyc nożyczkami niesforne włókienka.
Podoba mi się dobrej jakości zapięcie, tym razem trzyhaftkowe, dzięki czemu oranżowa Linda lepiej trzyma mi się na ciele niż beżowa. Różnią się też ramiączkami – wersja bazowa ma je w przedniej części obszyte koronką, ta jest jej pozbawiona i tak chyba lepiej. Ramiączka także są tu dwuczęściowe, ale część przednia to po prostu ozdobna guma, kojarząca się wyglądem, szerokością i wrażeniami dotykowymi z marką Freya.
Dopasowanie
Tym razem dobrałam sobie 80I (poprzednio: 75I) i dopasowanie oceniam lepiej niż w wersji cielistej. Tamta była ponadnormatywnie duża i rozciągliwa (stąd zaniżony mocno obwód), tu już takiego wrażenia nie mam. Pomaga w tym zapewne trzyhaftkowy, szerszy tylny pas. Trzyma się całkiem nieźle, w ogóle nie ściskając. Wychodzi, że 80I to mój najczęstszy rozmiar w tej marce.
Z wyborem rozmiaru miałam jednak problem – tym razem kłopot sprawiła mi gumka u góry miseczek, która – tu pewnie niektóre z Was zniechęcę – ma tendencję do wcinania się w biust. Większe miseczki jednak nie są rozwiązaniem – efekt nie znika całkowicie, za to miseczki robią się za wysokie i w ogóle za wielkie. Gumka jest moim zdaniem niezbędna, ale powinna być po prostu luźniejsza. Wcinanie, które – co najdziwniejsze – widać u mnie głównie na mniejszej piersi, pod ubraniem jednak znika. Może byłoby widoczne w jakimś superobcisłym cienkim tiszercie, ale ja i tak takich nie noszę, a i Linda się do takowych nie nadaje ze względu na koronkę.
Gumka na krawędzi miseczki – widok od spodu
Krawędź miseczki z wszytą gumką – widok z wierzchu
Miseczki Lindy są elastyczne, daje to większą możliwość manewrów rozmiarowych, co może być wadą, bo trudniej podjąć decyzję, a może zaletą 🙂
Kształt
Modelowanie formy biustu nie jest mocną stroną Lindy. Kształt piersi jest w niej naturalny, uniesienie dobre, ale już zebranie – takie sobie. Trudno spodziewać się po elastycznych miseczkach spektakularnych efektów. Jakiś efekt jednak jest – wolę kształt swego ubranego biustu w Czejndżu, niż bez niego 🙂 I wydaje mi się, że leży lepiej od swojej cielistej koleżanki.
Konstrukcja i podtrzymanie
Zacznę od supportu. Miseczki są, jak już wspomniałam, elastyczne w całości – elastyczna jest zarówno pokrywająca je koronka, jak i wewnętrzna siateczka, oba te materiały jednak nie sprawiają wrażenia słabych i dobrze pracują. Jak na elastycznego wygodniczka, podtrzymanie uznałabym nawet za bardzo dobre, porównując z nieelastycznymi – za akceptowalne. Ramiączka mają przeciętną rozciągliwość, może można byłoby je troche odelastycznić z powodu rozciągliwych miseczek, z drugiej strony jednak – może wtedy Linda przestałaby być taka wygodna. Nie jest to przymurowywacz biustu, ale bezpiecznie się w nim czuję, żadnych efektów jo-jo. Obwód dobrze trzyma bez nadmiernego ściskania.
Miseczki Lindy od wewnątrz
W konstrukcji miseczek nie widzę wad, takie sobie zbieranie biustu jest spowodowane raczej ich elastycznością niż krojem. Mój biust naturalnie rozchodzi się trochę na boki, Linda go zbiera, ale jej działanie jest subtelne 🙂 Nie ma też sensu liczyć w Lindzie na oszałamiający dekolt, to w końcu full-cup, mostek ma raczej wysoki. W rozmiarze, na który się zdecydowałam, miseczki nie są nadmiernie wysokie pod pachami i nie obcierają ich. Są skrojone z jednym skośnym szwem, a od spodu mają boczne zbierające panele.
Wygoda
Szóstka z plusem. Linda to biustonosz, którego się w ogóle nie czuje, supermiły w dotyku, zarówno z wierzchu, jak i od spodu. Żadna z gumek czy taśm nie jest twarda czy szorstka, większość w dotyku przypomina skórkę brzoskwini. A i kolor się kojarzy 🙂 Kiedy zależy mi na wygodzie albo mam ochotę na relaks, wkładam Czejndża!
Połączenie przedniej i tylnej części ramiączka
Do kompletu
Figi (w rozmiarze 42), które wybrałam, są równie przyjemne w dotyku i wygodne, jak stanik. Z przodu mają koronkowe wstawki, z tyłu gładką, śliską w dotyku, cienką dzianinkę. Przepraszam za wygniecenie, ale majtek po praniu nie prasuję 😉 Nie wiem natomiast, czy zapłaciłabym za nie aż 59 zł, jak widzimy w sklepie. Ale ja w ogóle rzadko „szarpię się” na majtki do kompletu.
Cena
Cena Lindy nie wydaje mi się wygórowana jak na wygodny, ładny i solidnie wykonany model, choć sama najchętniej nie wydawałabym na biustonosze, które nie są spektakularnie piękne, modne, wyjątkowe – więcej niż 100 zł. Na szczęście czasem mogę liczyć na okazje, zniżki i gratisy… Bez wahania natomiast kupiłabym Lindę w prezencie dla mamy, bo wiem, jak istotny jest dla niej komfort. Niestety na cielistą w jej rozmiarze się jak dotąd nie załapałam, a dostępność 22 dni w Intymnej.pl jakoś mnie nie zachęca. Sezonówki za to dostępne są od ręki. Podsumowując, cena nie jest moim zdaniem najgorsza 🙂
Podsumowanie
Bardzo bym chciała, żeby firma Change popracowała mocniej nad krojami dla bardziej biuściastych. Zwłaszcza chodzi mi o to, by nie spłaszczały i lepiej zbierały, o co, według moich obserwacji, w tej firmie trudno, a kroje full-cup mogą się w końcu znudzić. Póki co jednak Lindę szczerze lubię i wersję Orange Splash miałam na sobie nie raz tego lata. Szczególnie dobrze mi się komponowała z koralami, różami oraz z… zielenią 🙂
(z czerwonym też daje radę 😉
Galeria
A oto Linda w wielu odsłonach – z różnych stron i perspektyw 🙂
[Katalog flash w serwisie flickr nie jest dostępny, przepraszamy.]
Jeśli więc nie macie nic przeciwko full-cupom i nieco mniej ujarzmionym kształtom, polecam Change, naprawdę trudno o coś wygodniejszego niż Linda. Ciekawa jestem, jakie będą następne kolory, bo oprócz tej i bazowych, widziałam w którymś z e-sklepów jeszcze fioletową.
A oto lista sklepów, gdzie można kupić produkty CHANGE lingerie – są wśród nich takie popularne sklepy, jak Intymna.pl czy Answear.com, ale też kilka znanych nam biu-shopów. A może ktoś wie, skąd wziąć cielistą Lindę z krótkim czasem dostawy? 🙂
Jak zwykle – czekam na Wasze wrażenia z noszenia Czejndży 🙂
18 komentarzy
tfu.tfu
no kolor piękny 🙂 koronka trochę w typie fantazjowej Gabryśki, więc mi się oczywiście podoba, choć w związku z migracją biustu w uda na full cupa się raczej już nie skuszę, heh…
17 sierpnia 2013 at 17:28plica
Change robi takie wygodne staniki, ze innych (procz sportowych) juz wlasciwie nie noszę. albo noszę sporadycznie. za tą wygodę powinni dostać medal 🙂 przy moim mikrym biuście te elastyczne kolornki (np. w charicie) są ok, ale raczej nie poszłabym w tym staniku pobiegać czy poskakać. na wędrówki po górach też tak średnio. co innego usztywniane modele np. tactel w wersji z pionowym szwem – jeden z moich codzienniaków-wygodniaków. do marki change zachęciłam też znajomą i ona również porzuciła inne marki 🙂
17 sierpnia 2013 at 20:29kerima
zgadzam się ,wygoda tak,kształtowania brak
17 sierpnia 2013 at 23:00korlat
Nie znałam wcześniej tej marki (musiały mi “umknąć” wcześniejsze notki) także dziękuje Kasico za napisanie o niej bo modele wyglądają naprawde fajnie i ceny są bardzo przytępne. Te koronki akurat do mnie nie przemówiły ale na stronie znalazłam Jasmine w kolorze grape wine i się zakochałam! Cudo! Muszę ją mieć.
Nie wiem tez kasico czy znasz tego bloga –> http://www.missunderpinnings.com/ ? W ostatniej notce autorka przedstawia nową marke Sunday Intimates i też się zakochałam, aczkolwiek boje się trochę o fasony. Ale to w 100% moja estetyka! Autorka tego bloga była też niedawno w PL i spotykała się z polskimi wytwórcami bielizny i bardzo ciekawie to opisała 🙂 Polecam 🙂
18 sierpnia 2013 at 12:26kasica_k
Miss Underpinnings znam 🙂 Bardzo fajny blog. Wrzucałam zresztą na fejsa zajawki o jej relacjach z polskich wojaży, odwiedziła sporo naszych producentów i sklepów. Bardzo ciekawe te Sunday Intimates, takie retro – dzięki za cynk 🙂 Te ciemnozielone koronki… Kto wie, może kiedyś do nas zawitają?
18 sierpnia 2013 at 13:51Z Change natomiast mam już 6 sztuk w sumie 🙂 Oprócz zbiorczej recenzji podlinkowanej w tej notce, były jeszcze dwie:
stanikomania.blox.pl/2012/11/Jesienne-vintage-w-CHANGE-Adeline.html
stanikomania.blox.pl/2012/11/Jesienne-vintage-w-CHANGE-Sally.html
– też takie dosyć retro modele 🙂
korlat
No te zielone koronki ukradły moje serce 🙂
18 sierpnia 2013 at 16:01Ta sally calkiem ladna ale angelique (balkonetka) najladniejsza 🙂
miss-alchemist
Tak, tak, dokładnie 😀 Nie ma innego biustonosza na podróż, niż Change. Być może nie dają zapierającego dech w piersiach efektu ani maksymalnego supportu, ale są to tak niemożebnie wygodne biustonosze, że wszystkie inne, choćby najpiękniejsze i najlepiej kształtujące, odpadają w przedbiegach, jeśli potrzebuję komfortu. Jak mam siedzieć kilka godzin w pociągu czy autobusie, jak jest okrutnie gorąco, czy w ogóle jakieś niekomfortowe warunki, to Change rządzi. A przy tym leżą dobrze i spełniają swoje zadanie noszenia biustu 😉
18 sierpnia 2013 at 20:02aksanti
Podpisuję się z czystym sumieniem jeśli chodzi o wygodę Change. Zawsze też powtarzam to klientkom mierzącym Change. Mam co prawda doświadczenie z noszenia i dobierania Camille, ale mam zamiar się rozszaleć;P na przyszłe lato muszę coś miękkiego od Change sobie wziąć, żeby mieć co nosić w największe upały.
20 sierpnia 2013 at 12:48Anita
Piękny stanik, w moim ulubionym kolorze. A te koronki! Tylko mam złe doświadczenia z sztucznymi diamencikami. Dobrze się trzymają?
21 sierpnia 2013 at 10:14kasica_k
Nie widzę oznak nietrzymania na razie 🙂 One są oprawione w plastik, nie w metalowe łapki, to są takie jakby guziczki, mocno przyszyte do tych kwiatków.
21 sierpnia 2013 at 19:18yaga7
Zastanawiam się, czy pod względem wygody przebiłby moje wygodniczki, czyli Elomi i Fantasie.
23 sierpnia 2013 at 18:17black_halo
Trafilam na artykul z glownej strony gazety ;D
24 sierpnia 2013 at 18:27bezstanikowa
biedne, Wy biedne…w upały tez nosicie staniki? jak tam pryszcze, schodzą do zimy? nie rozumiem, jak można w upały dręczyć się elastycznymi, przylegającymi materiałami. Nikt mi nie wmówi, że to robi dobrze biustowi, wpływa dobrze na jego skórę i elastyczność. Ugotowane jak jajka na twardo cycki nie są chyba szczęśliwe. Ja, od kwietnia do września włącznie, chodzę tylko w koszulkach na ramiączkach o krojach i wzorach maskujących brodawki i jakoś nic mi nie obwisa, a jestem sporo po trzydziestce. Nasza kultura wmawia kobietom, że muszą ukrywać posiadanie brodawek sutkowych, jednocześnie eksponując posiadanie biustu w ogóle, popapranie kompletne. Tu push up, tu gruba poducha przykrywająca sutki, bo a nuż ktoś się podnieci…przecież to jest chore. Żaden mężczyzna nie zgodziłby się chodzić w gumowanej uprzęży, a już na pewno nie w upał. Za jakie grzechy wy tak się udręczacie, cierpiętnice?
26 sierpnia 2013 at 02:43kasica_k
A ja nie rozumiem tego złośliwego tonu, podszytego wyższością. Droga bezstanikowa – rozumiem, że cieszysz się ze swojego sterczącego biustu, ale są kobiety, których piersi nie zachowują się jak baloniki wypełnione helem i którym zwyczajnie wygodniej jest, zwłaszcza latem, gdy skóra biustu nie dotyka tej pod spodem. Że tak polecę dosłownie, biorąc z ciebie przykład – od tego to się dopiero pryszcze robią. Może więc niech każdy robi, jak mu wygodnie? Co ty na to? 🙂
Skargi na obsesję ukrywania sutków (tudzież poduchy) zaś kierujesz pod niewłaściwy adres 🙂
26 sierpnia 2013 at 03:31kerima
nie wyobrażam sobie chodzenia bez biustonosza,czy latem czy zimą.Mam biust przeciętnej wielkości (65f-70d),lat 40 kilka.Dyndające piersi bardzo przeszkadzałaby mi.Nie męczę się w miękkich ślicznych stanikach latem.Nie mogę jedynie przekonać się do spania w biustonoszu.Nikt nikogo nie zmusza .Jak ktoś chce to niech nosi ,jak nie to nie.
26 sierpnia 2013 at 15:19pinupgirl_dg
Ja ostatnio polubiłam chodzenie bez biustonosza, ale na pewno nie w upały. Chyba, że ktoś ma samonośny biust, który nie styka się z klatką piersiową czym innym, niż podstawą, nawet przy garbieniu się. Staniki mnie nie męczą, szczególnie wyłożone bawełną, albo bezszwowe. Noszę staniki dobrze dobrane i za nic nie ubiorę takiego, który nie jest wygodny. Gdy pogoda jest bardziej znośna, to chętnie chodzę bez stanika, chociaż nie dorabiam do tego ideologii. Do obsesji sutkowej się przyznaję uczciwie.
26 sierpnia 2013 at 23:31plica
w upalne dni świetnie sprawdziła mi się changowa charita. change.com/int/charita-1.html delikatna, przezroczysta koronka, mieciutka, przewiewna, małe zabudowanie i wygooooooooooda. mam nadzieję ze niedługo answear znowu będzie miał jakieś przeceny 🙂
29 sierpnia 2013 at 08:26kasica_k
Odgrzewam temat Czejndży 🙂 I donoszę, że oranżowa Linda była ze mną na dwóch całodziennych górskich wycieczkach i mogłam na nich spokojnie zapomnieć, że mam na sobie stanik. A był to czas trudniejszej fazy księżyca oraz ciepła pogoda i dużo potu 😉 Więc polecam szczerze na warunki ekstremalne!
12 września 2013 at 23:42