Każda Stanikomaniaczka wie, że o bieliźnie można bez końca 🙂 I że bieliźniane pogawędki często rzucają nowe światło na całkiem, wydawać by się mogło, odległe sprawy. A jeśli jeszcze nie wie – to za chwilę się dowie!
Przedstawiam Wam nowy pomysł: cykl wywiadów z interesującymi ludźmi, pod hasłem „O bieliźnie z…”. Będę pytać moje rozmówczynie i rozmówców o to, co lubią w bieliźnie. Czy wolą figi czy stringi, odziewają ciało w beż, a może wolą tęczę? A potem zobaczymy, dokąd nas temat zaprowadzi!
Na początek zapraszam do rozmowy z Galantą Lalą, blogerką plus size, która tworzy fundamenty ruchu body positive w naszym kraju. Kiedy trafiłam na jej blog, powiedziałam: Wow! Na taką osobowość właśnie czekałam!
Lala, czyli Ula, to osoba o wszechstronnych zainteresowaniach, zapalona tancerka, wulkan energii oraz oczywiście zadeklarowana „ciałopozytywka”. Niektóre z Was być może znają ją także jako fotomodelkę z najfajniejszych sesji Ewy Michalak.
(Przy okazji pozdrawiam też Jagienkę, która także bloguje o bieliźnie i która zainspirowała mnie do rozpoczęcia tego cyklu. Może i z nią pewnego dnia sobie porozmawiamy? 🙂 )
Endżojujcie!
– Czy zwracasz uwagę na bieliznę? Traktujesz ją jako ważny element stroju, czy raczej się na niej nie skupiasz?
Galanta Lala: Bardzo! Odkąd odkryłam, że odklejony od brzucha biust ma sprawczą moc w kwestii mojego samopoczucia, zdecydowanie zwracam uwagę na to, co noszę. Osobną kwestią jest to, że dopiero od niedawna mogę kupić odpowiednio dopasowaną bieliznę – w obwodach powyżej 85 i więcej niż nieszczęsne 2XL w majtkach.
To nie jest tak, że nie mam dni, kiedy noszę majtki z multipacka od Bonprix – nie chciałabym też przekonywać nikogo, że dobrze się można czuć wyłącznie w koronkach i krynolinach. Bynajmniej. Przede wszystkim – dopasowanie. Zwracam uwagę na wygodę. Jestem już za duża na barowanie się z np. wpijającymi i rolującymi gumkami.
– Jaki jest twój ulubiony element bielizny? Ciekawa jestem, czy podzielasz moją miłość do staników, czy też jesteś pod tym względem bardziej umiarkowana 🙂
Podzielam miłość do staników, chociaż jak wiesz – dopiero uczę się rynku. Odkrywam możliwości i właściwości różnych konstrukcji i materiałów, trochę jak Alicja w Krainie Czarów.
Nie mam za to problemu ze wskazaniem najmniej ulubionego elementu – zdecydowanie są to halki modelujące. Mimo szczerych chęci nie znalazłam jeszcze takiej, która by mnie nie doprowadziła do frustracji. Po pierwsze prawa fizyki są nieubłagane – jak ściśniesz na dole, wychodzi górą, po drugie – wszystkie, z jakimi miałam do czynienia rolują mi się tak, że po dwóch godzinach wszystko mam zwinięte w pasie.
– Czy lubisz bieliznę ozdobną, czy też wystarczy, by była funkcjonalna?
Chwilę temu sprzedałam się z majtkami z Bonprixa 😉 Lubię piękne rzeczy, ale decyduje wygoda. Na szczęście podaż rzeczy pięknych i przy tym funkcjonalnych rośnie. Kiedyś z moim rozmiarze miałam do wyboru stanik beżowy, czarny i biały, dzisiaj głowa mi się chce ukręcić od tych wszystkich kolorów i możliwości.
– Czy masz ulubiony krój biustonosza, majteczek? Pełna miseczka czy coś mniej zabudowanego? Figi czy stringi? Jakie kolory i style najbardziej lubisz?
Moim najulubieńszym krojem fig są majtki z golfem! Z jednej strony – mam słabość do stylistyki retro, z drugiej wiecznie zjeżdżające i rolujące się pod brzuchem majtki doprowadzają mnie do białej gorączki. Tak samo wpijające się gumki, które z mojego tyłka robią świąteczną szynkę. Nie, nie, nie. Kiedyś wstydziłam się wielkich majtek (innych w moim rozmiarze nie było), ale potem zobaczyłam pin up i przeszło jak ręką odjął. Majtki z golfem weszły, mam nadzieję, na stałe do kanonu. Doskonale pamiętam, jak ze trzy lata temu jeździłam jak wściekła po Łodzi, żeby kupić bodaj pierwsze wysokie figi w Change, nie pamiętam modelu ale było to coś spod szyldu Britney Spears. Boczku, co to była za radość! Od sytuacji idealnej dzieli nas jeszcze trochę, ale wierzę, że wymusimy na producentach taki standard.
Jeśli chodzi o biustonosze, to nie wyrobiłam się jeszcze na tyle, żeby z pełnym przekonaniem wskazać swój ulubiony krój. Jedno jest pewne – bardzo się polubiłam z miękusami, w czym Twoja działalność blogowa miała niemały udział. Pływam sobie niezdecydowana czy wolę biust skulkowany, czy może jednak retro. Czy to nie cudowne, że mogę tak przebierać?!
Kolorystyczna ciekawostka jest taka, że nie mam w szufladzie ani jednego beżowego biustonosza. Nie wiem co zaszło, ale najwyraźniej mam teraz okres czarny. Rządzi zdecydowanie klasyka, ale czuję, że powoli zbiera mi się na kolor. Po tym co widziałam na 5. Salonie Bielizny jestem pewna, że z wiosną wiele się zmieni. Jestem zdecydowanie „kwiatkowa”. Czekam z utęsknieniem na Maki z Makowa Podhalańskiego (czyli model Verbena od Samanty – przyp. red. 🙂 ). Zasada Fal rządzi całą moją garderobą; był taki okres, że miałam ubrania wyłącznie w dwóch kolorach – fioletowe i granatowe.
– Twoja ulubiona marka bielizny (dla mnie podanie jednej byłoby mega trudne, więc możesz wymienić kilka 😉 )
O mamo. Ja z kolei nie znam rynku aż tak dobrze! Moje sympatie zdecydowanie układają się po stronie marek ciałopozytywnych – effuniaków, Sculptresse, Anity. Oczywiście nie wyczerpuje to listy, temat stał się gorący i mam nadzieję, że jak najwięcej producentów odrobi pracę domową, przeanalizuje jakie rozmiary sprzedają się im najczęściej i zrezygnuje z mówienia w języku photoshopa na rzecz autentycznego dialogu z konsumentkami.
– Twoje największe bieliźniane bolączki, czyli co najtrudniej znaleźć, dopasować, czego jeszcze nie potrafią producenci? Z czym, w twoim odczuciu, największy problem mają Syreny Lądowe, czyli twoje czytelniczki?
Ile mamy czasu? Niby żarcik, a jednak gorzki. Mam dosyć wymagającą konstrukcyjnie budowę, stosunkowo niedużą miskę przy dużym obwodzie, a do tego kawał zadu w rozmiarze gdzieś pomiędzy 48 a 50. I weź tu taką ubierz. [Ale jak to? Wydawałoby się, że większość kobiet wokół nas to raczej sylwetki typu „gruszka”, a więc wydatne biodra i biusty nie takie znowu atomowe… które wcale nie powinny stanowić konstrukcyjnego wyzwania!]
Największy żal do producentów mam o majtki. Jestem kompletoholiczką, do tego stopnia, że zwykle kupuję dwie pary majtek do kompletu. Niestety, często nie mam czego kupić. Mam wrażenie, że wiele firm szyje matki z resztek. Wiem oczywiście, że tak nie jest, ale w niektórych przypadkach widać posunięta do granic rozsądku oszczędność, szczególnie w dużych rozmiarach. Ha, dużych rozmiarach! Co to jest 3XL? W niektóre się mieszczę, ale przecież są kobiety noszące rozmiary powyżej 50tki, które też trzeba dopieścić. Nie rozumiem tego, klientela plus size to łatwy pieniądz, leżący na ulicy. Taki, po który nikt się nie chce schylić, czasami na serio chciałabym wydać pieniądze, ale producent ich nie chce.
Jest w tym błędnym kole jeszcze jedno ogniwo – sklepy, które nie prowadzą dużych rozmiarów. Rozumiem, że stany magazynowe trzeba prowadzić rozważnie, ale jeśli ktokolwiek uważa, że Syreny Lądowe będą kupowały majtki na zamówienie, to powinien się powtórnie zastanowić. Oczywiście – jak się na coś uprę to poczekam, ale na co dzień nie ma takiej opcji. Szukam kolejnego sklepu, który ma mój rozmiar. Gorzej, jeśli nikt nie ma. Jak wiesz podczas 5. Salonu Bielizny od jednej z marek usłyszałam, że w outletach mają głównie duże rozmiary. Bardzo długo to za mną chodziło. Myślałam i myślałam, a tymczasem odpowiedź na pytanie, dlaczego tak jest, miałam cały czas przed nosem, w półmetrowej hałdzie katalogów i broszur.
No bo jak sprzedawać duże rozmiary, pojąc kobiety zdjęciami modelek rozmaru 36? Nie zrozummy się źle, ja nie mam nic przeciwko szczupłym modelkom. Mam za to dużo przeciwko firmom, które serwują nam bez wytchnienia koszmarki obróbki graficznej. Takich kobiet, jak te w katalogach, nie ma! Uczciwie przyznam – mnie też jest ciężko wyobrazić sobie, czy zmieszczę tyłek w te konkretne majtki, które widzę na zdjęciu. Z jednej strony super, jesteśmy my, blogerki, pokazujemy na prawdziwych ciałach, na różnych typach sylwetek produkty różnych firm. Tyle, że to nie to samo, co katalog. Nie jest żadną tajemnicą, że brałam udział w zdjęciach dla Ewy Michalak – bardzo cenię jej podejście. Nasza współpraca nie była planowana, dopóki nie trafiłam do niej na przymiarkę. Mam mały biust i spory brzuch (przy czym – ciekawostka – nie jestem jabłkiem), ile jest kobiet, które wyglądają tak jak ja? No właśnie, na pewno o wiele więcej, niż tych, które mają 180 cm wzrostu i noszą rozmiar 34/36. Swoją drogą to ciekawe jak u Ewki wygląda sprzedaż majtek, co? Może jednak da się je sprzedać lepiej, gdyby je pokazać na większym tyłku?
Z tym właśnie mamy my, kobiety plus size, największy problem, że mało kto nas traktuje poważnie jako siłę nabywczą.
– Czy i w jaki sposób bielizna zmienia twoje samopoczucie, nastrój, dobre czucie się ze swoim ciałem? Czy lubisz siebie bez ubrania? U mnie bielizna sprawiła, że stałam się osobą bardziej ciałopozytywną. A jak jest u ciebie?
Bardzo zmieniła. Umówmy się, każdy wygląda lepiej w dopasowanej bieliźnie, niż w za małych majtkach wbijających się w boczki. Pierwszego nura w świat bielizny zrobiłam tak naprawdę za przyczyną bikini, chyba jakoś w okolicy tego posta się poznałyśmy, prawda? Tego o kiepskim bikini z sieciówki. Samo wyjście przed aparat w bikini było dla mnie novum, ale też wielką próbą charakteru. You oughta practice what you preach, prawda? Musiałam zmierzyć się z sobą i sprawdzić, na ile wystarczy tej mojej ciałopozytywności. W niszy plus size trwa niegasnąca dyskusja o tym, czy trzeba pokazywać tyłek, żeby być ciałopozytywnym. No nie trzeba. To nie jest kwestia bycia bopo, tylko elementarnej uczciwości, szczerości ze sobą.
Skoro mówię Syrenom, że gruby zad to nie koniec świata, nie mogę sama robić tragedii z tego, że jestem gruba. Jeśli mówię, że nawet z defektami są piękne, to nie będę poprawiać własnej urody (nie mówię tu o zwykłym dbaniu o siebie, oczywista). To nie jest ciałopozytywność, tylko czystej wody hochsztaplerka i korzystanie z mody. Mam wrażenie, że im dalej wchodzę w blogowanie, tym bardziej się radykalizuję w tym względzie. Rozdzielam plus size od body positivity, choć te granice się coraz mocniej zacierają, w dobrym tonie jest udawać, że się kocha siebie. Łatwiej to napisać, niż faktycznie wykonać pracę nad sobą i pokochać defekt. W moim odczuciu wasza, bieliźniana nisza jest znacznie bardziej body posi, niz plus size. Mówię to z bólem serca.
Nauczyłam się lubić siebie bez ubrania. W branży bieliźnianej mamy kontakt z ciałami prawdziwych kobiet, wiemy jak wygląda rzeczywistość w przymierzalniach. Ja się nauczyłam tego, że mam takie cycki, jakie mam. Moje. Długo ich nie lubiłam, bo takie nijakie. Nie dość duże, żeby spełniać wymogi bycia „sexy”, nie dość małe, żeby były jędrne przez długie lata. Wielokrotnie odchudzane, opalane, męczone jazdą konno bez odpowiedniej bielizny. To dla mnie ogromnie cenna lekcja, chcę się tym podzielić. Dlatego zdecydowałam się na zdjęcia w bieliźnie. Dlatego będąc po 30ce zdecydowałam się na pierwszą w swoim życiu sesję w bieliźnie. Przypadek? Nie sądzę.
– Czy nosisz bieliznę erotyczną?
Bardzo bym chciała, ale nie noszę. Raczej markuję koronkami.
Oferta bielizny erotycznej plus size jest, delikatnie mówiąc, mocno uboga. Nielicznym, podejmującym temat producentom brakuje wyobraźni – nie noszę stringów, nie poruszają mnie lateksowe tuby, rajstopy z dziurą i przebrania pielęgniarki. Biedaerotyka mnie odrzuca. Temat nie jest łatwy, ale trochę mi się marzy zrobienie takiej linii ze smakiem, może nawet pod szyldem Galantej Lali? To by było coś. Jest w narodzie potrzeba, o czym świadczy wyparowanie wszystkich większych koronkowych bikini z Lidla w pół godziny. Producenci, jeśli czytacie, to puszczam do Was oko! Wierzę, że nie jest to ziemia nie do zdobycia.
Tropię rozwój sytuacji, chciałam w ramach swojego cyklu o Intymności Plus Size pokazać kilka propozycji takiej bielizny, najchętniej krajowej produkcji, ale… delikatnie mówiąc, utknęłam. Podoba mi się styl Bluebelli, ale w tym przypadku mogę pomarzyć o pasującym rozmiarze.
– Jak myślisz, czy bielizna ma szansę stać się istotnym tematem w blogosferze plus size, obok mody odzieżowej?
Absolutnie tak, widzę ostatnio intensywny wzrost bieliźnianej aktywności na blogach plus size. Tak naprawdę bielizna zawsze była obecna w tle, niestety, głównie w tym modelującym sylwetkę wydaniu. Nie potrafię przewidzieć, w którym kierunku się to potoczy – może dlatego, że moda ma dla mojej blogowej działalności marginalne znaczenie. Nie, że nie chciałabym jej robić. Niespecjalnie mnie na to stać, bo wiązałoby się to z koniecznością ściągania ciuchów z zagranicy.
Na rynku jest stosunkowo niewielu producentów, kolekcje nie są duże, a do tego firmy szyją bardzo podobne projekty. Efekt jest taki, że widzisz jedną kurtkę w podobnych stylizacjach na kilku blogach. Bielizna ma nad modą tę przewagę, że firm jest więcej, więcej eksportujących swoje produkty większych firm, więcej pomysłów, większe tempo rozwoju. Życzę modzie plus size, żebyśmy wylobbowały w niej przynajmniej to samo, co wy w zakresie stanikowym.
Rozwój branży plus size w Polsce – nie tylko w kontekście mody – powstrzymuje rozmiar rynku oraz brak pomysłu jak ten plus size podać. W tej chwili podajemy go z body posi, jak będziemy to robić za rok? Kto wie?
– Stworzyłaś już kilka bieliźnianych wpisów w swoim blogu. O czym są? Co chciałabyś przekazać Syrenom Lądowym w związku z bielizną? Może widzisz jakieś stereotypy do obalenia, mury do zburzenia? 🙂
Ha! Zaczęło się od tragicznych bikini i muszę się przyznać, że to jest rekordowy wpis z minionego roku. Moje zdjęcia z nieszczęśliwą miną w kompletnie niedopasowanym bikini obejrzało kilkanaście tysięcy użytkowników, co jak na tak małego bloga jak mój jest niezłym wynikiem. Potem wyjaśniałam różnice między bikini od firmy bieliźniarskiej a tym z sieciówki.
Tak naprawdę to temat bielizny wciąż jest u mnie bardzo świeżutki, podczas 5. Salonu Bielizny poznalam masę fajnych ludzi, to pchnęło mnie w kierunku głebszych refleksji nad bielizną w kontekście plus size. Ostatnio opowiadałam o tym, jak uwolniłam się od gąbki i głębokiego przekonania, że mój biust jest bardzo nie tak – staram się, żeby moje bieliźniane rozważania nie sprawiły, że zgubię gdzieś ciałopozytywnego i plussajzowego ducha bloga. To dla mnie bardzo ważne.
Syrenom Lądowym chciałabym powiedzieć, że zasługują na piękną bieliznę tak samo, jak ich szczuplejsze koleżanki i że nie, nie wyglądają wcale głupio w pięknej bieliźnie.
Oraz, że wbrew temu, co sądzimy, mamy moc – możemy sobie wylobbować te wymarzone majtki do rozmiaru 60 czy gustowną bieliznę erotyczną. Serio!
– Szczerze wierzę w moc! Dziękuję za rozmowę!
A może teraz Wy chciałybyście zadać Galantej Lali własne pytanie? Albo dorzucić coś do tego, co napisała o większych rozmiarach, albo o ciałopozytywności w kontekście bielizny?
I z kim mam porozmawiać następnym razem? 🙂
9 komentarzy
magdalaena1977
Bardzo fajny wywiad – zarówno ze strony wywiadującej jak i wywiadowanej. Jestem grubsza od Kasicy i liczę na Galantą Lalę w kwestii lobbingu dużych majtek i staników z dużymi obwodami, szczególnie w sklepach stacjonarnych.
A co do modelujących halek, to na wyjątkowe okazje polecam kończące się pod biustem i zapinane w kroku body, które trochę zmniejsza brzuszek, ale się nie zwija.
8 grudnia 2017 at 18:57yaga7
Świetny pomysł z takimi wywiadami, popieram 😀
I lobbuję za majtkami. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego w tak wielu polskich firmach rozmiarowka kończy się na XL czy XXL, przy czym to XXL i tak jest małe – sama je noszę w Avie czy Gai, a nie uważam, żebym miała jakiś duży zad (aczkolwiek mogę nie dopuszczać do siebie prawdy 😉 ). Z jednej strony taka Ava robi obwody 95 czy 100, a majtki kończą się na 3XL. Bez sensu. A stringi w wielu firmach to się konczą na XL, również bez sensu.
8 grudnia 2017 at 20:08kasica_k
@magdalaena, dzięki. Te dużoobwodowe staniki – nie wiem jak jest w stacjonarnych sklepach, ale internetowe filie naszych “brafittingowych” salonów ciągle jeszcze dyskryminują rozmiary powyżej 80, a chociażby 85 są przecież dostępne w zdecydowanej większości firm.
@yaga7, polskie majtki zwłaszcza firm “stanikowych” mam wrażenie, że mają bardzo małe odstępy między poszczególnymi rozmiarami i w związku z tym to, co np. w UK nazywa się L, u nas dochodzi do XXL. Z zadkiem w rozmiarze zaledwie 42-44 muszę mieć co najmniej XL, w firmach UK wystarcza mi M-L. I nie masz dużego zadu, są miliony większych i jeszcze większych 🙂 Zastanawiam się, w co wg naszych producentów mają się ubierać te wszystkie kobiety, na które pasują w biodrach moje sukienki (sukienki kupuję na wymiar w biuście, bo to największy z moich wymiarów, w związku z czym w biodrach zmieściłabym dużo więcej niż posiadam). Jestem przekonana, że kobieta o przeciętnym kształcie sylwetki, nosząca dobrze dopasowaną moją kieckę 44 nie dałaby rady zmieścić zadka w żadną polską firmę 😉
Dzięki za miłe przyjęcie pomysłu 🙂
8 grudnia 2017 at 21:34magdalaena1977
Na szczęście ja stawiam na wygodę, więc mój duży zadek i duży brzuszek okrywają sięgające do talii full brief z M&S w rozmiarze 20 (a są jeszcze 22 i 24) i elastyczne szorty z Tesco.
IMHO w większości bieliźniarskich firm problemem jest brak miejsca na brzuch. Tzn. producenci dopuszczają myśl, że kobieta ma szerokie biodra, ale wyobrażają sobie, że z przodu od spojenia łonowego do podbiuścia jest płaska. W efekcie tradycyjne majtki nie mają się na czym zatrzymać i zjeżdżają na sam dół, pod brzuszek.
9 grudnia 2017 at 11:02Jagna
Po co kupować gazety w obliczu takich wywiadów? Boski! Jedno z moich ulubionych określeń: “biedaerotyka” <3
10 grudnia 2017 at 00:23kasica_k
@magdalaena, mimo nieco mniejszego rozmiaru mam dokładnie ten sam problem majtek przewidzianych na płaskie brzuchy i zjeżdżających. Takie codzienne gatki mogę mieć niższe, ale gdy mam ochotę na komplet, to wolę siebie w niezjeżdżających majtkach 🙂 Dlatego głosuję za “majtkami z golfem” 🙂
@Jagna, dziękuję za dobre słowo, i za inspirację. Z taką rozmówczynią trudno, by nie wyszło fajnie 😉 Biedaerotyka – też bardzo mi się podoba to określenie. I pozielam odczucia Galantej Lali w tym względzie 🙂
11 grudnia 2017 at 14:07yaga7
No to ja wybitnie majtek z golfem nie lubię 🙂 Właśnie w takich gaciach robi mi się brzuch, który wystaje. Najchętniej noszę takie o normalnej wysokości czy ciut niższe.
A w ogóle na profilu Avy na fejsie jest dyskusja o tym, czy są potrzebne większe rozmiary, napiszcie, że tak 😀
11 grudnia 2017 at 15:11kasica_k
@yaga7 już lecę! 🙂
Co do golfów i innych dekoltów, każda z nas jest inna i w związku z tym proponuję, by do każdego stanika były dostępne co najmniej 2 kroje samych fig, a nie tylko jedne figi i stringusie. A najlepiej ze 3, np. niskie, wysokie, brazylijskie 🙂
11 grudnia 2017 at 15:21kasia.winna
Popieram projekt wywiadowczy. Poszłam tropem bieliźnianym do Lali i ją chyba ozłocę za pomysł z 2 parami gatek plażowych. Swoją drogą łatwiej kupić duże majtki plażowe niż bieliźniane.
12 grudnia 2017 at 21:01