Dziś coś dla naprawdę rasowych maniaczek!
W najnowszej notce na knickersblogu znajdziemy mnóstwo wskazówek, co począć ze starymi, lecz wciąż lubianymi biustonoszami, zalegającymi na dnie szuflady, których szkoda nam wyrzucić – bardzo polecam. Ja natomiast, na początek, proponuję coś z zupełnie innej beczki – jak dbać o te najdroższe naszemu sercu egzemplarze, bez których nie potrafimy się obejść?
Podobno, by długo nam służyły, powinnyśmy je odpowiednio rozpieszczać… Pisząca te słowa ze wstydem zdała sobie sprawę, że przedmiot swojej manii traktuje wprost skandalicznie – nie dość, że wrzuca bezceremonialnie do pralki (co prawda w woreczku ochronnym) i pozwala wirować, to jeszcze stosuje całkowicie nieodpowiednie detergenty. Tymczasem wynaleziono już odpowiednie środki piorąco-pielęgnacyjne do naszych skarbów – znajdują się one w ofercie francuskiej firmy Soyelle, która ma już polskiego dystrybutora i obficie wstawia swoje towary do niektórych sklepów z bielizną (oraz, zdaje się, wystawia na Allegro).
Mamy do wyboru proszki do prania łagodne dla rąk (chodzi bowiem, rzecz jasna, o pranie ręczne) w stanie sypkim bądź w specjalnych porcjach, oraz kostki do używania w pralce (w ten sposób pierzemy tylko to, co dozwolone, i wyłącznie w specjalnym woreczku, w który, jeśli ktoś go jeszcze nie ma, można się w Soyelle zaopatrzyć). Oczywiście w naszej łazience powinien się koniecznie znaleźć stylowy ceramiczny pojemnik z łyżeczką, w którym będziemy ów sypki specyfik przechowywały. Jeśli naszym skarbom zdarzy się jakiś przykry wypadek, stosujemy przed praniem specjalny, delikatny odplamiacz do bielizny w sprayu.
Uprane i wysuszone śliczności spryskujemy wodą bieliźnianą o zapachu róży, a te, które wymagają prasowania, perfumujemy takąż wodą do żelazka, w szufladzie przesypujemy je nasączonymi różano-liliowym aromatem płatkami zapachowymi bądź wkładamy tam saszetkę zapachową (“perełki zapachowe w sercu z organzy” bądź “wonną lawendę w saszetce z organdyny”).
Dopiero włączywszy te wszystkie zabiegi do naszej codziennej rutyny, możemy się nazwać prawdziwymi maniaczkami bielizny, czemu warto dać odpowiedni wyraz – tak, by każdy, kogo spotkamy, wiedział, z kim ma do czynienia. Do tego celu mogą nam posłużyć stylowe broszki w kształcie: staniczka, gorseciku, pończoszek, a nawet majteczek. Jeszcze tylko wizytownik w kształcie biustonosza na służbowe biurko, i gotowe. Na zlot stanikomaniaczek zaś koniecznie pieczemy ciasteczka w kształcie staników, majteczek i gorsecików, posługując się odpowiednimi foremkami (jedna z nich – na fotce powyżej), uprzednio rozesławszy zaproszenia na odpowiednich kartach.
Autorka dziękuje za inspirację: Ani Z., redakcji knickersbloga, Lobby Biuściastych oraz firmie Soyelle.
13 komentarzy
limonka_01
To ja poproszę o taka broszkę z gorsecikiem, na okoliczność rozpoznania się lobbystek w tłumie 🙂
4 maja 2007 at 18:18Foremki też nader ineteresujące. Możeby tak lubemu jakieś ciasteczka upiec?
kasiamat00
A pomyślcie jakie duże torebki by wyszły z naszych staników 😉
4 maja 2007 at 19:10be_lata1
Gdybym tak zaczęła stosować te wszystkie wymienione zabiegi to mój stanik miałby lepiej od mojego ślubnego;-))
5 maja 2007 at 21:46kasiamat00
A jeśli ktoś chciałby na serio używać takiej wody bieliźnianej, to polecam L’Occitane. U nich występuje to w wielu odmianach zapachowych 🙂
Nie, nigdy nie odbiło mi tak, aby tego używać – ale u nich można sobie np. kupić taką wodę z tej samej linii zapachowej co żel pod prysznic, płyn do kąpieli, mydło i wodę toaletową. To dopiero jest mania 🙂
5 maja 2007 at 23:28kasica_k
Znajoma uzywala wody do zelazka i chwalila sobie. Ja sie na razie w L’Occitane ograniczam do kosmetykow ludzkich, bieliznianych jeszcze nie probowalam 🙂
5 maja 2007 at 23:55kasiamat00
Ja choruję na ichnią linię werbenową. No i krem do rąk – ale to już raczej moje dłonie, bo żadnego innego nie tolerują.
6 maja 2007 at 00:34kasica_k
Z serii Karite? Nie rozstaje sie z nim 😉
6 maja 2007 at 14:33ananke666
Taaaa… mój Luby na wieść, że pragnę nabyć specjalny proszek, płyn, wodę i pojemniczek, okrasiwszy to wszystko wizytownikiem i płatkami, popukałby się zaledwie w czoło. Gdybym to nabyła, a on ujrzał dzieło, ekspresowo odstawiłby mnie do lokalu bez klamek w Lubiążu, czy jak tam nazywa się to wariatkowo pod Wrockiem :p
7 maja 2007 at 20:35kasica_k
Co tam pojemniczki i platki 🙂 Dla mnie kluczowe w ofercie Soyelle sa dwie rzeczy: broszka-staniczek (cudny kicz, w dodatku wymowny) i ciasteczka-staniczki (takoz, w dodatku moze byc smaczny). Wyobrazcie sobie, te staniczki w polewie czekoladowej, lukrowane gorseciki, majteczki z wiorkami kokosowymi… Oczywiscie w jakims eleganckim salonie z bielizna, gdzie miedzy jednym mierzeniem a drugim mozna pokrzepic sie kawka. A saszetke zapachowa dostac w prezencie do udanych zakupow. I zaproszenie na fitting event w ozdobnym karneciku. O.
7 maja 2007 at 22:01maheda
Widzę, że tu więcej maniaczek L’Occitane 🙂
8 maja 2007 at 19:58Ja też lubię, nie tylko ja zresztą.
Wszyscy u mnie w domu mamy fioła na tym punkcie – ostatnio dziecko poleciało tam ze swoim miesięcznym kieszonkowym i przerobiło kieszonkowe na mydełko 😉
zamira.drakasha
Ależ woda bieliźniana o zapachu róży to chyba za karę. Dla niepoddających się uświadomieniu koleżanek. Przynajmniej ja do zapachu róży w wersji innej niż sam kwiatek jestem mocno sceptycznie nastawiona, toż to śmierdzi jak perfumy mojej prababci, która wprawdzie nie żyje od 18 lat, ale zapach jej perfum wciąż jest niezapomniany (i bynajmniej nie w pozytywnym sensie).
20 czerwca 2009 at 23:53Ale cała reszta cudowna. Ciasteczka w kształcie stanika cudowne. Na następny zlot w Krakowie robię stanikowe drożdżowe, a co! Ciekawe do jakiego rozmiaru urośnie 😉
emmisi
Nabyłam woreczki lawendowe Soyelle.
21 czerwca 2009 at 08:37Zapach ( w sufladzie) bardzo subtelny, ledwie wyczuwalny ale sprawił, że to już nie ta sama szuflada z bielizną.
Co do środków piorących to używam Kokosalu. Wprawdzie wściekle się pieni ale już nie zamienię na inny.
kasica_k
Ja z kolei przepadam za różą, także w wersji a la bułgarski olejek. Nie lubię natomiast lawendy 🙂 A o ciasteczkach marzę nieustająco, muszę kiedyś popełnić jakiś wypiek bieliźniany… jeszcze nie wiem, w jaki rozmiar celować 😉
22 czerwca 2009 at 15:27