WRynek i moda

Marks&Spencer daje radę… szkoda, że nie wszędzie tak samo.

Tu dojrzała klasyka, tam młodzieżowe kolory i wzory – M&S stara się trafiać w potrzeby wszystkich.

Drogie mieszkanki i bywalczynie Zjednoczonego Królestwa – obawiam się, że nie znajdziecie w tym tekście żadnych rewelacji. Ponieważ jednak jeszcze nie wszystkie (chyba? 🙂 Polki zdążyły już odwiedzić „kraj staników”, postanowiłam podzielić się doznanym tam szokiem kulturowym 🙂 Już bowiem  kilkugodzinny spacer po jednym z większych angielskich miast (na więcej, niestety, nie starczyło mi czasu w ciągu mej brytyjskiej wycieczki, na którą zaprosiła mnie firma Panache) pozwolił mi zorientować się, jak dalece brytyjski bra-rynek różni się od polskiego.

Marks&Spencer – tę sieć wielobranżowych sklepów dobrze znają mieszkanki kilku wielkich miast Polski. W UK zapewne zna ją każde dziecko, albowiem Marksów jest tam ponad 700 (w Polsce – 16, z czego 6 w Warszawie). Wszyscy mieszkańcy Wielkiej Brytanii mają też dostęp do całości oferty online, a wraz z nimi – mieszkańcy większości UE oraz sporego kawałka reszy świata. Kambodża? Oczywiście. Bośnia i Hercegowina? No problem. Żeby jednak M&S dostarczył coś na polski adres, zamówienie musi zostać złożone… stacjonarnie, w jednym z brytyjskich sklepów. Czemu w ogóle wspominam o zakupach online – skoro we własnym mieście stacjonarek mam kilka do wyboru? Rzecz jasna, z powodu istotnych różnic w asortymencie między Marksem PL a Marksem UK.

Misja: Sheffield, Fargate

W Sheffield, mieście o liczbie mieszkańców ponadtrzykrotnie mniejszej od Warszawy, stacjonarnych Marksów jest 5, z czego tylko 3 prowadzą odzież i bieliznę. Trafiłam do sklepu położonego w centrum miasta, od którego dzieliło mnie tylko kilka minut spaceru z hotelu. Otwarty od 8 rano! Z żalem pominęłam bardzo rozbudowany dział spożywczy, przespacerowałam się szybkim krokiem po odzieżowym i ruszyłam do stanikowego raju, czyli działu bieliźnianego.

Nie da się ukryć, że w tradycyjnym zakresie A-D wybór był znacznie większy. Było to łatwe do sprawdzenia, ponieważ na każdym wieszaku (podobnie jak w polskich M&S-ach) znajduje się informacja o zakresie rozmiarów danego modelu. A-D, B-D czy A-E – te miały wyraźną przewagę. Co jednak nie zmienia faktu, że w moim rozmiarze 36G mogłam nabyć przynajmniej kilkanaście, a może nawet dwadzieścia kilka modeli staników, prosto z wieszaka, zarówno w kolorach bazowych, jak i jaskrawych sezonówkach (w sklepie online zaś wyszukiwarka daje liczbę… 76!). Nie zapuszczałam się zresztą zbytnio w bazówkę – gdybym miała więcej czasu, pewnie znalazłabym i pokazała Wam więcej.

Kupiłam tylko dwa – jeden miękki i jeden usztywniany. (Uwaga na marginesie: w M&S nie ma rozmiaru FF, jednak Marksowe 36G z reguły pasuje na mój biust).

(Przepraszam Was za jakość fotek – wszystkie zostały zrobione komórką, ponieważ nie miałam pewności, jak zareagowałby personel na dziwną Polkę biegającą między półkami z aparatem 🙂 Uwaga: wszystkie fotki przedstawiają modele D+!)

M&S Sheffield, Fargate. Obfitość miękkich balkonetek D+. Z lewej – bazowe dwupaki.

Nie brakowało też żywo ubarwionych plandży w zakresach DD-GG.

Mięta i malina. M&S Woman i Per Una. Ten miętowy przymierzałam – niestety dziobował.

 


Klasyczna (ślubna?) elegancja spod znaku Autograph. To moja ulubiona marka M&S, obok Per Uny.

Miękkusy i sztywniaczki D+ w kilkunastofuntowych cenach. Nasze znajome marki mają się czego bać…

Dwupaki, dwupaki… Proste, codzienne, niedrogie, 8 funtów za stanik. Nie do pobicia.

W przymierzalni. Buraczkowe palmy po lewej kupiłam i nie żałuję. Beżowej koronki na miętowym spodzie niestety nie – miałam w niej „smutny” biust.

W przymierzalni. Pośrodku miękki plunge, który leżał na mnie doskonale. Gdyby nie białe tło nadruku, kupiłabym go bez wahania. Choć w sumie i tak żałuję, że tego nie zrobiłam.

Po lewej – niezrealizowane marzenie. Nie kupiłam tego biustonosza, ponieważ pechowo mój rozmiar był jedynym, jakiego brakowało. Oczywiście zaproponowano mi wysyłkę właściwego rozmiaru do domu, a mnie, głupiej, nie przyszło do głowy spytać o wysyłkę międzynarodową, która z UK jest możliwa. Po prawej – mój drugi zakup 🙂

 

Z cyklu „różnice kulturowe” – takie oto urządzenie znajduje się w każdej przymierzalni.

Jeśli chodzi o rozmiary obwodów, zaczynają się one w Marksie od 30, choć nie we wszystkich modelach – użytkowniczka 30G także coś by dla siebie znalazła, jednak znacznie mniej niż ja (online – 10 modeli). Gorzej niestety z G-plusami – widziałam tylko kilka modeli i to głównie bazowych full-cupów do miseczki H, a większych wcale – nieliczne H-plusy są dostępne online.

Mimo powyższych ograniczeń – zaczynam rozumieć już, w jakiej sytuacji działają brytyjskie firmy D+. W sytuacji poważnej konkurencji ze strony potężnych, ogólnokrajowych sieci. Kolejną z nich jest Debenhams – sieć domów towarowych z własną marką D-plusową. Tu jednak znane nam firmy mogą już uszczknąć kawałka tortu – można je bowiem znaleźć na Debenhamsowskich wieszakach.

Debenhams nie taki Gorgeous

Co prawda rzecz głównie o Marksie i Spencerze, ale trudno mi pominąć mój drugi stanikowy zwiad. Najbliższa centrum placówka sieci domów towarowych Debenhams była niestety mała, ciasna i wyglądała, jakby czasy świetności miała już dawno za sobą. Być może dlatego znalazłam tam tylko kilka sztuk macierzystej marki Debenhams Gorgeous w moim rozmiarze, które jednak skwapliwie przymierzyłam (online wybór jest jednak olbrzymi – 96 produktów w moim rozmiarze!). Wyglądały sympatycznie, leżały nieźle, jakość jednak miały słabszą, zarówno w porównaniu z Marksami, jak i Freyą z wieszaka obok. Gorsze materiały, mniej staranne szycie, mimo że niektóre wzory całkiem efektowne. Z Evedenu i z Panache wisiało tam trochę bazówki, trochę sezonówki i trochę przecen – niestety! w moim rozmiarze nic ciekawego w przecenach nie było.

Po lewej – ten model musiał przyciągnąć mój wzrok. Mojego rozmiaru jednak już nie było – i nie szkodzi, bo w przymierzalni dostrzegłam jego wady (niestaranne szycie, słabej jakości zapięcie, ogólna tandetność). Po prawej – miękkusy do H w obniżonej cenie.

Po lewej – sztywniaczek do H, po prawej – strapless do G, oba marki Debenhams Gorgeous.

Ta miękka półprzejrzysta balkonetka najbardziej mi się podobała spośród „Gorgeousów”, brakowało jej jednak kokardki na mostku, a przeceniona była tylko o 30%. Nie zdecydowałam się.

Tak czy owak – wybór rozmiarów w Debenhamsie spokojnie pozwalał na przeprowadzenie dobrego bra-fittingu, choć do G wybór był wyraźnie większy (zwłaszcza w marce własnej). Nie przetestowałam jednak kompetencji obsługi, ponieważ, po pierwsze, trzeba było jeszcze zdążyć na samolot, a po drugie – obsługa nie sprawiała wrażenia zainteresowanej klientem. W przeciwieństwie do M&S, gdzie zapytano mnie dwukrotnie, czy nie potrzebuję pomocy w doborze rozmiaru. Że już nie wspomnę o guziczkach w przymierzalniach, służących do wzywania w razie potrzeby tych superuprzejmych istot, jakimi są sprzedawczynie w Marks&Spencer wersja UK. Zapewne jednak nie był to najlepszy Debenhams w kraju.

Po lewej – poznajemy. Po prawej – reklama usługi, z której nie skorzystałam.

Wracając zaś do marki własnej Debenhamsa – nie zrobiła ona na mnie piorunującego wrażenia. Lepsze wrażenie robi za to wybór rozmiarów – w G-plusach w tej konkretnej stacjonarce był słaby, online jednak wypada lepiej od Marksowskiego i to nie tylko ze względu na Freye, Panache, Curvy Kate itp. Samych Debenhams Gorgeous w rozmiarze 34J jest 14 modeli (w M&S – jeden smutny bezfiszbinowiec).

Przypomnę, że obie sieci, o których mowa, obecne są praktycznie w każdym mieście w kraju, obie też mają obszerną ofertę online. A u nas? No cóż, warunki są trochę inne.

Warszawskie peregrynacje

Jakoś około początku roku gruchnęła wieść, że w polskich Marksach coś się rusza. Ucieszyłam się niezmiernie i przy najbliższym pobycie w warszawskim CH Arkadia wpadłam do Marksa. I tadaam! Znalazłam tam całe dwa modele w moim rozmiarze, pierwszy raz od ładnych paru lat (kilka lat temu bowiem udało mi się przymierzyć jakąś miękką balkonetkę, jedyną na cały sklep, która leżała katastrofalnie). Rewelacją podzieliłam się z Wami na fejsie. Lepiej było w sektorze małobiuściastym – obwody 30 w mniejszych miseczkach spokojnie do dostania.

W końcu zdecydowałam się nabyć beżowego, jedwabiem krytego, modelowanego termicznie sztywniaczka marki Autograph – jest to mój pierwszy biustonosz marki M&S w prawidłowym rozmiarze kupiony w Polsce! Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jakością tego plandżyka z vintage’owej serii Rosie – świetne materiały (40% jedwabiu), staranne wykończenie i dobry kształt biustu. Zwłaszcza ten ostatni walor zachęcił mnie do zakupu. Moim marzeniem był ten sam model, ale w czerwieni – niestety znalazłam go tylko w wersji A-E.

Pierwszy Marks po latach: z wieszaka w CH Arkadia na moją kanapę (a następnie na biust 😉

Potem odwiedziłam jeszcze kilka innych Marksów – w Złotych Tarasach oraz Blue City, i w tym pierwszym (bo w drugim nie było nic) znalazłam już kilka modeli D-plusów, w tym tak niesłychane rozmiary, jak 32GG 😉  W moim 36G jednak znalazłam niewiele więcej niż w Arkadii. Były też bazowe full-cupy do miseczki H. W niektórych modelach, oznaczonych jako D-plus, wybór kończył się na… E.

M&S Złote Tarasy. 32GG – „kosmiczny” jak na M&S Polska rozmiar. Przymierzałam ten model w swoim 36G – niestety, słabo zbierał mi biust.

 

M&S Złote Tarasy – full-cup z lewej szyty jest do miseczki GG, a ten z prawej – do H. Przymierzałam ten pierwszy – mimo że na wieszaku nie zachwyca, leżał zupełnie nieźle. Te do H były jeszcze w kolorze cielistym.

M&S Złote Tarasy. Biustonosze ze znakomitej serii Rosie – niby DD-G, ale w mocno ograniczonym wyborze. Może już przebrane?

M&S Złote Tarasy. Z prawej plandż w dwupaku (ale, jak widać, kolory tylko bazowe); kosztował 139 zł – znacznie więcej niż podobne w Anglii (16 funtów to ok. 80 zł!)

Po powrocie z Anglii, pamiętając jeszcze Wasze zachęty, by sprawdzić jeszcze jednego Marksa – tego w Centrum, udałam się do Sawy na Marszałkowskiej (w Warszawie), by tam powypatrywać modeli choćby DD-G. To największy sklep tej sieci w Warszawie, piętrowy i najlepiej moim zdaniem zaopatrzony. I jakież było moje zdziwienie, gdy oprócz już znanego mi beżaka i czarnego ustywnianego bezdrutowca, na wieszakach znalazłam jeden z modeli, które miesiąc wcześniej przywiozłam z Anglii! Oprócz tego w DD-G znalazłam jeszcze usztywnianą halfo-balkonetkę, widzianą w Sheffield, trochę plandży „nawet” w miseczkach GG i bazowe miękkie full-cupy.

Obydwa D-plusy spotkałam w Sheffield, a tego sztywniaczka po prawej nawet kupiłam. Wygląda może trochę nietypowo, ale jest doskonały – recenzja w planach.

Plandżyk do miseczki GG – nie tylko na obrazku, ale i na wieszaku. Szkoda, że całkiem nie w moim guście.

Niestety Sawa mi strasznie nie po drodze i bywam tam wyjątkowo rzadko – obiecałam sobie jednak częściej wpadać tam choćby w celach poznawczych.

Dobry kierunek

Trochę skromnie – powiecie – w porównaniu z brytyjskim wyborem. Ano, skromnie. Zwróćmy jednak uwagę na fakt, że oto po raz pierwszy w Polsce w sieci sklepów, obecnej w dużych centrach handlowych, pojawiają się D-plusy. Nie liczę bowiem tych paru marnych koronkowców do GG sprzed lat, które zniknęły równie szybko, jak się pojawiły, ani jednego czy dwóch minimizerów w miseczkach do F. Te D-plusy wiszą na wieszakach, dostępne dla każdej sklepowej spacerowiczki, gotowe do bezstresowego przymierzania (choć polskie przymierzalnie pozbawione są guziczków). Spełnia się zatem moje marzenie sprzed lat – żebym, wchodząc do samoobsługowego sklepu z ciuchami i bielizną, znalazła na wieszakach cokolwiek na swój biust. Ideałem jest, oczywiście, by mój wybór był identnyczny z tym, który mają koleżanki mieszczące się w zakresie A-D.

Można więc chyba ostrożnie obwieszczać, że polski Marks&Spencer zaczyna się budzić z letargu, wpadł bowiem wreszcie na prosty pomysł, by kilka spośród dziesiątków produkowanych przez siebie modeli D-plusowych udostępnić polskim klientkom i zobaczyć, co z tego wyniknie. Osobiście bardzo temu pomysłowi kibicuję i mam nadzieję, że to trwała tendencja. Dlaczego? Czy nie wystarczą mi polskie bra-sklepy? Czy nie lepiej, by stanikowe uświadamianie odbywało się w mniejszych, wyspecjalizowanych sklepach, z wyszkoloną obsługą?

I tak, i nie. Są osoby, które nigdy z własnej inicjatywy się w takim sklepie nie pojawią – wolą wejść do dużego, anonimowego samoobsługowca. Takie, które nie lubią interakcji ze sprzedawcami, albo zraziły się do mniejszych sklepów – bo trafiały dotąd tylko do tych słabo zaopatrzonych i z niefachową obsługą. Są i takie, które zakupy robią prawie wyłącznie w centrach handlowych. Wreszcie, są takie, które już dobrały sobie rozmiar i wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi – i chcą po prostu wejść, zgarnąć z wieszaka 5 modeli, przymierzyć i kupić, bez dyskusji, bez kolejki do przymierzalni… Przy okazji, gdy wybiorą się po bluzkę czy sukienkę. Chciałabym, by rozmiary D+ stały się po prostu normalną częścią sklepowego krajobrazu. Niech każda z nas ma wybór – specjalistyczny sklep z bielizną oferujący bra-fitting, albo dom towarowy i możliwość samodzielnego buszowania między wieszakami.

Tworzyć popyt

Jeśli chodzi o jakość – większość biustonoszy M&S, z jakimi miałam do czynienia ostatnio, czy to przymierzając je i kupując w Anglii, czy w Warszawie, była dobrze skonstruowana i bardzo przyzwoitej jakości. W sheffieldzkiej przymierzalni byłam niezadowolona tylko z jednego biustonosza – w ślicznym miętowym modelu z beżową koronką biust nieładnie wisiał. Inny trochę stożkował, ale do przyjęcia. Reszta – bez zarzutu. Ceny w Polsce nie są niskie – okolice 120-130 zł – ale plasują się w dolnych rejonach, jeśli chodzi o ceny DD-plusów w naszym kraju.

Zachęcam więc te z Was, które mają blisko do polskich Marksów, a zwłaszcza do Sawy, do zajrzenia tam – a nuż w Waszym rozmiarze znajdziecie coś ciekawego. Niektóre z Was być może już znalazły. Ja na pewno będę systematycznie do Marksa wracać – może w końcu znajdę odpowiednik tego plunge’a, którego nie kupiłam w Sheffield, albo coś pokrytego czerwoną satyną? 🙂 A może jakieś codzienne, wygodne modele? Rzecz jasna, by firma zdecydowała się poszerzać dostępną w Polsce ofertę, musi dojść do wniosku, że jest na nią popyt. Warto więc ów popyt tworzyć – o ile towar na to zasługuje. Czy zasługuje? Moim zdaniem tak. A Waszym?

 

Może ci się spodobać

27 komentarzy

  • Kattie

    Hm, może więc pójdę na jakiś zwiad. We Wrocławiu M&S są dwa, jeden stosunkowo niedaleko mojej pracy, a do drugiego jest mi wybitnie nie po drodze. Kiedyś, jak był tylko jeden M&S, ze dwa albo trzy lata temu, byłam w nim na zwiadach – z ciekawości i dla zabicia czasu, bo czekałam na kogoś i przyszłam za wcześnie. Dział bieliźniany nie powalał wtedy ani wzorniczo, ani rozmiarowo, więc się zniechęciłam.

    21 maja 2013 at 10:24 Reply
  • quleczka

    Ooo….to sie pozmienialo 🙂 Jeszcze jakis czas temu w polskich MS w ogole 30tek nie bylo 🙂

    21 maja 2013 at 12:46 Reply
  • tfu.tfu

    ten nudziarz z pierwszego zdjęcia to jako żywo kopia Amelie Fauve 😉
    Ja nie skomentuję wyboru w polskich M&S-ach, bo cokolwiek napiszę, to napiszę brzydko 😛

    21 maja 2013 at 14:05 Reply
  • yaga7

    Ja na M&S się nie znam, w Kraku nie ma żadnego, więc w sumie jest mi dość obojętne, co sprzedają, ja i tak tego nie kupię 😉
    W sumie osobiście dużo bardziej ucieszyłabym się z możliwości wysyłki do Polski niż ze stacjonarnego sklepu w Krakowie. Bo stacjonarnie pewnie i tak nie robiłabym zakupów.

    21 maja 2013 at 16:19 Reply
  • kasica_k

    @tfu.tfu, jak przyjedziesz do Wawki, to przejdź się do Sawki – naprawdę coś się zmienia.

    21 maja 2013 at 17:03 Reply
  • roza_am

    Jak to różnie można odbierać style różnych sklepów 🙂 Dla mnie te ciągłe pytania załogi M&S były zbyt nachalne, za to świetnie się czułam w Debenhamsie z jego dyskrecją i dystansem pozwalającymi na swobodne buszowanie wśród wieszaczków i wielokrotne wycieczki do przymierzalni.
    Mam też odwrotne doświadczenia z ofertą obu marek. W M&S nie znalazłam nic godnego uwagi (jak krój pasował, to rozmiaru nie produkują, jak był rozmiar, to w niekompatybilnym fasonie). Za to balkonetki z Georgeousów okazały się idealne krojowo. A i jakościowo też nie mam swojemu nabytkowi nic do zarzucenia. Po dwóch latach jest cały i zdrowy, i lubię go coraz bardziej.

    Pomimo własnych doświadczeń, oczywiście cieszę się, że w polskich sklepach M&S jest coraz lepiej z ofertą. Każdy postęp na rynku się liczy, a i konkurencja cenowa nie jest bez znaczenia.

    21 maja 2013 at 19:17 Reply
  • kasica_k

    Ten “mój” Debenhams był ogólnie trochę zapyziały, być może niereprezentatywny – bo oferta online jest naprawdę imponująca i przypuszczam, że jakość po prostu jest różna. Marksowe staniki też mają różny poziom, a mnie się jakoś ręce wyciągały głownie po te trochę droższe linie, jak Per Una czy Autograph 🙂 Ogólnie – gdybym tylko miała czas pojechać do Meadowhall czyli wieeeelkiego malla dalej od centrum, to być może moje wrażenia byłyby całkiem inne i wrocilabym z walizką Debenhamsow zamiast dwóch Marksów 🙂

    21 maja 2013 at 20:10 Reply
  • Daga

    biustonosze M&S – moim zdaniem szału nie ma.
    Byłam we Wrocławiu, zmierzyłam ok. 20 modeli (uczynna pani ciągle przynosiła nowe), ale ŻADEN, dosłownie żaden nie leżał nawet przyzwoicie (noszę 36E) [tydzień później w Only Her musiałam się decydować między co najmniej 5 modelami], jeden z modeli nareszcie mi zaprezentował, czym właściwie sa te kacze dzioby ;), a reszta leżała mniej więcej jak Triumf – biust się rozłaziłna boki, 0 efektu. i te ceny… większość staników była biała/czarna w cenach 129-139zł (w OH udało mi się dostać Freyę za 155, leżącą bosko), dwupak za 110 (jedyny kolorowy) leżał wręcz tragicznie, najlepiej leżał… minimizer.
    Nauczona doświadczeniem, więcej się nie wybiorę : )

    22 maja 2013 at 00:54 Reply
  • kasica_k

    To i ja się podzielę rozczarowaniem – wczoraj wieczorem, czyli już po opublikowaniu tego wpisu, byłam w warszawskim Blue City i wpadłam do M&S. Najpierw się ucieszyłam, bo od razu przy wejściu znalazłam kolorowego miękkiego (!) plandża w D+, o tego:
    http://www.marksandspencer.com/Limited-Collection-Embroidered-Animal-Non-Padded/dp/B000YFX472?ie=UTF8&ref=sr_1_22&nodeId=66404031&sr=1-22&qid=1369186921
    Nawet był mój rozmiar i nawet pasował. Kosztował chyba 109 zł. Nie leżał za dobrze, ale do przeżycia, jak na miękkiego plunge’a z “wiszącymi” fiszbinami, czyli krój, który z reguły słabo zbiera mi biust. Ale był tandetny – słabe zapięcie, wszystko jakieś takie… byle jakie. Za to optycznie naprawdę fajny – szkoda.

    Tak czy owak – fakt, że po raz pierwszy od początku Wszechświata w jakiejkolwiek sieciówce w Polsce mogę dostać mój rozmiar stanika uważam wciąż za wielkiego newsa. I tylko denerwuje mnie, że Brytyjki mają w tej samej sieciówce o tyle większy wybór ode mnie.

    22 maja 2013 at 03:52 Reply
  • Milka

    W M&S w dawnej Sawie rzeczywiście można czasem upolować jakiś “biuściasty” rozmiar. Cóż z tego. Powiedzieć, że usztywniane plunge rozstawiają na boki, to mało, one rozrzucają biust na boki. Obwody większości staników wiotkie, co skutkuje mocnym wpijaniem się w ciało. Jak mam wydać 120-130 zł na stanik M&S, to wolę dodać te 50 zł i kupić Freyę. Efekt zebrania będzie 100 razy lepszy, a i posłuży mi znacznie dłużej.

    22 maja 2013 at 08:58 Reply
  • Xiaoxiongmao

    Ja też z Krakowa, a nieczęsto się wybieram do Warszawy, więc na razie się nie cieszę dostępnością większych rozmiarów bielizny w M&S. Ale bardzo chętnie bym z niej skorzystała, gdybym mogła. Mnie ostatnio irytują dwie rzeczy w polskich sklepach: bardzo wysokie ceny brytyjskich marek (nie zapłacę 300 zł za komplet!) oraz coraz mniejszy wybór kolorystyczny, np. od Ewy Michalak, która twierdzi, że jej klientki wolą kolory zachowawcze. A więc bardzo by mnie ucieszyła możliwość nabywania kolorowej, najchętniej miękkiej, dobrej jakości bielizny w cenach M&S, aczkolwiek zastanawiam się, czy ta sieć też nie ograniczy dostępnych w Polsce wzorów do czerni, bieli i beżu.

    22 maja 2013 at 13:20 Reply
  • gość

    ja byłam w ostatnią sobotę w M&S w Poznaniu.Dział bieliźniany”przeleciałam ” bardzo szybko.Na pewno nie było dużego wyboru rozmiarowego. Większość miseczki do d.Przymierzałam fajnego beżowego straplesa ,rozmiar “32d” ,niestety był zamały( większych w tym obwodzie brak).

    22 maja 2013 at 15:13 Reply
  • korlat

    Bardzo zaluje ze nie ma M&S w Krakowie 🙁 Nie ukrywam, ze sama mozliwosc wyboru jest kuszaca. Ale bardzo denerwuje mnie różnica cenowa między brytyjskim a polskim sklepem, ale to niestety chyba nigdy sie nie zmieni 🙁

    Z niecierpliwoscia czekam na recenzje! 🙂

    23 maja 2013 at 12:34 Reply
  • BeFlame

    Nice and eye catching colours!

    23 maja 2013 at 20:37 Reply
  • aleksandromaniak

    Droga Kasico i inne czytelniczki ! 😀
    Ja osttanio zrobiłam mały eksperyment i pojawiłam się w warszawskiej Sawie w M&S trzy razy. Wniosek mam jeden : trzeba trafić na dzień, najlepiej ten dostawy czy tuż po. Za każdym razem, w odstępie kilku dni, asortyment był bowiem inny.
    Podczas ostatniej wizyty był najmniejszy wybór, ale bardzo miła sprzedawczyni (u której można poprosić o usługę dobierania biustonosza) wyjaśniła mi, że rozmiary są już mocno przebrane.
    Moje wrażenia są takie :
    1) rozmiarowo : przy obecnie najczęściej noszonym brytyjskim rozmiarze 70 F w M&S najczęściej oznacza to dla mnie zarówno za mały obwód, jak i za małą miskę. Miska zresztą zgadzałaby się z tabelką. Wydaję się, że rozmiarem na który mam zwracać tam największą uwagę jest 75 F.
    2) modele : jestem zdecydowanie plandżowa. Potrzebuję i lubię mocne zebranie z boków. W oko wpadł mi dokładnie ten sam plandż Autographu, który kupiła Kasica. Przymierzałam akurat 70 G. Zapięłam się, ale cisnął. Problem był jednak inny : miskowo był dobry, ale leżał na mnie jak zbroja. Wyglądał na mnie jak full cup, co jest osiągnięciem. Inny, przymierzany za pierwszym razem (ech te dwupaki za 105 zł wówczas ;)), rozstawił piersi na boki . 😉 Przymierzałam również tę kwiatową balkonetkę na szarym tle. Rozmiar 75 E. Obwód oczywiście nie cisnął już, ale na najlużniejszej haftce chyba bym go nie zapinała. Miska była za małe, ale akurat F już nie było. Za to – jak na osobę mało balkonetkową – leżał naprawdę dobrze. Zaokrąglał, bardzo wygodny. Będę wracać, żeby jeszcze poprzymierzać.Kosztował chyba 110 zł i był jednym z tańszych.. Pani twierdziła, że ceny dostosowane są do polskich portfeli, ale z notki Kasicy wynika, że to trochę ściema 😉
    3) Dużo wybór dla małobiuściastych przy każdej mojej wizycie. W sumie najbardziej podobały mi się właśnie modele do DD, E. 😉 Np. śliczne miętowe balkonetki. Uwaga, uwaga. Rozmiary typu : 30 B, C ! 🙂 w atrakcyjnych cenach i dwupakach. Zastanawiam się, czy 30 nie pasowałaby na 28, biorąc pod uwagę moje obwodowe doświadczenia.
    4) Panie od brafittingu wiedzą podstawy, ale na zasadzie czarno-białej. Pani w ogóle nie zrozumiała że M&S ma inną rozmiarówkę niż typową brytyjską, że można mieć różny rozmiar w zalezności od specyfiku modelu itd. Za to słyszałam, że jednej pani odradzała balkonetkę, bo uznała, że ma zbyt zamkniętą miskę, sprawdzała czy fiszbina okala pierś itd.

    23 maja 2013 at 20:39 Reply
  • aleksandromaniak

    Co do jakości : balkonetka spokojnie jak Cleo. Plandź był bardzo starannie wykonany i sprawiał wrażenie wręcz luksusowego. Szczerze, równie dobrze mogłabym go uznać za maskaradkę, tylko kosztował 139 zł?, a na maskaradki w polskich sklepach już nie patrzę. Raz spojrzałam na Orlę? i zobaczyłam 240 zł aaa. 😉
    A, jeszcze sporo dwupaków, full cupy dla pań o obwodach 80+.

    23 maja 2013 at 20:44 Reply
  • Zireael00

    O rety, rety mięczaki: malina i mięta są wspaniałe. Rosie kupiłabym bez wahania, jeśli by tylko pasowała.
    Mamy w Posen piętrowego Marksa. Zazwyczaj zwiedzam namiętnie dział spożywczy, ale moje oczekiwania względem części bieliźnianej właśnie zostały rozbudzone. 😉
    Cieszy mnie spory udział plungów w ofercie. Myślę, że mój brytyjski rozmiar (pi razy drzwi 32F, noszę niemal wyłącznie Effuniaki, dawno nie mierzyłam brytola), będzie dość łatwo dostępny. Po weekendzie ruszam na rekonesans!
    Dziękuję za świetny i użyteczny tekst.

    24 maja 2013 at 00:09 Reply
  • madzioreck

    W Łodzi M&S jest jeden, w CH Port Łódź. Byłam dwa razy, i oferta mnie nie powaliła na kolana. Większość tego, co wisiało, to białe, czarne i beżowe formowane gładziochy, rozstawiające biust na boki i spłaszczające niemiłosiernie, z charakterystycznymi, wywijającymi się na zewnątrz krawędziami misek. Obfitość rozmiarów typu 36B. Jako taki wybór był w 30B, 30C. W moim rozmiarze 30F/32E za pierwszym razem nie znalazłam nic, za drugim (wybrałam się zachęcona Rosie, którą mierzyłaś) – panie były zdziwione pytaniem o rozmiar, tzn. nie tyle w sensie “takich nie ma”, bardziej, że w ofercie na Polskę słabo z nimi. Wynalazły mi 3 sztuki 32E – Rosie (piękna, czerwona, fajnie leżała, niestety chciała mnie zabić mostkiem jak nic, co dotąd mierzyłam, dwa dni rozpamiętywałam 😉 ), usztywnianego bezfiszbinowca (masakra :))) ) i kwiecistego, usztywnianego halfa z dwoma cięciami – który w sumie pasował i leżałby pięknie, gdyby nie to, że patrząc na piersi z góry widziałam dwa… idealne trapezy 😀 Może miski zaokrągliłyby się po praniu, a może nie – wolałam nie ryzykować za cenę 120+.
    Panie obsługujące jak najbardziej wyrażały chęć pomocy, również w doborze rozmiaru, ale wielkiego pola do popisu nie miały i nie za bardzo byłoby na czym robić mi brafitting.

    24 maja 2013 at 21:29 Reply
  • Kattie

    Ja byłam w czwartek na zwiadach. Rozmiaru 34F na stronie sklepu M&S jest 7 stron, w sklepie na Oławskiej we Wrocławiu wisiał chyba AŻ jeden (choć może to było 32F, nie pamiętam). Poza tym jakieś pojedyncze egzemplarze misek G i H, w tym jedno 34G, ale głównie od 36 wzwyż. Kilka rozmiarów DD, nawet stroje kąpielowe kończyły się na DD, zdecydowana większość rozmiarów to “jedyna słuszna rozmiarówka” A – D. Kilka modeli kolorowych, w tym ten fioletowy miękkus w różowe cętki, ale tak poza tym to biel, czerń, beż. Nic mnie nie zachwyciło. Kilka modeli, które mi się spodobały, kończyły się na misce D lub DD. Innymi słowy, nadal w M&S nie mam czego szukać.

    25 maja 2013 at 11:06 Reply
  • aleksandromaniak

    Wychodzi na to, że w Warszawie największy wybór, smutne.
    Sprzedawczynie zapewniał, że oferta będzie się poszerzać,oby wszędzie.
    Podobno wpływ miały pytania klientek.

    25 maja 2013 at 13:55 Reply
  • kasica_k

    I ja zrobiłam sobie ponowną wycieczkę po kilku Marksach. I uderzyła mnie jedna rzecz w porównaniu z brytyjskim sklepem, o której nie napisałam chyba przez jakieś umysłowe zaćmienie 🙂 U nas prawie w ogóle nie ma miękkich biustonoszy na fiszbinach. Praktycznie same wytłoczki! Z D+ widuję najwyżej 2-3 modele miękkie na cały sklep, z czego jeden jest biały, drugi czarny, a trzeci jest tym tandetnym wg mnie fioletowym plandżem, o którym pisałam w poprzednim swoim komentarzu. Nawet w Sawie. Tam była biała balkonetka Per Una do G i ten full-cup do H w czerni i beżu, który jest naprawdę dość chomątowaty, w totalnie przebranych rozmiarach. Miękkie są głównie minimizery, te w pudełkach, których mi się nawet nie chce oglądać. Może jakieś pospolite ruszenie by się przydało, by wytłumaczyć komu trzeba, że polskie biusty D+ wychowane na brafittingu NIE chcą minimizerów? I że nie każdy biust kocha sztywniaki, zwłaszcza że wiele z nich leży tak sobie?

    25 maja 2013 at 23:55 Reply
  • szarlatanszmatan

    Również byłam dzisiaj na zwiadach we Wrocławiu:P Chyba mają tam teraz pielgrzymki wybrzydzających klientek i zastanawiają się co spowodowało, że nagle namnożyło się tyle pań, które majaczą o jakichś dziwnych rozmiarach:P
    Niestety nic ciekawego nie wypatrzyłam. Kolory bazowe, kilka kolorowych też było, ale rozmiarówka raczej rodem z tryjumfa. G+ w ogóle nie widziałam, albo może jeden, 38G? Nie pamiętam, bo przyznaję, że podeszłam dość egoistycznie do sprawy i po prostu sprawdzałam czy nie ma czegoś w moich rozmiarach. Jeśli chodzi o okazje cenowe, to były białe staniki za 55 zł, ale z “ciekawych” rozmiarów tylko 70D i 70DD.
    Wcześniej byłam w M&S na Oławskiej we Wrocławiu. O dziwo znalazłam tam bardzo ładnego miękusa w moich okolicach rozmiarowych (34E, ale nie mierzyłam go, więc nie wiem czy był dobry), kolorystycznie podobnego do mojego ulubionego Pour Moi? Opulence w wersji purpurowej. Cena nie była aż tak wygórowana (chyba 110 zł), ale pomyślałam, że w sumie nie wiem jaką jakość prezentują bieliźniane wyroby M&S, więc na zakupy wybiorę się jednak do Only Her.
    Podsumowując, szału nie ma, ale może trafiłam na dni, kiedy biustonosze były już przebrane? Myślę, że M&S ma potencjał, a przynajmniej chcę w to wierzyć, bo marzy mi się bieliźniany sklep samoobsługowy, bo ja taka nieśmiała jestem:P O brafittingu wiem na razie niewiele i pomoc w przymierzalni jest mi jeszcze potrzebna, ale za kilka lat chciałabym pójść do sklepu i po prostu, tak od niechcenia przymierzyć sobie stanik. Bo w chwili obecnej nie wyobrażam sobie, że przychodzę np. do Only Her, przymierzam 10 staników i po godzinie mówię brafitterce “Dziękuję, dzisiaj niczego nie kupuję, przyszłam sobie tylko poprzymierzać ładne staniczki”. No cóż, jak widzicie nie jestem asertywna, ale po prostu wydaje mi się, że nie wypada zająć komuś czas i odejść bez niczego.
    W wielkim sklepie samoobsługowym nie czułabym się już tak zobowiązana do zakupu:P

    26 maja 2013 at 01:06 Reply
  • aleksandralm

    Ja mialam okazje odwiedzic Debenhamsa w trakcie bytnosci w Londynie. Przymierzylam to i owo i zanabylam tez. Miekkiego Plunge’a Gorgeous, bialego w rozowe kwiatki. Niestety tylko to dobrze na mnie lezalo.
    ale powiem jedno, w sklepie tego nie poczulam, ale przy noszeniu to 32H (on malomiskowy byl) cisnie jak imadlo – przedluzka bedzie niezbedna.

    O Marksie sie nie wypowiem bo nie bylam

    26 maja 2013 at 22:05 Reply
  • kasica_k

    @szarlatanszmatan, ” za kilka lat chciałabym pójść do sklepu i po prostu, tak od niechcenia przymierzyć sobie stanik.” – no właśnie! Ja po prostu lubię szoping, szperanie, chodzenie między półkami i “element ludzki” przez większość czasu tylko by mi w tym przeszkadzał. Nie mówiąc już o tym, że biusty i bielizna to dla wielu kobiet dość intymny temat i w ogóle nie każda lubi o bieliźnie rozmawiać w publicznych miejscach… Brafitting powinien być dla wszystkich, nie tylko dla tych lubiących interakcje 🙂

    29 maja 2013 at 14:28 Reply
  • renulec

    Dzisiaj była u mnie klientka, która zakomunikowała, iż Pani w najbliższym M&S zwróciła jej uwagę, że ma na sobie biustonosz, który nie zbiera biustu. Powiedziała jej też, że niedługo będzie dostawa i zaprasza ją na zakupy.
    Klientka miała na sobie Tango kupione u mnie, rozmiar 34JJ. Owszem, nie jest to super-model, wiem, ale ciekawa jestem niezmiernie, co dostanie do zmierzenia w tym M&S (wiem, jestem wredna)…

    7 czerwca 2013 at 21:13 Reply
  • aleksandromaniak

    Z tą miseczką nic nie dostanie 😉
    Swoją drogą jeśli tylko taką ,,wadę” biustonosza znalazła, to nie ma tragedii ;)))

    7 czerwca 2013 at 22:01 Reply
  • renulec

    @Aleksandromaniak, ja tego nie napisałam, hihi 😉 Tango ma wady, ale ma także sporo zalet, przede wszystkim taką, że JEST! A uwaga Pani z M&S kwalifikuje się pod “słomkę w cudzym, a belki we własnym”…

    7 czerwca 2013 at 23:24 Reply
  • Leave a Reply